Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-01-2017, 16:53   #71
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację


Piętra trzeciego nie udało się pokonać z taką łatwością, jak pozostałych dwóch. Duma przybyszy ze świata materialnego nie pozwalała na to, aby spełniać zachcianki demona, który tylko z pozoru był miły. Kiedy w komnacie rozegrała się walka, obrażenia od czarów Azmo, zwaliły z nóg Rognira oraz Rolanda. Bazylia mimo iż zdążyła odskoczyć i przeżyć, nie czuła z tego powodu radości. Nachylając się nad półorkiem nie czuła jego oddechu, ani uderzeń zza żeber klatki. Rozpacz i błaganie o zaprzestanie dalszego rozlewu krwi zostało przyjęte, po czym Azmodan pozwolił Przebudzonym opuścić pokój; nie zezwolił jedynie na zabranie ze sobą Johanny i Tazoka, którzy będący pod wpływem zaklęcia dezorientacji, walczyli ze sobą na śmierć i życie. Ocalali mieli powrócić po odpoczynku i przemyśleć całą sytuację oraz swoje pragnienia, wyszli z komnaty nie wiedząc czy hobgoblin i dziewczyna będą jeszcze żywi, gdy powrócą.

Przebudzeni błądzili po labiryncie trzeciego piętra wiele długich godzin, nie wiedząc tak naprawdę dokąd idą i czy aby przypadkiem nie wędrują w kółko. W końcu Shade wziął się na sposób i zaczął oznaczać ściany znakami łowców, uprzednio upewniając się, czy ów ściany nie są żywe, jak te z piętra pierwszego. Od tamtej pory podróż szła sprawniej, choć zmęczone umysły i ciała miały dosyć. Mieli już ochotę zatrzymać się na korytarzu, jednak prawdopodobieństwo niebezpieczeństwa było tutaj znacznie wyższe, niż w jakimś kącie. Żałowali też, że nie było z nimi Johanny, która mogłaby odszukać ukryte drzwi lub zrobić samodzielny zwiad - ani Tazoka, który w walce okazywał się pomocny. Wykończeni przemierzaniem półmroku, nie poddawali się jednak. Azmo mówił o innych pokojach, więc Roland stwierdził, że musiał mówić prawdę. Ale czy aby na pewno musiał? Czar wykrywania magii pozwolił im na wczesne wykrycie drobnych, magicznych pułapek czy bestii oraz na nie wracanie do komnaty demona. Trzeba było jednak przyznać, że Wiedźmiarz czuł się już zmęczony używaniem magii, Bazylia niesieniem Rognira, a Shade próbami odnalezienia właściwej drogi i miejsca na odpoczynek.

Gdy tylko udało im się spocząć w pustym i zimnym pomieszczeniu, wywiązała się niedługa wymiana zdań. Musieli przemyśleć, jak zachować się przy drugim spotkaniu z Azmodanem i na ile się zgadzać - na wszystko? Woleliby mieć jakiś wybór, jednak zdawało się, że powinni dokonać go w chwili rozpoczęcia walki, a teraz ich siły były zbyt małe, żeby móc wybrzydzać. Zjedli jedzenie, jakie dostali od Tazoka gdy ten jeszcze z nimi był, a następnie po małej rozmowie, zasnęli na podłodze. Po obudzeniu się, nie mogli stwierdzić minionych godzin. W podziemiach czas płynął własnym nurtem i nie dało się odgadnąć jego ilości. Wokół było tak samo, jak w momencie zasypiania, nic się nie zmieniło, gwiazd ani nieba nikt nie dostrzegał. Bazylii przemknęła myśl, jak długo Raziel będzie na nich czekał? Mówił coś o tym, że nie może spędzić w tym planie zbyt wiele czasu, ponieważ wtedy plan go pochłonie i nie będzie miał już powrotu do swojego. Presja czasu, którego nie dało się zmierzyć, zaczęła być wyczuwalna.

Wrócili do demona niczym zbite psy, choć raczej nie ze spuszczoną głową gotowi być na każde jego skinienie. Bazylia ciągle nosiła na barkach półorka, męcząc przy tym swoje ciało, a ból wyczuwała w mięśniach już w tej chwili. Gdy wrócili, Tazok wisiał przykuty kajdanami za ręce do ściany na wprost łóżka. Po szarym, nagim ciele spływała wciąż krew, choć więcej było jej pod jego nogami uniesionymi nad podłogą, bo cała kałuża. Nie było pewności, czy mężczyzna nie żyje, jednak na to wskazywało. Johanna zaś miała się lepiej, choć chowała się za Azmodanem w podobny sposób, jak wcześniej za Rolandem. Wyglądała zza niego ze ściągniętymi w gniewie brwiami i zmarszczonym czołem, a jej wzrok spoczywał głównie na Wiedźmiarzu.
- Witajcie z powrotem! - zagrzmiał demon, któremu humor najwyraźniej dopisywał, ponieważ uniósł teatralnie ręce ku górze i uśmiechnął się jak na dobrego gospodarza przystało.
- Czyżbyście mieli dla mnie jakieś ciekawe propozycje? - dopytał udając, jakby wczoraj nic się nie wydarzyło, a wiszące, zakrwawione ciało, było tylko iluzją.
- Zrobię to co chcesz i po prostu pójdziemy - odpowiedział Roland, który jednak nie uśmiechał się, bo i nie wiedział z czego się tu cieszyć. Rzucił swoją torbę na podłogę i ruszył w kierunku białowłosego, jednak ten zatrzymał go stanowczo gestem ręki.
- Poprzednia oferta straciła ważność - zadeklarował robiąc po chwili krok w lewą stronę, aby odsłonić Johannę - Porozmawialiśmy sobie trochę i koleżanka mi opowiedziała, jaki z ciebie drań, Rolandzie - łotrzykowski uśmieszek zabłysł na twarzy demona.
- Stwierdziliśmy więc, że mogłaby ze mną zostać, a ja chętnie się nią zaopiekuję i obronię, a skoro tak obiecałem, to jej już nie tkniesz.
- I nie wracam już z wami
- dodała ciemnowłosa dziewczyna, wtrącając się w słowa Azmo.
Mężczyzna zrobił minę niewiniątka i wzruszył niewinnie ramieniem, zupełnie jakby nie miał z tym nic wspólnego. Być może nie miał, trudno było stwierdzić, co się wydarzyło, gdy zostali sami. Bez wątpienia jednak, Johanna płakała, gdyż jej oczy były zaczerwienione, podobnie jak skóra wokół nich i blade policzki.
- Także nie wiem, Rolandzie… Może z Shadem byś zechciał? - zadrwił sobie bezczelnie i nie dziwiłoby, gdyby inni mieli ochotę ukrócić go o głowę.
- Albo cała wasza trójka, wspólnie! Och, przez resztę drogi nie będziecie mogli na siebie patrzeć - dołożył kolejną cegiełkę obrzydliwości do i tak napiętej sytuacji. Wciąż był uradowany, a radość ta napawała irytacją. Ze złości Roland spróbował go uśpić, szepcząc pod nosem sobie znaną inkantację, jednak na oplecenie magią, Azmo jedyni uniósł brew.
- I co, myślisz, że nie dostrzegam magicznych aur? Znowu ze mną pogrywacie?
Demon miał dość rozmów, które prowadziły donikąd. Wszystkim pozostało jedynie zacisnąć szczęki i zrobić to, co on chciał. W końcu zgodzili się na to kiedy rozmawiali odpoczywając. Cała trójka dostała eliksir, którego smak był słodki, a woń przypominała zapach polnych kwiatów i świeżości lasu; było to przyjemne uczucie, pozwalające na zapomnienie, jednak nie wymazujące nic z pamięci. Bazylia, Shade i Roland, musieli bowiem w trójkę zmierzyć się z oczekiwaniami demona i choć w chwili seksualnych uniesień czuli się odprężeni, a wiszące, zakrwawione truchło Tazoka spoglądające na nich z naprzeciwka nie robiło na nich wrażenia, gdy moc eliksiru się zakończy, poczuliby do siebie jedynie odrazę. Pełne ręce roboty Bazylii i łaknące jej ciała nabrzmiałości Rolanda i Shade, rozkoszowały się sobą nawzajem przez pewien czas, jednak nie był on do zmierzenia.

Kiedy cała trójka ubierała się, mieli jeszcze zawroty głowy i czuli się otumanieni. Echo powolnego klaskania w dłonie ledwo docierała do ich uszu i skołowanego umysłu. Nie mieli pojęcia co w tej chwili robił Azmo, a co Johanna. Nie byliby też pewni tego, czy aby seksualne dewiacje, jakie zdarzyły się w tej komnacie były iluzją, gdyby nie pulsujące od orgazmu mięśnie i wciąż ciepłe jak i mrowiące członki oraz echo pojękiwania, które wciąż odbijało się w głowie.
- Odprowadzę was na czwarte piętro. - oznajmił jak gdyby nigdy nic, przepuszczając trójkę przodem. Nagle jednak Roland zatrzymał się.
- Tazok… Możemy go zabrać?
Azmo rozejrzał się po pomieszczeniu nieco zmieszany, ale po chwili dotarło do niego, o kim mowa.
- Ach, ten goblin? Pewnie, bierzcie go. I tak nie żyje. Ale Asia zabiła go niechcący, poważnie. W sumie, to bardziej z twojej winy, Rolandzie, bo ją zostawiłeś. A ona tak cię kochała... - odpowiedział mu wyczerpująco, jednak Wiedźmiarz nie miał już ochoty na dyskusje. Wszyscy czuli się upodleni do tego stopnia, że przestali się dziwić ludziom, którzy popełniali samobójstwa. Choć może Shade w pewnym stopniu potrafił ich zrozumieć. Choć trochę.
- Na następnym piętrze czeka was spotkanie z zawiścią. Szczerze mówiąc, to chętnie bym ją odwiedził, stara, dobra znajoma - zaczął opowiadać idąc za trójką Przebudzonych, a Shadeowi cisnęły się na usta kąśliwe komentarze. Johanna szła blisko demona.
- Nie drażnijcie jej po prostu swoimi historiami, a powinno pójść jak z płatka. To kobieta bardzo mściwa i piekli się niemal o wszystko. Prawdopodobnie może nawet zazdrościć, rzekomo, prawdziwej miłości - wskazał gestem na Bazylię niosącą zwłoki Rognira.
- Bowiem prawdziwa to ona nie jest, aż żal się robi takiej damy. Wiesz kochana, że ktoś rzucił na ciebie urok? - gdy to powiedział, diabelstwo spojrzała na niego zza ramienia, ale nic nie odpowiedziała. Nie miała powodu, aby ufać takiemu skurwielowi, jak Azmo.
- Dobrze, że Johanna z wami nie idzie, jest zbyt piękna, aby spotykać się z taką zawistną kobietą. W sumie to chyba domena tej płci, co? - ględził dalej, idąc po schodach na górę.
- Potem czekają was pozostałe grzechy, ale nigdy mi nie było do nich po drodze. Czasami odwiedzałem obżarstwo, bo ma dobry bufet, ale nie lubi się dzielić więc zawsze z nim problemy - westchnął cicho.
- Ten portal za to, nic ciekawego. Nie sądzę, aby w drugim kręgu było lepiej, pierwszy jest najlżejszy, tutaj każdy może obrać stołek, jaki mu się podoba… I uroki można rzucać na innych - rzucił kąśliwie, znowu mając na myśli Bazylię i jej sztuczne uczucia, jednak Diabelstwo nie mogło o tym wiedzieć.
- No i jesteśmy - skończył w końcu, gdy ich stopy stanęły na równej posadzce kolejnego piętra.
- Może sam bym do was dołączył - rzucił w eter swoją myśl, a ponowne westchnięcie rozeszło się po trzech korytarzach, jednym na wprost i dwóch bocznych.


 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 15-01-2017, 21:54   #72
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Bazylia, choć ją wszystko bolało, niosła Rognira. Miała cel, miała powołanie i misję. Musiała uratować ukochanego. Mimo, że był martwy, to nie mogła go zostawić, bo on wróci. Dlatego nie zostawiła ukochanego. Dlatego też pomimo wewnętrznemu buntowi uczestniczyła w zabawie jaką urządził dla nich Azmo. "Zabawa" o ile tak można to nazwać, była dla niej mieszanką ulgi i dziwnego ciężkiego uczucia na spodzie żołądka. Jakby kiszki się zarazem skręcały i wypełnione były kamieniami. Zdrada? Nie. Robiła to dla Rognira. Dla tego aby mógł powstać z martwych wolny i nieskrępowany kajdanami. To musiała sobie powtarzać kiedy patrzyła na Rolana, albo Shade'a. Czasem gdy zamykała oczy miała wrażenie, że widzi kogoś innego. Czyjeś inne ciało jest blisko niej. Ale twarz gdzieś jej umykała. Dlaczego niby miałaby kogoś takiego widzieć? Przeciez Rognir był całym jej światem. Nawet nie wiedziała czemu go kocha, ale czy miłość musi mieć wytłumaczenie? Odrzucała słowa pięknisia uważając, że jest zazdrosny, bo pewnie sam chciałby mieć taką oddana osobę. Pewnie szybko by się nią znudził. To sprawiło, że diabelstwo spojrzało na tak pewnie idącą obok Azmo Johannę. Zapłakane oczy, obrażone spojrzenia. Pewnie musiała się wygadać i wybrała najgorszego słuchacza jakiego mogła. Chociaż miłość do półorka przysłaniała Bazyli wszystko inne pozostawienie kobiety było zwyczajnie nielogiczne.
 
Asderuki jest offline  
Stary 19-01-2017, 23:27   #73
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
W życiu każdej istoty żywej pojawiają się momenty, które wymuszą podjęcie ważnej decyzji, kształtującej jej los oraz tych najbliższych. Rognir wielokrotnie musiał się z tym konfrontować, doświadczył tego kiedy jeszcze w jego żyłach płynęła śmiertelna krew, zmuszony był też kuć swe przeznaczenie w piekielnych zaświatach i w obu tych przypadkach nie udało mu się uniknąć błędów, a te potrafiły w jednej chwili niweczyć wszystko o co tak bardzo starał się i długo walczył. Jednakże decyzja zaatakowania potężnego czarodzieja nie była w jego oczach błędem, mimo iż od samego początku podejrzewał jaki będzie jej rezultat. Postępował świadomie, gdyż już dawno zatracił ducha walki, nie dostrzegając sensu w dalszej udręce, której uosobieniem była egzystencja w piekielnej otchłani. Mając w pamięci pozbawione świadomości ludzkie wraki, które włóczyły się bez celu po ulicach demonicznej fortecy, Rognir powoli zaczynał dochodzić do wniosku, że taki los byłby dla niego lepszy; że tak powinna wyglądać śmierć - bez cierpienia, bez świadomości, tylko wieczny pokój.
Ból jednak nie ustał wraz z przełożeniem pętli przez jego gardło, wydarzeniu któremu akompaniamentował wtedy ryk i śmiech wzburzonej gawiedzi. Nie nadszedł upragniony spokój, kiedy sznur się naprężył, a ciałem jego wstrząsnęły przedśmiertne drgawki. Los ukarał go jeszcze nędzniejszym żywotem, którego nie wybrał. Przebudzony w piekielnych otchłaniach, zmuszony był harować dla swych mrocznych panów, realizując ich najpodlejsze zachcianki, lecz gdy nadarzyła się okazja, Rognir uciekł z nadzeją w sercu, że cokolwiek się zmieni na lepsze. Nie wiedział jeszcze, iż wybrał wolność w miejscu, które burzyło wszystko co zostało wzniesione, tłamsiło nawet najmniejszy promyk nadziei, pozostawiając jedynie wizję niekończącej się walki o przetrwanie, która skończyć się mogła tylko w jeden możliwy sposób. Jaki zatem był sens stawiania oporu, skoro prędzej czy później trafiliby do miejsca, przed którym uciekali, w ręce istot, których tak bardzo się obawiali? Rognir nie umiał udzielić odpowiedzi na owe pytanie, dlatego widząc przeciwnika będącego uosobieniem podłości tego miejsca, postanowił po raz ostatni postawić wszystko na jedną kartę. To co miał do utracenia pozostawił na ziemskim padole, tu bowiem nawet śmierć przestawała mieć znaczenie.

Widząc jak hobgoblin upada rażony zaklęciem Rolanda, wojownik poprawił chwyt na broni i podszedł do uśpionego klątwą towarzysza. Nie lubił go, choć darzył szacunkiem jakim tylko wojownik potrafi darzyć godnego siebie rywala. Wystarczyło tylko kilka gwałtownych szturchnięć, a Tazok otworzył oczy nie kryjąc przy tym zaskoczenia niezrozumiałą dla niego sytuacją, w której się znalazł.
- Nie przejmuj się tym. Jestem z tobą, razem dokończymy twego dzieła lub zginiemy próbując - rzekł wtedy Rognir, po czym podał rękę hobgoblinowi i pomógł podnieść się mu z ziemi. Ich mordercze spojrzenia spoczęły na czarnoksiężniku, który w swej arogancji śmiał dostarczyć im kolejnych upokorzeń. Półork zaszarżował jako pierwszy, lecz nim zdążył się zbliżyć do swego wroga na śmiertelny dystans, poczuł jak jakaś potężna, obca wola zakrada się do jego umysłu i nakazuje dokonać czegoś kompletnie absurdalnego - skierować ostrze topora ku sobie.
Rognir opierał się najdłużej jak to było możliwe, lecz w końcu musiał się poddać i jego własna broń zatopiła się w jego udzie, niemalże odrąbując nogę jednym głądkim cięciem. Kość udowa pękłą z trzaskiem, a z rozerwanej tętnicy wytrysnęła krew zachlapując szaty stojącego przed nim czarnoksiężnika. Potężny wojownik zwalił się na ziemię z łoskotem, próbując bezskutecznie opanować gigantyczny upływ krwi. Wraz z ostatnim przypływem adrenaliny, Rognir próbował podczołgać się do swego oprawcy, lecz nie miał już sił by zaatakować. Zdążył jedynie złapać dłonią za skrawek jego aksamitnej szaty, kiedy wieczne ciemności zapadły przed jego oczami jak kurtyny teatralnej sceny. Skonał dedykując ostatnią myśl kobiecie, którą kochał najbardziej…

 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019

Ostatnio edytowane przez Warlock : 20-01-2017 o 00:18.
Warlock jest offline  
Stary 21-01-2017, 10:55   #74
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
- Nie pogardzimy towarzystwem i radą skoro tak chętnie ich udzielasz - odpowiedziała grzecznie Bazylia zauważając wcześniej, że Azmo to lubi. - O ile nasze towarzystwo już ci się nie znudziło.*
- Och, naprawdę mogę? - dopytal wyraźnie zaskoczony.
- Nie mam ochoty żegnać się jeszcze z Johanną. Lubię ją - w odczuciu diabelstwa była to całkiem prawdziwe stwierdzenie. Nawet pewna rewelacja, że brakowało by tej kruchej istotki gdyby pozostała z demonem.
- Skoro zaś ona teraz za tobą chodzi to fajnie by było gdybyś poszedł z nami. Skoro Zawiść to twoja dobra znajoma to nie pozwolisz aby zrobiła krzywdę Johannie. Prawda?
- Możemy pogadać? Na osobności? - zwrócił się bezpośrednio do Johanny Roland, który wyglądał jeszcze bardziej ponuro niż zwykle.
Azmodan chciał coś odpowiedzieć, jednak postanowił chwilę zaczekać. Zerknął na Johanne zainteresowany, a ta spojrzała na niego i na Rolanda naprzemiennie. Ze strony demona nie padło żadne pozwolenie ani zakaz, choć zdawałoby się, że tego oczekiwała dziewczyna. W końcu po chwili namysłu kiwnęła twierdząco głową i odeszła na bok.
Dopiero wtedy demon westchnął.
- Ach, urocza. Wiele złego ją w życiu spotkało. O ile mogę zasłonić Johanne przed Zawiścią, o tyle was niestety nie - uniósł ręce w geście bezradności, zwracając się do Bazylii.
- Z tym sobie sami poradzimy. Jeśli będziemy wystarczająco nijacy i nudni nie będzie czego zazdrościć - odparła z pełnym przekonaniem demonica odprowadzając wzrokiem dwójkę. - Albo przedstawimy to tak aby nie było czego zazdrościć… no o ile będziesz tak miły i nie będziesz opowiadał o nas.
Azmo przyłożył prawą rękę do serca, a lewa lekko uniósł ku górze.

- Przysięgam, a słowa zawsze dotrzymuje - odparł uśmiechnięty od ucha do ucha, wyraźnie będąc zadowolonym.
Bazylia pokiwała powoli głową przyglądając się uważnie demonowi. Nie wyglądało na to aby starał się ją oszukać. O dziwo.
- To co tam jest na tym następnym poziomie? Bo nie zachwalasz go za bardzo.
- Nienażarte bydle - pokiwał głową jakby w zastanowieniu i potarł palcami brodę w zamyśle.
- Tak mniej więcej można to ująć, nie będzie łatwo.
- Ach, obżarstwo. Ale mi chodziło o poziom piekła - odezwała się Bazylia po dłuższej chwili rozpracowania odpowiedzi, która jej nie pasowała do pytania.
- Ach, tam. To daleko w przyszłość wybiegasz, no ale to nic! W końcu nawet po wielu zgonach można tam dotrzeć, grunt to dobrze się bawić - zabrzmiał sarkastycznie, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. Całe szczęście, że należał do tych “ładnych”, to i mniej przez to był irytujący.
- No cóż, nie chcę wam zdradzać szczegółów, ale jeśli jeden z siedmiu grzechów tej góry, jest bardzo, ale to baaardzo bliski waszemu sercu, to lepiej się tam nie teleportujcie.
- Mojemu sercu bliski jest tylko Rognir. Poza nim… w sumie. W sumie nie zależy mi. Kuć lubiłam, ale gdzie ja w piekłach kuźnię znajdę? I po co? Dla kogo niby kuć bym cokolwiek miała? Tak samej dla siebie to już w ogóle się chce.
Mężczyzna wzruszył ramionami wyraźnie zrezygnowany
- Oj moja droga, ewidentnie trzeba zdjąć z ciebie ten urok, bo się zamęczysz. - pokręcił głową i westchnął ostentacyjnie. Chwilę później, z głębi korytarza nadszedł Roland. Nigdzie nie było jednak widać Johanny.
- Musi sobie to wszystko przemyśleć. Poczekajmy na nią - powiedział spokojnie. Następnie oparł się o ścianę ze skrzyżowanymi rękoma i spojrzał na demona. - Zdajesz się wiedzieć o nas znacznie więcej, niż ci powiedzieliśmy. Być może wiesz jakiego zaklęcia użyłem przed śmiercią i jakiemu demonowi obiecałem służyć?
Bazylia zaskoczona spojrzała na Rolanda, który tak bezpośrednio zwrócił się do demona. Z konkretnie tą sprawą. Jakoś taką dla Bazylii intymną. Nie chcąc jednak czekać na odpowiedź Azmo delikatnie położyła Rognira na ziemi, aby opierał się o ścianę. Zaproponowała też Shade’owi aby Tazoka również na moment zostawił. Po tym ulotniła się aby odnaleźć Johannę, zaś Azmodan jedynie odprowadził ją zawiedzionym spojrzeniem.
- Może mnie? - zakpił w odpowiedzi, a kącik jego ust uniósł się w zlośliwym uśmieszku
- Ach, naprawdę mało mnie to interesuje, bo zbyt dużo rzeczy potrafisz spieprzyć, aby wszystkie spamiętać - powiedział niespiesznie, z wyraźnym spokojem w głosie i odwrócił głowę w stronę, w którą udała się Diablica.
- Spieprzyć? - wiedźmiarz uniósł brew. - Mówisz o Johannie? Przecież sam dobrze wiesz, że jeżeli nie stanie się samodzielnia, to nigdy nie przetrwa w tym chorym świecie. Jesteśmy w piekle, a nie w krainie miłości i szczęścia.
- Nic nie rozumiesz, nawet jej nie znasz
- prychnął arogancko.
Wiedźmiarz zaśmiał się na jego słowa. To był prawdopodobnie pierwszy objaw emocji jaki pokazał tego dnia.
- Przestań mówić jak człowiek, bo naprawdę nikogo w ten sposób nie zwiedziesz - mówił. - Bo niby ciebie ona w jakikolwiek sposób obchodzi? Ją może oszukiwać, ale mnie nie. Jesteś tym, czym ja byłem za życia. Nie obchodzi cię nikt inny poza sobą samym.
Azmo bezradnie rozłożył ręce
- Skoro tak uważasz, to pewnie tak jest - uśmiechnął się lekko, zerkając co chwila w stronę korytarza, gdzie były kobiety.
- Swój swego rozpozna, co nie? - rzucił kpiąco nie pierwszy raz.
- Najwyraźniej tak - odparł sucho Roland, również kierując spojrzenie w stronę korytarza. Nagle odechciało mu się rozmów.
 
Asderuki jest offline  
Stary 21-01-2017, 11:01   #75
 
kinkubus's Avatar
 
Reputacja: 1 kinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputację
Witaj ciemności, stary przyjacielu...



Duszę rozrywały cienie, jak łakome bestie ciało, jednak fragmenty ulatywały z powrotem, tworząc nieśmiertelną całość. Każdy chciał dla siebie kęs, ale nie mógł go zachować. Bezwarunkowo należała do niego i bez zgodny, nie mogli jej zagarnąć.
Piękno odnalezione pośród cierpienia, nadawało rys absolutowi własnego jestestwa. Egzystencja pośród pustki. Ruch w katatonii. Nadzieja tam, gdzie jej nie ma.
Ponownie przyszło mu siąść w pokoju ciszy. Jedynej chwili spokoju, jakiego łaskawie mógł zaznać.

Widział to ostatkiem jaźni. Nim ustały męki, widział, jak zabija.
Iglica zatapiała się w morzu krwi, pośród którego broczył zdeterminowany duch; czarna plama prąca do przodu, pomimo odpychającej fali. Odłamał kawałek niematerialnej bariery, wymierzając ostatni cios, by zaraz potem zostać wciągniętym w szkarłatny wir.
Tonąc we własnych odmętach, modlił się, żeby nic nie zdołało załatać zniszczenia. Była to może ostatnia rzecz, jaką będzie mu dane zrobić. Ze szpary wypłynie ogień lub na ponów zdławi, ale nie był w stanie więcej w tej chwili zrobić. Pozostało liczyć na łut szczęścia.


Palce opłynął ciepły, mokry dotyk, pobudzając instynkt. Oczy zwęziły się, a uszy stanęły dęba, wyczulając na bodźce. Rany stawiały na nogi jak nic innego. Ból stracił znaczenie już dawno temu, służąc jedynie jako tymczasowy substytut miłości.
Zadrwili z niego, planując zgubę niegodną i podłą. Zakpił z nich w odwecie, wycierając splamione podeszwy o ich truchła.

Dopiero zdrada była w stanie zatrzymać pochód zniszczenia. Śmierci stała się śmierć nie z ręki prawej, a strachu, który niepewnie ściskał włócznię, drżąc nieustępliwie.
Ostatkiem sił, przeszedł przez bramy piekieł, prowadząc swojego oprawcę jak psa na łańcuchu. Jeżeli miał odejść, nie zamierzał robić tego samotnie. Zabrał ze sobą każdego, kogo zdołał i tylko jeden ostał, by stać się wieszczem nadchodzącej zmiany.




Pewnego dnia spowiją mnie cienie
Kiedyś dzień dobiegnie końca
Wreszcie będę musiał zmierzyć się z własnym obliczem
Jakoś będę musiał nauczyć się uginać
I teraz widzę wyraźnie


Szedłem cały czas z wysoko uniesioną głową, nie oglądając się za siebie nawet przez chwilę. Horyzont miał jednolitą barwę i stanowił wyłączny cel. Obok zgliszczy przechodziłem obojętnie, nie obchodziła mnie agonia tych, których zadeptywałem i zostawiałem w tyle. Pełnym goryczy, której nie dostrzegałem.

Z każdą kolejną śmiercią, stawałem się bardziej niepokorny. Koniec stanowił ledwie nowy początek, podczas którego mogłem wykonać kolejny krok. Chociażby jeden, stawiał mnie dalej, lecz z każdym znikały ślady odciśnięte przez inne stopy.

Zrobiłem jednak coś głupiego. Obejrzałem się. W chwili największej słabości, gdy umysł zamglił urok, obejrzałem się i zobaczyłem to, czego zobaczyć nie powinienem. Dla własnego bezpieczeństwa, odcięty od rzeczywistości, kreowałem własną.

Pora zrzucić kajdany, które samemu na siebie założyłem. Sprawić, by ta śmierć odbiła się echem zmian. Trzeba zrobić tylko jeden krok. Pierwszy, nie wdeptując nikogo w ziemię. Nie muszę być gotowy, wystarczy zanurzyć się w entropii. Ona sama znajdzie bieg, ułoży się w jedności, ale nie takiej samej, jak przedtem. Akceptacja jest jedyną drogą, która nie prowadzi do zguby.

Potrzeba zawieszenia w rzeczywistości, kogoś lub czegoś, by kurczowo się trzymać i nie zatracić ponownie. Wybrałem ciebie. Nie pójdę dalej, dopóki nie będziesz stać obok mnie. Zawsze będę trzymał głowę zwróconą w stronę, by nie zgubić cię z widoku. Staniesz się boją mojej świadomości.


Pewnego dnia stanę naprzeciw piekła we mnie
Kiedyś zaakceptuję co uczyniłem
Wreszcie zostawię przeszłość za mną
Teraz akceptuję kim się stałem
I teraz widzę wyraźnie
 
kinkubus jest offline  
Stary 22-01-2017, 19:23   #76
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Pędząc w stronę ciemności

Musisz przetrwać!

Wiedźmiarz otworzył oczy. Po kilku chwilach jego umysł przebudził się również, przypominając mu gdzie się znajduje. Niespiesznie podniósł się do pozycji siedzącej i przetarł zaspane powieki. Nie pamiętał co mu się śniło. Fakt ten wcale nie przeszkadzał mu. Wprawdzie mogły być to jego dawno zatarte wspomnienia, jednak poprzednie życie coraz mniej go interesowało. Od pewnego czasu ogarniała go coraz większa obojętność względem wszystkiego z czym miał do czynienia. Włącznie z samym sobą.

Muszę przetrwać.

Niespiesznie wstał i ruszył wraz z pozostałą, żywą dwójką towarzyszy do komnaty Azmodana. Nie czuł obaw przed ponownym spotkaniem z nim. Wiedźmiarz wiedział, że demon pożądania przepuści ich bez problemu, jeżeli tylko okaże się mu odrobinę pokory i zrobi się to co będzie chciał. Roland zbyt dobrze znał ten charakter. W końcu sam niegdyś był taki jak on.

Jednak tego co zaszło w komnacie demona, wiedźmiarz nie mógł przewidzieć w żaden sposób. Jego spojrzenie przyjęło bez chwili zwątpienia gniewny wzrok Johanny. Jak mogła być tak głupia?, przeszło mu przez myśl, a zaraz później postanowił zaryzykować i spróbować swojej magii przeciwko demonowi. Nic jednak nie wskórał. Magiczna aura buchająca z Azmodana bez najmniejszego kłopotu rozproszyła zaklęcie uśpienia. Nie był w stanie mu nic zrobić.

Jednak tak jak przewidywał, Azmodan nie miał zamiaru ich zabijać. W końcu w piekle na niewiele by się to zdało. Tak czy siak, w ogromnym cierpieniu wróciliby do życia. A cierpienie fizyczne nie zadowalało przecież demona. On chciał szerzyć jedynie upokorzenie. I tak właśnie zrobił. Wiedźmiarz odczuwał złość, kiedy wykonywał obrzydliwe polecenie Azmodana. Jednak źródło tej złości nie wynikało z tego co musiał zrobić, a z tego, że nie był za słaby by się temu sprzeciwić.

Muszę stać się silniejszy.

Po wszystkim Roland zdołał się jakoś uspokoić. Wiedział, że w piekle nie powinien polegać na emocjach. W końcu to one zabiły Rognira i Tazoka. Zabiła ich wściekłość i pycha. Myśl ta zastanowiła go nieco bardziej. Pycha, chciwość, pożądanie, zazdrość, obżarstwo, lenistwo i gniew. Wszystkie te grzechy mogą sprowadzić człowieka do piekła. Ale ludzie ci nie mogą przetrwać tu, jeżeli nadal będą owładnięci nimi. Jedynie wyzbywając się ich, można było chociażby marzyć o wyrwaniu się z tego przeklętego miejsca.

Z rozmyślań wyrwało Rolanda dotarcie do celu i słowa Azmodana. Nim zdążył zaoponować Bazylia już zgodziła się na jego propozycję. Nie wiedział, czy diablica straciła rozum, czy po prostu chciała zatrzymać przy sobie jak najdłużej Johanne, jednak Roland skorzystał z tej okazji i zapytał ją, czy nie chciałaby z nim porozmawiać na osobności. Nie miał na to najmniejszej ochoty, ale postanowił dać jej jeszcze szansę.

Roland i Johanna szli przez pewien czas w milczeniu, aż w końcu stracili z zasięgu wzroku i słuchu resztę nieszczęśliwej gromadki. Przez całą drogę wiedźmiarz ani razu nie spojrzał na dziewczynę, a jego twarzy pozostawała zakryta maską ponurej beznamiętności. Kiedy przystanęli, Roland po raz pierwszy spojrzał dziewczynie w oczy. Spojrzenie to nie wyrażało żadnych emocji - zero złości, irytacji, smutku. Spoglądał na nią tak, jak gdyby chciał w ten sposób przejrzeć ją na wskroś - zrozumieć ją, przejrzeć głębie jej istoty. Zdawać by się mogło, że w tej chwili wiedźmiarz znajduje się w innym świecie, w którym nie istniało nic innego niż ich dwoje.
- Nienawidzisz mnie teraz? - zapytał w końcu. W odbijających echem się od ścian korytarza słowach można było usłyszeć melancholiczny i ponury oddźwięk.
Johanna początkowo wzruszyła ramionami. Naiwnością jednak byłoby traktować to jako odpowiedź i Roland doskonale wiedział, że dziewczyna dopiero nastawia się do odpowiedzi. Słowa przez gardło zazwyczaj przechodziły ciężej, kiedy kłębiło się w niej silne uczucie.
- Jest mi przykro - powiedziała w końcu cicho, nie potrafiąc spojrzeć na mężczyznę. Nienawidziła go wczoraj, gdy go nie było obok, a teraz? Wyglądała na krucha kobietę, która miałaby prędzej się rozpłakać niż rzucić z pięściami w złości i rzucać pogardliwie słowa.
- Ko… kochałam cię. - wydukała słabo słyszalnym głosem, mając spuszczona w dół głowę. Jej twarz zasłaniał wodospad czarnych włosów. W ciszy korytarza słychać było bicie jej serca i nerwowo przełykaną ślinę.
- Więc dlaczego chcesz zostać z tym demonem? - zapytał.
- Po prostu nie chcę zostawać z Tobą - odparła dosyć szybko, jakby bez namysłu. Po chwili jednak zaczęła mówić dalej - Może według ciebie to jest nienawiść, ja jednak czuję smutek, żal i zawód. Nie spodziewałam się, że… no wiesz, że mógłbyś czuć do mnie więcej, ale wystarczała mi zazwyczaj twoja bliskość, patrzenie...na ciebie - dukając niespiesznie nabrała ogromny wdech.
- Azmo pomógł mi dostrzec to, że nawet nie próbujesz o mnie dbać… Że jesteś w pewnym stopniu jak mężczyźni, przez których się zabiłam - Zakończeniu towarzyszyło głośne przełknięcie śliny, a wzrok spuszczony został w dół, aby nie ukazywać Rolandowi, gromadzących się w oczach łez.
Wiedźmiarz milczał przez długi czas, wpatrując się w Johannę. Po chwili jednak sięgnął ku swojej szyi, na której na sznurku zwisał naszyjnik.
- Pamiętasz Sarę? - zapytał. - Tą kobietę, z która nie przetrwała ucieczki z Utrapienia? Zginęła z mojej winy. Krótko po tym, obiecałem sobie, że już nigdy nie doprowadzę do takiej sytuacji. Może ci się wydawać, że o ciebie nie dbam, jednak nie ma innej osoby, o którą martwiłbym się bardziej. Jednak co zrobisz, kiedy mnie zabraknie? Co zrobisz kiedy stracisz oparcie? Ten ktoś, przez kogo trafiłem do piekła, prędzej czy później po mnie przyjdzie. Co zrobisz wtedy? Tym dalej w głąb piekła, tym będzie ciężej. Musisz nauczyć się sama zmagać z trudnościami, bo w przeciwnym wypadku nigdy nie uda ci się stąd wydostać. A nigdy nie staniesz się samodzielna, jeżeli ciągle będziesz kroczyć w mym cieniu. Dlatego mogłem ostatnio wydawać się oschły i bezduszny, jednak tylko w ten sposób będziesz w stanie stać się silniejsza.
- Musisz to zrozumieć - kontynuował po chwili zastanowienia. - Nie możesz ciągle chować się za kimś. Straciłaś oparcie we mnie, więc poszłaś do Azmo. Ale tym samym wpadłaś w kolejną pułapkę. Za życia byłem taki jak on. Mamiłem kobiety wizją szczęścia i bezpieczeństwa, tylko dla swoich uciech. By zaspokoić swoje pożądanie. Jednak kiedy byłem już spełniony, porzucałem je bez mrugnięcia okiem. A więc jak myślisz, co w tej sytuacji zrobi Azmo, sam grzech pożądania?*
Johanna zamknęła się w sobie jeszcze bardziej. Tak jak do tej pory próbowała przynajmniej powiedzieć cokolwiek, wymusić na samej sobie chęć podzielenia się myślami, tak nagle nie potrafiła wydusić z siebie choćby słowa. Roland nie mógł jednak wiedzieć, czy jest to spowodowane samą niechęcią czy być może kobieta nie wie co ma odpowiedzieć. Dało się jedynie słychać wyraźne pociąganie nosem oraz niespokojne wdechy, podczas których jej ramiona drżały nieznacznie.
- Ja nie jestem tu z wami by stąd się wydostać - załkała cicho.
- Nie mam żadnego celu, jestem tutaj, bo ty tutaj jesteś, ale… Ale ja wcale nie potrzebuję tego życia. Jeśli miałabym zginąć, ratując przy tym ciebie, Bazylię lub kogokolwiek innego, to byłoby to spełnieniem celu. Bo to jedyne, do czego mogę się nadać. Azmodan nic mi nie zrobi, bo gdyby chciał, mógłby już dawno. Myślę, że nie jest taki zły.
- W takim razie stań się silniejsza, by wspomóc nas w tej drodze - rzekł Roland. - A kiedy wydostaniemy się z tego przeklętego miejsca, będziemy mogli w końcu pomyśleć o wspólnym życiu. Azmo nic ci nie zrobił, bo ma taki kaprys. Na początku chciał byś cierpiała z tym hobgoblinem, potem zmienił zdanie. Podążając z nami masz szansę w przyszłości zaznać szczęście. A pozostając tutaj możesz liczyć jedynie nie ból i cierpienie.
Wraz z tymi słowami Roland odwrócił się w stronę, gdzie zostawili resztę towarzyszy.
- Gdybym był dawnym sobą, sprzed trafienia do piekła, zapewne rzuciłbym na ciebie urok i nakazał podążać za mną. Ale nie jestem już tą samą osobą. Tak samo jak ty, więc sama musisz podjąć decyzję. Nie wiem co takiego zrobili mężczyźni, przez których się zabiłaś, ale ja nie mam zamiaru tobą manipulować czy cię krzywdzić. Przemyśl to wszystko i podejmij sama zadecyduj, co powinnaś teraz zrobić.
Wraz z tymi słowami, wiedźmiarz ruszył w kierunku Bazyli, Shade’a i Azmo, zaś kobieta widząc, że odchodzi, oparła się plecami o ścianę i osunęła w dół, chowając twarz w podkulonych kolanach i cicho łkając
Po niedługim czasie przybyła do niej Bazylia. Czerwonoskóre diabelstwo przystanęło nad płaczącą kobietą i oceniło beznamiętnie jej stan. Prawdą było, że Bazylia niekoniecznie wiedziała co zrobić w takiej sytuacji. Masując się po karku ostatecznie usiadła obok kobiety i po dłuższej niezręcznej chwili przyciągnęła do siebie aby przytulić. Ciało Johanny było chude i bezwolne, poruszając się tak, jak nakazywała jej siła, czyli w tym przypadku ręka Diabelstwa. Po prostu przechyliła się lekko na bok, ale poza tym nie wykonała żadnych własnych ruchów.
- Nie chcę z wami iść - wymamrotała słabo, drżąc od nieustającego płaczu. - To musi być koszmar, chcę się tylko obudzić…
Bazylia spojrzała na Johannę, a raczej na jej twarz zasłoniętą włosami tak samo czarnymi jak diablicy.
- Mi się też nie chce. Ale nie widzę też sensu zostawać. No i… Nie mogę zostawić Rognira. Przecież on się tu wróci i co? Ma się obudzić i stwierdzić, że jego ukochana go zostawiła? Że wszyscy go zostawili? Może i jest narwany, ale w tym jego urok. Tylko i wyłącznie dla niego idę dalej. No i może bo Raziel dał nam nadzieje na wyswobodzenie. Łatwo nie będzie i na samą myśl mi się odechciewa, ale… chciałabym wrócić do swojej kuźni. Masz coś do czego chciałabyś wracać? Już o ludzi nie pytam, ale o miejsca, może czynności.
Johanna pokiwała przecząco głową i potwierdziła krótką odpowiedzią
- Nie. Nic nie mam
- A chciałabyś mieć?
- Chcę zostać z Azmodanem
- Ale wtedy się nie obudzisz.
Johanna już nic nie odpowiedziała, jakby zabrakło jej słów lub zamknęła się w sobie. Spróbowała za to dźwignąć się na własnych nogach, popierając przy tym rękami. Najwyraźniej planowała wstać, choć widać było, że jest słaba
- Nie zostawaj tutaj. Pomogę ci iść jeśli tego potrzebujesz - dodała Bazylia podnosząc się wraz z kobietą i pomagając jej.

Kiedy wróciły, Roland wciąż stał oparty o ścianę korytarza. Kiedy dostrzegł, że diablica musi prowadzić kobietę, natychmiast posłał Johannie rozczarowane spojrzenie po czym odwrócił się i ruszył dalej. Powodem ogarniającej go ponownie złości nie była jednak Johanna. Sam był na siebie wściekły, że przez podróż przez piekło obdarzył ją głębszym uczuciem, przez co teraz nie była w stanie sobie radzić. Właśnie przez to ją stracił. Wiedział, że w dalszej przeprawie z nimi dziewczyna nie przetrwa. Idąc z nimi, jedynie narażałaby życie swoje i ich. Tazok i Rognir już przez nią zginęli. Roland nie miał zamiaru być kolejnym…

Krocząc przed siebie wpatrywał się w mrok korytarza. Czuł jak pochłania go ciemność. Jednak nie sprzeciwiał się jej. Jeżeli taka miała być cena przetrwania, to zgodzi się ją zapłacić....


 
Hazard jest offline  
Stary 29-01-2017, 14:23   #77
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Johanna była w fatalnym stanie psychicznym, co nie uszło niczyjej uwadze. Niestety, Bazylia ze względu na to, iż musiała nosić na swych barkach Rognira, nie mogła jednocześnie zaopiekować się i wspierać dziewczyny. Rolę tę więc przejął nie kto inny, jak Azmodan, który objął ją ramieniem i trzymał blisko siebie, a jednocześnie jak najdalej od Rolanda. Wiedźmiarzowi jednak nie wadziła taka kolej rzeczy, a być może był nawet i zadowolony, bo nie musiał patrzeć na wrak, jakim była ta kobieta. Samobójczyni nie odezwała się ani razu, a jej zdolności spostrzegawcze były na bardzo niskim poziomie.
- Nie będę waszym przewodnikiem - powiedział nagle Demon, nie spoglądając nawet na innych.
- I nie chodzi mi o to, że nie mam ochoty wam pomagać. To piętro jest po prostu zmienne. Tutaj ściany przesuwają się cyklicznie, istnieje pewien schemat, ale nigdy się w niego nie zagłębiałem. Więc raz jest przejście korytarzem, a innym razem go nie ma, ponieważ ściana się przesunęła. Na szczęście korytarze są wystarczająco szerokie, by nie dotykać tych żywych murów i to też wam radzę. Idźmy środkiem, po prostu - łagodnie brzmiące słowa nie pasowały do kogoś złego, ale i tak wszyscy, prócz Johanny, wiedzieli, żeby nie ufać mężczyźnie. Chwila nieuwagi i kto wie, czy nie skorzystałby z okazji i nie sprawił im jeszcze większego cierpienia, niż dotychczas?

Grzesznicy poruszali się wolniej niż zazwyczaj, głównie przez Bazylię, która była przeciążona dźwiganiem martwego kochanka. Nie lepiej miał Shade, któremu przyszło opiekować się ciałem Tazoka. Łowca jednak nie miał zamiaru traktować zwłok z taką troską, jak Diabelstwo, więc po prostu ciągnął hobgoblina po podłodze, czyszcząc jego truchłem korytarz. Po minięciu kilku przecznic oraz byciu naocznym świadkiem przesunięcia się ściany, która zablokowała im korytarz na wprost, Wszyscy zmuszeni byli do zmiany obranej trasy. Roland, który co chwila rzucał wykrycie magii, nie mógł skupić myśli od nadmiaru jej ilości. W dodatku większość aur pochodziła z energii pozytywnej, a nie negatywnej co mogło sugerować, że strażnik tego piętra po prostu go chroni, a nie zasadza pułapki na Przebudzonych. Choć kto wie, czy może strażnik nie chciał po prostu przepuścić innych z powodu zazdrości?
Kiedy wszyscy natrafili na skrzyżowanie z czterema możliwościami wyboru, zatrzymali się dosłownie na kilka sekund, aby zastanowić się gdzie lepiej byłoby pójść. Nie spodziewali się jednak, że wszystkie cztery drogi zostaną zastawione przez wielonożne bestie o wielkich paszczach pełnych ostrych zębów. Trzy jaszczury podbiegły do nich i jednym zionięciem zamieniły parę byłych kochanków w kamień. Johanna i Roland, którzy do tej pory zdawali się być skłóceni, teraz jakby stali się jednością. Shade'owi udało się odeprzeć nagłą próbę unieruchomienia. Pozostali rzucili się w wir walki, wiedząc już z czym mają do czynienia.

 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 30-01-2017, 11:51   #78
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Hej ho, hej ho, na spacer by się szło!
Ten 'spacer' przez korytarze kolejnego piętra nie wyglądał na taki, który można by polecić przyjaciołom czy ukochanym krewnym.
Towarzystwo również nie należało do tych najulubieńszych. Fakt, Shade zdążył się już do nich przyzwyczaić, ale nie da się ukryć - gdyby mógł sobie dobrać towarzyszy wędrówki, to z pewnością jego wybór byłby inny.
No i jeszcze dwa truposze, które z uporem godnym lepszej sprawy targali Bazylia i Shade, chociaż ten ostatni robił to ze zdecydowanie mniejszym uczuciem, niż diablica.
A żeby było jeszcze ciekawiej - złośliwe ściany co chwila zachowywały się jak żywe, zmieniając swe położenie, tworząc nowe korytarze i uniemożliwiając wędrowcom utrzymanie wybranego kierunku.
To, czy ów kierunek był jedynym słusznym, to już była całkiem inna sprawa. Nawet Azmodan tego nie potrafił powiedzieć. No chyba że kłamał...

Skrzyżowanie zazwyczaj kojarzyło się z koniecznością wyboru drogi, jednak tym razem na drodze ku szczęściu, wolności i przejściu na inne piętro stanęło coś jeszcze. A dokładniej - cztery cosie. Paskudnie wyglądające monstra, które w mig zamieniły w posągi Johannę i Rolanda w naturalnych rozmiarów posągi.
Było to bardzo widowiskowe, acz niezbyt optymistyczne. Liczebność drużyny gwałtownie się zmniejszyła i Shade wątpił, by pozostali poradzili sobie z przeważającymi siłami wroga, szczególnie wówczas, gdy on sam nie niezbyt fartownie rozpoczął walkę, chybiając do atakującego go stwora.
A potem wcale się nie działo lepiej - oko za oko, cios za cios, ale Shade stale miał wrażenie, że więcej obrywa, niż zadaje obrażeń.
Już lepiej było zostać zamienionym w kamień, pomyślał w pewnej chwili, gdy pazury bestii ponownie pozostawiły krwawy ślad na jego ciele. Posągom jakoś nikt nie wyrządzał żadnej krzywdy. Stały sobie spokojnie.

I nagle, cud nad cudami, okazało się, że wszystkie potwory padły.
Podczas gdy Bazylia zaczęła polewać krwią posąg Rolanda, Shade zaczął zbierać do jednej z butelek krew bazyliszka.
Skoro Azmodan mówił, że krew ma jakąś wartość, to dlaczego nie zabrać trochę, na zapas?
 
Kerm jest offline  
Stary 03-02-2017, 17:57   #79
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
W milczeniu podążając przed siebie, wiedźmiarz odciął wszelkie myśli o przeszłości i przyszłości. Skoncentrowany był na chwili obecnej, dlatego uważnie jego oczy błądziły po zmieniających się korytarzach. Starał się być jak najbardziej czujny, bowiem chwila nieuwagi mogła go kosztować życie. Nie myślał już o Johannie i tym przeklętym Azmodanie, mimo że ci ciągle szli tuż obok niego. Miał przeczucie, że czarnoksiężnik coś dla nich szykuje, jednak na chwilę obecną nie musiał się o to martwić.

Bo pojawił się inny problem.

Ściany ze wszystkich stron otworzyły się, a zza nich wyskoczyły dzikie bestie. Roland natychmiast uważnie przyjrzał się poczwarze, chcąc rozpoznać gatunek i znaleźć najlepszy sposób do walki z nią. Uzmysłowił sobie swój błąd dopiero po fakcie. Poczuł jak jego ciało drętwieje i staje się chłodne niczym skała.

- Bazy… - słowa zamarły w jego ustach, wraz z resztą skamieniałego ciała. Mimo że nie mógł się ruszać, jego umysł wciąż był sprawny… w pewnym sensie. Widział całą walkę jak przez mgłę. Ogarnęła go wściekłość, że znowu zawiódł. Dał się podejść jak głupiec. Pomnik jakim się stał, wyglądał nadwyraz spokojnie, jednak jego wnętrze płonęło. Musisz stać się silniejszy”, kobiecy głos rozbrzmiewał w jego głowie. Wydawał się znajomy, jednak Roland nie mógł sobie przypomnieć do kogo należał.

“Musisz stać się silniejszy, Rolandzie…”

Kiedy odzyskał władzę w ciele było już po wszystkim. Wkoło walała się krew i zwłoki bazyliszków. Wiedźmiarz chwycił się za głowę, która znowu rozbolała go od powrotu wspomnień. Siłą woli zdusił je w sobie. Nie chciał nic pamiętać. To jedynie przeszkadzało, dekoncentrowało.

- Chodźmy dalej - powiedział, wcześniej rzucając zaklęcie światła na broń Bazyli, łuk Shadea oraz swoje rękawicę. Nagle zrobiło się jaśniej, jednak on wciąż pogrążony był w mroku.
 
Hazard jest offline  
Stary 10-02-2017, 15:10   #80
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Po wyczerpującej walce, która pozostawiła na ciałach wiele groźnych ran, Grzesznicy musieli jeszcze babrać się w krwi Bazyliszków, aby odmienić z kamiennej postaci Johannę i Rolanda. Dzięki byciu żywym posągiem, dwójka ta nie doznała większych ran czy uszczerbku na zdrowiu, czego zaczęli zazdrościć im ci, którzy byli zmuszeni zmierzyć się z poczwarami. Po tej potyczce dało się wyraźnie odczuć brak Rognira i Tazoka, którzy jednak byli wartościowymi wojownikami o dużej sile i wytrzymałości. Ich zdolności stały się nieocenione, a ciągniecie zwłok nie wynagradzało póki co niczego. Nieruchome truchła nie sprawiały wrażenia, jako miały zacząć się budzić ze snu wiecznego, choć na szczęście smrodu zgnilizny również nie wydzielały.
Korytarz północny i wschodni zamknęły się przez żywe ściany stworzone z martwych ścian, z których wydobywał się nieprzyjemny swąd. Odór był tym silniejszy, im więcej ruchu w powietrzu wprowadzały swym przemieszczaniem się. Ciężko było stwierdzić, czy poruszają się pod czyjąś komendą czy po prostu ich czyny są całkowicie losowe.
Zamiast cofnąć się, Przebudzeni woleli przeć dalej, w jedynym możliwym kierunku, eliminując kierunek południowy. Skręcili więc w lewy korytarz, trzymając się środkowej linii szli gęsiego i ani przez chwilę nie przyszło im do głowy, żeby zbliżyć się do którejkolwiek ze ścian. Wszędzie wokół panował półmrok, utrudniając widoczność.
Zatrzymali się dopiero wtedy, gdy wąski na piętnaście stóp korytarz doprowadził ich do szerszego pomieszczenia. Spodziewali się niemal wszystkiego, byli cisi i ostrożni, a ich wzrok skupił się na tym, co znajdowało się na samym środku pomieszczenia. Pytanie tylko brzmiało, co na środku tego przeklętego pokoju robi szkielet z koroną na głowie na tronie z czaszek?

 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172