Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2017, 19:22   #39
Tadeus
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Szlachcic zmierzył dziewczynę i inżyniera zimnym wzrokiem, jakby ich gadanie przeszkodziło mu w jakimś ważnym zajęciu. W jednej z dłoni nadal trzymał oprawioną w skórę książkę.

Stanton przekonywanie (empatia) d20(-2 trudny)= 5 sukces


Stanton był jednak niemal pewien, że częściowo tylko grał i przypadkowe pojawienie się go tam wcale nie było takie przypadkowe.

Po spłoszonych spojrzeniach reszty służby widać było, że raczej nie należał do lubianych panów, choć z pewnością posiadał odpowiedni autorytet.

Miał na sobie bogato zdobiony przeszywany srebrną nicią kaftan oraz długi zielony płaszcz, był pierwszą osobą u boku której Stanton w tym miejscu zauważył broń białą - długi pojedynkowy rapier o kunsztownie uformowanym choć wyraźnie wysłużonym jelcu.

- Veylin - warknął, rozpoznając dziewczynę. - Jesteś mi natychmiast potrzebna. Już. - wskazał jak psu, by do niego podeszła.
- Potrzebami gości może zająć się ktoś inny. - dorzucił, nie wiadomo, czy w stronę pozostałych służących, czy Stantona, którego nie zaszczycił nawet bezpośrednim spojrzeniem.
Stanton nie odpuszczał i zagrał ostatnią desperacka kartę.
- Z rozkazu Lady Jessicki ta osoba miała nie opuszczać jej komnaty. Jej słowo jest tu prawem. Ustępującym jedynie słowu Mówczyni. Veylin nie zostałaś zwolniona z jej polecenia. - zasugerował im, że Jessica podjęła jakieś minimalne środki ostrożności -Chciałbym zacząć posiłek w spokoju. Prawie dziś w tej gościnie zginąłem. Czy możemy obejść się bez towarzyskich incydentów? Jessica zakazała wpuszczać, kogoś innego niż Veylin. Jestem zmęczony i głodny- wszedł przez drzwi do komnaty. - Wolałbym nie włóczyć się teraz po stacji. Bo służąca wykrada się do kochananka.- spojrzał wyraźnie na szlachcica. Grał na zimno jak przy negocjacjach handlowych. Tylko negocjował teraz swoje zdrowie. Może odpuszczą, nie chcąc wzbudzić jego podejrzeń. Jeśli nie, inżynier nie zamierzał naciskać dalej. Wróci do komnaty i wymyśli coś innego. Zostanie mu niewiele czasu, długość posiłku najpewniej.

Szlachcic był wyraźnie poirytowany, a opór inżyniera tylko tę irytację potęgował. Tekst o kochance przerodził tę irytację w furię, choć chyba nie dlatego, że był celny, a ze względu na sam fakt jego bezczelności. Jeśli inżynier chciał wyprowadzić rozmówcę z równowagi, to zdecydowanie mu się to udało.

Gdzieś na końcu korytarza pojawił się dodatkowy służący. Przystanął, uparcie udając, że zupełnie niezainteresowany jest całym zajściem i w oddaniu czyści pobliski regał. Cokolwiek tam miało się wydarzyć, pewnym było, że wieść o tym rozniesie się po domostwie. Szlachcic niemal warczał jak mówił, wyraźnie nad sobą nie panował.
- Niezmiernie mi przykro, że gościna naszego rodu jest dla szlachetnego gościa tak nieprzyjemna, najwyraźniej spodziewał się książęcych zaszczytów i wygód w zamian za ordynarne zbrzuchacenie mojej szanownej kuzynki, oraz zrujnowanie zarówno jej życia jak i dobrego imienia rodziny szlachetnej Lady Elory!
Niemal sapał jak mówił, a jego dłoń drżała na rękojeści broni
- Jak śmiesz się jeszcze skarżyć! Masz szczęście, że w ogóle ktokolwiek cię tu ugościł zamiast wybatożyć jak psa! Nie będziesz nikomu w tym domu rozkazywał!
Gwałtownie podszedł do służki i bezceremonialnie pociągnął ją do siebie za rękę aż ta krzyknęła z bólu.
- Idziemy!

Całe zamieszanie musiało być na tyle donośne, że zaalarmowało dwóch strażników, którzy wyłonili się zza zakrętu korytarza. Ciężko oddychający szlachcic wyraźnie powiedział za dużo i zapewne sam zdawał sobie z tego sprawę, nie miał jednak zamiaru cofnąć się ani o krok.
Stanton nie zareagował. Usłyszał co miał usłyszeć. Zamknął za sobą drzwi. Wziął dwa głębsze oddechy. Co oni knują? Nie wiedział. Może chcą go zabić? Może porwać? Może ją właśnie porywają? Potrząsnął głową. Niby absurdalne, jednak zachowanie szlachcica pogłębiało również paranoje Stantona. Zachowanie służki też było mocno dziwne. Postanowił zablokować drzwi. Wcześniej skreślił w kilku słowach co się stało na kartce i położył pod poduszką Jessiki. Gdyby coś się stało była tu na tyle władna a przede wszystkim sprytna…. Że mu pomoże o ile będzie jeszcze oddychał. Popatrzył jeszcze tęsknym okiem na obiad i przysmaki. Czuł już głód ale nie zamierzał ryzykować. Wziął się do pracy. Jeśli uda mi się zabezpieczyć drzwi poczeka na Jessice.

Zamknięcie drzwi nie sprawiło mu większych problemów. Na szczęście wziął ze sobą kilka podstawowych narzędzi. Szybko otworzył znajdujący się w pokoju Jessici panel techniczny zaglądając do jego bebechów. Paroma wprawnymi ruchami wywołał blokadę, tak by nawet osoba z odpowiednimi dostępami nie mogła otworzyć drzwi od zewnątrz. To on miał decydować kogo wpuści, a kogo nie.

Trochę to trwało...

Wreszcie usłyszał pod drzwiami kroki.
- Stanton? Stanton, co się dzieje z drzwiami? Wpuść mnie. - niewątpliwie był to głos Jessici. Dało się w nim usłyszeć zaniepokojenie.

Wpuścił ją do środka, widać było, że spieszyła się do niego i coś zaniepokoiło ją jeszcze zanim odkryła zablokowane drzwi.
- Co się wydarzyło między tobą a Caspianem?! Pół domu huczy plotkami, a ja nic z tego nie rozumiem! Ponoć matka prawie od razu po swoim powrocie kazała przyprowadzić go do siebie, wraz ze służbą, która miała być świadkiem waszej kłótni...
Jessica zrobiła wielkie oczy.
- Kazała mu od razu wsiąść do promu, którym przyleciała i wynosić się z księżyca. Wygnała go! Stantonie... Ja nic z tego nie rozumiem! Był synem jej siostry, odkąd ona zmarła, traktowała go niemal jak własne dziecko, a on był jej bezgranicznie oddany. Co zaszło między wami?
Opowiedział o dziwnym zachowaniu służki, i całym przedstawieniu na zewnątrz. Uzupełnił je swoimi spostrzeżeniami o udawaniu większości. Ilości osób jakie do czegoś zaangażował Caspian, była spora. Zakończył to słowami.
- Coś knuli, Vaelin była mocno wystraszona. Wybiegła stąd, gdy próbowałem ją przycisnąć. Sądząc po reakcji twojej matki było to coś poważnego. Zawołaj tu tą małą zdrajczynie, niech nam opowie co wie.

Jessica wysłuchała jego opowieści w ciszy, póki co nie komentując żadnego z jego wniosków.
- Nie mogę uwierzyć, by Caspian posunął się aż do takich czynów! I jeszcze, by wsparło go aż tyle wiernych sług naszego rodu! Słyszałam tylko plotki o kłótni, ale nic takiego! - krzyknęła w końcu oburzona, gdy skończył i usłyszała całą opowieść. - Veylin była przez lata służką Caspiana, nim zaczęła służyć mi. Zawsze była wierna... Wydawało mi się, że ma dobre serce... Masz racje, powinniśmy ją wezwać. Matka jest wściekła, nie wiem co z tego wyniknie.

Rosły służący wysłany na poszukiwania w końcu wrócił z dziewczyną. W jej oczach widoczne były łzy, spuściła głowę, zawstydzona.
- Pani... Panie... - nie wiedziała od kogo zacząć. - Tak mi przykro... Ja przepraszam. Kazano mi...

Pochlipując i czerwieniąc się ze wstydu opowiedziała wszystko od początku. O tym jak kuzyn Jessici ciężko przeżywał całą tę sytuację z ciążą i możliwym mezaliansem. Jak bał się, że ucierpi na tym pozycja i dobre imię Elory, którą kochał jak matkę oraz zaprzepaszczona zostanie przyszłość wspaniale zapowiadającej się Jessici.

O tym jak podejrzewał Stantona o to, że ten był zwykłym karierowiczem niskiego stanu, który uwiódł jego kuzynkę, by zdobyć tytuł szlachecki i być może również skraść tajemnice rodu. Że podejrzewał, iż łotr nawet nie kocha jego krewnej i przy najbliższej okazji zdradzi ją z byle kim. I wreszcie o tym jak nakazał Veylin, by sprawdziła jego wierność, by udowodnić, że w inżynierze nie ma nawet krzty przyzwoitości.
- Panie... Na początku... Ja miałam tylko cię kusić... Ale panicz Caspian bał się, że wszystko dzieje się za szybko, że nie wystarczy czasu, by jak to powiedział... Wyszła z pana prawdziwa natura... Więc wymyślił, by dosypać do strawy bardzo silnego środka pobudzającego. Ja... Nie chciałam się zgodzić, ale on nalegał, był moim panem, mówił, że pan zrujnuje i unieszczęśliwi panienkę Jessicę, ja nie mogłam ...
Załkała, upokorzona.
- Środek miał działać bardzo szybko, właśnie chciałam... zacząć się obnażać, gdy Pan począł zachowywać się dziwnie... jakby wiedział. Przestraszyłam się, nie wiedziałam co począć!
Zaczęła łkać chowając twarz w dłonie.

Jessica westchnęła.
Stanton westchnął niemal równocześnie.
- Głupio postąpił, haniebnie. Kierowały nim jednak szlachetne pobudki. Chęć ochrony jego w pewnym sensie nowej matki i kuzynki. Nie chcę być przyczyną kolejnych podziałów. Już sam nasz związek dodał jej problemów. Teraz straci oddanego sojusznika i członka rodziny. Zaradzimy temu jakoś - powiedział do Jess. Nie uderzał w czułe nuty ofiary. Starał okazać się godny nowej rodziny. - Co do Ciebie. - powiedział do służki. - Wyznaczono Ci już karę?
- Nie, Panie. Służbę Lady Elora sprowadziła tylko, by ta opowiedziała, co widziała na korytarzu, o niczym innym nie chciała słuchać. Nie wiem o czym nasza szlachetna Pani rozmawiała z paniczem Caspianem, zrobili to później na osobności.

Jessica westchnęła, ponownie.
-Moja matka nie zmienia zdania. - stwierdziła tylko z pewną dozą smutku w głosie.
- Cokolwiek się stało, niestety nie jest to chyba odwracalne. Tymczasem… Veylin opuść nas proszę, muszę porozmawiać z panem Waltonem.
 
Tadeus jest offline