Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-01-2017, 09:33   #14
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Dwa dni podróży minęły dla Chaai w spokojnym zaciszu mesy, gdzie przez wiele godzin przyrządzała posiłki dla załogi. To była jej jedyna umiejętność, która w jakikolwiek sposób mogłaby się przydać na pokładzie parostatku, dlatego też bez narzekania i z niejaką dozą “ekscytacji” zabrała się do dogadzania pracującym mężczyznom. Schemat potraw był podobny, bo kobieta, które je przyrządzała nie była wykwalifikowaną kucharką, a kurtyzaną lubiącą od czasu do czasu zaparzyć kawy dla swego kochanka… Na śniadanie były omlety z olbrzymią ilością dodatków i przypraw, na obiad dwa rodzaje curry z mięsem i warzywami, do tego kasza i placuszki z czosnkiem. Kolacji nie było, gdyż po obiedzie zazwyczaj wszyscy byli tak pełni, że trawili potrawy, aż do następnego dnia. Tancerka jednak gotowała wieczorami cały gar aromatycznej, mocnej herbaty z mlekiem, ogromną ilością miodu i garścią korzennych dodatków.
Chaj najbardziej przypadł do gustu, ponownie wzgardzonemu, smokowi… który do kuchni nie miał dostępu z racji tego… iż był szczurem. Znudzony zwierz, przesiadywał więc ze znienawidzonym Jarvisem, z którym prawie, że zawarł pewną komitywę. Która wyglądała mniej więcej tak, że gad nie zeżre czarownikowi niczego co do niego należy… jak od czasu do czasu będzie mógł posiedzieć mu na ramieniu lub wychłeptać trochę herbatki z dna kubka.

Tak więc… dwa dni minęły w spokoju, ciszy i osamotnieniu każdego z członków drużyny. Jarvis czuwał przy sterze, Godiva udawała amazonkę z nową przyjaciółką, Chaaya oddawała się oczyszczającej umysł pracy, a Nveryioth jak nie wkurwiał reszty, to po prostu drzemał, zwinięty w kłębek w stercie bielizny bardki, aż w końcu nastała noc trzecia… noc, która mogła przynieść niebezpieczeństwo i przełamać zły czar wszędobylskiej nudy i rutyny, która zaczynała mocno doskwierać niebieskoskrzydłej…


Nastał czas siesty… powoli zaczynało się ściemniać, choć w miejscu w którym aktualnie byli nawet za dnia ciężko było co dostrzec. Większość załogi spała lub trawiła lub… miała po prostu wolne. Na pierwsze dwie warty zgłosiła się bardka ze smokiem.
Tłusty szczur buszował po pokładzie, od czasu do czasu wyciągając łebek ku zielonym koronom drzew, po którym skakały zwierzęta. Musiał być czujny by żaden ptak nie stwierdził, że ma chętkę na niego zapolować. Krył się więc w różnych szparach, zaplątywał w olinowania, wywracał beczki, wpadał do wiader lub przepuszczał dzikie i zygzakowate sprinty przez sam środek pokładu.
Chaaya zapukała do pilotówki Jarvisa przynosząc mu kubek z parującym chajem oraz uśmiech na swojej śniadej twarzy.

- Nie drzemiesz? - zapytała półszeptem, obserwując uważnie mężczyznę gdy pił. Jej wzrok był łagodny… lecz czujny i czarownik czuł się jak na teście… bardzo, bardzo ważnym teście od którego zależą losy całego świata. Czuł się tak od pierwszego śniadania, jakie zaserwowała mu tancerka… i uczucie to nie opuszczało go w żadnej posiłku.
Cóż… można rzec, że tylko w połowie rozminął się z prawdą. Tancerka faktycznie go testowała, chciała dowiedzieć się czy potrawy mu smakują, czy woli mocniej doprawione czy mniej… które warzywa bardziej przypadają mu do gustu oraz ile miodu musi wlać do jego herbaty by była dla niego w sam raz.
- Aż tak nie ufasz umiejętnościom zwiadowczym mojego gryzonia? - zażartowała, opierając się plecami o ścianę.
- Nie bez powodu statki płynące do miasta chmur mają na swych pokładach mieszkańców owego miasta. Tu nie trzeba zwiadowcy… tylko przewodnika - wyjaśnił Jarvis popijając przygotowaną herbatę. - W głowie spokój? Wydaje się, że czujesz się lepiej.
Kobieta przewróciła oczami, dmuchając zrezygnowana w kosmyk włosów opadający jej na czoło. Jarvis był czasami biurokratyczny, aż do bólu. - Zajęcie poprawia mi humor - odrzekła spolegliwie, uciekając wzrokiem gdzieś w bok. Nadal nie potrafiła się przyzwyczaić do rozmowy z czarownikiem, bez jego charakterystycznego akcentu. Było w tym coś, coś nietypowego i trudnego do sprecyzowania i napawało tancerkę smutkiem. Ale z jakiegoś jednak powodu, nie zdejmowała magicznej broszki, dzięki której rozmowa między nimi odbywała się płynniej. - Który jesteś w kolejce? - odniosła się nagle do wyznaczonych wart na pokładzie.
- Trzeci… i piąty… i siódmy - stwierdził ironicznie Jarvis i zerknął na bardkę. - Ale to zrozumiałe. Jestem w domu.
- Cieszysz się? - zapytała na chwilę na niego spoglądając.
- Nie wiem… - zamyślił Jarvis i spojrzał na bardkę. - Ty… masz rodzinę?
- Kiedyś miałam - odpowiedziała zgodnie z prawdą, bojąc się dokończyć myśli. Bo teraz… nie wiadomo czy kogokolwiek w Dholstanie miała przychylnego jej osobie.
- To i tak lepiej niż u mnie. Ja w La Rasquelle zostawiłem tylko groby. Nie znam w mieście nikogo, znam za to samo miasto i jego budynki. Nadal chcesz się przekradać ciasnymi szczelinami w murach? - zapytał żartobliwie czarownik i zerknął na bardkę. - Nawet kosztem rozbierania się ze spódnicy? Kiedy się przekradałem na przedstawienia byłem podrostkiem. Trudniej będzie nam się przeciskać przy naszych gabarytach.
Chaaya posłała Jarvisowi uśmieszek, a za drzwiami rozległ się całkiem głośny stupot gołych łapek oraz odgłos szurania. Bardka machinalnie obejrzała się w tamtym kierunku, z cieplejszym uśmiechem. - A bo ja to raz się rozbierałam w życiu? - Wzruszyła ramionami. - Jeśli bym teraz zrezygnowała, na pewno nie mógłbyś zasnąć ze zgryzoty. - Machnęła na niego ręką, odbijając się od ściany.
- To prawda... ale osoby rozbierające się publicznie budzą zgorszenie. Chyba, że to część aktu… lub zamknięte przyjęcie bogatych rodów - odparł żartobliwie czarownik. - Dlatego pewnie niektórych ekscytuje łamanie takich zasad i nie dawanie się na tym łamaniu przyłapać.
- Obiecuję być dyskretną, byś nie popadł w kłopoty - mruknęła spolegliwie, puszczając do niego oczko oraz pociągając za sznureczki w półgorseciku jej spódnicy. - Połóż się i odpocznij, a ja idę połamać prawo z Nveryiothem… - Poluzowana tkanina opadła na podłogę, wzbudzając u Chaai chochliczy chichot, po czym jak gdyby nigdy nic, wyszła za zewnątrz, słysząc za sobą sarkastyczny i żartobliwy komentarz czarownika. - Jak mam się położyć, skoro stoję dzięki tobie?
Smok, rozwlekł jakieś olinowanie po całej długości statku i aktualnie wyglądał na pobliskie drzewa przez wypadnięty sęk w beczce.
Statek powoli przemierzał rzekę wesoło pyrkocząc parą i dymem. Okolica była głośna od krzyków ptaków i odgłosów innych zwierząt. Życie pleniło się dookoła nich i kipiało różnorodnością, ale z perspektywy statku życie płynęło leniwie. Gdzieś tylko z dzioba słychać było świst ostrza włóczni oraz ciche krzyki. To ich rogata ochroniarz ćwiczyła w samotności.
~ Nie masz na sobie spódnicy ~ odezwał się gad w jej głowie.
~ Nie mam ~ potwierdziła tancerka, podnosząc beczkę, spod której wypełzło tłuste ciałko szczura.
~ Zrobiłem pułapkę na Godivę… nie ruszaj tej liny ~ polecił jej towarzysz, pozwalając się wziąć na ręce.
Chaaya nie zamierzała komentować jego wypowiedzi, tak samo jak on nie zamierzał wnikać w jej wybrakowany ubiór. Nietypowa parka kucharki i jej wiernego gryzonia, przemierzała po pokładzie raz po prawej stronie burty, by na końcu stateczku zawrócić i iść po lewej.
I oczywiście w końcu musiała się natknąć na zdumioną Yasavi, która skończyła trening i wracała do swej kwatery. Na widok niekompletnej garderoby bardki spytała zdziwiona. - Eeeem… wydarzyło się coś o czym powinnam wiedzieć?
Szczur w ramionach tancerki przeciągnął się leniwie, otwierając pyszczek w głębokim ziewnięciu, po czym powrócił do drzemania w pozycji a’la ludzkie niemowlę.
- Trenuję. - Bardka mrugnęła do diabolicy, mijając ją bez większego zainteresowania.
- Co właściwie trenu… a zresztą, nie moja sprawa. Ja tu tylko spokoju pilnuję. - Wzruszyła ramionami Yasavi i ruszyła swoją drogą.
Obie warty przebiegły Chaai i Nveryiothowi w “ciszy” i spokoju. Para narobiła kilka nadprogramowych kółeczek, zanim w końcu nie postanowili obudzić Jarvisa.
~ Możesz być tak miły i jeszcze chwilę poczuwać? ~ Chaaya przystanęła pod drzwiami, a smok zeskoczył na deski pokładu oglądając się z wyrzutem na partnerkę.
~ Tylko nie parzcie się za długo… ~ mruknął odbiegając by sprawdzić, czy lina która zostawił dla smoczycy, nigdzie się nie poplątała.
Bardka weszła cichutko do kajutki, ściągając bluzkę po czym podeszła do legowiska czarownika, przez chwilę przyglądając się jak mężczyzna śpi.
Wyglądało na to, że Jarvis aktualnie śnił, snem niespokojnego, co złagodziło jej zapędy do brutalnej pobudki. Siadając na brzegu łóżka, pogładziła mężczyznę po policzku, zahaczając opuszkami o linię szczęki i podbródek.
Otworzył oczy szeroko i nagle, spoglądając na Chaayę z początku jakby jej nie poznając. Potem się uspokoił i uśmiechnął delikatnie.
- Zamiana… - Chaaya klepnęła go w ramię, przechodząc nad nim i na chwilę stając na czworaka, tak, że ich twarze znalazły się na podobnej wysokości, po czym cmoknęła go w nos i położyła się na łóżku, szybko zakopując pod koce oraz wtulając się niczym czepliwe zwierzątko w jego rozgrzane ciało.
- Powinnaś już wiedzieć… że nie jestem z kamienia - mruknął cicho Jarvis, drżąc i dłońmi żarliwie wodząc po pośladku i plecach wtulonej niego bardki. Która jednak musiała stwierdzić, że czarownik mija się z prawdą, bo przytulona do niego czuła, że przynajmniej w jednym miejscu jest twardy.
Odpowiedział mu jednak cichy pomruk, gdyż tancerka zajęta była podgryzaniem go w szyję i obojczyki.
~ Mamy kilka minut, zanim Nvery stwierdzi, że zabawnie będzie pojawić się między nami ~ Po chwili czarownik dostał dość jasny i jednoznaczny komunikat z jej strony.
~ W takim razie wybacz mi, że będę drapieżny. ~ Jarvis obrócił się, przygniatając delikatnie bardkę do łóżka, jego usta zaborczo przylgnęły do jej warg w namiętnym i samolubnym pocałunku. Jego biodra poruszały się lekko, acz nie przeszył jeszcze Chaai swą włócznią, sprawdzając jedynie czubkiem, czy aby jest gotowa na jego podbój. Może i był dziki w swej namiętności, ale… jak zawsze chciał, by żar ogarnął ich oboje, ale na to mieli za mało czasu, a poza tym Chaai najwyraźniej nie przeszkadzało bycie aktualnie w lekkim “tyle”. Z równą pasją co mężczyzna odwzajemniała pocałunki, a ostre pazurki, kreśliły miłosne szlaki na jego łopatkach i lędźwiach. Rozchylone uda, oraz biodra poruszające się lekko na boki co raz trudniejsze były do zignorowania. Zwłaszcza, że czas naglił.
A Jarvis nie zwykł ignorować jej sugestii, toteż bardka poczuła żar jego żądzy w sobie, mocno gwałtownie i przyszpilająco do łóżka za każdym razem. Jarvis nie oszczędzał ani jej, ani siebie, ani łóżka które zajmowali. Było więc głośno… jeśli chodzi o skrzypienie, bo usta co raz to były zajęte namiętnymi pocałunkami.
Nie ważnie jak absurdalnie to brzmiało, Chaaya czuła się nad wyraz nostalgicznie w tejże sytuacji. Czerpała przyjemność z samego faktu dawania komuś przyjemności… nie wróć, cieszyło ją… że dawała ją Jarvisowi. Który najwyraźniej się troszkę “stęsknił”.
Zarzuciwszy mu jedną nogę na biodro, ostatecznie zrzuciła z ich ciał koce, wystawiając ich rozgrzaną skórę na kontakt z chłodnawym powietrzem.
~ Nie chce nic mówić, ale to wyro się zaraz rozpadnie… ~ Głos smoka pojawił się znikąd, wprawiając bardkę w lekki stan paniki, przez co na chwilę zwarła wszystkie mięśnie, doprowadzając w ten sposób czarownika do kulminacji.
~ Jesteś tu? ~ pisnęła przerażona, odrywając się od ust kochanka i spoglądając na niego szeroko otwartymi oczami.
~ No… na ziemi. ~ Faktycznie… był tam, siedział i się gapił.
Czarownik nie zdawał sobie sprawy z tego nieprzewidzianego świadka, ale też i sytuacja nie sprzyjała rozkojarzeniu. Tulił więc do siebie bardkę oddychając szybko i pieszczotliwie wodząc palcami po jej nagiej skórze lśniącej kropelkami potu.
Smok miał ochotę puścić pawia na widok tych ckliwych ceregieli, ale postanowił nie puszczać pary z pyszczka. Wdrapawszy się po kocu, na pryczę, przedreptał wzdłuż nogi Chaai, która zajęta była gładzeniem Jarvisa po plecach i pośladu oraz czułym muskaniem jego ust własnymi.
~ Koniec tego dobrego! ~ zapiał wściekły szczur, wciskając się między obejmującą parę.
- Mały, puchaty zazdrośnik z niego - mruknął Jarvis przyglądając się gryzoniowi. - Czy może zmarzł?
Czarownika nowa postać Nverego niespecjalnie odrzucała. Ale bardka wiedziała o nim wystarczająco dużo by się temu nie dziwić. - W La Rasquelle będzie się musiał bardziej pilnować. Dużo tam szczurów, dużo i szczurzyc i ich feromonów.
Gryzoń ułożył się na szyi kobiety, popiskując przy tym gniewnie.
- Musimy go odmienić… jak najszybciej - W jej głosie pobrzmiewał rozkaz, determinacja… ale i dziwna nuta błagalności. Najwyraźniej, to właśnie ona ze wszystkich, najmocniej przeżywała zmianę swojego partnera, a może po prostu się martwiła.
Czarownik zmarkotniał wyraźnie i pogłaskał dziewczynę mówiąc cicho. - Starzec może w każdej chwili uwolnić go od klątwy. Bez jego pomocy… cóż… musimy znaleźć maga lub kapłana potężniejszego od Starca. Ewentualnie jakąś potężną istotę.
Usta Chaai zwarły się w ciasnym, kwaśnym uśmieszku, a spojrzenie momentalnie pociemniało. Nie miała zamiaru rozmawiać ze Ślepcem. Sama znajdzie sposób by odczarować smoka, który był dla niej większym priorytetem niż przestarzały duch czyiś wspomnień. Bardka odwróciła twarz od rozmówcy, a Nveryioth podniósł tylko łebek by by obejrzeć się to na nią, to na Jarvisa i ponownie się ułożył.
- Na szczęście w La Rasquelle można znaleźć takie istoty, jednak zawieranie z nimi umów bywa ryzykowne. Z drugiej strony… i tak jeśli chcemy wypchnąć Starca do nowego ciała, czeka nas dużo ryzykownych działań i planów - mruknął czarownik delikatnie odgarniając kosmyki włosów znad jej twarzy. - Jak choćby znaleźć potężnie ciało… naczynie.
Dziewczyna spojrzała na niego koso z miną naburmuszonego dziecka zmuszonego do jedzenia warzyw. Przez chwilę ważyła słowa na języku, ale ostatecznie mruknęła tylko, biorąc w palce ogon gada i zwalając jego zadek ze swojej szyi.
~ Suka. ~ Szczur przekręcił się na łapki i usiadł czyszcząc łebek, od czasu do czasu wyciągając się by dziabnąć kosmyk włosów mężczyzny. Tak dla równowagi… by nie było, że go tolerował.
- Myślę, że ryzykowne działania to najmniejszy problem… - Chaaya w końcu przełamała milczenie, udając, że skupia się na strzepywaniu niewidzialnego pyłku z piersi. Widać było, że nie czuła się komfortowo w tej rozmowie.
- To co byś chciała zobaczyć w samym mieście? - zapytał Jarvis próbując zmienić temat na przyjemniejszy.
Przez chwilę mógł zaobserwować iskierki podniecenia w jej orzechowych oczach. Uniosła lekko głowę, gładząc dłonią jego ramię.
- Burdele - odpowiedziała z pasją w głosie. - I biblioteki, jeśli takowe macie… a jak nie macie to może czyjąś prywatną… No i ogrody, może pola uprawne… Chciałabym poznać trochę roślinności. I… i… - Przy ostatnim, wyraźnie rozpromieniała. Uśmiech stał się łobuzerski, a oczy zaszły dziwną mgiełką. Gryzoń po jej prawej zapiszczał nagle, zwracając na siebie uwagę i momentalnie gasząc w niej zapał.
Tancerka rozluźniła się nieco pod ciałem mężczyzny. - W sumie to nic szczególnego. Co byś mi polecił?
- Burdele? Męskie dla znudzonych bogatych wdów? Czy… bardziej publiczne? - zapytał zaciekawiony czarownik, po czym dodał z łobuzerskim uśmieszkiem. - …I dokończ co miałaś na myśli. Nie krępuj się.
- Dla mężczyzn… i nie jakieś podrzędne, a najdroższe z najlepszymi kobietami. Może czegoś bym się nauczyła? Może zasięgnęła języka… albo skontaktowała z… - ciągnęła zamyślonym tonem, a szczur piszczał i piszczał, jakby wypowiadał teraz jakąś bardzo ważną tyradę. - Skończyłam, nic więcej nie chcę oglądać. - Poderwała się nagle by ucałować go w usta, przy okazji trącając gryzonia łokciem, aż biedak mało nie zleciał z łóżka, gdyby nie przytrzymał się łapkami materaca.
- To nie szkółki… - zaśmiał się Jarvis i mruknął łobuzersko. - Musiałabyś którąś wynająć, ale są takie zamtuzy. W żadnych nie byłem w środku, więc wiele powiedzieć nie mogę. Bibliotek nie ma, ale w antykwariatach można wynająć czas do spędzenie z woluminem. To tańsze niż jego kupienie.
Zamyślił się dodając. - Mówiłem ci już o operach? O przedstawieniach prawda? Są jeszcze wyścigi gondoli na przykład.
- Dobry wzrok i jedna noc u boku takiej panny potrafi zdziałać cuda, inaczej nie mogłabym samodzielnie pracować. - Obruszyła się dumnie, zadzierając nosek. - Ty się nią zajmiesz, a ja popatrzę - odparła skwapliwie, jakby już podjęła decyzję i zaplanowała całe przedsięwzięcie.
- Opery… coś o nich wspominałeś… ale dalej nie potrafię sobie wyobrazić tych całych gond… gondol. To takie łódeczki prawda? - Chaaya poprawiła się na poduszce, dając pstryczka w nos nadchodzącemu gryzoniowi, który znowu o mały włos nie zleciał na ziemię.
- Długie i wąskie łódeczki do pokonywania długich wąskich kanałów, bo tam nie ma dróg. A za gapienie się na moje figle będę się domagał rekompensaty. - Pogroził delikatnie palcem Chaai.
- A czego ty jeszcze chcesz… przecież dziwka będzie twoja. - Udo tancerki niebezpiecznie wspięło się po biodrze czarownika, po czym oparła nogę o jego pośladki.
- Ale wstydliwy jestem... kiepsko mi staje, gdy ktoś się gapi - łgał jak z nut Jarvis nawet z tym faktem się nie kryjąc. Uśmiechał się bowiem bezczelnie. - Nie okażę się dość męski będąc obserwowanym z boku. Zbłaźnię się przy kurtyzanie.
- Zaparzę ci ziółek - odparła ze zblazowaniem, zamiatając ręką tłuste ciałko Nveryiotha, który z plaskiem uderzył o pokład.
- Nie lubię ziółek - poskarżył się niczym małe dziecko Jarvis, wodząc palcami po nagim pośladku Chaai i kreśląc na nim jakieś tajemne znaki, które tylko sam rozumiał. Niemniej muśnięcia tych palców były pieszczotliwie i w planach niewątpliwie służyły rozbudzaniu “apetytu” bardki. O własny apetyt czarownik martwić się nie musiał, co zresztą tawaif czuła.
- W takim razie nie zbłaźnisz się przed jedną, a dwiema dziwkami - zawyrokowała oscentacyjnie, całkowicie ignorując poczynania jego niecierpliwych dłoni.
Cichy chrobot i drapanie pazurkami o materiał świadczyło o heroicznej wspinaczce gryzonia gdzieś boku łóżka.
- Dlatego winniśmy pomyśleć nad jakąś nagrodą dla mnie, która zmotywuje mnie do większego… wysiłku - odparł poważnym tonem czarownik z całkiem niepoważnym uśmiechem, nadal pieszczotliwie muskając pośladek Chaai i najwyraźniej nie przejmując się nikłymi jak dotąd efektami swych działań. Może był cierpliwy… a może lubił pieścić jej ciało i doprowadzać ją do wrzenia… czasem.
- No dobrze… wygrałeś, zrozumiałam twą aluzję, pójdę tam z Nveryiothem. - Na te słowa gad spadł na ziemię z cichym skrzekiem, po czym przetruchtał przez pomieszczenie, najwyraźniej chcąc się szybko z niego ewakuować.
- Nooo… to chyba chcesz się ze mnie pośmiać, a nie nowych sztuczek się nauczyć. - Zaśmiał się głośno Jarvis po tych słowach i delikatnie dał klapsa Chaai. - Nieładnie psuć taką doskonałą fantazję takim wtrąceniem, zła Chaaya… zasłużyłaś na klapsa.
- Zła… wyrodna… i bezduszna. - Przytaknęła skwapliwie, podnosząc biodra by otrzeć się łonem o męskość mężczyzny. - I mówiłam śmiertelnie poważnie. Nvery zda się nawet lepiej - zamruczała w zadowoleniu, gryząc go w podbródek i czarownik wiedział… że mówiła poważnie.
- Oj… bo przełożę cię przez kolano i dam razy… - szepnął cicho i już mniej żartobliwie Jarvis, wpierw masując pupę Chaai, a potem rzeczywiście dając nieco mocniejszego klapsa. Jego spojrzenie też było bardziej drapieżne.
- Może i Kassim potrafił poskromić kochaną Charitę, ale gwarantuje ci, że takie głaskanie nie robi na mnie wrażenia - cichy syk koło jego ucha był zmysłowy i gorący, jednakże paznokcie wbite w skórę działały niczym wiadro lodowatej wody. Zdecydowanie nie była to pieszczota, a czysta chęć sprawienia komuś bólu. - A ty przypadkiem masz teraz wartę, nie myle się?
- Warta nie ucieknie… - wymruczał czarownik i siarczyście uderzając w pośladek Chaai, choć poczuł ból od jej paznokci. - Niemniej masz trochę racji Chaayu, nie poskromię cię w tym pomieszczeniu, teraz… nie w tej pozycji. Ale… kto wie, może później znajdziemy czas i miejsce, jeśli w tobie znajdzie się ochota do bycia poskramianą.
Kobieta sapnęła, tłumiąc chichot. - Kto wie, kto wie… - Nacisk paznokci zelżał, by w końcu zniknąć całkowicie, gdy tancerka przeniosła dłoń na poduszki, wcześniej odgarniając mężczyźnie włosy za ucho.
Nie wyganiała go, ale też za bardzo nie kwapiła się do kontynuowania rozmowy, obserwując z półuśmieszkiem jego gesty i mimikę.
- Właśnie… - mruczał czarownik, patrząc wprost w jej oczy i delikatnie wodząc palcami po pupie, by dać znienacka kolejnego siarczystego klapsa. Po czym wsunął drugą dłoń między pukle jej włosów, by dotrzeć opuszkami palców do jej karku i nakłonić bardkę do nachylenia swych warg ku jego ustom.
Miejsce po ostatnim uderzeniu, przyjemnie szczypało, rozchodząc się gorącą falą po udzie tancerki, która jednak nie chciała iść na współpracę, zapierając się przed nachyleniem. - To powiedz mi… którą to część pocałunku lubisz najbardziej… i dlaczego. - Śniada twarz przybliżyła się o kilka centymetrów, lecz nie na tyle by ich usta mogły połączyć się.
- Samo zetknięcie warg… powolne i delikatne. Początek zapoznawania się poprzez dotyk. A ty? - zapytał w odpowiedzi Jarvis, delikatnie muskając zarówno pośladek jak i udo. Sam będąc rozpalonym do czerwoności, co również Chaaya odczuwała tuląc się do niego.
- Chwila przed… - wymruczała zmysłowo, otulając jego usta swoim gorącym oddechem. - Chwila kiedy zamykasz oczy i czekasz na wspaniałe uniesienie, które pod wpływem wyobraźni i oczekiwań potrafi rozpalić do białości… - Był oczywiście jeszcze jeden powód i to dość oczywisty. Przedłużanie napięcia, było w pewien sposób sadystyczne i perwersyjne i wpasowywało się w dzikie gusta tawaif.
- Chwila kiedy ty zamierzasz całować jego… czy on ciebie? Kto ma wtedy władzę nad tą chwilą? - zapytał zaciekawiony wyraźnie jej zdaniem czarownik.
- Hmmm… - Chaaya zamknęła oczy zamyślając się na chwilę. - Myślę, że w tym wypadku działa to w obie strony… - jej głos był cichy i lekko napięty, gdyż najwyraźniej zapragnęła zaczerpnąć trochę ekscytacji w zaistniałej sytuacji.
- Jest możliwość… że nie wytrzymam i w końcu przycisnę swe usta do twoich - stwierdził po chwili namysłu czarownik szepcząc cicho. - Czy ten fakt… ta możliwość podsyca twe pożądanie?
- Nawet… nie wiesz… - zaczęła cicho, przełykając ostrożnie ślinę, zmniejszając odległość między nimi. Jarvis niemal czuł dotyk jej ust na swoich, ale gdy tylko próbował je pochwycić okazywało się, że nadal jest za daleko. - ... jak bardzo… - Miał niemal wrażenie, że usłyszał własną wyobraźnię, gdy Chaaya trąciła go pieszczotliwie nosem o nos. Niczym mały dusiciel zaczynała oplatać jego ciało. Zagarniać do siebie udami i rękoma. Wdrapywać się na niego, przyciskać do siebie kawałeczek po kawałeczku, aż w końcu była na nim, rozkosznie ocierając się o niego łonem. Wyraźnie drażniąc i prowokując.
Gdy już myślał, że kobieta pozwoli mu wejść w nią i zakończyć powolną torturę, czuł jak bardzo jest gotowa, chętna i gorąca, niestety upragnione bramy pozostawały zamknięte, a on mógł jedynie łomotać w nie w nadziei, że ktoś w końcu mu otworzy.
Raz po raz… już prawie, praaawie rozchylał ją swym grotem i wtedy poruszała mocniej biodrami i lądował między jej pośladkami, lub między ich łonami.
- Złośliwa… zła kobieta… sadystyczna kusicielka… należy cię ukarać. - Jarvis mruczał te inwektywy wyjątkowo zmysłowym tonem głosu. I nagle dał mocnego i głośnego klapsa… bolesnego niczym ukłucie ostrogi.
Chaaya stłumiła swój krzyk zaskoczenia pomieszanego z rozkoszą, wpijając się w usta mężczyzny, pełna pasji i żądzy, niczym mała pirania. Wypięła pupę, wysoko nad jego biodra, machając pośladkami na boki, jakby zapraszała do aktywniejszej zabawy.
Palce mężczyzny pochwyciły jej pośladki, gdy tak go całowała. Zacisnęły wbijając paznokcie w skórę, po czym Jarvis nie przestając zachłannego pocałunku, dawał mocne i głośne klapsy w wypięty tyłeczek, przeszywając całe ciało bardki impulsem bólu i rozkoszy. Wiedział jak uderzać… na pewno się na kimś szkolił. Co było atutem w tej chwili.
Z każdym uderzeniem, stawała się co raz głośniejsza, choć jej jęki i tak ginęły w jego ustach. Pocałunek zaczynał bardziej przypominać batalię, zwłaszcza dla Jarvisa przygniecionego jej ciałem, gdyż im bardziej ona się wypinała, tym bardziej on czuł nacisk na swoją klatkę piersiową. Zaczynała odcinać go od powietrza. W zamierzeniu czy przez przypadek?
Głośne warknięcie, ból oraz krew wypływająca z nadgryzionej wargi zakończyła figla. Bardka usiadła mu na brzuchu, spoglądając z góry. Nie wyglądała na zadowoloną, chyba nie doceniała kunsztu czarownika.
Chaaya pokręciła głową, rozsypując falujące włosy na nagich ramionach.
- Jesteś bardzo dziką istotką… i trudną do rozszyfrowania - mruknął Jarvis leżąc spokojnie i wędrując spojrzeniem po nagim ciele bardki. Delektował się jej urodą w milczeniu, od czasu do czasu muskając uda i pośladki dziewczyny opuszkami palców.
Tancerka wyraźnie ważyła słowa. Była wręcz zamyślona. Przekręciła głowę w bok, wpatrując się w klatkę piersiową czarownika, kreśląc pazurkami leniwe wzorki. Brwi miała ściągnięte i uparcie milczała.
W końcu wzruszyła ramionami i pochyliła się by ucałować Jarvisa. Czule i pieszczotliwie, delikatnie.
- I jak tu nie ulec twemu urokowi? - Pogłaskał ją po włosach czarownik tuż po pocałunku.
- Chodźmy na zewnątrz… - poprosiła go, całując go w brodę, szyję, jabłko adama i zatrzymała się na złączeniu obojczyków.
- Trudno odmówić takiej pokusie - mruknął Jarvis próbując się podnieść… i dając jej tym znak, by zsunęła się z niego.
Chaaya podniosła sie na kolana i zeszła z mężczyzny, siadając obok. Gdy ten wstawał, widział jak przypatruje się z zadowoleniem jego męskości. W końcu i ona się podniosła, stając za jego plecami i wtulając sie w niego, oplotła rękoma w pasie, czule gładząc go w okolicach łona. - Prowadź.
Ruszyli powolutku do przodu. Jarvis rozejrzał się dookoła po otwarciu drzwi i rzekł cichutko. - Musimy być bardzo ostrożni. Albo przynajmniej cisi.
Ton czarownika był żartobliwy, więc nie przykładał aż tak dużej wagi do swych słów. - Dziób? Mostek? Rufa?
Kobieta szła tuż za nim, bawiąc się jego przyrodzeniem i od czasu do czasu dzióbiąc go nosem między łopatkami. Dała sie prowadzić niemal bezwiednie. - Uważaj na linę… jest ważna - ostrzegła go, gdy za bardzo zaczęli skopywać ją ze ścieżki, przyrządzonej przez gryzonia.
Na pytanie gdzie iść dalej nie odpowiedziała, a jedynie skręciła jego naprężonym członkiem w bok pokazując by szli w prawo… na przód statku.
Statek kołysał się na wodzie powoli i miarowo przesuwając się do przodu. Dwójkę kochanków owionął chłodny wietrzyk nocy tylko, odrobinę studząc ich rozgrzane ciała.
- Kochałaś się już tak na statku? - zapytał żartobliwie czarownik.
- Nie… - Zachichotała, podgryzając go pieszczotliwie.
- Ja tak… przykuty z kochanką kajdanami. Statek ów był bowiem szybszy od tego tutaj i gdybyśmy nie zachowali pewnych reguł bezpieczeństwa, to by nas zwiało z okrętu w dół. A to był latający okręt - wyjaśnił czarownik z uśmiechem stając na dziobie z rozłożonymi szeroko dłońmi i delektując się chwilą, oraz drobnymi pieszczotami bardki.
- Musiało być wam strasznie zimno… - stwierdziła po chwili namysłu, jakby nie do końca przekonywała ją wizja zdmuchnięcia przez pęd powietrza. Przez chwilę milczała poświęcając się ulubionej części mężczyzny. - Tooo… w jakiej pozycji to zrobimy?
- Byliśmy nieco nafaszerowani narkotycznym ziołem... więc chłodu nie czuliśmy. Choć pewnie było zimno - wyjaśnił czarownik i zerknął na dziób dodając. - Możesz się na nim wygodnie usadowić wciskając pupę i szeroko rozłożywszy nogi położyć je na obu burtach. Dość wygodna pozycja. Lub oprzeć się dłońmi wypiąć krągłą pupę na zachętę. Zależy jak ci by było wygodniej… lub co tam fantazja ci podpowie jeszcze.
- Pfff chyba śnisz - obruszyła się bardka odsuwając się od mężczyzny. - Odwracaj się.
Jarvis odwrócił się powoli w jej kierunku zgodnie z jej poleceniem. - To były całkiem rozsądne pozycje… takie podyktowane… - zamilkł wodząc spojrzeniem po bardce. Zdecydowanie wolał zastosować usta w bardziej kreatywne sposoby, niż gadanie po próżnicy.
Tancerka uśmiechnęła się lisio, wyciągając do niego ręce by zgrabnie wskoczyć mu w ramiona, oplatając udami w pasie. Pomruk żądzy został zamknięty w ciasnym pocałunku. - Zawsze tak dużo gadasz kiedy nie potrzeba? - zapytała gdy odessała się z głośnym cmoknięciem od jego warg. - Bierz mnie. - Nie czekała na odpowiedź, przytulając się do niego ciaśniej ponownie go całując.
Czarownik pochwycił ją odruchowo za pośladki i tracąc równowagę… usiadł na dziobie. Nakierował jednakże po chwili podbrzusze bardki na jej cel. I Chaaya poczuła jak zdobywa kochanka nabijając się na niego siłą ciężkości. Znów była nad nim, ale też i Jarvis posłuchaj jej rady, zajmując swe usta całowaniem jej piersi i ściskaniem pośladków dziewczyny nadając tempo ruchom jej bioder.
Kobieta dyszała na przemian śmiejąc się i jęcząc z zadowolenia. Czarownik był pewien, że tym razem równie mocno jak on doznaje uniesienia i satysfakcji. Zatapiając dłonie we włosach partnera, wdychała jego zapach, ujeżdżała go nie za szybko i nie za wolno, w sam raz by mogli porozkoszować chwili obcowania ze sobą.
Pieszczoty te połączone z sytuacją nadawały całej zabawie nutki dzikości. Dwa splecione ze sobą ciała, pocałunki i pieszczoty. Jarvis całkowicie się zapomniał w tej chwili, wielbiąc ustami krągłości piersi Chaai i dłońmi jej pośladków. Niemalże zapomniał o całym otaczającym ich świecie. Ten zaś dopominał się o uwagę jakimiś odległymi wrzaskami.
Gdy Chaaya zaczynała się zbliżać do upragnionej i długo wyczekiwanej chwili, ponownie przełączyła się w tryb, im głośniej tym lepiej. Co raz zuchwalej dopingując kochanka, powtarzającym niczym mantrę, słowem. - Mocniej, mocniej, mocniej, mocniej!
Owocowało to… oprócz oczywistych gwałtownych ruchów bioder kochanka i drapieżności jego pieszczot, także chybotliwym kołysaniem się całego statku i ciągłym skręcaniem na boki. Ktoś tu się chyba przestał przykładać do sterowania parowcem.
Gesty stawały się co raz bardziej zachłanne. Dotyk drapieżniejszy. A sama bardka wydawała się być teraz niemal wygiętym od wiatru żaglem, na maszcie Jarvisa. Przestała się liczyć zmysłowość a jedyne szybkie dotarcie do kulminacji, która przywitała z głośnym westchnieniem i czerwonymi szramami na jego plecach.
I poczuła, że jej kochanek miał równie intensywną kulminację. Co miało swój urok…
A gdy tak gładził jej pośladki z głową wtuloną w piersi dodał. - Pamiętasz ową ważną linę? Godiva się w nią zaplątała. Przed chwilą.
- A… czy majtki… znalazła? - wysapała zmęczona, opierając się brodą o czubek jego głowy.
- Majtki? - skupił się lekko i zamknął oczy. - To jej zginęły majtki? Hmm… aaa tak… ona chyba ich nie nosi zazwyczaj. Zapomina.
Chaaya odchrząknęła, śmiejąc się cicho, rozluźniając uścisk nóg i powoli zjeżdżając stopami na pokład. - Czyżby koniec warty?
- Zdecydowanie… a i Godivę trzeba uwolnić. Może nie od razu. Chciała nas podejrzeć w akcji - wyjaśnił czarownik z uśmiechem.
Bardka stała we względnej ciszy, muskając ustami klatki piersiowej mężczyzny. Nie za bardzo chciała wracać do “obowiązków”, a może ciężko było jej dojść do siebie po małej przejażdżce w siodle czarownika.
W końcu jednak odsunęła się nieznacznie, odwracając się do niego plecami. - W takim razie… ty wyplatujesz Godivę, a ja chowam Nverego… - odezwała się pogodnym tonem, skupiając wzrok na “tajemniczej” beczce z mysim ryjkiem w dziurze po sęku.
~ Od kiedy mnie podglądasz… ~ zapytała wyraźnie rozbawiona, gdy smok skrył się we wnętrzu beczki.
~ Od kiedy jestem szczurem ~ odburknął w odpowiedzi gad.
~ Ach… to wszystko wyjaśnia…

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline