Gdy przestało w końcu trząść, rzucać, kręcić i odbijać, czyli gdy to, co zostało z lądownika przestało ich wreszcie traktować niczym bęben dwudziestowiecznej pralki pranie, a parchata załoga okazała się, póki co, przeżyć bardzo awaryjne lądowanie i ogólnie wyglądało, że koniec jazdy i wypierdalać, Owain odpiął się, wstał niepewnie, zakręcił w dymie, który ponownie wypełnił kadłub, nim ogarnął strony i chwiejnym krokiem ruszył do ładowni.
Szybko zebrał swoje graty, słuchając przy tym jęków i kwęków metalu, którym towarzyszyła lekka sugestia bujania się na krawędzi.
Następnie ruszył do wyjścia, które jakiemuś przodownikowi pracy właśnie udało się wyważyć i wyskoczył na zewnątrz.
Na zewnątrz przykucnął przy kapsule, pozakładał, poprzypinał i przewiesił, co miał, robiąc przy tym inwentaryzację mniej więcej swojej własności. Po chwili namysłu, przenośną maskę schował, na wszelki wypadek.
Wtedy usłyszeli komunikat Black 9.
Owain wyprostował się i spojrzał we wskazanym kierunku. Coś rzeczywiście się zbliżało. Szybko.
Podbiegł do najbliższego kamienia mogącego dać mu osłonę, przywarł do niego, puścił karabin i przesunął smycz, na którym wisiał, tak, by móc go natychmiast chwycić, po czym wyciągnął detektor, a drugą ręką dobył pistoletu z kabury na udzie. Odruchowo sprawdził stan amunicji.
Wyjrzał zza kamienia, oparł o jego krawędź detektor, wycelowując go w stado i szybko konfigurując opcje wihajstra. - Padre, co u ciebie? - rzucił na otwartym kanale.
__________________ Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan - Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money" |