Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-01-2017, 06:36   #123
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację


Czas spędzony w Rivendel płynął innym rytmem, jakby zaczarowanym. Pobyt w elfiej dolinie nie dłużył, nie nużył. Choć zdecydowanie nie można nazwać gościny, w niemalże wolnej od trosk harmonii, gnuśnością, to świat poza Imlardis wydawał się jakby odległy, choć bliski zarazem, jak żywe odległe wspomnienie lub sen wciąż wyraźny i namacalny po przebudzeniu. Im dłużej śmiertelni przebywali wśród elfów, tym koncept wieczności nabierał im trącającego namacalnością wrażenia. Wolni od trosk i zmartwień mogli jednak ryzykować zaniedbanie obowiązków i odpowiedzialności, z których również składało się ich codzienne życie, w świecie, gdzie Cień bywał równie obecny, co nieobecny w Rivendel.
Malborn przyszedł pożegnać się z przyjaciółmi pewnego późnego letniego wieczoru. Nie było to wcale podniosłe, ani dramatyczne rozstanie, choć Hilly znosiła emocje na swój własny sposób.

- Ruszam w długą podróż do Dzikich Krajów, lecz ufam, że spotkanie nastąpi szybciej niż pamięć obróci nasze twarze w jedynie dźwięk znajomych imion. - uśmiechnął się wesoło.

Pokazał im całkiem udany szkic, który zmajstrować musiał w powrotnej podróży przez niegościnne mgliste pogórza krajów trolli. W dynamicznej scenie smug węgla na bieli pergaminu, Dunedain uwiecznił zaklęte w walce sylwetki elfa, hobbita i krasnoluda walczących z potężnym i twardym niczym skała, z której był zrodzony, dwugłowym Ettinem.




Podróż z jasnowłosym elfem była niezwykle ciekawym doświadczeniem, nawet dla Lorelei. Młodzieniec, choć podobno nie sposób było wyobrazić sobie ile naprawdę miał lat, mimowolnie roztaczał wokół siebie aurę, i choć dawno bractwo opuściło ukrytą dolinę, to jakby cząstka Rivendell była wciąż z nimi dzięki jego towarzystwu. Glorfindel nie był rozmowny, choć wcale od rozmowy nie stronił. Uwielbiał śmiać się równie co śpiewać i smacznie zjeść, a gdy opowiadał coś, to jakby słowa malowały obrazy dokładnie takie, jakie miał zobaczyć słuchający. Nie można było jednak mylić tej prostodusznej natury ze słabością. Dziwna siła emanowała od elfa, moc, której nie zdołała do końca skryć prosta szara tunika z kapturem. Glorfindel jechał na białym koniu wioząc Lorelei, podczas gdy Thyri z Hilly dosiadali mocne, masłowate, bliźniacze kuce otrzymane w darze od Elronda.




Elf został gdzieś poza zasięgiem ich wzroku, gdy bractwo wjechało na Ostatni Most. Był wczesny poranek na pustej, kamiennej konstrukcji. Słońce lśniło odbijając się spokojnie w cierpliwej Mitheitel. Ptaki na niebie oraz okazjonalnie błyskające grzbietami ryby w zielonej wodzie poniżej były jedynymi obecnymi oprócz elfa, hobbita i krasnoluda. Do czasu z cienia filaru pod mostem wyszła postać kobiety w czarnym płaszczu. Kaptur skrywał jej twarz, lecz znajoma sylwetka i niemal płynący nad ziemią sposób poruszania, natychmiast zdradził i uspokoił, że to Feredrun.

Istota niemal radośnie przywitała przyjaciół, a wysłuchawszy Hilly o elfie, który miał być jej przewodnikiem, zdradziła się zaskoczoną iskrą gwieździstych oczu. Zgodziła się, podziękowała i rozstała z bractwem podążając u boku elfiego lorda, obydwoje skromnie odchodząc na wschód.

Młody ogier o sindarskim imieniu Nimroch, został oddany na przechowanie w ręce Lorelei.
Do Szańca Umarłych przed bractwem stała trzykrotnie dłuższa droga niż do źródeł Horewell.



 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline