Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-01-2017, 11:46   #15
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Minął dzień i nastąpiło skręcenie parostatku w kolejną odnogę. Tym razem powietrze wydawało się gęstnieć od oparów, robić się cieplejsze i wilgotniejsze.
- Gorące źródła… - tak tłumaczył to Jarvis. Przepływali powoli przez leniwie płynącą rzekę, aż dotarli do miejsca, które przyciągało wzrok… zwłaszcza spojrzenia Godivy, Yasavi i ciekawskiego Nveryiotha.
Kolejne ruiny.


Potężne wieże broniły wejścia do ruin miejsca niewątpliwie starożytnego. Niczym dwaj cisi obserwatorzy osób przepływających w statku.
- Ja tam chcę, ja tam chcę… - powtarzała Godiva wskazując na budowle.
- Mogłybyśmy się tam rozejrzeć. Miasto nam nie ucieknie - proponowała Yasavi.

***

Krojenie pomidorów było nader zajmującym zajęciem. Nie był to szczyt jej marzeń, rzecz jasna, ale też nie powodowało w niej sprzeciwu do zaistniałego stanu rzeczy. Przygotowywała jedzenie. Dla siebie i dla osób, którym dobrze życzyła. Nic więcej nie mogła zrobić. Nic więcej nie potrafiła… a teraz gdy w jej wnętrzu czaił się potwór, a przeszłość ponownie ją dopadła. Potrzeba robienia czegoś, była nader paląca.
Musiała kroić pomidory, więcej i więcej, by nie myśleć. By czuć grunt pod stopami.

Historia zatoczyła koło.
Pozwoliła by ponownie odebrano jej wspomnienia i tożsamość, którą tak pieczołowicie odbudowywała po wyjściu z lochów.
Czuła w całym ciele odrętwienie i ospałość, czuła, że zaczyna się poddawać. Bogowie nie byli jej łaskawi w tym wcieleniu. Stawali na jej drodze wyzwania, które choć łatwe były do pokonania fizycznie, psychicznie jawiły się wielometrowym murem, pnącym się wysoko w powietrze.

„Na co czekasz?!” głos jej babki rozbrzmiał władczo w jej głowie. „Jesteś tawaif. Możesz robić wszystko czego zapragniesz! Wespnij się, walcz do cholery, wydrap łajdakowi oczy, zajedź go na śmierć i nakarm nim skorpiony. Niech poczuje twój jad…”
”Wojna!” zakrzyknęła jedna z tancerek.
”Wojna!” zawtórowały jej inne.

Tak… powinna iść ze Ślepcem na wojnę… powinna pokazać mu, że zadarł nie z tą kobietą co powinien. Nie raz i nie dwa wywoływała konflikty, toczące się na pustyni. Była dholianką… była jadowita niczym skorpion, niczym kobra królewska.
Koniec z szukaniem naczynia dla Czerwonego. Koniec ze strachem, iż ten zawładnie jej ciałem i zepchnie ją w odmęty. Koniec z byciem słabą… zdobędzie wiedzę i siłę, zdobędzie władzę i potęgę, która pozwoli jej na zemstę...

~ Czymże sobie zasłużył na takie wyjątkowe traktowanie? ~ Nveryioth przerwał swobodny przepływ myśli w głowie Chaai. Nie spodziewała się go. To znaczy… pojawił się tak nagle, po cichu zakradając… może nawet obserwując ją z bezpiecznego miejsca.
Analizując… oceniając?
Rumieńce wstydu wypłynęły na policzki, a usta ściągnęły się blednąc. Milczała, zwieszając głowę, niczym dziecko przyłapane na łamaniu zasad. Negatywne emocje poruszyły się niespokojnie w jej wnętrzu, budząc się do życia.
~ Bo cię wykorzystał? ~ ciągnął niewzruszony gad.
Bardka czuła jego obecność przy sobie… był blisko, tuż za jej plecami. Dyszał jej w kark, dusił w uścisku, topił w spojrzeniu złotych ślepi. ~ Nie on pierwszy wziął cie siłą… nie on pierwszy cię szantażował… nie on pierwszy szydził z twojej słabości… ~
~ Proszę cię przestań… ~ zakwiliła, czując, że traci władze w nogach i lada chwila upadnie.
~ Czyż nie jesteś tawaif? Czyż twoje ciało nie należy do ciebie? Czyż nie jesteś zakłamaną i robaczywą w środku dziwką tańczącą tak jak jej zagrają? Czy nie musiałaś poniżać się przed innymi… większymi od niego?
~ Mam swój…
~ Honor? Dumę? Od kiedy? ~ zakpił smok, raniąc ją na wskroś tym lodowatym i wywyższonym stwierdzeniem. ~ Ojjj Chandarmukhi… ~ Tancerka czuła podskórnie jak smok się wykrzywia w karykaturalnym, hienim uśmiechu. ~ Nie był on pierwszym… więc nie czyń go ostatnim. Nie czyń go specjalnym… bo nie jest tego wart. ~ Znikł równie niespodziewanie jak się pojawił, pozostawiając ją samą sobie. Serce łomotało boleśnie w piersi, a łzy niebezpiecznie napłynęły do oczu.
Jeszcze długo po tej rozmowie, stała w bezruchu, z zamkniętymi oczami i zaciśniętymi pięściami. Emocje kotłowały się w jej brzuchu huraganem. Złość, osamotnienie, krzywda, żądza zemsty, duma, uprzedzenie i… zmęczenie, pragnienie zrozumienia… odnalezienia namiastki szczęścia.

Najgorszym było jednak to, że Zielony miał racje…

Głupia… głupiutka i naiwna.
Głosy mówiły to co chciała usłyszeć… nie były arbitralne… były odzwierciedleniem jej pragnień, emocji i wspomnień… pozwalały przetrwać trudne chwile. Lały miód na pęknięte serce…
Tawaif nie jest i nigdy nie będzie samolubna. Jest służką. Robaczywą… ale wierną.

Musi porozmawiać ze Starcem. Musi się ukorzyć i błagać o wybaczenie. Tylko tak, będzie mogła przetrwać tę bitwę.

***

Statek zatrzymał się w miejscu… a przynajmniej zwolnił do bardzo małej prędkości. Musieli się na coś natknąć. Czyżby kolejne ruiny?
Bardka wstała od pustej, wąskiej ławy w mesie.
~ Też tam chcę… ~ Nveryioth odezwał się błagalnym, niemal dziecięcym głosikiem. Szczurze ciałko siedziało na beczce, opierając się przednimi łapkami o balustradę, na której spoczywał smutny pyszczek.
Chaaya wyrwana z zamyśleń, wyszła z kuchni w której się skryła na czas dnia i spojrzała na pozostałości po czymś wielkim i w młodych czasach swej świetności, zapewne niesamowicie pięknym.
- Robi wrażenie… - Kobieta dołączyła do pozostałych panien na statku, opierając się o reling. - Jeśli nie popsuje to planów naszego kapitana, moglibyśmy zatrzymać się na chwilę?
- Zapytam się go. Możemy się rozejrzeć, byle nie wchodzić głęboko… bo tam dalej nie znam. Skarbów wielkich raczej się nie da znaleźć… ale mogą jakieś błyskotki - wyjaśnił czarownik.
~ TAK! ~ zawołał triumfalnie gad, podrywając się i piszcząc w zadowoleniu. Tancerka wzięła kompana na ramię, uśmiechając wesoło, choć spojrzenie miała zamyślone i utkwione gdzieś w oddali. Wypad do ruin mógł być dobrym momentem… do ugięcia karku.
Westchnęła ciężko.
Jarvis udał się do kapitana wraz z Yasavi, by go przekonać. A tymczasem Godiva podeszła z uśmiechem do bardki dodając wesoło. - Straszna jesteś… przez ciebie zazdroszczę Jarvisowi.
Kobieta drgnęła na tę inwektywę, ale uśmiech nie schodził z jej ust ani na chwilę, jakby był wykuty z kamienia. - Ojej… a co takiego zrobiłam? - spytała słodko, jak to miała w zwyczaju. - Nie chciałam ci zrobić przykrości - zapewniła zgodnie z prawdą.
Godiva pogłaskała bardkę burząc jej nieco czuprynę. - Nie bierz tego tak poważnie. Żartowałam… No… to, że mu zazdroszczę, to nie był żart.
Oparła się o burtę dodając. - Z twego punktu widzenia. Co jest lepsze… mężczyzna czy kobieta?
Chaaya poczuła gorzki smak w ustach. Nie była ślepa, zresztą… nawet ślepy by zauważył zakusy smoczycy. Jeszcze kilka lat temu… zachowanie niebieskoskrzydłej schlebiałoby tancerce. Teraz jednak… czuła żal, bo miała wrażenie, że każdy spogląda na nią poprzez pryzmat jej seksualności.
Cholerny Janus…
Westchnąwszy, ugładziła rozczochrane włosy. - Jestem tawaif… żyję po to by służyć mężczyznom i zawsze postawię ich na pierwszym miejscu… - uśmiechnęła się cieplej i ponownie utkwiła spojrzenie w walących się murach. - Jednakże to w ramionach kobiety znalazłam ukojenie i słodycz w trudnych chwilach.
- Widać w ładniejszej ode mnie - zamarudziła Godiva wzdychając ciężko. - No cóż… dobrze, że teraz jesteś z Jarvisem i jemu służysz. On cię obroni, a z nim i ja. Bo teraz jesteś jego tawaif, prawda?
- Jeśli on tego zechce… - odparła skwapliwie. - Tawaif nie wybiera… godzi się z podjętą decyzją.
~ Mówiłem, że traktują cię i będą traktować jak dziwkę? ~ Nvery od pewnego czasu zajął się wylizywaniem płatka usznego partnerki.
~ Jeszcze słowo a wylądujesz za burtą.
- Zechce… już ja mu to wyperswaduję. Potrzebujesz filarów… i on będzie jednym z nich. Ja drugim. Nie będziesz osamotniona. - Uśmiechnęła się wesoło Godiva. - Wesprzemy cię oboje.
~ To nie jest wsparcie a wynajęcie. ~ Smok wtrącił swoje trzy miedziaki, kichając i łaskocząc bardkę w ucho.
~ Czy ona właśnie porównała mnie do walącej się ruiny? ~ Chaaya zatrzymała się na “filarach” i “wsparciach”, nie wiedząc, czy się śmiać, czy obrazić.
~ Pamiętaj, że chce cię przelecieć. ~ Powtórzył się tonem jakby znowu zbierało mu się na kichnięcie.
- To… miłe - odparła, łapiąc szczura, który tak się skupił na oczyszczaniu dróg oddechowych, że stracił równowagę. - Jak dobrze mieć takiego przyjaciela u boku…
- Zabrzmiało to… strasznie… neutralnie - zamyślona smoczyca oceniła słowa Chaai, przyglądając się ruinom. - Nie musisz być ze mną szczera jeśli nie chcesz. Ale nie musisz być dyplomatyczna. Nie jestem jakąś damulką co to obraża się o każde słowo.
- Niektóre słowa rozumiemy czasami inaczej… - odparła bardzo cicho bardka, skruszonym tonem. Znała obraz smoczycy, rozumiała jej intencje, dlaczego więc dawała się zaskakiwać przez kulturalne niuanse? - Naprawdę, jestem ci wdzięczna…
- Jarvis mówi mi, że mam niewyparzony pysk. Ale ja jestem szczera… i tego oczekuję od ciebie. - Pogroziła palcem Chaai… co przypomniało jej gest Babki. Tak jak wtedy na plaży. - Nie zbywaj mnie grzecznościami. Kto nam pomoże jeśli sami sobie nie będziemy pomagać w kłopotach?
- Dziękuję. - Dziewczyna pochyliła się i cmoknęła Godivę w policzek. Szczurek w jej rękach, począł głośno manifestować swój sprzeciw, ale przewiesiła go przez ramię, niczym nieposłuszne dziecko przez kolano.
- Jeśli uda nam się wyjść na ląd… chciałabym na chwilę się oddalić. Sama. Czy… mogłabyś mnie wtedy poprzeć, gdyby ktoś się sprzeciwiał?
- Chcę jego… w razie czego będzie mógł mnie do ciebie przyprowadzić. - Wskazała na Nveryiotha i dodała. - Odciągnę Yasavi na bok. Nie jest tak ładna jak ty… ale ujdzie. Jarvisa mogę nawet za uszy wytargać, by nie szedł za tobą.
~ Nie, nie, nie, nie. ~ Szczur począł wspinać się po ramieniu w celu zeskoczenia z pleców na pokład.
~ Nie tak prędko… ~ Chaaya złapała go za ogon, udaremniając ucieczkę. ~ Chcesz być człowiekiem czy nie?
~ Chcę… jasne, że chcę… ~ poddał się bardzo szybko.
- To nie muszą być aż tak drastyczne środki… wystarczy twoje słowo - rozbawiona tancerka, puściła rozmówczyni oczko.
- Psujesz całą zabawę. - Nadęła policzki niczym naburmuszona dziewczyna dodając żartobliwie. - Potem mu pomiziasz po uszku w ramach nagrody… jeśli będziesz chciała.
Odpowiedział jej tylko zadowolony chichot.
- Więęęęc… jakie są kanony urody, tam skąd pochodzisz? Za młodości Jarvisa w modzie były… jasnowłose loczki, niebieskie oczka i drobna talia - wyjaśniła smoczyca zmieniając temat.
- Hmmm… obie jesteśmy trochę za chude. Na pustyni lubimy pełne kształty. - Zamyśliła się tancerka. - Długie czarne włosy, najlepiej mokre i splecione w warkocz… jasna cera, świadcząca o wysokim pochodzeniu i błękitne oczy, kojarzące się z niebem i wiatrem. No i mhendi… tatuaże z henny, każda kobieta je nosi na stopach i rękach.
- Czyli jesteśmy dwie brzydule… - Wystawiła język Godiva ze śmiechem. - Straszne. Nikt na nas zwracać uwagi nie będzie.
- Wystarczy więcej jeść. - Roześmiała się Chaaya. - I włosy zapuścić.
- Już jem jak smok - przypomniała Chaai Godiva.
Dziewczyna wybuchła dźwięcznym śmiechem. - To jeszcze tylko włosy i każdy będzie twój, bo niestety nie wiem czy na kobiety to też działa.
- Ale mężczyźni mnie nie rozpalają, tylko kobiety… co jest dziwne, bo smoczyce mnie nie interesują, a samce tak. Jarvis ma na ten temat swoją teorię - zadumała się Godiva.
Bardka wymieniła dwuznaczne spojrzenie ze szczurem na ramieniu.
- Zdziwiłabym się gdyby nie miał… - mruknęła do gada, który przymknął ślepka i obnażył ząbki, jakby się uśmiechał.
- Rozumiem… - dodała już nieco głośniej i spolegliwej. - Ale nie skreślaj ich za wcześnie… niektóre ich części ciała są czasem bardzo pożyteczne… i przyjemne - dodała filuternym głosikiem Chaaya.
- Nie wiem… mężczyźni ludzcy mnie jakoś nie pociągają… aaa… jak ci się podoba Yasavi? - spytała Godiva zmieniając znów temat rozmowy.
- Nie rozmawiałam z nią za wiele… wydaje się być miła. - Tancerka wzruszyła ramionami, najwyraźniej nie przykładała większej uwagi do tego z kim przyszło im podróżować przez moczary.
- Mi chodziło… bardziej czy jest ładna. Rogi mogą być szpetne z twojego punktu widzenia, ale smoki uważają rogi za… bardzo seksowne - wyjaśniła ze śmiechem Godiva. - Ale jestem smokiem, więc jestem dziwna.
Chaaya nie nawykła do tego typu wynurzeń. Miała mówić to, czego chciał klient, przez co kobieta nie wiedziała nawet jaki jest jej ulubiony kolor, potrawa czy instrument muzyczny…
Z wyglądem było podobnie… choć może nie do końca. Nauczona, by nie oceniać książki po okładce, tak jak robili to jej kochankowie, nie przykładała zbytniej wagi czy ktoś był “ładny”, “seksowny”, “pociągający”... zaglądała głębiej, do wnętrza i to właśnie je starała się analizować. Yasavi znała tylko z widzenia… była dla niej nijaka, bo nie dostrzegała jakie jest jej prawdziwe oblicze.
Nie wiedząc, co odpowiedzieć, szukała odpowiedzi w rozmówczyni, spoglądając na nią jakby przypadkiem, badała jej gesty, mimikę i ton głosu podczas wypowiadania imienia rogatej wojowniczki.
Smoczyna nieznacznie się uśmiechała i pogodniała, gdy mówiła o diabolicznej kompance, bardka poznała, że smoczyca się czai przed samą sobą i czeka być może na pretekst… albo czyjeś błogosławieństwo?
- Wiesz… mi te rogi też nie przeszkadzają… nadają jej drapieżności - odparła w końcu nieco lubieżniejszym tonem, trącając Godivę łokciem. - Nie zastanawiaj się zbyt długo, bo może wpadnę na pomysł zapoznania się z nią?
- Uważaj bo uznam, że robisz się o mnie zazdrosna… - Zaśmiała w odpowiedzi smoczyca. I zamyśliła się. - Nooo… może wykonam jakiś ruch w tym kierunku. Jest miła, przyjacielska i twarda w przyjemny sposób...
Dalszą rozmowę przerwało pojawienie się Jarvisa, który stwierdził, że pozwolono chętnym osobom oddalić się, ale tylko na dwie godziny.
- Zdaje się, że oprócz nas tylko Yasavi chce rozprostować nogi. Pozostała dwójka woli pozostać na statku - dodał na koniec czarownik.
- No to co? W drogę? - zapytała entuzjastycznie Chaaya, wraz z głośnym popiskiwaniem Nverego.
- W drogę - powiedzieli zgodnym chórem Godiva z Jarvisem.


Weszli jedynie w czwórkę, a w zasadzie piątkę, jeśli liczyć Nveryiotha.
Yasavi, Jarvis, Godiva i Chaaya. Czarownik rozglądał się uważnie… pozostała czwórka z ciekawością. Szli po kamiennych, rzeźbionych płytach, którymi wybrukowano drogę. Spękanych kamiennych blokach, przez które przeciskała się roślinność. Na ich widok uciekały małe gryzonie i ptaki. Doszli pod światłym kierownictwem czarownika do placu świątynnego, mijając po drodze niskie, kamienne domki pokryte rzeźbami, które czas nieco zatarł, więc jedynie abstrakcyjne geometryczne wzory dało się jednoznacznie rozpoznać.
- A więc.. są tu jakieś skarby? - zapytała zaciekawiona Yasavi.
- Były… większość tego obszaru oczyszczono ze skarbów już dawno. Chociaż istnieje szansa, że jakieś skrytki przegapiono. Gdyby pójść dalej i głębiej, można by się natknąć na niespenetrowane dotąd obszary, bogate w skarby, ale i zagrożenia - wyjaśnił Jarvis. - My się tak daleko nie mamy potrzeby wybierać.
- Taaa... tu bym się spierała - odparła rogata wojowniczka uśmiechając się z przekąsem. - Nie każda z nas ma okazję do przygód na dziobie parowca. Reszta po prostu się nudzi.
Bardka roześmiała się życzliwie na te słowa, puszczając gryzonia na chodnik, by mógł sobie powąchać co ciekawsze kamyczki. Szczur trzymał się blisko, niemal wchodził im pod nogi, ale wyraźnie był rozemocjonowany.
- Zamiast narzekać znalazłabyś sobie kompana do przygód - mruknęła, zgarniając włosy na kark, gdyż w lesie było dość wilgotno i duszno.
Tak jak Nveryioth była żywo zainteresowana tym co widziała, jednakże spojrzenie miała trochę mętne i zamyślone. W dodatku, zaczęła się nieco denerwować tym co ją czekało.
- Może i znajdę… - spojrzenie rogatej wojowniczki tylko chwilę zatrzymało się na Chaai, a potem szybko i dłużej skupiło się na Godivie wywołując wtedy delikatny grymas uśmiechu na obliczu Yasavi.
- Proponuję zacząć zwiedzanie od świątyni… skarbów tam nie ma, ale nadal są statuy Boga-Węża - zaproponował czarownik.
Tancerka przytaknęła zapatrując się przed siebie, po czym ruszyła za czarownikiem.
Weszli w mrok świątyni, który rozpraszany był przez smugi światła wpadające przez dziury w suficie. Na ścianach były mozaiki i płaskorzeźby… sporo z nich obtłuczonych. W wielu miejscach były ślady po wydłubywaniu z nich klejnotów. Minęli długą szczelinę, prawie przecinającą szeroki korytarz którym szli. Wypełniona na dnie długimi, ostrymi szpikulcami, była pewnie pułapką na nieostrożnych rabusiów. Pod ścianami, były jednak wąskie dróżki, które można było łatwo pokonać.
W końcu doszli do kilku sporych posągów, węży z których wyróżniał się jeden...


Sześciometrowy posąg węża o pierzastych łuskach, pożerający jakiegoś nieszczęśnika. Zaprawdę przerażające bóstwo… zapewne równie przerażające co lud, który go czcił.
~ Zamknij usta… ~ Smok odezwał się nagle, aż bardka drgnęła zaskoczona. ~ Mówię byś zamknęła usta… wyglądasz jakbyś miała zaraz dostać zawału.
Tancerka faktycznie była posągiem wstrząśnięta i bynajmniej nie dlatego, że widok gigantycznego węża zjadającego człowieka mógł być przerażający. Po prostu, obraz ten idealnie wpasowywał się metaforycznie do zaistniałej sytuacji.
Nie tej, gdzie stali i podziwiali ruiny… a tej do której się mentalnie przygotowywała. Do rozmowy z pradawnym.
Chaaya mogła mieć tylko nadzieję, że rzeźba ta nie jest zwiastunem jej rychłej porażki.
Szary szczur przysiadł na bucie czarownika, wyciągając do niego ryjek i łapki.
- Wciskałeś oczy? - zapytała nagle Yasavi spoglądając na czarownika.
- Co? - zdziwił się Jarvis.
- Nooo… oczy… wciskałeś posągowi oczy? Słyszałam, że tak ukrywało się wejście do tajnych komnat ze skarbami - wyjaśniła rogata.
- Nie… bo tak się nie robi. Wyobrażasz sobie, żeby wizerunek istoty, którą czcisz, traktować w ten sposób? - spytał Jarvis, a Godiva dodała. - No… ale kapłani mogliby... chyba.
- Więc nie wciskałeś, prawda? I nikt przed nami? - upierała się Yasavi.
- To ma sześć metrów wysokości - przypomniał Jarvis.
- No i? Co mamy do stracenia. Możemy sprawdzić - dodała Yasavi wesoło. - To będzie świetna przygoda.
Zignorowany gryzoń począł rozładowywać swoją frustrację na sznurówce buta. Bardka patrzyła z kamienną miną jak jej smok, demoluje obuwie Jarvisa.
- To mam propozycję… - odezwała się nagle, spoglądając w bok ku wyjściu z budynku. - Wy spróbujecie wcisnąć oczy bogowi… a ja… - Zawahała się na chwilę. - Przejdę się. Obok. Dobrze?
- Tylko nie oddalaj się za bardzo i… - Jarvis ostrożnie chwycił Nveryiotha i uniósł w górę. - Zapomniałaś o szczurku.
- Ja się nim zajmę… może przemalujemy go na jakiś kolor… co by się nie gubił. Myślę, że uroczo wyglądałby w różowym futerku. - Godiva zwinnie capnęła Nveryiotha wyrywając go zdziwionemu czarownikowi.
Gad popatrzył w zrezygnowaniu na mężczyznę, jakby właśnie poddał się z życiem i zaczął żegnać, poczynając właśnie od niego. Zwisał smętnie w dłoniach kobiety i najwyraźniej w końcu zaczął żałować przemiany w tak małe ciałko.
Chaaya uśmiechnęła się, po czym ruszyła w tylko sobie znanym kierunku, dłonie lekko jej drżały, ale ukryła to zwinnie, chowając je we falbanach spódnicy.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline