Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-01-2017, 02:20   #268
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Wędrówka ulicami Shimody była ciekawym doświadczeniem.
Miasto, kiedyś żywe, a obecnie martwe, teraz znów było pełne ludzi. Ci jednak wydawali się tutaj duchami bardziej niż jego częścią, tak bardzo nie pasowali do tego miejsca pełnego martwych budynków. Bushi, łowcy, mnisi i służący… żadna z tych tych grup nie nadawała temu miejscu pozorów normalności. Wszyscy skupieni i cisi. Wszyscy czujni i podświadomie na coś czekający. Tak urokliwy kwiatek jak Leiko wyróżniał wśród się więc, ale nie przyciągał spojrzeń tak długo jak powinien. Za dużo tu było dyscypliny.

Spacerując po Shimodzie mogła przyjrzeć się miastu i jego obecnym mieszkańcom… ale do pewnych miejsc dojść nie mogła. Hachisuka odizolowali wzgórze świątynne i kilka dużych budynków swoimi strażnikami i dostęp do nich był ograniczony, tylko dla mnichów, samurajów klanu, wybranych sług oraz osób z pisemnym zezwoleniem na wstęp. Do żadnej z tych grup Leiko się nie zaliczała. Trudno było też ocenić dokładnie całą sytuację taktyczną, bowiem obszar zamknięty dla postronnych obejmował praktycznie małą dzielnicę.

Ah, Hachisuka uwielbiali komplikować jej misję. Jednakże było przyjemnym orzeźwieniem, że tym razem to nie potwory w ludzkich skórach okazały się być przeszkodą, a całkiem zwyczajny.. zakaz wstępu. Z tymi radziła sobie przez całe życie, na wiele różnych sposobów znajdując przejścia przez zwykle zamknięte drzwi. Oczywiście, wierność tych samurajów wobec klanu stanowiła niemały problem, bo i nie każdy mógł się dać łatwo złamać. Znała jednego, w którego towarzystwie z łatwością mogłaby dotrzeć w okolice świątyni, ale on był teraz daleko, niedostępny dla niej w rodzinnej posiadłości w Miyaushiro. Tymczasowa niedogodność.

Rozejrzała się wokoło po postaciach zajętych swymi sprawami. Nie chciała od razu kusić Losu i poddawać w wątpliwość dyscyplinę któregoś z samurajów. Była świadoma tego, że nie każdy mur był łatwy do rozbicia. Pewną pociechą natomiast był brak mężczyzn o białych włosach, a spojrzeniu dzikim.

Iye, iye, na początek postanowiła wypatrzeć sobie kogoś bardziej naiwnej i prostego, mniej zaślepionego swą lojalnością i latami surowych treningów pod okiem Hachisuka. Kogoś rzuconego w ten wir, właściwie nie rozumiejącego gdzie i dlaczego. Przemykająca nieopodal służka, zdawała się więc być idealnym wyborem.

-Gomen – zaczepiła ją z przepraszającym uśmiechem, nie posiadając wszak w sobie tego poczucia wyższości nad skromnymi służkami. Skinęła w kierunku świątynnego wzgórza, pytając z cichą psotą w głosie -Co jest w tamtych budynkach? Strzegą ich, jak gdyby to tam ukrywali całą sake przed łowcami Oni.

-Taaam? Tam urzędują mnisi i obecnie najwyższy rangą bushi… Sotsu-sama.
- rzekła zaskoczona służka i niezbyt obeznana z etykietą. Ale też Maruiken nie zwróciła na to uwagi, słysząc nazwisko wyjęte wprost z jej koszmarów sennych. Nawet teraz wspomnienie jego twarzy i spojrzenia wzbudzało nieprzyjemny dreszczyk rozchodzący się po plecach. A skoro Kasan okazał się prawdziwym potworem w ludzkiej skórze to co kryło się pod powłoką Gonzaenmona?

Nawet brew Leiko nie drgnęła, nawet kącik warg nie wykrzywił się w najdrobniejszym z grymasów, kiedy uderzyło ją echo tamtego spotkania, krótkiego a zdającego się trwać niby straszliwą wieczność. Miała nadzieję puścić tamtą bezsilność w niepamięć, lecz wystarczyło samo napomknięcie o nim z ust służki, aby powrócił cały strach. Ta.. kreatura o białych włosach z pewnością byłą ostatnią, z którą łowczyni pragnęła ponownie skrzyżować ścieżki.

Dłoń, ta wolna od parasolki i zdobiona niebieską tasiemką na nadgarstku, w napięciu zacisnęła się w pięść. Jedyna reakcja, na jaką sobie pozwoliła w ukryciu długiego rękawa kimona.

-Sotsu-sama? Nie słyszałam.. -skłamała zgrabnie, choć była i w tym drobina prawdy. Nie słyszała przecież, aby ktokolwiek go zachwalał jako klanowego bushi. Można było wręcz rzec, że znała go tylko.. z widzenia. I było to jak dla niej wystarczające -Ale sądząc po tych wszystkich strażnikach, to i on i mnisi wyjątkowo nie chcą mieć z nami nic wspólnego, ne?

-Potrzebują spokoju do medytowania…
- stwierdziła służka ironicznie.- Mnisi w każdym razie. Uważaj panienko, na podpitych bushi. Ci potrafią być napastliwi.

-Doprawdy? Odniosłam wrażenie, że to sami dobrze ułożeni samuraje, zakochani jedynie w swoich katanach i będący ponad takie ludzkie pokusy
-stwierdziła żartobliwie Maruiken, z cichą wdzięcznością przyjmując takie odejście od postaci białowłosego potwora -Bardzo dają się we znaki?

-Jeśli się upiją to tak. A wieczorami piją dużo… Shuki twierdzi, że zapijają strach. A ona dużo wie, bo gotowała w karczmie w dużym mieście.
- stwierdziła z pewnością w głosie służka.

-Hai, nie wątpię - zgodziła się łowczyni, zawierzając w słowa owej Shuki. Bądź co bądź, skromne służki często widziały i słyszały więcej, niż zdawało się wielkim panom w ich pałacach. Potrafiły być cennymi źródłami informacjami, choć czasem nieświadomie.
-A i samurajom się wcale nie dziwię. Wątpię jednak, abym miała spotkać choćby jednego z nich, bo zapewne nawet kiedy się zapijają, to tylko gdzieś.. tam -głową lekko skinęła w kierunku budynków majaczących w okolicach świątyni -Prawda? Tylko w towarzystwie swoim i waszym, kiedy donosicie im coraz to kolejne trunki.

- Ci ważniejsi bushi… tam
- wskazała duży budynek ukryty w mroku - Ci lepsi, bogatsi i znaczący. Mają własne służki i lepsze jedzenie, a reszta… pomiędzy łowcami, obsługiwani przez takich jak ja. Nie dość ładne i nie znające etykiety, a ty… kim jesteś? Z wyglądu przypominasz nieco kurtyzany… ale te z wielkich miast. Ale chyba nią nie jesteś, ni osobistą służką któregoś z szlachetnych panów.
Zamyśliła się dodając.- Chyba nie jesteś łowczynią, ne? One powinny być… muskularne, szpetne i duże. Takie jak Kyoki-sama była.

Leiko zaśmiała się krótko, subtelnie. Nie bezczelnie z dziewczyny, ale po prostu z tej straszliwej wizji łowczyni Oni, jaką ta podsunęła całkiem poważnym tonem. Sama Maruiken może i nie była idealnym przykładem, ale Sakurę, ten różowowłosy postrach zarówno wśród przebrzydłych kreatur co i całkiem zwykłych śmiertelników, ciężko byłoby określić „szpetną”. Bądź byłoby to ostatnie słowo w życiu takiej osoby.

-Gomen, ale chyba muszę nieco zepsuć Twój obraz łowczyni demonów. Są wśród nas i takie, które zachowały swą kobiecość i pewien urok, nawet jeśli trochę zniekształcony przez polowania. Ale w Shimodzie rzeczywiście lepiej być towarzyszką któregoś z lordów i spędzać tutaj dni w luksusach. Pewnie nawet dostają prawdziwą sake... -ciche westchnienie umknęło tym razem z jej ust, jak gdyby naprawdę brakowało jej tej jednej przyjemności. Ale niektórym łowcom przydałoby się takie.. zagrzanie do boju -Kyoki-sama? Też była łowczynią zatrudnioną przez Hachisuka?

-Iye… Była łowczynią, którą moja wioska wynajęła do ubicia ogra. Sama była duża jak ogr i silna jak one. Nosiła do walki wielkie Zanbatō i tak ciężkie, że nasz pan, lord Hoda ledwo potrafił je unieść.
- wyjaśniła z całą powagą służka.- Widziałam ją tak… koło mej piętnastej albo szesnastej wiosny, więc teraz pewnie nie żyje. Moja mama mówiła, że ci co żyją z miecza umierają młodo i krwawo.

-Mądra mateczka
-zgodziła się Maruiken, która sama nie spodziewała się dożyć sędziwego wieku i w spokoju spędzić resztę swych dni w jakiejś chatynce, zajęta pieleniem ogrodu czy haftowaniem. Iye, bardziej prawdopodobne było, że kiedyś w końcu drogo zapłaci za odkryte tajemnice lub po prostu.. stanie się zbędna. Obecnie jednak nie było sensu o tym rozmyślać.
-Ale przekonasz się, że w Shimodzie jest wielu przeróżnych łowców. Nie tylko urodziwe kobiety, ale też mężczyźni o niepozornych, szczupłych sylwetkach, tak samo dobrze znający zasady etykiety co wielcy panowie klanu -po chwili namysłu zerknęła na dziewczynę i uśmiechnęła się, radząc -I na takich z niezwykle giętkimi językami lepiej uważaj. Łatwo potrafią zachwycić swoimi opowiastkami z polowań.

-Może nie jestem z wielkiego miasta… ale nie jestem głupią młódką. Usługiwałam w przydrożnej gospodzie. Nie tak łatwo mnie zwieść historyjkami.
- żachnęła się służka śmiejąc głośno.

- Bardzo dobrze. Nie pozwól się zbałamucić tym moim towarzyszom -Leiko ostrzegła dziewczynę zadowolonym pomrukiem. Zawsze to przynajmniej jedna duszyczka uratowana przed urokiem Czapli. Lecz jak wiele niewinnych serduszek ugnie się pod jego chłodnym spojrzeniem i dworskim obyciem? Zapewne niejedna, a wszak to miało być zaledwie kilka dni spędzonych w Shimodzie.
Złocistym wzrokiem zlustrowała jeszcze na odchodne budynki w oddali, w duchu rozważając informacje ważniejsze niż ilość wieśniaczek odwiedzających futon Sagiego -Gomen, że Cię zatrzymałam. Z pewnością masz przez nas wiele obowiązków - skruszyła się łowczyni, czarującym uśmiechem starając się wynagrodzić służce tych kilka chwil pogawędki – Też powinnam się pośpieszyć i znaleźć sobie pokój na noc, nim przyjdzie mi go dzielić z kimś wyjątkowo nadgorliwym..

-Hai… a mało jest kobiet wśród łowców.
- potwierdziła to służka i miała rację. Póki co wszak łowczyni znała jedną. O drugiej posłyszała od łowców. Ile jeszcze ich było? I gdzie je można było spotkać?
Odnalezienie Sakury nie powinno być trudne. Zapewne była w tym przybytku, który sama Leiko opuściła udając się na łowy swego ulubionego rodzaju.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem