Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2017, 15:02   #85
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Czwarty dzień w bazie Brutal Delux nie przynosił wiele nowego. Papierkowa robota przytłoczyła Jethro, który sięgał po jedego Lho za drugim. Gdyby nie modyfikacje bioniczne pewnie jego ciało by nie wytrzymało kolejnych dni bez snu i odpoczynku. Napływające raporty nie dość że, z każdym dniem nie ubywały to tak naprawdę nie wnosiły wiele do ich sytuacji. Jethro jednak miał zrozumienie tego że, jeśli coś przeoczy to może to potem być na ich niekorzyść.

Pewność że, personel Brutal Deluxe, był czysty dodawała trochę spokoju, choć tak naprawdę Jethro ufał tylko swoim ludziom. Rzadko kiedy wychodził poza budynek, nie udzielał się towarzysko bowiem to co robił nie dało się określić użytecznym, ale było nieodzownym elementem ich pracy, bez którego nie było by porządku. Czasem gdy wychodził zaczerpnąć “świeżego powietrza” spotykał jakiś najemników. Krótkie pozdrowienie ręką, czy poczęstowanie Lho i tyle. Nic więcej. No może jeszcze to że, dla nich był Panem Jonesem. Tak, Jethro nie miał nigdy głowy do wymyślnych imion. One i tak nic nie znaczyły.

Informacje na temat grupy Rathbone były ciekawe. Analizował je dokładnie. Bardzo dokładnie, bowiem wiedział i rozumiał z kim mają do czynienia. Byli tak samo dobrzy jak oni, choć degeneracja która ich ogarnęła dawała im jedną przewagę. Nie ograniczały ich żadne reguły, normy i zasady. Annabelle Lia Waldcroft, to na niej zatrzymał swój wzrok najdłużej Inkwizytor. Pomniejsza córka Rodu Waldcroft, arystokratka, której odebrano wszystko. Piękna i jednocześnie zabójczo niebezpieczna. Gdyby był bardziej ludzki, ale na szczęście nie był. Jej piękno było niepodważalne, tak samo jak jej wina. Uśmiechnął się tylko, gdy przechodził do kolejnego zdjęcia. Ann "Pistol", cholerny ganger. Kurewsko niebezpieczny, tak jak i cała zgraja którą “przygarnęła” Rathbone. Ex-Inkwizytorka miała idealne wyczucie w doborze drużyny. Nie mieli oni zahamować ani sumienia. Byli idealnymi narzędziami, lecz byli też zdrajcami a to rodziło problemy. Takimi problemami zajmował się Sejan, który znów wrócił do “zdjęcia” lady Waldcroft. Kolejne Lho znalazło się w jego ustach.


Czwarty dzień. Komputer dalej wypluwał z siebie informacje, gdy w pewnym momencie Jethro zatrzymał przewijające się informacje. Szybkie ruchy palcami, zaczęły wprowadzać odpowiednie sekwencje i polecenia by po chwili komputer pokazał jedno zdjęcie. A pod nim zaczęły się pojawiać dane. Początkowo towarzyszyło temu lekkie skrzywienie ust Inkwizytora, który jakby nie miał przekonania do tego co widział, ale im dłużej się mu przyglądał tym bardziej nabierał przekonania do tego co zaczynało mu świtać w głowie.

Dziewczyna ta, jak zawsze była bardziej pewnym punktem niż mężczyźni w tym wypadku, mogła jednak być bardziej niepewna lecz była też warta ryzyka. I tak stąpali po omacku, a musieli się ruszyć. Nie mieli właściwie na tą chwilę nic pewnego. Nic, co dawało by im przewagę nad Rathbone.


Dane osobowe: Paulina Legrand
Wiek: brak danych
Rodzina: nieznana
Przynależność: Ejército del Pueblo
Umiejętności: dobra znajomość ładunków wybuchowych, walka partyzancka, broń biała.
Adnotacja: Zatrzymana przez miejscowy oddział Adeptus Arbites. Oskarżona o działania wobec planetarnego rządu gubernatora Durante oraz zabicie dwóch Arbitratorów. Bliska współpracownica Cecillii Eguzkine. Według zebranych źródeł, bliska jej współpracownica. Ostatnie dwa lata spędziła na szkoleniu partyzantów na terenie prowincji Interior.

Otrzymane dossier nie było obszerne, ale zdjęcia oraz filmiki towarzyszące aresztowaniu tej kobiety zaczynały przekonywać Sejana do pomysłu. Zaczął układać plan w głowie. Nie była może to myśl oświeceniowa, drugiej Terry nie wynajdzie, ale w obecnej sytuacji nie miał lepszego planu. Korzystając z podwózki, zabrał się bowiem wraz z jednym z promów zaopatrzeniowych w drodze powrotnej do City, skierował się ku budynkowi Adeptus Arbites. Pogoda była do bani. Z nieba padało a wszędzie dookoła było tylko błoto. Paskudna pogoda, na szczęście Sejan miał płaszcz z kapturem, a pod nim uniform Szeryfa. Zarzucił go na głowę, dzięki czemu zimne krople nie spadały mu na głowę. Nie było zimno, ale moknąć bez sensu nie zamierzał.

Droga nie trwała długo, i tak jak spodziewał się na bramie zatrzymało go dwóch wartowników. Odznaka jednego z nich, oraz krótka wręcz zdawkowa informacja że, przybywa z polecenia Aquili Tomaso otworzyły przed nim drzwi. Oczywiście do drzwi Starszego Arbitratora, choć nim stanął przed jego obliczem minęła dobra godzina. Traggat Loege był starszym Arbitratorem, a jego poznaczona bliznami twarz świadczyła że widział i przeżył jedno. Wiekowy facet, a skoro dożył takiego wieku, nie był głupcem. Pomieszczenie w którym go przyjęto bardziej przypominało pokój przesłuchań, niż pokój wyższego oficera. Gdy tylko stanął przed jego obliczem, a drzwi się za nim zamknęły oczy Traggata skierowały się ku jego gościowi. Powoli wędrowały ku górze, jakby oceniały z kim przyjdzie mu rozmawiać. Oczy starszego człowieka, który miał doświadczenie, a jego akta tylko to potwierdzały. Szereg zasług, medali i orderów, które mogły zdobić jego klatkę i mundur. Gdyby nie znał jego historii, byłby zdziwiony co taki człowiek, robi w takim miejscu na takim stanowisku. Przy jego umiejętnościach, zasługach powinien być on Sędzią.


- Arbitrator Sejan. Miło mi Cię gościć. Co tam słychać u Lorda Marshala Goremana - towarzyszył temu lekki uśmiech.

Sejan tego się nie spodziewał. Traggat nie marnował czasu. Inkwizytor nie czekając na zaproszenie, usiadł na krześle naprzeciwko niego i rzucił na stół dawną odznakę. Choć miała już trochę czasu, to jednak numery nadal były czytelne. Słowa, a właściwie pytanie rzucone przez Seniora, świadczyły że gra właśnie się zaczynała a pierwszy ruch miał należeć do Traggata.

- Jak znam życie pewnie siedzi dalej na Scintilli chyba że, nadszedł jego czas i stoi przed obliczem Boga-Imperatora. A co u Kalusa? - nim pojawił się tutaj i on odrobił swoją lekcję. Wiedział o Traggacie sporo, jeśli nie wszystko. Kalus był jego mentorem, wręcz jego protektorem. Loege za młodu był równie narwany co Sejan, ale do tego wyszczekany. Dzięki Kalusowi mógł objąć tutaj posterunek i nim zarządzać. Jedyny awans na jaki mógł liczyć. Tak to jest jak się ma niewyparzoną gębę. Czasem biurokracja i arystokracja była prawdziwą zmorą porządnych ludzi, którzy nie chcieli włazić w dupę wszystkim.

Dwóch doświadczonych weteranów przyglądało się sobie w milczeniu. Badali i oceniali. Wiedzieli obaj że, trafił swój na swego a że obaj nie lubili gierek przeszli do sedna. Pierwszy zaczął Jethro:

- Paulina Legrand, potrzebuję jej. Chcę byś mi ją wydał Arbitratorze.

- Ciekawe. Przychodzisz tu i prosisz bym od tak wydał Ci więźnia - zaśmiał się starszy człowiek

- Dokładnie. Proszę o przysługę, a właściwie nie ja. Imperium - rzekł zabierając swoją odznakę, i kładąc drugą Rozetę.

- Rozumiem - Loege przyjrzał się jej uważnie - Teraz już rozumiem czemu wszystkie dane po 815 są utajnione, choć jesteś znany wśród “swoich”. Podobno jeśli coś zaczynasz to kończysz. I podobno zawsze… - nie dokończył. Obaj wiedzieli o pewnych słowach, których nie powinno się wypowiadać.

Jethro przytaknął i przez chwilę ważył słowa, które zamierzał wypowiedzieć.Włożył Lho do ust i zapalił:

- Ścigam renegatkę. Suka pierwszej klasy, Chce tu nabruździć. Bardzo nabruździć - rzucił zdawkowo - i przykro mi to mówić, śmierć Twoich ludzi jest tragedią ale bez Pauliny może dojść do większej.

Loege milczał. Obaj wiedzieli ile jeden mógł powiedzieć, a drugi ile mógł usłyszeć. Obaj wiedzieli jak wygląda ta gra, tym bardziej że Traggat spotkał na drodze już jednego Inkwizytora. Dawno temu, ale pamiętał jak wygląda ta gra.

- Zgoda. Jeśli ją uda Ci się ją namówić by z Tobą wyszła, jest Twoja. Jednemu z moich odgryzła kawałek ucha wczoraj. Trafiła do osobnej celi. Chłopaki trochę musieli ją poturbować bo się strasznie rzucała - zaśmiał się

- Miło mi - podał dłoń Arbitratorowi - Będę Cię informował jeśli chcesz - chciał wykazać się gestem grzecznościowym. Ze swoimi lepiej żyć w zgodzie.

- Będę wdzięczny - odparł podając dłoń Senior.

-Jonn Ignatius, wspominał mi o Tobie i nie pomylił się co do Ciebie Arbitratorze - rzucił nim zamknął drzwi za sobą

Nim zaprowadzili go do więźnia, Jethro musiał zdać całą broń. Takie były zasady bezpieczeństwa. Niezbyt mu to pasowało ale Sejan był tu gościem. Wolał załatwić sprawę według ich reguł. Musiał zyskać ich szacunek. Opinie to jedno, ale musieli uwierzyć że, historie o nim były prawdziwe. Gdy tylko zostawił cały sprzęt w depozycie, został zaprowadzony do celi. Paulina Legrand siedziała spokojnie na pryczy, w kaftanie bezpieczeństwa. Jej twarz zdobiły siniaki, a krew jeszcze nie zaschła na jej ustach. Gdy drzwi się otwierały jej oczy wpatrywały się z nienawiścią na wchodzącego do środka gościa. Widać było że, najchętniej rzuciłaby się na niego by przegryźć mu krtań, choć przy tej ilości bioniki co miał w sobie nic by mu nie zrobiła. Nim jednak zdołała się ruszyć, Jethro wyciągnął dłoń rzucając:

- Seniora, proszę - pomachał palcem w powietrzu by sobie odpuściła - Nie zamierzam..

Nie dokończył, bo Paulina rzuciła się w jego stronę, chcąc przypalić mu z główki. Sejan nie czerpał radości z bicia bezbronnych, więc po prostu podciął jej nogę. Ta rzucona siłą rozpędu prawie by uderzyła głową o klamkę, ale Inkwizytor złapał ją za poły kamizelki. A następnie rzucił ją na łóżko. Uderzyła plecami o ścianę, ale nie ponowiła ataku. Wpatrywała się z zaciekawieniem w nieznajomego. Czerwony kosmyk włosów odgarnęła dmuchnięciem, bo rękami nie mogła.

- Skoro już zwróciłem Pani uwagę to proszę o 5 minut. Potem sama zdecydujesz co chcesz. Masz dwa wyjścia Paulino - Jethro mówił spokojnie i wyraźnie. Nie spieszył się - Pierwszy wyjdziesz stąd w worku, bo możesz liczyć tylko na jeden wyrok za zabicie dwóch Arbites. Drugi to pomóc mi i ocalić swoją towarzyszkę, Cecillie Eguzkine. Osobiście wisi mi to co się z nią stanie, bo bardziej zależy mi na kimś innym. Kobieta o której mówię chce ją zabić, a ja chcę zabić tę kobietę. To może uczynić z nas sprzymierzeńców. Jeśli zgodzisz mi się pomóc, zrobię wszystko by ocalić waszą Cabeza [szefową], ale to od Ciebie zależy teraz wszystko. Po tym Ty będziesz wolna, i żaden z Arbites nie będzie szukał Cię za to co zrobiłaś.

Wyjął Lho i zapalił:

- Gdy skończę palić muszę znać odpowiedź - rzekł, i jego słowa mogła odebrać tylko w jeden sposób. Mówił poważnie. Nie negocjował. Dawał jej możliwość przeżycia. Uderzenie w najmocniejszy instynkt.

Nie musiał czekać aż tyle, bo w połowie poznał już odpowiedź. Logika i chęć przeżycia wygrała nad gwałtownym charakterem Pauliny. Jethro pokazał jej zdjęcia Rathbone i jej ferajny. Ta obiecała się rozejrzeć, i uruchomić swoje kontakty. Jethro dał jej też urządzenie przez które miała się z nim skontaktować gdy się czegoś dowie. Nie wiedziała jednak że wbudowano w nie urządzenie namierzające. Dał jej też parę banknotów. Miała sobie kupić coś do jedzenia i ogarnąć się. Tym gestem zdziwił ją, ale wzięła pieniądze bez słowa.
Nim się rozstali ta na odchodne rzuciła:

- Jones to nie jest twoje prawdziwe imię, co - a potem ruszyła między budynkami znikając Inkwizytorowi z oczu. Nie zdołał jej nawet odpowiedzieć, czym wywołała uśmiech na jego twarzy.


Sprawy w końcu zaczynały się posuwać do przodu. Ta myśl jednak towarzyszyła mu minutę może, gdy otrzymał zaszyfrowany vox od Turbo Diesla. Prawo Murhpego mówi “Wszystko wali się naraz” i właśnie kostki domina zaczynały się walić. Według raportu którego dostał, przykrywka była spalona, przynajmniej w odniesieniu wobec Kadry Rathbone. Lokalizacja ich, była już znana ich wrogowi. Teraz atak był tylko kwestią czasu. Informacja o tym poszła już w eter do reszty towarzyszy.

Silniki Urala rozgrzane do czerwoności ryczały, a Jethro zaciskał dłonie na kierownicy. Mijał pędem ludzi, budynki i pojazdy. Ludzie rozstępowali się przed nim, bowiem ten prawie ich taranował. Twarz Inkwizytora była napięta, choć tak naprawdę w głębi duszy był mega wkurwiony.

Nie upłynął kwadrans gdy dotarła do niego druga wiadomość, że Turbo-Diesel jest w szpitalu. Stan określano jako nagła. Obecnie przebywał w szpitalu, skąd mieli zabrać go na OIOM. “Kurwa mać” zaklął pod nosem, a obroty silnika zostały rzucone na maksa. Raport to jedno, ale to był jego człowiek. Ktokolwiek to zrobił jest już trupem. Pierdolonym chodzącym trupem.

Nim zdołał jednak ochłonąć kolejna informacja pierdolnęła go niczym piorun w burzową noc. Cortez aresztowany przez Carabinieri. Jeszcze tego brakowało. Komputer wrzucał koleje informacje. Jethro odpuścił czytanie. Burdel. Robił się kurwa jebany burdel.

Gdy pruł tak do bazy, od razu połączył się z Matuzalemem, słowa które wypowiadał były nadawane szyfrem ale przekaz był jednoznaczny:

- Diesel w szpitalu. Jedź do niego. Rathbone wie o nas. Zgrupuj ludzi. Jadę po Corteza. Zgarnęli go Carabinieri. Kurwa mać - usłyszał na koniec jego podwładny i towarzysz. Wiedział też że, Matuzalem od razu powiadomi Morgensterna.

Drugie połączenie poszło do Lezera:

- Kelvar zbieraj dupę. Budynek Carabinieri. Mamy problem. Trzeba go rozwiązać. Przebierz się w ciuchy Kapitana Imperium - rzucił przez komunikator i rozłączył się

Nie lubił rozkazywać, ale nie miał czasu na prośby i tłumaczenia. Operacja zaczynała stać pod znakiem zapytania. Potrzebował wszystkich jeśli mieli przygotować się na atak Rathbone. Nie zamierzał lekceważyć dziwki, tym bardziej że głupcem nie był. Liczył że, jej pewność siebie w obliczu tych wydarzeń uwydatni się i potknie.


Budynek Carabinieri nie przypominał ani fortecy ani jakiejś twierdzy. Bardziej garnizon, lecz na szczęście Jethro nie dostrzegał nigdzie ciężkiego uzbrojenia. Był pierwszy na miejscu, więc spokojnie mógł sobie obejrzeć go. Dwóch wartowników przed wejściem, dwóch na dachu budynku i po jednym w wieżyczkach. Pestka, ale nie zamierzał załatwiać tego siłą. Gdy tylko Kevlar się pojawił Inkwizytor wyjaśnił mu sytuację, i jak wygląda wszystko. Także plan. Ten nie był skomplikowany, bowiem nie było ani czasu ani możliwości.

Sejan szedł jako pierwszy, i gdy tylko stanął na wysokości wartownika pomachał mu odznaką i odpowiednimi dokumentami.

- Prowadź mnie do waszego comandante - rzucił gniewnie, a widząc że, ten uważnie bada dokumenty - Ruchy, nie mam kurwa całej nocy by tu stać i moknąć.

Wartownik chciał coś się rzucić ale Kevlar spojrzał tylko groźnie ukazując naszywki kapitańskie. Carabinieri może i byli mocni, ale gdy byli kupą a przed nimi nie stało dwóch gości z wkurwionymi minami. Potakując i coś tam bełkocząc Mino, bo tak się nazywał wartownik, zabrał ich do środka budynku. Tam po chwili przyszedł z jakimś tłustym typem, który nie wyglądał ani na bystrzaka ani kogoś kto wie czym pachnie pole bitwy. Co najwyżej żarcie pełne chilli i kukurydzy.

- Comandante Sanchez - rzucił gniewnie, ścierając owe chilli z ust - Ja tu dowodzę.

- Świetnie - odparł Jethro a potem pomachał mu rozetą Szeryfa Adeptus Arbites - Na mocy porozumienia między Sybilla Guyet a Aquilą Tomaso mamy odebrać od was więźnia. Został Ci zatrzymany w dokach. Człowiek ten musi być bezwzględnie nam przekazany. Kapitan Smith - wskazał na Kevlara - będzie mi pomagał przy transporcie więźnia. Jest poszukiwany przez cztery posterunki Arbites a także przez Imperialny Sąd Wojskowy - Inkwizytor prawie krzyczał na Sancheza

Ten jednak czuł się mocny. W końcu to była jego placówka. Jego teren. Nie zamierzał oddawać swojej zdobyczy tak łatwo. W głowie zaczęło mu świtać o nagrodzie i pochwałach za złapanie tego bandziora.

- Momento seniore.. - zaczęło się - To nasz więzień. My nadstawialiśmy karku..

- I dobrze. Mam to w dupie. Chcecie to was mogę nawet pochwalić u samego Gubernatora. Ja chcę więźnia i jeśli go nie dostarczę w ciągu dwóch godzin zwali wam się tu stacjonująca na orbicie armia Imperialna wraz z Aquilą Tomaso, która nie będzie tak wyrozumiała jak ja. Dostarczę więźnia a w raporcie napiszę że, to dzięki Tobie, Twojej odwadze Comendante Sanchez udało nam się tego recydywistę postawić przed sądem. Chcecie tego, czy wolicie by Komisarz wysłał do Gubernatora informacje jak utrudniacie nam załatwienie tego skurwiela... Ten człowiek...to bydle...zabiło trzech moich przyjaciół, oddział kapitana przez niego wpadł w zasadzkę... Mało?!! [/i] - Jethro ryknął tak że inni milicjanci zaczęli się na niego patrzeć.

Sejan podszedł do kapitana Sancheza, stanął obok niego i położył mu rękę na ramieniu. Pochylił się nad grubasem i rzucił mu cicho:
- Chcecie awansować tak by sam gubernator zwrócił na was uwagę? - mrugnął okiem - Chcecie mieć przyjaciół nie tylko tu, ale i wśród Arbites..a robić sobie wroga z Departamento Munitorium to głupota.

Comendante zaczął rozważać. Za i przeciw. Więcej było za. Tym bardziej że, sama wizja że, gubernator zwróci na niego uwagę.. Awanse.. Pochwały a może i wyższy stopień jeszcze czy przeniesienie do lepszej placówki.

- Bierzcie go... - padło zdanie...
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)

Ostatnio edytowane przez valtharys : 23-01-2017 o 20:32. Powód: Drobna edycja techniczna
valtharys jest offline