| 4 Kruft przejechał dłonią po włosach i spojrzał na kozaka. - Z domowników tylko ja i żona, dzieci nie mamy, bo i nie byłoby czasu odchować przy takiej gromadzie psów. Dodatkowych obowiązków nam nie potrzeba. Pracował u mnie jeden chłopak ze wsi, żeby doglądać psów, ale ze dwa tygodnie temu rzucił robotę i poszedł szczęścia w świat szukać. Ponoć machanie mieczem mu się marzyło i życie z tego. - Otto wzruszył ramionami.
Rolf natomiast szybko zorientował się po śladach (czy raczej ich braku, oprócz wyłamanej kłódki) zostawionych w leżu zaginionego psa, że Hanzi musiał zostać stąd zabrany dobrowolnie, ewentualnie wyniesiony. Słowa Krufta tylko to potwierdziły. - To dobry pies, ufny, bo i od człowieka niczego złego nie zaznał. Mam nadzieję, że wszystko z nim w porządku i szybko go odnajdziecie. - Przyłożył dłoń do policzka, jakby nagle rozbolał go ząb. - A przy furtce to my i psy się kręcimy, ale mógł ktoś w nocy przyjść. Żałuję, że oboje z Hilde mamy taki kamienny sen. Nic my nie słyszeli. - Pokręcił głową.
Nie tracąc więcej czasu, wyruszyliście za wyraźnie pobudzonym Zabójcą, zgodnie z wytycznymi Rudgera. Pies, Rolf i Emmerich szli przodem, a kilka metrów za nimi rycerz, Yelena, Niklaus i Dimitri. Minąwszy furtę na tyłach domu, skierowaliście się wąską ścieżynką przez porośnięty kawałek nieużytku wprost w leśną gęstwinę. Zerwał się mocniejszy wiatr i zaczęło kropić.
Im głębiej w las się zapuszczaliście, tym drzewa coraz bardziej straszyły swoim wyglądem. Powyginane, bezlistne gałęzie wyglądały, jakby za chwilę miały was pochwycić w swoje objęcia. Na domiar złego podniosła się mgła, choć w Lesie Cieni nie było to nic nadzwyczajnego, w końcu niejedna legenda krążyła wśród miejscowych na temat tego paskudnego miejsca. I choć nie było jeszcze południa, pogodzie bliżej było do wczesnego wieczoru. Teren był trudny do przedzierania i chyba tylko Rolfowi, Dimitriemu i Rolfowi nie nastręczał większych problemów. Yelena krzywiła się za każdym razem, gdy jej płaszcz zaczepił o jakąś gałąź, Niklaus musiał uważać pod nogi, a Rudger... cóż, Rudger robił najwięcej hałasu wśród leśnej ciszy.
Zabójca obwąchiwał poszycie i drzewa, co jakiś czas zatrzymując się i odwracając za siebie, jakby chciał się upewnić, że na pewno za nim podążacie. Po niemal godzinie marszu zniknął wam nagle z oczu za jednym z drzew, a gdy wyszliście mu na spotkanie, okazało się, że pies nie był sam. Klęczał przy nim mężczyzna w błękitnym płaszczu z kapturem, który głaskał go energicznie, a na wasz widok podniósł się do pionu, zwieszając dłoń na rękojeści miecza przy pasie. Pomimo faktu, iż jego twarz skrywał kaptur, dostrzegliście paskudne oblicze o kartoflowatym nosie i trzydniowym zaroście. - Kruft wysłał ludzi po swojego pieska? I to całkiem do rzeczy, z tego, co widzę. Spodziewaliśmy się raczej tych żałosnych wieśniaków z widłami - powiedział wesoło i uniósł dłoń.
Na drzewach nieopodal dostrzegliście poruszenie, a po chwili ujrzeliście dwóch zakapturzonych łuczników, celujących prosto w was.
Jakby tego było mało, zza krzaków, ze trzy metry za plecami Niebieskiego Płaszcza wyszło kolejnych trzech mężczyzn, z mieczami w dłoniach. Czekali tam, przyglądając się wam ponuro. - Powiedzcie Kruftowi, że odzyska swojego kundla za trzysta koron. Pieniądze mają być dziś wieczorem, w tym miejscu - powiedział pewny siebie Płaszcz. - Inaczej zabawimy się z nim odpowiednio i już nigdy nie wygra żadnych zawodów. Możecie już wracać do Beelen. - Machnął ręką od niechcenia, szczerząc się w szerokim uśmiechu pożółkłych, połamanych zębów.
Zabójca, jakby rozumiał, co wisi w powietrzu, zaskomlał nagle i podbiegł do Niklausa, chowając się za niziołkiem.
Ostatnio edytowane przez Mroku : 22-01-2017 o 17:02.
|