Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-01-2017, 21:55   #72
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Podeszli do kamienicy, w której chwilę wcześniej zniknęli trzej mężczyźni. Wrota prowadzące na podwórze były zamknięte, podobnie jak wiodące do klatki schodowej drewniane drzwi z kołatką. Trzeba było dłuższej chwili, nim ktoś raczył odpowiedzieć na uporczywe kołatanie. Osobą otwierającą, niezbyt szeroko i podejrzliwie drzwi był podstarzały jegomość o łysej głowie i jednym oku zaszłym bielmem.
- Czego tu chcecie? - zapytał z wyraźnym altdorfskim akcentem, ucinając końcówki wyrazów. Jego oddech śmierdział czosnkiem. - Ruch tutaj dzisiaj, jak w pałacowym wychodku, gdy Karl Franz ma sraczkę.
- A byli tutaj - odpowiedział, zapytany o tamtych trzech. - Jeden nawet dał kilka błyszczyków, coby mu pozwolić przejść przez podwórzec na tyły. Tom wziął, grosz nie śmierdzi, nie?

Przekupienie ciecia nie było zbyt trudne, zadowolił się dwoma szylingami i pozwolił wejść do środka. Korytarz prowadził na przestrzał budynku, na zagracone, zawalone rupieciami podwórze, otoczone z czterech stron ścianami budynków. Taki sam korytarz po przeciwnej stronie kończył się drzwiami wychodzącymi na Bruisseweg, podrzędną, błotnistą uliczkę. Żadnego z trzech posługujących się dziwnymi znakami mężczyzn nie było widać.


- Ach, to mi się podoba - Uśmiech rozjaśnił brodate oblicze Josefa. - Buteleczka albo dwie. Na głowę oczywiście. Nic do roboty nie mam, więc jak chcecie to chodźcie ze mną. Znam pewien doskonały lokal, chociaż jak na mój gust niezbyt doceniany. A Tassenick Wam na co? Skusić się daliście tą obietnicą bogactw. Zapomnijcie! Sprawa zamknięta. Ekspedycja, a raczej szalona wyprawa już wyruszyła. Księcia, ani tej jego zgrai oszołomów nie ma już w mieście od dwóch dni. I to jest dobry powód, żeby się napić. Hę?

- Heh, coś się kręci w powietrzu - gadał Josef, prowadząc grupę w stronę Reiku, ku Zajazdowi Przewoźników, jak nazywała się knajpa, którą polecał i zamierzał odwiedzić. - Na Uniwersytecie, zbyt wielu jest magistrów, co parają się rzeczami, jakie należy zostawić w spokoju. Chrońcie nas bogowie. Łażą tam po nocach jakieś zamaskowane postacie, śpiewają bluźniercze kantyczki i odprawiają mrożące w żyłach krew rytuały. A słyszeliście może co przydarzyło się pewnemu szyprowi w zeszłym tygodniu koło stanicy w Lutzen? Utopili go kamraci, ale nie po pijaku a z premedytacją. I złotem im za to jeszcze zapłacili. Otóż ów szyper, Morgen mu chyba było, zaczął żółknąć na twarzy i puchnąć. Ani chybi mutant. A miał dobre cztery krzyżyki na karku. To go szybko pochwycili i pac, do wody. A potem bosakiem przez łeb, bo utonąć nie chciał. Cztery razy po żółtym czerepie dostał, nim na dno poszedł. Ale teraz nikt tam wody nabierać nie chce, bo ani chybi skażona...


Wzdłuż nabrzeża zacumowanych było bez liku łodzi, barek, kutrów, niewielkich żaglowców i wszystkiego co może pływać po rzece. Zajazd Przewoźników był jednym z licznych usytuowanych na nabrzeżu lokali, w których czas spędzali marynarze, rybacy, dokerzy i często podróżni. Wewnątrz panował hałas i gwar rozmów, puentowany brzękiem kufli, lub jakimś wykrzykniętym toastem. Nikt nie zwracał uwagi na nowoprzybyłych, poza obsługą tawerny oczywiście, co skrzętnie wykorzystał Quartijn zamawiając siedem butelek wina i zajmując jeden z niewielu wolnych stołów.

- Do Bogenhafen płynę. Nie wybieracie się? - zapytał po opróżnieniu niemal połowy butelki jednym, długim łykiem. - Shaffenfest się tam odbywa. To takie lokalne święto. Na Berbeli, mojej krypie mam ładunek wina i liczę, że podczas festynu łatwo je upłynnię, hehe. A chyba teraz nic do roboty nie macie, jak Wam Tassenick dał dyla w Góry Szare, co? Zapłacę nawet, jak chcecie. Pomoc mi się przyda. Wyruszyć bym chciał jutro z rana, żeby zdążyć na początek święta. Zainteresowani? Jak powiecie tak, to już się o nocleg nie martwcie, możecie spać na barce. Miejsce się znajdzie.

Dobrą zabawę przerwało pojawienie się człowieka w czerni. Mężczyzna o twarzy przeciętej blizną, w błyszczącej, nabijanej ćwiekami kurtce wszedł do tawerny i zapadła cisza. Jego twarz wykrzywił grymas świadczący o pogardzie dla bywalców. Podszedł do kontuaru, cisnął monety na stół i wziął z drżącej dłoni karczmarza kufel pienistego trunku, z którym skierował się do jednego ze stołów. Siedzący przy nim w magiczny sposób ulotnili się, nie dając powodu do zaczepki, a nowy gość rozsiadł się wygodnie i zaczął sączyć piwo.

- Ach! Ach! Mówię Ci Henryku, cóż za cudowny przybytek - rozległo się od drzwi chwilę potem i do wnętrza wtoczyli się dwaj wypacykowani, młodzi szlachcice w obstawie czterech ponurych ochroniarzy. - Cudowny, tylko pełny cuchnącego motłochu! Z drogi, chamy!
- Przejście dla pana von Tossel, obszajmury - krzyknął drugi szlachcic, odpychając jakiegoś klienta. Ochroniarze natychmiast zasłonili go murem, uniemożliwiając podjęcie działań zaczepnych.

Szlachcice rozsiedli się wygodnie i zaczęli niezbyt wyszukaną, ale w ich mniemaniu doskonałą i śmieszną zabawę polegającą na pluciu piwem na klientelę. I padło na Maximilina, który siedział najbliżej.

- Ha! Trafiony! - emocjonował się von Tossel, wymachując rękami. - Zliż sobie pańskie piwo, ćwoku. Smak ma taki, żeś w życiu nie próbował!
- Tylko spokojnie - mruknął Josef, chwytając łowcę nagród za rękę.
 

Ostatnio edytowane przez xeper : 31-01-2017 o 11:46.
xeper jest offline