Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2017, 16:53   #71
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację


Piętra trzeciego nie udało się pokonać z taką łatwością, jak pozostałych dwóch. Duma przybyszy ze świata materialnego nie pozwalała na to, aby spełniać zachcianki demona, który tylko z pozoru był miły. Kiedy w komnacie rozegrała się walka, obrażenia od czarów Azmo, zwaliły z nóg Rognira oraz Rolanda. Bazylia mimo iż zdążyła odskoczyć i przeżyć, nie czuła z tego powodu radości. Nachylając się nad półorkiem nie czuła jego oddechu, ani uderzeń zza żeber klatki. Rozpacz i błaganie o zaprzestanie dalszego rozlewu krwi zostało przyjęte, po czym Azmodan pozwolił Przebudzonym opuścić pokój; nie zezwolił jedynie na zabranie ze sobą Johanny i Tazoka, którzy będący pod wpływem zaklęcia dezorientacji, walczyli ze sobą na śmierć i życie. Ocalali mieli powrócić po odpoczynku i przemyśleć całą sytuację oraz swoje pragnienia, wyszli z komnaty nie wiedząc czy hobgoblin i dziewczyna będą jeszcze żywi, gdy powrócą.

Przebudzeni błądzili po labiryncie trzeciego piętra wiele długich godzin, nie wiedząc tak naprawdę dokąd idą i czy aby przypadkiem nie wędrują w kółko. W końcu Shade wziął się na sposób i zaczął oznaczać ściany znakami łowców, uprzednio upewniając się, czy ów ściany nie są żywe, jak te z piętra pierwszego. Od tamtej pory podróż szła sprawniej, choć zmęczone umysły i ciała miały dosyć. Mieli już ochotę zatrzymać się na korytarzu, jednak prawdopodobieństwo niebezpieczeństwa było tutaj znacznie wyższe, niż w jakimś kącie. Żałowali też, że nie było z nimi Johanny, która mogłaby odszukać ukryte drzwi lub zrobić samodzielny zwiad - ani Tazoka, który w walce okazywał się pomocny. Wykończeni przemierzaniem półmroku, nie poddawali się jednak. Azmo mówił o innych pokojach, więc Roland stwierdził, że musiał mówić prawdę. Ale czy aby na pewno musiał? Czar wykrywania magii pozwolił im na wczesne wykrycie drobnych, magicznych pułapek czy bestii oraz na nie wracanie do komnaty demona. Trzeba było jednak przyznać, że Wiedźmiarz czuł się już zmęczony używaniem magii, Bazylia niesieniem Rognira, a Shade próbami odnalezienia właściwej drogi i miejsca na odpoczynek.

Gdy tylko udało im się spocząć w pustym i zimnym pomieszczeniu, wywiązała się niedługa wymiana zdań. Musieli przemyśleć, jak zachować się przy drugim spotkaniu z Azmodanem i na ile się zgadzać - na wszystko? Woleliby mieć jakiś wybór, jednak zdawało się, że powinni dokonać go w chwili rozpoczęcia walki, a teraz ich siły były zbyt małe, żeby móc wybrzydzać. Zjedli jedzenie, jakie dostali od Tazoka gdy ten jeszcze z nimi był, a następnie po małej rozmowie, zasnęli na podłodze. Po obudzeniu się, nie mogli stwierdzić minionych godzin. W podziemiach czas płynął własnym nurtem i nie dało się odgadnąć jego ilości. Wokół było tak samo, jak w momencie zasypiania, nic się nie zmieniło, gwiazd ani nieba nikt nie dostrzegał. Bazylii przemknęła myśl, jak długo Raziel będzie na nich czekał? Mówił coś o tym, że nie może spędzić w tym planie zbyt wiele czasu, ponieważ wtedy plan go pochłonie i nie będzie miał już powrotu do swojego. Presja czasu, którego nie dało się zmierzyć, zaczęła być wyczuwalna.

Wrócili do demona niczym zbite psy, choć raczej nie ze spuszczoną głową gotowi być na każde jego skinienie. Bazylia ciągle nosiła na barkach półorka, męcząc przy tym swoje ciało, a ból wyczuwała w mięśniach już w tej chwili. Gdy wrócili, Tazok wisiał przykuty kajdanami za ręce do ściany na wprost łóżka. Po szarym, nagim ciele spływała wciąż krew, choć więcej było jej pod jego nogami uniesionymi nad podłogą, bo cała kałuża. Nie było pewności, czy mężczyzna nie żyje, jednak na to wskazywało. Johanna zaś miała się lepiej, choć chowała się za Azmodanem w podobny sposób, jak wcześniej za Rolandem. Wyglądała zza niego ze ściągniętymi w gniewie brwiami i zmarszczonym czołem, a jej wzrok spoczywał głównie na Wiedźmiarzu.
- Witajcie z powrotem! - zagrzmiał demon, któremu humor najwyraźniej dopisywał, ponieważ uniósł teatralnie ręce ku górze i uśmiechnął się jak na dobrego gospodarza przystało.
- Czyżbyście mieli dla mnie jakieś ciekawe propozycje? - dopytał udając, jakby wczoraj nic się nie wydarzyło, a wiszące, zakrwawione ciało, było tylko iluzją.
- Zrobię to co chcesz i po prostu pójdziemy - odpowiedział Roland, który jednak nie uśmiechał się, bo i nie wiedział z czego się tu cieszyć. Rzucił swoją torbę na podłogę i ruszył w kierunku białowłosego, jednak ten zatrzymał go stanowczo gestem ręki.
- Poprzednia oferta straciła ważność - zadeklarował robiąc po chwili krok w lewą stronę, aby odsłonić Johannę - Porozmawialiśmy sobie trochę i koleżanka mi opowiedziała, jaki z ciebie drań, Rolandzie - łotrzykowski uśmieszek zabłysł na twarzy demona.
- Stwierdziliśmy więc, że mogłaby ze mną zostać, a ja chętnie się nią zaopiekuję i obronię, a skoro tak obiecałem, to jej już nie tkniesz.
- I nie wracam już z wami
- dodała ciemnowłosa dziewczyna, wtrącając się w słowa Azmo.
Mężczyzna zrobił minę niewiniątka i wzruszył niewinnie ramieniem, zupełnie jakby nie miał z tym nic wspólnego. Być może nie miał, trudno było stwierdzić, co się wydarzyło, gdy zostali sami. Bez wątpienia jednak, Johanna płakała, gdyż jej oczy były zaczerwienione, podobnie jak skóra wokół nich i blade policzki.
- Także nie wiem, Rolandzie… Może z Shadem byś zechciał? - zadrwił sobie bezczelnie i nie dziwiłoby, gdyby inni mieli ochotę ukrócić go o głowę.
- Albo cała wasza trójka, wspólnie! Och, przez resztę drogi nie będziecie mogli na siebie patrzeć - dołożył kolejną cegiełkę obrzydliwości do i tak napiętej sytuacji. Wciąż był uradowany, a radość ta napawała irytacją. Ze złości Roland spróbował go uśpić, szepcząc pod nosem sobie znaną inkantację, jednak na oplecenie magią, Azmo jedyni uniósł brew.
- I co, myślisz, że nie dostrzegam magicznych aur? Znowu ze mną pogrywacie?
Demon miał dość rozmów, które prowadziły donikąd. Wszystkim pozostało jedynie zacisnąć szczęki i zrobić to, co on chciał. W końcu zgodzili się na to kiedy rozmawiali odpoczywając. Cała trójka dostała eliksir, którego smak był słodki, a woń przypominała zapach polnych kwiatów i świeżości lasu; było to przyjemne uczucie, pozwalające na zapomnienie, jednak nie wymazujące nic z pamięci. Bazylia, Shade i Roland, musieli bowiem w trójkę zmierzyć się z oczekiwaniami demona i choć w chwili seksualnych uniesień czuli się odprężeni, a wiszące, zakrwawione truchło Tazoka spoglądające na nich z naprzeciwka nie robiło na nich wrażenia, gdy moc eliksiru się zakończy, poczuliby do siebie jedynie odrazę. Pełne ręce roboty Bazylii i łaknące jej ciała nabrzmiałości Rolanda i Shade, rozkoszowały się sobą nawzajem przez pewien czas, jednak nie był on do zmierzenia.

Kiedy cała trójka ubierała się, mieli jeszcze zawroty głowy i czuli się otumanieni. Echo powolnego klaskania w dłonie ledwo docierała do ich uszu i skołowanego umysłu. Nie mieli pojęcia co w tej chwili robił Azmo, a co Johanna. Nie byliby też pewni tego, czy aby seksualne dewiacje, jakie zdarzyły się w tej komnacie były iluzją, gdyby nie pulsujące od orgazmu mięśnie i wciąż ciepłe jak i mrowiące członki oraz echo pojękiwania, które wciąż odbijało się w głowie.
- Odprowadzę was na czwarte piętro. - oznajmił jak gdyby nigdy nic, przepuszczając trójkę przodem. Nagle jednak Roland zatrzymał się.
- Tazok… Możemy go zabrać?
Azmo rozejrzał się po pomieszczeniu nieco zmieszany, ale po chwili dotarło do niego, o kim mowa.
- Ach, ten goblin? Pewnie, bierzcie go. I tak nie żyje. Ale Asia zabiła go niechcący, poważnie. W sumie, to bardziej z twojej winy, Rolandzie, bo ją zostawiłeś. A ona tak cię kochała... - odpowiedział mu wyczerpująco, jednak Wiedźmiarz nie miał już ochoty na dyskusje. Wszyscy czuli się upodleni do tego stopnia, że przestali się dziwić ludziom, którzy popełniali samobójstwa. Choć może Shade w pewnym stopniu potrafił ich zrozumieć. Choć trochę.
- Na następnym piętrze czeka was spotkanie z zawiścią. Szczerze mówiąc, to chętnie bym ją odwiedził, stara, dobra znajoma - zaczął opowiadać idąc za trójką Przebudzonych, a Shadeowi cisnęły się na usta kąśliwe komentarze. Johanna szła blisko demona.
- Nie drażnijcie jej po prostu swoimi historiami, a powinno pójść jak z płatka. To kobieta bardzo mściwa i piekli się niemal o wszystko. Prawdopodobnie może nawet zazdrościć, rzekomo, prawdziwej miłości - wskazał gestem na Bazylię niosącą zwłoki Rognira.
- Bowiem prawdziwa to ona nie jest, aż żal się robi takiej damy. Wiesz kochana, że ktoś rzucił na ciebie urok? - gdy to powiedział, diabelstwo spojrzała na niego zza ramienia, ale nic nie odpowiedziała. Nie miała powodu, aby ufać takiemu skurwielowi, jak Azmo.
- Dobrze, że Johanna z wami nie idzie, jest zbyt piękna, aby spotykać się z taką zawistną kobietą. W sumie to chyba domena tej płci, co? - ględził dalej, idąc po schodach na górę.
- Potem czekają was pozostałe grzechy, ale nigdy mi nie było do nich po drodze. Czasami odwiedzałem obżarstwo, bo ma dobry bufet, ale nie lubi się dzielić więc zawsze z nim problemy - westchnął cicho.
- Ten portal za to, nic ciekawego. Nie sądzę, aby w drugim kręgu było lepiej, pierwszy jest najlżejszy, tutaj każdy może obrać stołek, jaki mu się podoba… I uroki można rzucać na innych - rzucił kąśliwie, znowu mając na myśli Bazylię i jej sztuczne uczucia, jednak Diabelstwo nie mogło o tym wiedzieć.
- No i jesteśmy - skończył w końcu, gdy ich stopy stanęły na równej posadzce kolejnego piętra.
- Może sam bym do was dołączył - rzucił w eter swoją myśl, a ponowne westchnięcie rozeszło się po trzech korytarzach, jednym na wprost i dwóch bocznych.


 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline