Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2017, 21:59   #258
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację


Wyładowania czystych promili przepełniły piwniczne pomieszczenia podejrzanego sklepu czarnych imigrantów. Jakiś czas później na miejscu zawitał Mroczny Pan, który wśród niebieskich i strażaków oglądał zniszczenia. Co prawda sklep spłonął, ale budynek - o dziwo - nie zawalił się, a twardo stał tam gdzie stał od wczesnych lat trzydziestych. Ani wojna, ani okupacje, ani nawet złodziejstwo postkomunistyczne (z zabarwieniem postsolidarnościowym) nie złamały kręgosłupa tego dzielnego budynku, który niczym stara latarnia wyznaczały drogę tradycji i kultury. Zrządzeniem losu budynek ten został przez wszystkich zapomniany - przez wszystkich prócz heretyckiego klanu rodem z zakazanych i bluźnierczych czeluści czarnego Harlemu. Hamerykańska grupa uchodźcza była najobrzydliwsza z najobrzydliwszych czarnuchów jakie świat oglądał, ale została już pokonana - przede wszystkim ku bezpieczeństwu czarnoskórych odwiedzających te części Europy z Afryki (których to zresztą ze względu na podobną grupę etniczną, a tą samą rasę często czarnuchy podmieniały, żeby dodawać swoją lewacką cegiełkę do lewackich murów wznoszonych w europejskich ośrodkach uniwersyteckich). Powracając jednak do finału starcia Jadwigi i Ryszarda to niewiele pozostało po satanistycznym kulcie, a te kilka zwłok, które udało się pozbierać szufelką do worków wzięto po prostu za pracowników nielegalnej bimbrowni i hodowców narkotyków (naścienny grzyb pomieszczeń piwnicznych miał rzeczywiście właściwości halucynogenne).

Z całej tej historii najważniejsze jednak było, że ostatecznie budynek trafił w ręce Skarbu Państwa. Mimo, że opinia publiczna dość krótko żyła "wypadkiem" w nielegalnej "bimbrowni" (pojawił się na ten temat pojedynczy reportaż w regionalnym TVP, na różnych stacjach radiowych poinformowano o tym parę razy, a w gazetach to były krótkie wzmianki) to pewnie wyjątkowo, wprost ohydnie, nieuczciwi adwokaci i ich rodziny żyjące w strukturach państwowych (aktualnie głównie samorządowych), postanowiły wystąpić z jakimiś roszczeniami pokazując jakieś typowo nic nie znaczące kwity. Nie było jednak na to zgody! Ostatecznie osoby te nie dostały ani złotówki za ten budynek, a w przeciągu kolejnego roku wybuchła zresztą większa afera o tym dość powszechnym procederze. Niestety dla społeczeństwa było ono za bardzo zinfiltrowane przez materialnie i moralnie skorumpowaną, zorganizowaną grupę przestępczą, aby móc jednego, czy drugiego gnoja pociągnąć do faktycznej odpowiedzialności. To tak jakby była możliwość skazania wyrokiem sądowym osoby, która wcześniej posadziła na stołku sędziego, który miałby wydawać ten wyrok, właśnie za to posadzenie na stołku.

Wracając jednak do Ryszarda to ten leciał i leciał i leciał, aż doleciał. Ciemno, kompletnie ciemno i nikogo nie było widać. Miał zamknięte oczy, więc je otworzył. Nie było już kompletnie ciemno, a tak, no, średnio ciemno. Tak jakby ciemno, ale nie zupełnie. Trochę. Większość światła blokowała zasłona to i ją odsłonił. Ze zdziwieniem ujrzał jednak, że jest coś bardzo nie tak. Coś, kurewsko, bardzo nie tak. Znajdował się w mieszkaniu, w którym mieszkał zanim go wypierdolono na ryj za pijaństwa. Nie pamiętał jak tam się znalazł, ale tam był. Mieszkanie było puste, ale widać było, że używane. To znaczy używane przez małżonkę, czy tam byłą małżonkę, no i przez córkę. Lodówka pełna, z głodu ściskającego żołądek poczęstował się kabanosami i już miał wychodzić, gdy nagle usłyszał dźwięk. Znajomy dźwięk sprzętu elektronicznego, którym posługiwał się Złomokleta. Laptop córki był wciąż włączony i stał na stoliku w jej pokoju, czy jednak powinien ingerować w jej prywatność? Co za pytanie! Może i był pozbawiony praw rodzicielskich, ale przecież wciąż był rodzicem! Okazało się, że to jakiś serwis społecznościowy "Pejsbuk" był włączony. Korzystał z niego Złomokleta, więc Ryszard mniej więcej wiedział co klikać i jak klikać, żeby gadać. Kilka wiadomości odebranych, a nie przeczytanych... wtem z szafy zeskoczył kot o mało nie doprowadzając obolałego Ryszarda do zawału, a przy okazji strącając coś co mogło być - i rzeczywiście było - pamiętnikiem córki! Już Ryszard miał sięgnąć po gruby zeszyt, gdy usłyszał dźwięk otwieranej i zamykanej lodówki. Powrócił ostrożnie do kuchni, ale nikogo tam nie zastał. Na stole pojawiło się jednak coś czego wcześniej tam nie było: fotografie Zdzicha Sawieluka, Vela, Złomoklety, Profesora, Rasputina, Jadwigi Bass, Ajeja i Holiłuda. Z lodówki natomiast znikła wcześniej pozostawiona część kabanosów. Nagle na korytarzu rozległy się dźwięki jakiegoś zamieszania. Ryszard wyjrzał przez judasza i zobaczył jak Holiłud z tym czarnym studentem, którego wcześniej uratowali wciągają nieprzytomnego Ajeja do mieszkania naprzeciwko. Mieszka tam znany złodziejski skurwysyn z talentem rentów, które leczom. Bimbromanta już chciał wyjść z mieszkania, żeby pomóc wiernym towarzyszom, ale gdy tylko odsunął się od drzwi to nad judaszem zobaczył kartkę samoprzylepną z napisem "Po wyjściu nie będzie tu powrotu."



Akcja Holiłuda została przeprowadzona precyzyjniej niż wysadzenie World Trade Center piętro po piętrze mniej więcej tak co by pył przysłaniał kolejne wybuchy. Co tam karetki i inne takie pierdoły, gdy można po prostu zabrać samochód i wesoło przejechać przez miasto przy okazji łamiąc połowę możliwych przepisów. Oczywiście cała ta jazda została zarejestrowana przez różne kamery, ale nikt bezpośrednio nie miał żadnych pretensji, a o to chodziło. W między czasie Ajej zupełnie odleciał, ale zanim to zrobił to powiedział wszystkie namiary jakie były potrzebne. Holiłud zatrzymał samochód przed jakimś obskórnym blokiem - nawet jak na standardy Zasranych Stanów. Z któregoś piętra dobiegały odgłosy dość ostrej i brutalnej awantury między kobietą i mężczyzną. Kurwy leciały na prawo i lewo, a żelazko wypadło przez zamknięte okno (no, po drodze wybijając szybę) i wbiło się w dach nowej fury Holiłuda. W tym samym momencie jakiś dresiarz przechodził chodnikiem i przystanął, aby strzepać z siebie odłamki szkła i nagle zobaczył czarnego i już miał robić awanturę, gdy spostrzegł Ajeja (nieprzytomnego) i sobie poszedł.

Po chwili Holiłud, czarny student i niesiony przez nich Ajej przekroczyli progi Fejlana. Kolejnego mutanta jakiego spotkał Holiłud w ostatnim czasie. Ten to był konkretny mutant. Karłowaty nawet na warunki karłowatości, łysy jak kolano (nie miał nawet brwi), z mocno haczykowatym nosem, wielkimi uszami i głęboko osadzonymi oczami. Zęby miał bielsze jak najlepsze aktorki porno, a szczerzył się tak jak to szczerzą się chciwe sukinsyny, gdy zwęszą ofiarę.
- Zapraszam, zapraszam. - powiedział dość piskliwym i nieprzyjemnym głosem z wyraźną wadą wymowy (dość "popularną" w niektórych kręgach, a polegającą na wymawianiu "R" jakby to było takie trochę dziwne "Ł").
- Och, Ajej! Znam tą osobę! Ale was nie znam. Wiem, że on jest niezbyt wypłacalny, więc usługi medyczne na zeszyt być nie mogą. Co możecie zaoferować? - akurat te słowa doleciały do uszu Andrzeja Młota, który otworzył oczy i choć ruszać się nie mógł to mógł rozmawiać. Fejlan posługiwał się mistycznymi mocami znachorskimi znanymi jako RENTY, KTÓRE LECZOM. Polegało to na tym, że trzeba było mu oddać swoją rentę lub ekwiwalent średniej renty, a on to zamieniał w lecznicze zdolności. Nie dało się inaczej, bo medyk to był z niego żaden, a jego leczo nadawało się co najwyżej, żeby pobrudzić sobie ubranie.
 

Ostatnio edytowane przez Anonim : 10-01-2017 o 22:16.
Anonim jest offline