| Cichy przeciągnął się i splunął, po chwili wygrzebał się ze śpiwora i podszedł do plecaka leżącego obok, wyciągnął z niego dwa piwa jedno otworzył drugim po czym podał je Karynie.
Chwilę się rozglądał po czym znalazł dobrze wyglądający kawałek huśtawki o który wprawnym ruchem otworzył drugie po czym pociągnął solidny łyk -Kurwa, nie cierpię tego syfnego posmaku po tornado.
Obok niego, niczym cień w moherowym berecie, stanęła niska dziewczyna o profesjonalnie skwaszonej minie, wyciągniętej rodem z wnętrza karetki łódzkiego pogotowia. Znaczy czym było “łódzkie pogotowie” Karynia nie wiedziała tak do końca, lecz szanowna matka swego czasu dużo jej na ten temat opowiadała, przytaczając zaczerpnięte z życia historie o prześladowaniach i ostracyzmie niewdzięcznego narodu, który w swej złośliwości przezwał ciężko pracujacy personel medyczny łowcami skór. Kraj piękny, tylko ludzie kurwy, jak zwykła mawiać szanowna rodzicielka, przytaczając słowa swojego ulubionego mysliciela minionej epoki, oczywiście jedynego, słusznego pochodzenia. - Weź Niepierdol jak ci nie przejdzie po browarze - zaproponowała, zezując wymownie na leżącą przy ogniu, boleśnie różową torbę medyczną.
Cichy pociągnął kolejny łyk ignorując ostatnią uwagę -Jakbym wiedział że to takie szczyny to bym fajfusowi nawet jednego zęba nie zostawił
W odpowiedzi Karyna wzruszyła ramionami i otworzywszy browara o wystający kawał metalu, pociągnęła zdrowo aż zagulgotało w przełyku. Trunek dupy nie urywał, lecz w tej chwili niczego więcej do szczęścia nie potrzebowała… może prócz skażonego etanolu, niestety w życiu nie dało się mieć wszystkiego. - Zawsze możemy się potem wrócić i połamać mu nogi - odpowiedziała pogodnie. -Mhm - mruknał Cichy, dziś i tak był wygadany - Taa… - przeciągnął się strzelając palcami.
- Bóg kazał wybaczać bliźnim, gdyż serce Jego pełne jest łaski i miłosierdzia… ale nie wspominał nic o takich lewackich kurwach - kolejny łyk piwa przerwał wypowiedź, zaraz po nim nastąpiło ciche westchniecię - Więc można ich z czystym sumieniem glanować… a potem do piachu. Jak jest ciemno, to Jezus nie patrzy - pokiwała z namaszczeniem głową.
Cichy wzniósł butelkę w cichym toaście wychylił do końca po czym cisnął w odległą o kilkanaście metrów zjeżdzalnię.
Dziewczyna patrzyła jak szklane naczynie majestatycznie płynie w powietrzy, by zakończyć żywot fontanną drobnych okruchów, dokładając do krajobrazu następny element korozyjny. Okolicy i tak nic już zaszkodzić nie mogło. Brud, smród i rdza na każdym metalowym elemencie, do tego pył w powietrzu i smród płonących śmieci pochodzenia gumowego. Tak… byli w Det, nie dało się nie zauważyć. - Byłeś tu już? - spytała zmieniając temat w płonnej nadziei wyciągnięcia z mruka czegoś więcej poza firmowym mruczeniem - Znaczy w Det, gdzieś w okolicach? -Wychowałem się tu, przynajmniej przez jakiś czas. - Nie mówiłeś - wypowiedź poprzedziła sójka pod żebra wykonana łokciem. Karyna poprawiła z godnością betet, ustawiając antenkę na prawilny sztorc - Długo tu siedziałeś, masz gdzieś rodzinę? Powinnam szykować Eutanazol na jakąś twoją byłą? - przy ostatnim łypnęła na niego czujnie. Niby morda nie szklanka, lecz zęby grzybów nie przypominały i raczej przy obiciu mordy nie odrosną, a lubiłe je. Cały cholerny zestaw. -Bo po co. Pewnie jeszcze stary żyje ale pies go drapał. - Mruknął - Eutanazolu ci nie starczy -dodał i wyszczerzył się robiąc unik.
- Co?! Że mi nie starczy?! - obruszyła się wyraźnie, gdyż uwaga dotknęła ją do żywego. Jak to, jej się zapasy prochów skończą? Niedoczekanie! - Jakbym chciała mogę wyleczyć z życia połowę tej zaplutej nory… ale mi się nie chce - dodała z dumą, wypinając pierś do przodu i z namaszczeniem dorzuciła - Poza tym chuj wie kto tu ma ubezpieczenie, za darmola nawet w mordę się nie opłaca dawać, a na pasożytów ołów taniej wychodzi. Ekonomia biznesu i jak Pismo mówi “Szanuj brata swego”... szacunek trzeba zacząć od siebie. Gdy szanujesz siebie, swóje gamble i szpej, reszta przychodzi automatycznie. Poza tym, jeżeli chcesz da się twojemu staremu podłożyć pod norę małą niespodziankę. Wypijesz browara patrząc jak się wypierdala w kosmos… i taki ładny lej zostanie w ziemi - tym razem rozmarzyła się, spoglądając gdzieś przed siebie. -Stary to stary, czcij ojca i matkę… Zresztą- Cichy zaczął nucić Wicher wieje
Wicher słabe drzewa łamie hej
Wicher wieje
Wicher silne drzewa głaszcze hej
Najważniejsze to być silnym
-Ta tyle mnie nauczył. Pierdolić, idziemy zobaczyć co Endriu z Ryśkiem wykomcypowali. - To i tak lepsze niż “e, gówniaku! Skiknij no po flaszeczke dla mnie i wujka, tam za generatorem stoi”. Starym jest nie ten co wsadził i nie zdążył wyjąć, ale ten co przyłożył łapę do wychowania. I pas, pasem też da się rozum z dupy do głowy przegnać i prostować światopogląd - moherowy czerep pokręcił się na boki, po czym jego właścicielka wzniosła oczy ku górze, biorąc niebiosa na świadka swego ciężkiego losu, będącego zapewne karą za grzechy. Zakotwiczyła się u boku Alexa, obejmując go ramieniem w pasie i razem podtoczyli się pod dogasające ognisko.
- Jeden chuj które bliżej, nie spieszy się nam - posłała przez ogień szeorki wyszczerz, celując nim w Golarę - Skoro już będziemy tu się kisić, warto zorganizować melinę aby nie wystawiać się na odstrzał co noc jak jakaś banda frajerów. Najlepiej z garażem, żeby nam motorów i bryki nie podpierdolili.
__________________ A Goddamn Rat Pack! |