Środa, trzeci dzień wiosny, około południa Szeryf Manhattan ledwo zdążył zrobić rozpoznanie w terenie, gdy od strony wioski nadeszło dwóch krzepkich mężczyzn, a właściwie mężczyzna – miejscowy drwal
Adrien Mosse [MEDIA]http://s10.ifotos.pl/img/drwalpng_aeweqhq.png[/MEDIA]
oraz… ork. O ile ten pierwszy paplał czasem gorzej niż baba, o tyle drugi -
Gauthier Verninac był od urodzenia niemową i raczej nie należał do błyskotliwych - nawet jak na swój gatunek. Jego głównym zajęciem było łowienie ryb, które potem wymieniał w miasteczku na inne towary.
[MEDIA]http://s5.ifotos.pl/img/orkpng_aeweqrp.png[/MEDIA]
Kastor wyjaśnił pokrótce wszystkim – także
Redgarowi i Alcestowi na czym powinni się skupić, by znaleźć runy, na których opierała się bariera magiczna wokół wieży. Robota nie była przyjemna, bowiem z nieba zaczął siąpić drobny, bardzo zimny deszcz. Nawet
Łowczy, który był przecież przyzwyczajony do ciężkich warunków atmosferycznych, narzekał na tę pogodę by w pewnym momencie – pod pozorem załatwienia od
Marianny garnka ciepłej zupy dla wszystkich – zmyć się spod tajemniczej wieży
Heidina.
Wydawało się też, że kolejnym, który wymięknie będzie
Adrien Mosse – chłopak narzekał praktycznie non stop. Mimo to jednak poszukiwania run trwały i około południa
Kastor uznał, że odnaleźli prawdopodobnie wszystkie – a było ich sześć. Teraz tylko musiał w odpowiedniej kolejności je zneutralizować…
Choć
Mag tego nienawidził, wszystkie oczy (prócz może golema) wlepiły się teraz w niego. Wszyscy czekali na jego działania i choć nie śmieli go poganiać… czuć było napięcie w powietrzu.
Akurat przystąpił do roboty, gdy przybiegła do nich młodziutka
Lisa. Od początku, gdy ją zobaczyli, było wiadomo, że coś niedobrego się stało.
- Tatko! Tatko nie żyje! – krzyczała, choć przecież jeszcze niedawno nie przyznawała się do
Grabarza jako ojca –
Coś… coś zeżarło mu głowę!