Po niespodziewanym ataku robactwa Tosse cofnął się aż na dno komory, bo po chwili ochłonął. Nie ryzykował, że wzbudzi zainteresowanie żuczków więc poczekał w napięciu aż to one się usuną z komnaty.
Nieludzkie krzyki zwiastowały, jak zawsze, czyjąś śmierć. Nie było się nad czym szczególnie rozwodzić, z agenta, który jako pierwszy władował się za kratę by szydzić z reszty, zostały marne resztki. Jeden z reszty miał najwidoczniej radochę z oglądania i badania tych resztek. Przynajmniej tyle.
Z ponurą miną i młotkiem w dłoni stanął przed kratą tego, który domagał się by go wypuścić.
- No debil - burknął i odszedł w kierunku drzwi zerknąć w dalszy korytarz, ciemny i głuchy.
- Żyjecie, czy wam też własne gówno utrudnia wygramolenie się z jamy? - droczył się z Maximilianem, krzycząc do pozostałych w jamach. Ostatecznie rechocząc otworzył kratę i wyszarpnął towarzysza niedoli szarpiąc za nogę.
- Chodźmy, nasz gospodarz widać jest w humorze, drzwi otworzył.