Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2017, 15:39   #38
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Nim zeszli na dół, jej podkomendny, ten, z którym wcześniej oglądała miejsce zbrodni chrząknął. Z tego co pamiętała z jego papierów nazywał się Gosh Robins, choć nie wiadomo dlaczego współpracownicy gadali na niego "Pudło".

- Pani Komisarz - zagaił, przesuwając nerwowo palce po rozszerzającej się łysinie. Uzyskał uwagę pani kapitan, choć ta nie przerywała pisania. - Ja tu w okolicy kiedyś mieszkałem, znałem tych ziomków co tu czynsz od miejscowych zbierali. Może wypytam, czy naszego zgnilca nie kojarzą? Skądś ten klucz pewnikiem dostał.

Nie zdążył powiedzieć dużo więcej, gdy na zewnątrz rozległ się jeszcze jeden strzał, tym razem wydawał się bardziej odległy.

Marina percepcja d20 (+2 łatwy) = 11 sukces

Wydawało się, że to znowu ten kaliber, z którego strzelano wcześniej. Strzał jej podkomendnych... No chyba, że obcy zdążyli zwinąć im broń. Jej komunikator rozbrzmiał sygnałem połączenia, kod wskazywał na radio w wozie na dole.

- Pani Komissarz! - To był Lui, w tle dało się usłyszeć jeszcze jeden, znacznie odleglejszy strzał. - To jacsyś gówniarze, Narss podejrzewał, że to ci z dołu, kazał im zatrzymać ssię do wylegitymowania, ale obrzucali go kamieniami i uciekli. Russzył w pogoń! To on strzela. Proszę o rozkassy!

- Dołączamy, czekaj na nas - padła przez radio sprawna odpowiedź pani komisarz, która nie mogła kontynuować istotnej dla sprawy kwestii Pudła.

Przyśpieszyła kroku, zbiegając prawie po schodach, wciskając zarazem notes na swoje miejsce.

- Ruszcie się, musimy ich złapać - ponagliła towarzyszących podkomendnych.

Sprawy kolejny raz nie poszły gładko. Mając ograniczony czas jak i ograniczone zasoby nie mogła wszystkim się zająć. Oddalając się od Baxtera nie mogła odpowiednio zareagować na ewentualną aktywację brzęczyka. Oddalając się od sklepu zabitego dechami nie mogła sprawdzić jego zawartości. Dzieciarnia mogła być zarówno prowokacją, jak wyrazem niezadowolenia z obecności i węszenia KSSP w okolicy. Jednocześnie nie zatrzymanie się przy legitymowaniu upoważniało służby do otwarcia ognia, w wyniku czego mogły zginąć istotne dla sprawy osoby. Wóz, który miał się pojawić do sprzątania, mógł być wybawieniem dla połowy problemów.

- TM0, tu TM1, za ile będziecie? - rzuciła w pośpiechu przez radio.

Szansa na opóźnienie w tej porze 50%
1-50 opóźnienie 51-100 brak
d100 = 19 opóźnienie


- Tu TM0... Eech - w radiu dało się słyszeć niekomfortowe westchnięcie. - Ludziska wyległy na jedyne przejezdne ulice z wozami, próbowaliśmy objechać katedralną, ale Avestianie coś kombinują, zamknęli całą alejkę i wygnali żebraków, wszędzie ich tu pełno, pchają się pod koła...! Może... eech... Za 10 minut?

Cóż, o tej porze roku to była raczej codzienność. Uliczki Zewnętrznego Miasta kiedyś być może przystosowane były do ruchu pojazdów, ale obecnie mało kto takimi dysponował, do tego kwitła dzika budowlanka, więc sieć dróg stawała się coraz bardziej wąska i porwana. Jakby tego było mało, obecnie mieszkańcy szykowali karawany, którymi wyruszyć mieli na pustkowia, przed domami zbierały się grupy ludzi, gospodarcze zwierzęta, przeładowywano towary. Jeden wielki logistyczny koszmar. W tych dniach łącznicy grup KSSP mieli najwięcej roboty, często nie dało się bowiem podjechać nawet w bliskie otoczenie celu i funkcjonariusze znacznie oddalać się musieli od swoich pojazdów.

Tymczasem pani Komisarz wraz ze swoimi ludźmi wybiegła na zewnątrz. Dwójka pozostała na dole, chowała się z wyciągniętą bronią za otwartymi drzwiami szoferki starej poobijanej ciężarówki. Celowali gdzieś w światło pobliskiej ciasnej alejki zastawionej hałdami śmieci i płotkami, którymi miejscowi najwyraźniej chcieli odgrodzić sobie coś na kształt ogródków. Gdzieniegdzie z brunatno-szarej ziemi faktycznie wystawało jakieś suche zielsko. W oddali widać było charakterystyczną śliwkową czapkę Narsa, za którą ten nigdy się nie rozstawał. Wydawało się, że miał całkiem niezłe tempo, a chyba mimo wszystko jeszcze nikogo nie złapał.

Marina percepcja d20 = 1 krytyczny sukces.

I wtedy pani komisarz usłyszała jakieś ciche szurnięcie dochodzące gdzieś z dziury w blachach zakrywających wejście do parterowego sklepu. W środku zdawało się być niemal zupełnie ciemno i najwyraźniej... ktoś tam był i nie chciał być zauważony. Kątem oka wychwyciła nawet w jednej ze szpar coś przypominającego fragment pokrytej szmatami ludzkiej sylwetki, sądząc po długich włosach i smukłej twarzy chyba młodej dziewczyny, jednak postać widoczna była tylko ułamek sekundy, pewnie sprawdzała co dzieje się na zewnątrz. Wejście pozostawione w powyginanych blachach było bardzo wąskie i nisko osadzone, pewnie bez zerwania całości sporą siłą trzeba by się tam wczołgać.

Marina obserwowała z dystansu jak jej emocje klną na gorączkowe próby opanowania sytuacji. Nie dało się wszystkiego zrobić naraz nie mając drugiej drużyny. Musiała ustawić priorytety i zająć się najważniejszym. Chowająca się dziewczyna bardzo w tym pomogła. Logika podpowiadała, że najpewniej znała uciekinierów. Mogła równie dobrze wiedzieć coś na temat Baxtera, skoro zamieszkiwała zabitą dechami dziurę. Pani komisarz nie miała tylu sił, by żyłować fizycznie i tak wyczerpane ciało.

- Robins zostaje ze mną, reszta ma ich złapać. Zbiegli podczas legitymowania, macie prawo ich zastrzelić... choć żywi przydadzą się bardziej. Lui, nie zostawiajcie nikogo samego - rzuciła sprawnie mając nadzieję, że w całym chaosie nic poważnego się nie stanie.

Po wydaniu rozkazów odprowadziła ich jeszcze przez chwilę wzrokiem, po czym sięgnęła po broń. Odbezpieczyła ją i spokojnym krokiem podeszła do blach. Stanęła obok wejścia i parę razy lekko stuknęła w nią bokiem lufy.

- Wyjdziesz sama, albo zerwiemy całą ścianę - zakomunikowała monotonnie licząc, by tylko nic poważniejszego się nie stało.

Większość oddziału ruszyła z buta, chcąc wesprzeć swojego kolegę w pościgu za młodocianym gangiem. Pod budynkiem została tylko ich dwójka i pusta ciężarówka KSSP.
Słowa pani komisarz wybrzmiały w brudnej alejce.

Marina przekonywanie d20 (+2 za posiadanie broni palnej) = 8 sukces

Mogła być zadowolona, mimo bólu głowy i rozkojarzenia spowodowanego nadmiarem leków krążących w jej żyłach udało jej się dobrać ton głosu niemal idealnie do zadania. Zabrzmiał pewnie jak dzwon.

Przez chwilę nic się nie działo, a potem z dziury ostrożnie wyłoniły się dwie okryte szmatami sylwetki. Były to kobiety, ich długie włosy były potargane, cera wydawała się niezdrowa, pod oczami widać było zasinienia, same gałki oczne były czerwone i przekrwione. Albo były chore, albo o wiele zbyt często sięgały po narkotyki, co w tak biednych warunkach oznaczało najczęściej raczenie się groźnymi oparami z odpadów przemysłowych, klejów, lakierów i tak dalej. Jedna z dziewczyn, ta o jaśniejszych włosach, najwyraźniej była w ciąży, odruchowo zakrywała powiększony, okryty szmatami brzuch. Obie starały się zaprezentować dumne, wyzywające spojrzenie, ale słabo im to wychodziło. Wyraźnie były zmarniałe i wygłodzone. Widok mierził straszliwie serce i nerwy, od których Marina tak mocno uciekała.

To były Teby w całej okazałości. W takich warunkach płodzono dzieci, rodzono je, wychowywano. Na to było stać Decadosów. Do diabła z nimi...

Dłoń pani komisarz bezwiednie zacisnęła rękojeść pistoletu. Orientując się, że ostatnia dawka leku właśnie została pokonana, a dystans obserwowania własnych myśli zmniejszył się o dwa kroki, złożyła dłonie za plecami. Mimo, że na twarzy nawet nie drgnęła, w środku czuła przymus odzyskania utraconej odległości.

- Marina Mardock, komisarz KSSP - wyrecytowała monotonnie. - Zamieszkujecie ten pustostan sklepu?

Dziewczyny spojrzały po sobie. Widać było, że poważnie rozważały, czy czegoś bezczelnie nie odpowiedzieć, ale powstrzymały się i jakby... oklapły. Cóż, być może chodziło o wrażenie jakie wywarła na nich onieśmielająca pani komisarz, a może po prostu były zbyt zmęczone życiem.

Ta o jaśniejszych włosach przytaknęła krótkim ruchem głowy, spoglądając w stronę dziury smutnym, przepraszającym wzrokiem, jakby wstyd jej było, za to gdzie musi żyć.

- Chodzi wam o tego z góry? Po to tu jesteście? - spytała w końcu. Jej głos zdawał się nie pasować do zmarniałej postaci, był cichy, ale bardzo czysty i o przyjemnej dźwięcznej barwie.

- Nie wychodził od wielu dni... - rzuciła, jakby sama nie była pewna, czy to oznacza to, co jej się wydaje. - Mówiłam im, że to nie po nich przysz...

Czarnowłosa koleżanka szybko zakryła jej dłonią usta i spojrzała na nią karcąco.

Pościg za młodzieżą tymczasem zniknął gdzieś za zakrętem alejki. Nie słychać już było ani strzałów ani nawoływania pędzących za nimi strażników. Można było mieć tylko nadzieję, że w końcu ich złapią.

Reakcja nie była dla Mariny w ogóle zaskakująca. Bardzo dobrze wiedziała jak to wyglądało między KSSP a mieszkańcami. Konflikt interesów był namacalny w każdym spojrzeniu. Wszyscy patrzyli na nich jak na legalnych bandytów, chcących tylko zrujnować życie kolejnym osobom. W Tebach były setki mężczyzn unikających podatku i umykających garstce funkcjonariuszy, którzy starali się zmienić ten stan rzeczy. Zachowanie młodziaków było tak oczywiste, jak nadejście pory burzowej po porze spokojnej.

- Kto obecnie jest właścicielem budynku? - kontynuowała monotonnie trzymając się własnych pytań i starając się potwierdzić wersję pani Lin.

- A bo to wiadomo... - rzuciła ta czarnowłosa, nadal pacyfikując wzrokiem swoją zbyt gadatliwą koleżankę. - My widujemy tylko tych, co po brzdęk przychodzą, a oni mało gadatliwi, chętniej po mordach dają, albo... biorą co chcą...! Ścierwo jest tu zupełnie bezkarne, czemu nic z nimi nie robicie! - wrzasnęła wściekła, widać było, że miała sporo negatywnych doświadczeń z ekipą, która zbierała "czynsz".
Druga dziewczyna uspokoiła ją, dotykając jej ramienia.

- To nie ma sensu... wiesz jak jest. Oni nic tu nie mogą...

Wynik pościgu
1-30 bez komplikacji 31-50 ranny uciekinier 51-70 ranny funkcjonariusz 71-100 nieudany
d100=30 bez komplikacji

- O nie... co za idioci... - czarna westchnęła ciężko i wskazała funkcjonariuszy, którzy pojawili się w alejce prowadząc przed sobą trzech poobijanych młodzieńców.

Funkcjonariusze byli brudni, spoceni i sapali jakby zaraz mieli dostać zawału. Ale starali się to ukryć dumnie prężąc pierś i prezentując szerokie uśmiechy.

- Pani Komisarz.. uch... melduję... uch, że aresztowaliśmy podejrzanych - wysapał Nars, który jako pierwszy podjął pościg. - Aresztowanie przebiegło bez komplikacji!

Jeden z przyprowadzonych młodzieńców, szczupły brunet z gniewnymi szarymi oczami splunął na buty Mariny.

- Suka od Decadosów!

Momentalnie otrzymał cioś pięścią w nerki od stojącego za nim Narsa i padł w pył ulicy, funkcjonariusze zamierzyli się, by go skopać.

Własne bezpieczeństwo było konikiem pani kapitan, a zbliżenie się agresora na tyle blisko, by ten mógł opluć jej buty, wystarczyło, by jej ciśnienie nagle podskoczyło. Odległość utrzymywana przez prochy zmniejszyła się o kolejne cztery kroki. Ręka trzymająca pistolet sama uniosła się w kierunku bruneta, lecz następna myśl zdołała ją powstrzymać. Kolejne przeskakiwały od własnego bezpieczeństwa, przez możliwość użycia broni, do bezcelowości znęcania się nad chłopakiem. Nie rozwiązałoby to żadnego z obecnych problemów. Było dokładnie tak, jak powiedziała jasnowłosa. Nikt nic tutaj nie mógł zrobić. Nikt, prócz Decadosów, którzy mieli to całkowicie gdzieś.

- Nazwisko, imię i wiek - ukróciła zamiary podwładnych prostym poleceniem, które skierowała nie tylko do bruneta, lecz też do dwójki jego kolegów. Sama przeszła parę kroków, by nie mieć nikogo za plecami a wszystkich przed sobą. Stanęła bliżej aresztowanych, choć w ich przypadku złożone dłonie trzymające broń znalazły się z przodu, a nie jak dotąd z tyłu.

Przekonywanie d20 (+2 za wsparcie przekonanej wcześniej dziewczyny) = 10 sukces

Widok naładowanej broni, oraz mały pokaz przemocy w wykonaniu wyraźnie skorych do kontynuowania przedstawienia funkcjonariuszy najwyraźniej podziałały na wyobraźnię młodzieńców. Gniew widoczny w ich oczach zgasł, ale nadal był tam bierny opór.

- Gerry, daj spokój! To nie ma sensu, ten na górze chyba wykitował, po niego przyjechali! - rzuciła jasnowłosa, nie chcąc najwyraźniej ryzykować, że chłopaki znowu zrobią coś głupiego, szczególnie gdy w grze pojawiła się broń. Całe te emocje spowodowały, że wyraźnie osłabiona musiała usiąść, łapiąc się za brzuch.

W końcu opornie, ale z sukcesami zaczęli wyciągać z młodzieży informacje. Choć raczej marne. To były typowe dzieciaki ulicy, dorastające bez rodziców i papierów. Ciężko było stwierdzić, którzy z nich mieli już 16tkę, choć po obawach w ich oczach widać było, że i oni nie byli do końca pewni, czy już kwalifikowali się do opodatkowania. Po skórze twarzy Gerry'ego, tego bruneta o szarych oczach widać było, że już się golił. Ani jednak on, ani jego kumple, Chun i Kallar, nie znali swoich nazwisk. Kallar twierdził, że w przytułku Avestian nadano mu nazwisko Yorejasz, ale starego oczywiście nie znał. Pani komisarz nie drążyła ich tematu bardziej. Przypomniała jednak, że ucieczka z zatrzymania zezwala otwarcie ognia. Analizę tematu pozostawiła im samym.

W międzyczasie przyjechał też wóz z ekipą z kostnicy.

No i wyraźnie popsuła się pogoda. Wielkie tumany pyłu przetaczały się nad miastem. Na równinach wokół Teb musiało naprawdę mocno wiać i tylko starym przeciwsztormowym murom zawdzięczali, że w środku było to prawie nieodczuwalne. Prawie. Wiatr opętańczo gwizdał w szparach wyższych budowli, gdzieniegdzie drgały dachówki i na ulicę z góry spadały różne śmieci. Miejscami powiewy wzbijały też kurzwę na ulicach, jednak ta była niegroźna. Cóż, ci mieszkańcy Zewnętrznego Miasta, którzy wyruszyli już teraz na Pustkowia mogli być w poważnych tarapatach, najwyraźniej Pora Sztormowa jeszcze dogasała i na koniec pokazywała zęby.

Dla nich było to i dobrze i źle. Dobrze, bo mieli trochę więcej czasu, by uporać się ze zgłoszeniami nim wszyscy wyjadą, źle, bo niezależnie od pogody nadchodziła sezonowa redukcja etatów i niedługo mogli mieć za mało ludzi.

- Pani Komisarz... - "Pudło" przeczesał resztki tłustych włosów. Wyciągnął swój pokreślony notes pokazując jej zawartość jednej ze stron. - Teraz na planie mamy tego hurtownika żywności z Alei Pomp, jak mu tam... Schmitz czy jakoś tak.

Marina znała zgłoszenie, ktoś doniósł, że przedsiębiorca zatrudniał na czarno robotników, którzy ponoć nie płacili podatków, a być może nie byli w ogóle zarejestrowani jako przebywający w mieście. Z tej sprawy można było pewnie wyciągnąć sporo pieniędzy. O ile to prawda. Niestety, gdy dwa dni temu pojechała tam jedna z ekip KSSP wszystko było pozamykane i nie było tam ani żywej duszy, możliwe, że ktoś dał cynk. Dzisiaj mieli spróbować jeszcze raz, tym razem Marina ze swoimi najbardziej zaufanymi ludźmi, bez wpisania interwencji oficjalnie w grafik.

- Mi się widzi, że tam prędzej coś wyciągniemy niż z tego zgnilaka - wskazał wyższe piętro krzywej rudery, przy której stali. - Może pani Komisarz zajrzy do Schmitza, a ja tu się rozejrzę i popytam? Okolicę z grubsza znam. Jak coś znajdę, to zawsze się ten cały bajzel tu znowu dopisze na interwencje. Te pochmurniaki z kostnicy mogą mnie potem odwieźć.

W milczeniu kiwnęła jedynie głową. Pudło może strzelać nie umiał, ale był dobry w innych dziedzinach. Propozycja kleiła się i była w prawdzie jedyną dodatkową zahaczką do całego zgłoszenia. Szkoda byłoby ją zmarnować, nawet za cenę straty jednej osoby w następnym zgłoszeniu.

Skoro na miejscu zostawał jeden człowiek, ekipa pierwszego wozu mogła się zbierać. Na odchodne sprzątacze otrzymali polecenie, by ogarnąć pozostałości Baxtera na tyle, by pokój jeszcze się do czegoś nadawał. Zabierając swoją Czujkę, wspomniała im też o schodach, na których mogło jeszcze zostać coś, co podsunęłoby jakieś podpowiedzi. Dziewczynom przekazała natomiast informację, że w budynku bez właściciela wolny lokal może zająć pierwsza osoba, która się zgłosi, co oznaczało to, że mogłyby się tam wprowadzić.

W końcu wsiadła do ciężarówki na miejscu pasażera i była w stanie uzupełnić urojone braki prochów dwiema pigułkami. Ból głowy ani myślał ustąpić nawet przy upartym masowaniu skroni, czy zatok. Nie mogło to też trwać długo, bowiem tuż po paru chwilach Marina przysłaniając oczy dłonią najzwyklej odpłynęła ze zmęczenia.
 
Proxy jest offline