Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-01-2017, 21:36   #27
Lunatyczka
 
Lunatyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputację
Jack miała już przesunąć dłonią po ekranie by odebrać telefon, gdy usłyszała nad sobą znajomy głos. Uniosła głowę spoglądając na Davida i nie spodziewała się ile radości przyniesie jej ujrzenie go. Gdzieś w głębi niej wciąż tkwiła uraza, jaką żywiła do swojego przełożonego, jednak w takiej sytuacji jak ta, nie była w stanie nie uśmiechnąć się na widok przyjaznej twarzy. To uczucie było nawet przyjemniejsze od ciepła, jakie rozchodziło się wewnątrz niej, gdy kolejne łyżki parującej i gęstej zupy lądowały w żołądku.
- Dobrze Cię widzieć - choć zmęczenie, wciąż było widoczne na jej twarzy wyglądała zdecydowanie lepiej niż rano. Jej pełen niezakłamanej radości uśmiech sięgał oczu. Była zadowolona.
- Przepraszam Cię na chwilę, muszę to odebrać. - przesunęła palcem po ekranie odbierając telefon i przykładając go do ucha, jednocześnie nie odwracając wzroku od Jakiro.
- Gdzie jesteś? - zapytała prosto z mostu.
- Jack! Żyjesz! - jego pierwszą reakcją była radość na dźwięk jej głosu. - Jestem na skrzyżowaniu tras 66 i 59. Gwardia Narodowa utworzyła tutaj punkt dostaw wody i żywności. Co z tobą? - szybko się uspokoił.
- Jestem w Elwood - na szczęście żył - Masz gdzie się zatrzymać?
- Chwilowo śpię w samochodzie - wyjaśnił, ale głos mu się trochę łamał w trakcie. - Jak tylko odetkają drogi to podjadę do rodziców, rozmawiałem z nimi i mam wolny pokój u nich w Milwaukee. Jack... Co to do diabła było?
Stojący obok Lovan słyszał jej rozmowę i na to ostatnie pytanie przecząco pokręcił głową.
Rudowłosa skinęła w kierunku Davida, bo dokładnie zdawała sobie sprawę z sytuacji. Ona chciała po prostu wiedzieć, czy Luckas sobie poradzi.
- To dobrze. - usłyszał jej ciche westchnięcie - Słuchaj, muszę kończyć. W sumie, to jestem w pracy. Zadzwonię do Ciebie, jak trochę się uspokoi, ok?
- Okej - był ewidentnie zawiedziony, że nie mogą dłużej porozmawiać. - Tylko muszę zdobyć jakąś komórkę. Moja mi się rozbiła podczas tego wybuchu. Dam znać jak się ogarnę... Trzymaj się. - miała wrażenie, że chciał coś innego powiedzieć na zakończenie tej rozmowy.
- Będzie dobrze. Uważaj na siebie - dotknęła ekranu dotykowego przyciskając znak czerwonej słuchawki. Nie chciała być taka zimna, ale nie wiedziała jak ma powiedzieć Luckasowi, że wszystko to jest winą obdarzonego, kogoś takiego jak ona. Na chwilę przymknęła oczy, a przez jej twarz przebiegł cień, jednak gdy spojrzała na Davida uśmiechała się.
- Czuję się już całkiem nieźle, dziękuję - odpowiedziała na zadane przez niego pytanie, nim przeszkodził im telefon. - Z tą bohaterką, to bym nie przesadzała - wzruszyła ramionami
- zdecydowanie spałam stanowczo za długo, do czego mogę się przydać? - nie chciała siedzieć w miejscu kiedy inni pracowali, poza tym, jeśli mogłaby czymś zająć ręce, to nie myślałby o tym wszystkim.
- Podejrzewam, że Vellanhauer już policzył ile byłoby więcej ofiar, gdyby nasza reakcja była spóźniona. Jesteś bohaterką i nie zaprzeczaj temu. Co do pracy, to przykro mi, ale nie będziesz się nudzić. Zabierzesz dwóch Obdarzonych do placówki w Los Angeles. Pewnie jutro z rana dostaniesz rozkazy.
Nieładny grymas, na krótką sekundę wykrzywił twarz Jack. Nie chciała wyjeżdżać, tu był jej dom i tutaj powinna pomagać. Było tylu ludzi, którzy wymagali pomocy psychologa, tylu ocalałych, którzy musieli z kimś porozmawiać, a ona miała wyjechać i zostawić ich wszystkich. Jednak jak bywało to w przeszłości, Jack nie potrafiła otwarcie powiedzieć Davidowi, że nie chce czegoś zrobić.
- Kogoś konkretnego? - zapytała więc zamiast zaprotestować.
- Tego, którego uratowałaś i tego drugiego, przywiezionego przez Kalipso. Jeden potrzebuje szkolenia, a drugi przeszkolenia, skoro stał się dwójką. Ten młody brytyjczyk ma ciemny kryształ - dodał ciszej. - Twoja obecność przy nim jest bardzo wskazana. Przy okazji, ten McWolf, ma jasny czy ciemny kryształ? - zapytał, ale raczej z czystego obowiązku niż zaciekawienia.
Jack przeczesała rude włosy dłonią i przetarła zmęczone oczy.
- Nie wiem, jak zakwalifikować szary kryształ. Nie pamiętam bym wcześniej taki widziała.
- Szary? Nie ma takich kryształów... - Lovan zmarszczył brwi. - Jesteś pewna, że to nie był bardzo jasno niebieski czy coś w tym stylu?
Brwi Jack zbiegły się ku sobie w geście zdziwienia. Przyjrzała się Davidowi oceniając czy nie robi sobie z niej żartów. Nie robił.
- Tak, jestem stuprocentowo pewna, że Dean ma szary kryształ. Nie przywidziało mi się Davidzie.
Jakiro postukał palcem w blat intensywnie myśląc.
- To... niezwykłe - był bardzo poruszony. - Myślę... że powinienem to skonsultować z Vellanhauerem. A ty znajdź proszę tego dzieciaka i przyprowadź go do sztabu, ok?
- Nie ma problemu i tak miałam to zrobić, bo gdzieś zniknął z moim psem - posłała Lovanowi uśmiech i schowała do kieszeni telefon, którym bawiła się przez całą rozmowę.
- To widzimy się w sztabie - odwrócił się i szybko wyszedł ze stołówki. Jack została sama z swoją zimną już zupą.
Dopiero gdy David zupełnie opuścił stołówkę Jack położyła głowę na stole obok miski zimnego dania i jęknęła żałośnie. Przy Lovanie zachowała fason i uśmiech ale nie była w stanie dłużej utrzymać dobrej miny. Choć sen pomógł jej ciału zregenerować się, psychicznie była wyczerpana i wiedziała, że nie powinna tak myśleć, ale jedyne o czym marzyła, to gorący kubek kakao, koc i głupi serial. Kilka razy, niezbyt mocno, uderzyła głową o blat stołu, by choć przez chwilę poczuć inny rodzaj bólu. Po akcie chwilowej bezsilności i autodestrukcji wyprostowała się. Odetchnęła głęboko kilka razy i wstała wyciągając z kieszeni telefon, który nawet nie wie po co tam schowała. Ruszyła przez kantynę ku wyjściu. Wybrała numer Luckasa, z którym powinna porozmawiać, bez Davida siedzącego obok niej i nacisnęła zielony przycisk by wykonać połączenie. Komunikat “abonent czasowo niedostępny” powtarzany, aż nie zakończyła połączenia zirytował ją jeszcze bardziej. Mówił coś o popsutym telefonie, powinna się domyślić. Otworzyła okienko wiadomości tekstowej i jako adresata wybrała Luckasa. Chwilę patrzyła w pusty ekran zastanawiają się co ona właściwie chce mu napisać. “Przepraszam za naszą ostatnią rozmowę” zaczęła, tylko po to by zaraz skasować to zdanie, a na jego miejscu napisać “Jutro wyjeżdżam do L.A. Jak tylko będziesz miał telefon, dzwoń do mnie, nieważne o której godzinie . Westchnęła ciężko i ponownie włożyła telefon do kieszeni wojskowej kurtki. Wyszła z kantyny rozglądając się dookoła. Jeśli Dean poszedł gdzieś z Lulu była szansa, że zabrał suszkę na spacer i kręci się gdzieś między barakami.
 
Lunatyczka jest offline