19-01-2017, 18:28
|
#46 |
| Nae, zamknięty w niewygodnym i całkowicie klaustrofobicznym kombinezonie próżniowym, gotował się do abordażu. Nie był z tego zadowolony. Jego znajomość i doświadczenie z próżnią było niemalże zerowe, a to oznaczało jedno... kłopoty. Szczęśliwie miał przy sobie swój wierny pistolet. Jeden z dwóch. W swoim domniemaniu słusznie doszedł do wniosku, że zabieranie dwóch byłoby całkowicie zbyteczne.
Cholernie chciało mu się palić, a ten kretyn Blaksley wpadał w panikę. Co tu dużo mówić? Był poirytowany. Nie cierpiał idiotów o słabych umysłach. Tylko silni i przygotowani byli godni przetrwać... Co nie znaczyło, że się nie bał. Bał się, bo zdawał sobie sprawę, że być może nie wróci z tej wyprawy, ale strach pobudzał, dawał siłę. - Panie Blaksley... - wycharczał do interkomu - ...jeśli spanikujecie i zostawicie mnie w tyle kiedy będziecie ratować swój strachliwy tyłek to przysięgam, że znajdę sposób by wrócić na Argosa i zrobić wam z dupy jesień Hegemonii... Czy się rozumiemy?
Teraz czekał tylko na sygnał, że jest czysto. Wiedział, że Nadzieja była pułapką. Pytanie tylko jaki był jej cel. Tego nie wiedział i to go irytowało. Nie lubił jak w jego kalkulacjach pojawiał się element nieznany. Lubił mieć wszystko wyliczone na podstawie chłodnej logiki. Plany wewnątrz planów i plany zapasowe. Jednego był jednak pewny. Jeśli pilot zbzikuje ich życia będą na cienkiej szali postawione. Tak, Blaksley, był ich najsłabszym ogniwem.
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 19-01-2017 o 19:59.
|
| |