Po odebraniu należnej zaliczki i wędrówce po osobach mogących mieć potrzebne informacje Aldona stanęła przed wyzwaniem co zrobić z reszta dnia. Na zakupy nie miała pomysłu; dopiero w lesie okaże się czego zapomniała, to pewnie! Chwilę zastanawiała się nad kajdanami na niesfornych druidów, lecz w końcu machnęła ręką. Sznur starczy. Ktoś z grupy rzucił pomysł kupna za zaliczkę i zrzutkę różdżki leczenia, na co Aldona przystała. Miała trochę wolnej gotówki, żeby się dorzucić, choć inni mieli wyrażnie wiecej, więc nie wychodziła przed szereg.
Po uregulowaniu rachunków i pożegnaniu strażniczka ruszyła do budynku straży by przejrzeć raporty o leśnych napaściach innych niż zwykłe leśne napaści. Nie było tego wiele. Atak niedźwiedzi na patrol w lesie, ankhegów na farmę przy granicy z lasem i rozszarpanie podróżnych przez wilki i pająki lub węże - to samo co powiedział im komendant. Ofiarami byli najprawdopodobniej podróżni, choć nietypowi, bo nie mieli przy sobie żadnych torb z dobytkiem. Może uchodźcy, ofiary napadu na karawanę gdzieś głębiej w lesie, albo nietypowi pielgrzymi. W świetle aktualnych faktów były to faktycznie przypadkowe osoby. Albo podrzucone trupy... mruknęła do siebie dziewczyna. Cóż, jutro zobaczą co i jak, może odwiedziliby miejsce zbrodni... Dopytawszy się o lokację kolegów z oddziału Aldona ruszyła do domu. Trzeba było się spakować, najeść - a przede wszystkim wyspać.
- No nie... - westchnęła patrząc na rozwalonego na środku zbrojowni Pieseła. Musiała kupić dla niego żarło; nie było szans, by to bydle nagle zaczęło polować na króliki, a w domu go nie zostawi, bo matka dostanie szału... Ponoć psy mogły jeść co kilka dni bez uszczerbku dla zdrowia, jak wilki; niestety Pieseła się to nie tyczyło. Starczył niecały dzień postu by zaczynał wyć jak oszalały. Z kolejnym westchnieniem Aldona zawróciła w stronę rzeźnika. Cóż, torba będzie nieco... bardziej niż nieco cięższa... |