Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-01-2017, 19:35   #170
psionik
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Złodziej, mający już w ręku sakiewkę Anbara skoczył jak by go kto oparzył, choć mina jego od razu stała się niewinna, niczym kupca z Waterdeep sprzedającego cebulę.
-A…...tak…...sakiewka? Właśnie widziałem, że tu upadła i chciałem tylko podnieść…… - łotrzyk uśmiechnął się bezczelnie i oddał krasnoludowi. Był młody, na oko jakieś kilkanaście lat, nieledwie dziecko. Na jego twarzy widać było jednak poprzeczną bliznę, przechodzącą przez policzek, ciągnącą się od brody, przez oko aż po wysokie czoło.
Oskar aż poczerwieniał z wściekłości. Co za paskudne miasto. Wpierw porywają i wystawiają na bazarze ich towarzyszkę, potem wrzucają ich do więzienia ograbiając ze wszystkiego co zdobyli, a teraz gdy niczym szczury przeciskają się w kanałach ten szczeniak chciał ich obrobić? Czarodziej wyciągnął rękę, w której momentalnie pojawiła się nabijana ćwiekami pałka, jednak zanim zdążył użyć gróźb, odezwał się właściciel przybytku:
- Hendrik! Wynoś się. Nie zaczepiaj klientów!- karczmarz przekrzywił głowę wskazując jednocześnie złodziejaszkowi drzwi.
Oskar pogroził chłopakowi palcem
- Żebym cię tu więcej gnoju nie widział
-Wybaczcie panie. Młody jeszcze a głupi…..kolejka dla was za problemy….
- karczmarz napełnił trzy duże kufle i podsunął krasnoludom i łowcy. W tym czasie młodzik potulnie oddał sakiewkę Anbarowi i zaczął się powoli wycofywać. Jego bezczelny uśmiech nie schodził z jego twarzy, nawet widząc zamierzającego się na niego Anbara.

Gdy sytuacja się uspokoiła i cała trójka rozsiadła się za stołem, pierwszy odezwał się łowca
- Jestem Eoghan i szukałem was. Reszta też wydostała się z lochów, czy tylko wy dwaj?
- Jaka reszta? Jakich lochów? -
spytał niewinnie Oskar. Postanowił nie odsyłać pałki, którą miał wymierzyć krasnoludzką sprawiedliwość złodziejaszkowi. Mogła się jeszcze przydać, a mężczyzna nie chciał się zdradzać ze swoimi umiejętnościami. Krasnoludzki czarodziej to zbyt ekstrawaganckie połączenie, a krasnoludzki czarodziej z bratem bliźniakiem, jest rozpoznawalny wszędzie.
- Panie krasnolud, gdyby bliźniacy rodzili się w waszej rasie jak grzyby po deszczu, to może uwierzyłbym temu zdziwieniu - odpowiedział łowca przyciszając głos - ale tak nie jest. W Velders aż huczy o waszych wyczynach. Tutaj mało kto was kojarzy, lecz wkrótce może się to zmienić. Służki D’himis nie lubią gdy im ktoś ucieka i wkrótce większość łowców nagród w mieście będzie mieć wasz rysopis.
- Zdziwiłbyś się -
uśmiechnął się Oskar - Odkąd łaska Moradina spłynęła na nasz lud bliźniaków możesz spotkać na każdym rogu kopalni -
- Nie wiem czemu mnie powstrzymaliście, nie zabiłbym przecież tego szczura, a ze złamaną ręką albo dwiema trudniej by mu się kradło
- burknął Anbar, zastanawiając się czy dać się udobruchać piwem, które pachniało nieźle.
- A czemu tobie możemy niby ufać? Nie znamy się..
- Czemu? Bo nie poleciałem od razu po straż, a wierz mi nagroda byłaby sowita, gdybym was wydał.
- odrzekł Eoghan - Nie znamy się ale zawsze możemy się poznać, nieprawdaż?
- Więc rozumiem, że masz powody by nienawidzić tej wiedźmy D’himis i suk, które jej służą? - Anbar ściszył pełen zawziętosci głos. - Ja i brat nie szukaliśmy z nią zwady, ale kiedy sprawiedliwości dochodziliśmy kuzyna naszego zamordowali a nas haniebnie...

Oskar kopnął brata pod stołem, ale było już za późno. Jego głupkowaty brat zaczął paplać. I to bez pomocy alkoholu.
- Nie znamy się, ale możemy poznać. Nie poleciałem do straży. Co ty jesteś? Miejscowa ciota, czy alfons? A ty bracie lepiej siedź cicho. Nie wiadomo co to za chłystek. Równie dobrze ta cała akcja z kradzieżą mogła być upozorowana, żeby nas podejść. - Z dwójki braci to Oskar przejawiał typową dla krasnoludów nieufność wobec obcych. Niestety, mleko się rozlało i Anbar wygadał już och prawdziwą tożsamość tym samym składając ich los w ręce nieznajomego. Czarodziej zapisał sobie w głowie, by odbyć poważną rozmowę z wojownikiem na temat jego niewyparzonego języka.
- I ustalmy jedno - ta marna próba szantażu bieganiem do straży nie robi na mnie wrażenia. - syknął cicho w kierunku Eoghana. - Nie mamy powodów by obawiać się grupki uzbrojonych ludzi o ile nie jesteśmy po zmroku na zewnątrz bez towarzystwa kobiety. Czarodziej odesłał maczugę leżącą pod stołem przywołując małą ręczną kuszę. Położył ją niedbale na stole grotem skierowanym w swojego rozmówcę. - Źle zaczęliśmy tę rozmowę. Jesteśmy ci wdzięczni za pomoc ze złodziejaszkiem, ale bierzesz nas za kogoś kim nie jesteśmy.
Anbar spojrzał z irytacją na Oskara i schyłlił mu się do ucha.
-Chyba za późno bracie on ma dobre informacje kim jesteśmy musimy albo mu zaufać albo go zabić… - to mówiąc zajął pozycję żeby odciąć Eoghanowi drogę odwrotu.
- Co nie znaczy, że mamy mu padać w otwarte ramiona - odpowiedział po krasnoludzku czarodziej - Lepiej dowiedzieć się czego chce. -
- Myślicie że ktoś w tym mieście bawi się w subtelności i wymyśla fortele z kradzieżą? Pshaw! - prychnął Eoghan - Musielibyście być jakimiś potężnymi czarodziejami, a i tak dziwki D’himis raczej przywitały by was oddziałem wojska niż sprytnym zagraniem. Lepiej chodźmy do mego pokoju zanim ktoś nas podsłucha i ześle nam na kark gwardzistów.
- Nie mówimy tu o obecnie panującej władzy - powiedział Oskar spokojnie.
- Dobrze, chodźmy porozmawiać w ustronnym miejscu, ale mamy cię na oku, więc bez sztuczek, tylko piwo wypijemy
- Odparł Anbar, biorąc głęboki łyk.
Gdy ostatni łyk złocistego trunku został pochłonięty, cała trójka do niezbyt przestronnego pokoiku na górze. Eoghan szedł pierwszy, a nieufne krasnoludy za nim, łypiąc po drodze oczami w poszukiwaniu wyimaginowanej zasadzki. Łowca nie wiedział czy zdoła przekonać do siebie bliźniaki, ale to że szli już z nim stanowiło dobry początek. Gdy dotarli na miejsce młodzieniec przeszedł do rzeczy.
- Moje imię znacie, lepiej by nam się gadało gdybym ja znał i wasze.
 
psionik jest offline