Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-01-2017, 23:55   #49
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Posiłek: część pierwsza

Wnet drzwi otworzyły się, lecz wbrew oczekiwaniom zebranych do pomieszczenia nie wszedł Egelman, lecz… jakaś inna kobieta w prostej, czarnej sukience i włosami spiętymi w dyskretny kok.

- Witam państwa, nazywam się Alice i przybywam z gastronomii. Czy życzą sobie państwo kawy, herbaty lub może jakiegoś posiłku? Jest dla nas ważne, aby Detektywi byli w pełni sił i w dobrym stanie przed rozpoczęciem śledztwa.

Coś w jej tonie oraz szybkości wypowiedzi sugerowało, że musiała wielokrotnie korzystać z tej formułki. Po chwili wniosła do środka duży wózek na kółkach z termosami, filiżankami i kilkoma daniami przykrytymi metalową pokrywką.

- Krewetki smażone w czosnku z duszoną cebulą, chili con carne lub wegetariański ratatouille. Czego sobie państwo życzą? Jeżeli chcieliby państwo spróbować czegoś innego, mogę przygotować i za chwilę wrócić.
- Poproszę ratatouille - odezwała się Imogen od razu, jak tylko Alice wymieniła co ma przy sobie. Szwedka z doświadczenia wiedziała, że lepiej nie wydziwniać przy zamówieniu, bo można było tylko skończyć głodnym. - I jakąś colę lub pepsi jeśli można - dodała z uprzejmym uśmiechem, który Alice z obsługi kuchennej błyskawicznie odwzajemniła. W następnej chwili postawiła przed Olander parujący półmisek pełen potrawki z bakłażana, suszonych pomidorów i z wędzonymi boczniakami oraz marynowaną cukinią w zalewie z octu balsamicznego z dodatkiem migdałów w słupkach i szczyptą pokrojonej w kostkę szalotki i papryczki chili. Dołączyło do tego rozkrojoną bagietkę posmarowaną masłem i przyprószoną pokrojoną cieniutką pietruszką.
Immy podziękowała Alice za jedzenie po czym od razu zabrała się za jedzenie. Po całym dniu wrażeń, czując teraz tę aromatyczną woń dania, głód dopadł ją ze wzmożoną siłą.

Sharif na chwilę przestał udawać posąg i odwrócił się do wchodzącej kobiety. Odetchnął głęboko zapachami, które wydobywały się spod pokrywek i nieszczęśnie docierały do jego nozdrzy. Irakijczyk poczuł, jak jego długo ignorowany żołądek odezwał się niczym wilk spuszczony ze smyczy i z tego co było słychać, nie miał zamiaru poddać się bez pożarcia jakiejś ofiary. No tak, bo kiedy ostatnio Khalid coś jadł? Dzisiaj rano… chyba.
Mężczyzna uniósł dłoń, zwracając na siebie uwagę Alice-kucharki.
- Ja bym poprosił te krewetki. I kawę, czarną bez mleka, jeśli można - odezwał się pokornie, widocznie nie nawykły do zamawiania swoich posiłków. Z reguły to on je przyrządzał, toteż dziwna była dla niego ta sytuacja.
Po tych też słowach podszedł do stołu i spoczął na krześle, wciąż jednak trzymając plecy prosto, jakby co najmniej generał obserwował zebranych Detektywów przez lustro weneckie. Wnet podeszła do niego kucharka z talerzem pełnym wysmażonych na maśle skorupiaków. Tonęły w pokrojonej pietruszce, a obok nich ułożona została duszona cebula. Sharif otrzymał również aromatycznie pachnącą, chrupiącą bagietkę i kubek czarnego, parującego napoju.
- Dziękuję - rzucił uprzejmie Detektyw i skinął kobiecie głową. Podsunął sobie zastawę i obrzucił głodnym spojrzeniem przygotowaną dla niego potrawę. Z trudem powstrzymał się przed oblizaniem wargi. Nie wziął się jednak od razu za jedzenie. Zamiast tego podniósł wzrok na pozostałe kobiety siedzące przy stole i złożył grzecznie dłonie, czekając, aż i one dostaną swoje posiłki.

- Czy zdecydowały się już panie? - pomoc kuchenna zwróciła oczy na swoją imienniczkę Alice, Natalie oraz Lotte.

Alice początkowo gotowa była nawet do wymiany zdania z pozostałymi Detektywami. Miała nawet wszelkie objawy szczerej woli i chęci, bo gdy panie się przedstawiały, rudowłosa przesuwała po nich wzrokiem z uprzejmym uśmiechem. Nie miała przecież powodów, by ich nie lubić. Nie wyglądały na osoby złe. Zaraz jednak do pomieszczenia weszła osoba, prowadząc ze sobą dość istotny przedmiot = wózek z jedzeniem!
Dobry Boże, ale jej zaburczało w żołądku. GODZILLA! Aż przytknęła do niego dłoń, aby uciszyć głodnego zmutowanego wybuchem atomowym jaszczura.
‘Alice?’ - przeszło jej przez myśl, że ta szanowna pani dobrodziejka, która przyniosła im posiłek była jej imienniczką, co tylko podniosło bardziej na duchu pannę Harper i jej mniemanie o kobiecie podskoczyło o kolejne stopnie w górę.
Rudowłosa stała przez dłuższą chwilę, zastanawiając się, którą z potraw wybrać. Przecież na kolację poprzedniego dnia zjadła ledwo co, może i wykwintnie, ale nie za dużo, a dziś była ledwo o batonikach? To to był dla niej jak dar z nieba, te pysznie wyglądające potrawy. Miała ochotę pazernie i jak niezdecydowana mała dziewczynka podejść do kobiety i poprosić po kawałeczku z każdego dania, ale jakby to źle świadczyło o jej manierach! Babcia się zawsze wściekała… Że nie można być pazernym, bo potem się idzie do Piekła za zachłanność.
Alice zacisnęła wargi w cienką kreskę i niemal potupała nóżką.
I choć przez chwilę czuła się jak niezdecydowany osiołek, nie mogący wybrać między słomą, a owsem, to głodny brzuszek zawołał ‘JEŚĆ DO CHOLERY’ i śpiewaczka pokręciła głową jakby wracając myślą do ‘tu i teraz’
- Ym tak. Wszystko wygląda tak znakomicie, ale ja też wezmę krewetki. - oznajmiła uprzejmie uśmiechając się do Alice-kucharki jakby była Madonną.
- I herbatę… z łyżeczką cukru… Bardzo poproszę. - dodała jeszcze. Miała ochotę na chili, ale ze względu na to, że od wczoraj praktycznie nic nie jadła, wolała nie nockoutować żołądka. A lubiła krewetki. Była tak głodna, że podeszła do miłej kobiety i czekała na talerz i szklankę, żeby się już pani-Madonna-Alice nie fatygowała.
Visser uśmiechnęła się na widok kobiety z jedzeniem. Czekała na tą możliwość, która przeważnie pojawiała się przed każdym zadaniem. Nie dość, że miała praktycznie nieprzespaną noc, to sporo czasu minęło od ostatniego posiłku.
- To ja skuszę się na chili. – Rzuciła lekko ożywiwszy się. – Do tego herbatę, bez dodatków.

Po chwili zarówno przed Alice Harper, jak i Lotte Visser zostały ułożone parujące półmiski. Chili con carne było podawane w zapiekanych, chrupiących paprykach. Smak farszu z zeszklonej cebuli, fasoli i pomidorów pelati dopełniała wołowina marynowana w sosie sojowym. Całość została przyprószona szczyptą oregano i kminu.

- Czarna, zielona, a może earl grey? - kobieta zapytała śpiewaczkę i architektkę. Po usłyszeniu odpowiedzi uśmiechnęła się i zalała torebki wrzątkiem. Podała filiżanki wraz z cukiernicą pełną kostek sacharozy. - Czy ktoś chciałby napić się lemoniady? - wyszczerzyła się promiennie, podnosząc dzbanek pełen limonkowego napoju. - Zrobiona tuż przed chwilą.

- Ja podziękuję - odparł Sharif ich gospodyni i podsunął sobie krzesło bliżej stołu. Wyglądało na to, że przynajmniej większość z jego nowych towarzyszek dostały to, o co prosiły.
Irakijczyk wiedział, że ta sielska atmosfera jest tylko ułudą. Po pierwsze, to nie był towarzyski posiłek, a przynajmniej nie mógł się ciągnąć na pogawędkach. Mieli niecałe pół godziny na zjedzenie swojego obiadu i przejścia odprawy do misji, która właściwie lada moment mogła się zacząć.
Khalid, rozluźniając się nieco, posłał spojrzenie wszystkim zebranym. Z tego, co udało mu się usłyszeć, wszyscy w piątkę przeszli przez portal mniej więcej w tym samym czasie. Sharif zastanawiał się, czy zebranie takiej drużyny jest tylko dziełem przypadku, czy łączyło ich więcej, niż Detektyw był tego świadom.
Spojrzenie Sharifa zatrzymała jedyna blondynka w drużynie. Wyglądała na dość oderwaną od otoczenia, jakby inne, ważniejsze myśli zaprzątały jej głowę. Nie patrzyła na to, czy inni zaczęli już jeść, albo czy w ogóle wciąż oddychają przy stole. Przeciętny obserwator mógł to odebrać jako zachowanie egoisty, który nie czuł potrzeby patrzenia na innych. Doświadczenie mężczyzny podpowiadało mu jednak, że za takim postępowaniem zazwyczaj ukrywało się drugie dno.
- Wszystko w porządku, panno... Imogen, jeśli dobrze zapamiętałem? - zagaił do kobiety po chwili zastanowienia. - Słyszałem, że część detektywów została ściągnięta do oddziału w apogeum kłopotów, jakie sprawiła mafia z Portland. Widziałem wielu rannych. - Sharif ponownie wyprostował się na krześle i spojrzał po reszcie Detektywów, tak, by nie poczuli się wykluczeni z rozmowy.

- Hym? - Olander uniosła nieobecne spojrzenie znad swojego talerza, którego większą część zdążyła w tym czasie opróżnić, na jedynego mężczyznę jakiego mieli w tej chwili na sali. Zawiesiła na nim wzrok wpatrując się w niego swoimi błękitnymi oczami w zamyśleniu, jakby jego słowa dopiero do niej docierały. Przełknęła kęs, który miała akurat w ustach, spojrzała na swój talerz, później po zebranych.

- Nie - Imogen pokręciła głową. - Jest bardzo kurewsko nie w porządku - odparła Sharifowi, ale choć użyła przekleństwa to jej ton głosu raczej wykazywał rezygnację i skrajne zmęczenie niż złość. - Konsumenci urządzili sobie rzeźnię Detektywów, których nazwiska umieścili na liście, nasyłając na nas włoską mafię. Jeden z włochów, przebrany za policjanta próbował mnie dziś zastrzelić, miał nawet prawdziwy radiowóz - westchnęła. - Wielu detektywów żyje tylko dlatego, że szef ruskiej mafii nie lubi się z szefem włoskiej mafii. Szczęście w nieszczęściu, co nie? Mamy chaos taki, że nikt nie wie co się dzieje - mówiąc to zaczęła dźgać pozostałość swojej potrawy widelcem. - Prawdopodobnie wciąż brakuje nam dwóch z trzech stron listy śmieci. Tak, jest chujowo - pokiwała głową, a mówiąc ostatnie słowa jakby straciła apetyt, bo po ostatnim dźgnięciu swojego jedzenia, zostawiła widelec na talerzu, a sama podparła głowę na rękach opartych łokciami o blat stołu. Otworzyła usta jakby chcąc dodać coś więcej w tym temacie, ale zrezygnowała.
- Mówcie mi Immy - dodała na koniec, chcąc uniknąć zdrabniania jej imienia przez nich na własną rękę. - Podejrzewam, że tam, gdzie nas wyślą wcale tak bezpiecznie jak mówi Egelman, nie będzie, więc miło by było jak podzielimy się między sobą tym co mamy. Może to zwiększyć nasze szanse na przeżycie - wzruszyła ramionami. - Nie jestem parapersonum, mam Skorpiona z modułami językowym, pomiarowo-obliczeniowym i radiem. Mam też wyszkolenie policyjne - zaczęła pierwsza, dając przykład reszcie.

Sharif oparł łokieć o blat stołu i przytknął zaciśniętą pięść do ust, po czym odchrząknął dyskretnie. Po jego reakcji łatwo było odczytać, iż był lekko zaskoczony wylewnością i bezpośredniością rozmówczyni. Pokiwał głową i zrobił współczującą minę.
- Taak… - powziął się wreszcie na odpowiedź. - To nie był najszczęśliwszy dzień dla naszego wydziału - odparł neutralnym głosem i podrapał swój zarost.
- Ja jestem bez Skorpiona - zwrócił się ponownie do Imogen, podłapując jej inicjatywę. - A poza tym… cóż, potrafię stawać się niewidzialny dla termowizji.
Widząc, że przez ten czas już wszyscy siedzieli z talerzami, nachylił się w końcu nad swoim.
- Smacznego - powiedział i wziął się za konsumowanie skorupiaków.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline