Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-01-2017, 19:40   #27
kinkubus
 
kinkubus's Avatar
 
Reputacja: 1 kinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputację
Nie potrafiła porównać tego doznania z niczym innym. Chyba tylko dzięki pancerzowi zabezpieczenia nie wbiły się jej w skórę, zostawiając pamiątkę z pierwszego, dziewiczego lądowania. Najgorsze w tym wszystkim było to, że w duchu trzeba było powtarzać sobie, że to dopiero pierwsze i po nim będą następne i jeszcze kolejne, bo przecież tak wyglądała zasrana umowa na skrócenie wyroku.

Kiedy przestało rzucać jak na Millennium Force, otworzyła oczy. Nadal telepało jak diabli, ale przynajmniej dało się utrzymać prosto głowę. Kabina przypominała miejsce katastrofy, ktoś się krztusił, ktoś inny próbował odpiąć z pasów, kolejna osoba podawała tlen innej. Nie dało się skupić wzroku na jednym obiekcie dłużej, niż dwie sekundy. Wyjebało im dziurę w przedziale, a do tego gdzieś w kącie mignął granat, albo przynajmniej coś, co niebezpiecznie go przypominało. Istne szaleństwo, a to był przecież dopiero początek.

Podała komuś tlen. Nawet nie była pewna, kto to był; nie patrzyła na te wszystkie kontrolki w hełmie, które szalały na równi z dudnieniem w głowie. Pomagał jak mogła, bo miała dwa wyjścia: działać lub siedzieć bezczynnie i liczyć na cud. Liczyć na cud nie zamierzała, szczególnie będąc zamkniętą w kapsule z bydłem. Nawet, gdyby miała im wszystkim kolejno przeprowadzić resuscytację i uratować te nic niewarte życia, wolała to, niż rozbić się z impetem o powierzchnię księżyca.

Nie pamiętała, co dokładnie robiła i w jakiej kolejności. Pomagała wygłodniałej trójce przedostać się do rdzenia, krzyczała na kogoś, żeby poszukał pieprzony granat, sama szukała tego granatu, łatała dziurę... Kiedy już wydawało się, że nie ma nic więcej do roboty, a księżyc był niebezpiecznie blisko, przypięła się do siedzenia i czekała na efekty swoich i reszty starań. Znając życie, mogło wszystko się zesrać przez jedną, niedokręconą śrubkę i wszystkim pourywa głowy wraz z odpadającym dachem. Mogli również w ogóle nic nie robić i liczyć na łut szczęścia, jeden na miliard przypadków, gdy ofiara wypadku kończy co najwyżej z kilkoma siniakami. Nie, żeby kogokolwiek z centrali to obchodziło, musieliby tylko usunąć jedną tabelkę z Excela, zatytułowaną „Black” w folderze „Misja samobójcza”.


Jedyną zaletą takiego spadania było to, że nie dało się pominąć lądowania. Doskonale wiedziała, kiedy nastąpiło. Wiedziała to jej wątroba, która obiła się o jakiś inny organ, wiedział to mózg, który zrobił rundkę w czaszce i wiedziały to żebra, które napięły się jak struny podczas energicznej solówki.
Zerwała się z siedzenia, wzięła swój sprzęt i niezwłocznie ruszyła do wyjścia. Coś bujało podłogą i jeżeli nie byli na kolejnej kolejce w tym szalonym lunaparku, to trzeba było ulotnić się jak najszybciej.

Wyłazić kurwa! Idźcie za moim głosem!

Darła się, żeby innym było łatwiej odnaleźć się pośród dymu i by szybciej dokonać ewakuacji. Miała głęboko w dupie Padre i jego problem z kosmitami. Dowódca się znalazł, wymiękł i nie zaufał reszcie zespołu, a jak go znajdą, to pewnie zacznie z miejsca pierdolić te swoje wersety z Biblii. Nie, żeby Helen traktowała bydło jak zespół, ale to nie ona pchała się na pozycję dowódcy.

Zabawa się jednak nie skończyła, drzwi były zamknięte. Nie myśląc nad tym dwa razy, zaczęła się z nimi szarpać, by uniknąć szukania zabezpieczeń po omacku.
 

Ostatnio edytowane przez kinkubus : 12-01-2017 o 22:23. Powód: Zmiana końcówki, siłuję się z drzwiami.
kinkubus jest offline