- Nie pogardzimy towarzystwem i radą skoro tak chętnie ich udzielasz - odpowiedziała grzecznie Bazylia zauważając wcześniej, że Azmo to lubi. - O ile nasze towarzystwo już ci się nie znudziło.*
- Och, naprawdę mogę? - dopytal wyraźnie zaskoczony.
- Nie mam ochoty żegnać się jeszcze z Johanną. Lubię ją - w odczuciu diabelstwa była to całkiem prawdziwe stwierdzenie. Nawet pewna rewelacja, że brakowało by tej kruchej istotki gdyby pozostała z demonem.
- Skoro zaś ona teraz za tobą chodzi to fajnie by było gdybyś poszedł z nami. Skoro Zawiść to twoja dobra znajoma to nie pozwolisz aby zrobiła krzywdę Johannie. Prawda?
- Możemy pogadać? Na osobności? - zwrócił się bezpośrednio do Johanny Roland, który wyglądał jeszcze bardziej ponuro niż zwykle.
Azmodan chciał coś odpowiedzieć, jednak postanowił chwilę zaczekać. Zerknął na Johanne zainteresowany, a ta spojrzała na niego i na Rolanda naprzemiennie. Ze strony demona nie padło żadne pozwolenie ani zakaz, choć zdawałoby się, że tego oczekiwała dziewczyna. W końcu po chwili namysłu kiwnęła twierdząco głową i odeszła na bok.
Dopiero wtedy demon westchnął.
- Ach, urocza. Wiele złego ją w życiu spotkało. O ile mogę zasłonić Johanne przed Zawiścią, o tyle was niestety nie - uniósł ręce w geście bezradności, zwracając się do Bazylii.
- Z tym sobie sami poradzimy. Jeśli będziemy wystarczająco nijacy i nudni nie będzie czego zazdrościć - odparła z pełnym przekonaniem demonica odprowadzając wzrokiem dwójkę. - Albo przedstawimy to tak aby nie było czego zazdrościć… no o ile będziesz tak miły i nie będziesz opowiadał o nas.
Azmo przyłożył prawą rękę do serca, a lewa lekko uniósł ku górze.
- Przysięgam, a słowa zawsze dotrzymuje - odparł uśmiechnięty od ucha do ucha, wyraźnie będąc zadowolonym.
Bazylia pokiwała powoli głową przyglądając się uważnie demonowi. Nie wyglądało na to aby starał się ją oszukać. O dziwo.
- To co tam jest na tym następnym poziomie? Bo nie zachwalasz go za bardzo.
- Nienażarte bydle - pokiwał głową jakby w zastanowieniu i potarł palcami brodę w zamyśle.
- Tak mniej więcej można to ująć, nie będzie łatwo.
- Ach, obżarstwo. Ale mi chodziło o poziom piekła - odezwała się Bazylia po dłuższej chwili rozpracowania odpowiedzi, która jej nie pasowała do pytania.
- Ach, tam. To daleko w przyszłość wybiegasz, no ale to nic! W końcu nawet po wielu zgonach można tam dotrzeć, grunt to dobrze się bawić - zabrzmiał sarkastycznie, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. Całe szczęście, że należał do tych “ładnych”, to i mniej przez to był irytujący.
- No cóż, nie chcę wam zdradzać szczegółów, ale jeśli jeden z siedmiu grzechów tej góry, jest bardzo, ale to baaardzo bliski waszemu sercu, to lepiej się tam nie teleportujcie.
- Mojemu sercu bliski jest tylko Rognir. Poza nim… w sumie. W sumie nie zależy mi. Kuć lubiłam, ale gdzie ja w piekłach kuźnię znajdę? I po co? Dla kogo niby kuć bym cokolwiek miała? Tak samej dla siebie to już w ogóle się chce.
Mężczyzna wzruszył ramionami wyraźnie zrezygnowany
- Oj moja droga, ewidentnie trzeba zdjąć z ciebie ten urok, bo się zamęczysz. - pokręcił głową i westchnął ostentacyjnie. Chwilę później, z głębi korytarza nadszedł Roland. Nigdzie nie było jednak widać Johanny.
- Musi sobie to wszystko przemyśleć. Poczekajmy na nią - powiedział spokojnie. Następnie oparł się o ścianę ze skrzyżowanymi rękoma i spojrzał na demona. - Zdajesz się wiedzieć o nas znacznie więcej, niż ci powiedzieliśmy. Być może wiesz jakiego zaklęcia użyłem przed śmiercią i jakiemu demonowi obiecałem służyć?
Bazylia zaskoczona spojrzała na Rolanda, który tak bezpośrednio zwrócił się do demona. Z konkretnie tą sprawą. Jakoś taką dla Bazylii intymną. Nie chcąc jednak czekać na odpowiedź Azmo delikatnie położyła Rognira na ziemi, aby opierał się o ścianę. Zaproponowała też Shade’owi aby Tazoka również na moment zostawił. Po tym ulotniła się aby odnaleźć Johannę, zaś Azmodan jedynie odprowadził ją zawiedzionym spojrzeniem.
- Może mnie? - zakpił w odpowiedzi, a kącik jego ust uniósł się w zlośliwym uśmieszku
- Ach, naprawdę mało mnie to interesuje, bo zbyt dużo rzeczy potrafisz spieprzyć, aby wszystkie spamiętać - powiedział niespiesznie, z wyraźnym spokojem w głosie i odwrócił głowę w stronę, w którą udała się Diablica.
- Spieprzyć? - wiedźmiarz uniósł brew. - Mówisz o Johannie? Przecież sam dobrze wiesz, że jeżeli nie stanie się samodzielnia, to nigdy nie przetrwa w tym chorym świecie. Jesteśmy w piekle, a nie w krainie miłości i szczęścia.
- Nic nie rozumiesz, nawet jej nie znasz - prychnął arogancko.
Wiedźmiarz zaśmiał się na jego słowa. To był prawdopodobnie pierwszy objaw emocji jaki pokazał tego dnia.
- Przestań mówić jak człowiek, bo naprawdę nikogo w ten sposób nie zwiedziesz - mówił. - Bo niby ciebie ona w jakikolwiek sposób obchodzi? Ją może oszukiwać, ale mnie nie. Jesteś tym, czym ja byłem za życia. Nie obchodzi cię nikt inny poza sobą samym.
Azmo bezradnie rozłożył ręce
- Skoro tak uważasz, to pewnie tak jest - uśmiechnął się lekko, zerkając co chwila w stronę korytarza, gdzie były kobiety.
- Swój swego rozpozna, co nie? - rzucił kpiąco nie pierwszy raz.
- Najwyraźniej tak - odparł sucho Roland, również kierując spojrzenie w stronę korytarza. Nagle odechciało mu się rozmów.