Gdy Dragomir wyszedł, spojrzał z ulgą i zdziwieniem na Afera, który przyjaźnie się witał z bydlęciem Aldony.
-
Jaki ten świat mały - rzucił z uśmiechem do strażniczki, którą po reakcji rozpoznał jako panią Pieseła. -
A ten komendant nawet wyraźnie zapytany nie powiedział, jakie mamy uprawnienia w negocjacjach... Nieźle. Za samo użeranie się z takim dowódcą zasługujesz na miano weterana wojennego. * * *
-
Psia choroba, tom sobie z Orethesem pogadał... - mruknął Łowczy w "Stalowym Dębie".
Dragomir fachowo ocenił łeb niedźwiedzia i z uznaniem w milczeniu pokiwał głową.
* * *
Dragomir cierpliwie wysłuchał Urathesa i zwrócił się do niego w języku leśnym, z zamiarem tłumaczenia na bieżąco przebiegu rozmowy na wspólny:
-
Masz na myśli, że na pewno nie przez druidów z Wężowego Lasu, czy ogólnie na pewno żaden druid za tym nie stoi? Bo pamiętasz, jak ci opowiadałem moją podróż na wschód? Druidzi bywają różni i co niektórzy wzajemnie się tłuką. I jeszcze coś... czego możemy spodziewać się po centaurach? Może kogoś z twoich spotkamy. Zastanawiam się, jak wtedy z nimi postępować.
-
Myślałem, że spotkam Orethesa, ale ledwo przybył, to wybył... pozdrów go ode mnie, jeśli wróci pod moją nieobecność. I trzymaj się - powiedział myśliwy na pożegnanie.
* * *
Przy rozmowie z Artahornem Dragomir chciał się upewnić, czy kapłan potwierdza wersję Urathesa.
-
Jak sądzisz - czy to, co tam się wydarzyło, musi być związanie z siłami wrogimi Naturze - może coś z nekromancją albo wynaturzeniami? Czy może jest szansa na to, że jacyś wrodzy druidzi przejmują las, choćby ci od Malara?
-
A szare elfy mogą teraz współpracować z druidami przy tym wszystkim? - dodał jeszcze Dragomir.
* * *
Łowczy zawitał jeszcze do Baggnockle'a.
-
Mam wieści. Komendant wezwał mnie, żeby iść z paroma innymi gośćmi do lasu, rozwiązać problemy z druidami... nie użyczyłbyś czegoś, co by pomogło mi nie zginąć? Taka inwestycja w trwałość hodowli - uśmiechnął się bezczelnie. -
Przy czym gwarantem mojego przeżycia może okazać się przeżycie moich towarzyszy wyprawy... A właśnie, chciałbym jeszcze wziąć trochę karmy dla psów z naszych zapasów. Może nie być czasu na polowanie, a jak nas jakiś zwierzyniec napadnie, to nie wiem, czy przy tych gościach z wyprawy będzie co z tych zwierząt zbierać. Magia, rozumiesz. Ooo, i miałeś tu gdzieś srebrne strzały. Tam w lesie to chyba nie tylko nasi rodzimi druidzi rozrabiają, więc mogą się przydać. A może miecze także...
Po rozmowie wstąpił jeszcze do hodowli, żeby opierniczyć wszystkich pracowników, tak na zachętę.
* * *
Na koniec Dragomir trafił do kolejnego znanego mu miejsca - kaplicy Torma. W końcu był tu może nie najgorliwszym, ale jednak regularnym bywalcem. Z zainteresowaniem wysłuchał uwag kapłana.
Reszta dnia upłynęła myśliwemu na sprawdzaniu sprzętu i relaksacyjnym, oględnie mówiąc, opierniczaniu się przez wyprawą.