Ludzi dawno w okolicy nie było, co stwarzało szanse, że Sandrusowi się powiedzie na polowaniu. Jednak Lennart nie zamierzał pozostawiać sprawy ewentualnego obiadu czy kolacji w rękach tylko i wyłącznie Greenstone'a. Zachęcony wcześniejszym powodzeniem usiadł z wędką na burcie łodzi.
Albo szczęście mu dopisało, albo też rzeka była taka 'rybna', bo niezbyt długo trwało, a obok Lennarta zebrał się pokaźny stosik ryb, zdolnych zaspokoić głód całej ich gromadki. Potem wystarczyło oskrobać, wypatroszyć i upiec w popiele.
Palce lizać...
A po zjedzeniu tylko czekać na przybycie 'zapłaty za wykonaną robotę'.
- Jak się zabezpieczymy, żeby nas nie próbowali oszukać i nie posłali nas do piachu, by oszczędzić na kosztach? - zwrócił się do pozostałych. |