Alice z ociąganiem szła w stronę, skąd dobiegł krzyk. Cały czas zastawiała się, czy jej towarzysze naprawdę nie rozumieli powagi sytuacji?
Byli uciekinierami z oÅ›rodka karnego... Co z tego, że wciąż nieletnimi? Teraz nikomu nie byÅ‚oby trudno umieÅ›cić w papierach notkÄ™, iż ktoÅ› „przepadÅ‚”, podczas gdy naprawdÄ™ wÄ…chaÅ‚by kwiatki od spodu...
Nie wiedziała skąd brały jej się tak ponure myśli, lecz nie mogła się ich pozbyć. Czy to tylko instynkt samozachowawczy, czy coś... innego związanego z otoczeniem? Nie potrafiła odpowiedziec na to pytanie, czuła jednak narastający niepokój, jakby coś mialo się za chwilę wydarzyć...
Usłyszawszy harcującego na dachu budynku grubaska, poczuła jak to uczucie w niej pęka i znika niczym mydlana bańka. O dziwo, ten idiota spowodował, że... rozluźniła się. Wszak jeśli ktoś tu był, aby na nich polować, na pewno nie przepuściłby takiej okazji, a zatem... prawdopodobnie byli bezpieczni.
Spokojnym, już nieco mniej ostrożnym krokiem podeszła bliżej. Widziała jak Pheobe pobiegła do samego budynku. Gwałtowność jej ruchów świadczyła o rozsierdzeniu dziewczyny. Oj, chyba lepiej nie być teraz w skórze Joshuy...
Blondynka tymczasem przystanęła obok wysokiego chłopaka, którego dopiero co poznała na plaży. Nie miała zwyczaju przyglądać się ludziom, jednak ten osobnik wyraźnie ją ciekawił. Było w nim coś przywódczego i zarazem... opiekuńczego? Jakby czuł się odpowiedzialny za całą grupę. Alice sama przed sobą musiała przyznać, że chyba takiego podejścia u rówieśnika jeszcze nie zaobserwowała. Owszem, miała przykre doświadczenia z osobami, które chciały błyszczeć w towarzystwie i przebojem zagarnąć rolę wodza, ale nigdy nie miała do czynienia z urodzonym przywódcą... zresztą mogła się mylić.
- Twój kolega zaraz sobie coÅ› poÅ‚amie, jeÅ›li siÄ™ nie uspokoi. – rzekÅ‚a zachrypÅ‚ym, nienawykÅ‚ym do mówienia gÅ‚osem – Trzeba go chyba stamtÄ…d Å›ciÄ…gnąć, zanim... ktoÅ› uczyni to w bardziej niemiÅ‚y sposób...
__________________ Konto zawieszone. |