Mogło być gorzej. Znacznie, znacznie gorzej. Ruiny w miejscach takich jak to nierzadko bywały zamieszkane przez przeróżnych bywalców, rzadko jednak tacy tubylcy mieli zamiary inne niż pożarcie czegokolwiek, co przybywało do ich siedliska. Rashemi z wdzięcznością spojrzała na strzaskane mury, widząc w nich obietnicę przetrwania w dziwnym lesie. Z pewną satysfakcją pogładziła popękane przez upływ czasu kamieni - kimkolwiek byli bogowie, którzy byli czczeni w tej kaplicy, teraz stanowili przeszłość.
Wkrótce też wybrała się na polowanie, zupełnie jakby wszystko wróciło do normy. Dała znak swoim kompanom, po czym zanurzyła się w leśny gąszcz. Brak jej brata boleśnie jednak przypominał o jej zadaniu. Rozpoczęła zatem polowanie.
Potrwało nieco, zanim znalazła odpowiednie miejsce. Jednak znalazła to, co miała znaleźć: trzy sarny, gotowe na to, co zamierzała. Częścią polowania było oczekiwanie na to, kiedy zadać uderzenie. Wreszcie, kiedy odnalazła zwierzynę, uśmiechnęła się szeroko i napięła cięciwę, gotowa wypuścić strzałę, kiedy tylko miał się nadarzyć właściwy moment.
Kiedy wypuściła strzałę z łuku, natychmiast podbiegła. Nie trwało to zbyt długo: najpierw krótki okrzyk zranionego zwierzęcia, potem już tylko raczej mechaniczne konwulsje. Wzięła martwe zwierzę w ramię i powstała.
- Bogowie poszczęścili nam dzisiaj - mruknęła, dobijając zwierzę.
Nagle, zobaczyła. Wilk. Wielki i biały. Patrzył w jej stronę. Huldra wiedziała, że lasy takie jak te mogą być pełne wilków. Jej twarz mimowolnie zaczęła wykrzywiać się we wściekły grymas, obnażając zęby, ręce same wędrowały w stronę kołczanu. Nic jednak z tego. Uciekł natychmiast, nawet nie miała szansy, by w niego wymierzyć.
Z westchnieniem zaczęła wracać do zaimprowizowanego obozu.
* * *
Aby zapobiec zepsuciu się mięsa i jak najszybciej je przygotować, wzięła się do roboty.
- Wilk - rzekła w stronę
Houna, sięgając pod skórę i wyciągając jelita. Systematycznie oprawiała sarnę.
- O, taki wielki. Miałeś rację. Zapewne jest ich tutaj więcej.
Zdjęła skórę, zachlapując swoje ręce krwią. Odrzynała płaty mięsa, które upieczą później lub też wysuszą na dalszą podróż.
- Chcemy iść na zwiady, musimy iść we dwóch, we trzech. Albo wszyscy. Jeden to za mało, w paru damy dość odporu watasze.
Trzeba byłoby ułożyć jakiś plan działania, im szybciej, tym lepiej. Ostatecznie, był to dopiero pierwszy dzień, a ich najlepszym wyjściem byłoby po prostu uciec z lasu jak najdalej, poza Bród Ashabe. Czy
Burgly’emu warto było wierzyć, że po tym wszystkim po prostu ich wypuści? Huldra wątpiła w to. Bądź co bądź jednak trzeba było wyprawić się na zwiad, na co zwrócił uwagę elf.
- Ruszamy teraz czy czekamy do następnego dnia? - rzekł
Cador.
- Ruszajmy już dziś - odparła -
. Ja idę. Kto ze mną? - zapytała, zlizując krew sarny ze sztyletu.