Sandrus zaraz po opatrzeniu ran siedział zamyślony odpychając drągiem od dna łajbę. Nadal nie mógł się pogodzić z niepowodzeniem całej akcji porwania tej parszywej łajby i ciągle powtarzał sobie w myślach.
~Pal licho z tymi opryszkami, ale co zawiniła ta kobieta. Oszpecona na całe życie jak jej się odwdzięczyć zabrać z powrotem jej nie możemy, może zapytam towarzyszy.~
-Co robimy z tą dziewoją przyjaciele. Wszak oszpecona został z naszej to winy, może by jej jakoś to naprawić czy jak to się tam mówi.
Greenston nie zdążył dokończyć gdy jego oczom ukazał się tartak.~Nareszcie koniec tej żeglugi, skończmy tą beznadziejną robotę.~ Po chwili towarzysze zaproponowali zwiad nic nie myśląc skinął potwierdzająco głową do Szuła. W momencie gdy zostali sami postanowił, że podziękuję Michałowi za jego cierpliwość do reszty towarzyszy.
-Dobrze znów być na lądzie, z takim towarzyszem jak ty wojować zawsze można. Nie bacz ostro na nasze zwyczaje my tylko dobrze dla tych rzezimieszków chcieli, w końcu oni nic nam wini są.
Kończąc mówić skupił się na ochronie tyłów i cichym poruszaniu. Rozglądał się w pełnym skupieniu i starał się stąpać jak najciszej co by ich nie zaszli od tyłu. Stawiając pomału kroki podążał za swym przyjacielem ku celowi ich zwiadu.