Po intensywnym, choć bezowocnym zwiedzaniu ruin (wszak skarbów nie znaleźli), wrócili na statek z niewyraźnymi minami. Była to słodko-gorzka wycieczka, która przyniosła chwile radości, ale i rozczarowania. Po czym wszystko wróciło do swojego rytmu.
Statek płynął, kapitan przewodził, mechanik pilnował. Jarvis pilotował a Chaaya gotowała. A Godiva z Yasavi nudziły się. Zaś Nveryioth nadal tkwił w postaci szczura. Zaś Starzec swoim zwyczajem przyczaił się ukrytym zakamarku duszy bardki i “drzemał”.
Wróciła monotonia bagien, może i ładnych i nostalgicznych dla czarownika.
Ale ileż się można gapić na “zielone piekło”.. które zbyt piekielne póki co nie było. Więc trzeba było zorganizować sobie jakieś rozgrywki… tradycyjnymi możliwościami było picie i filozofowanie, granie w karty na fanty i pieniądze. Pływanie nago w wodach bagna … w czym celowały Yasavi z Godivą ścigając się na to jak daleko odpłyną od statku zanim ktoś je zauważy. Obie miały się ku sobie, ale widać było że płomiennego uczucia z tego nie będzie. Obie zabijały nudę, przy czym Yasavi tak prawie wszyscy na statku uważali, że Jarvis i Chaaya są parą, co bardce w sumie odpowiadało, bo nie musiała się martwić na awanse od strony mężczyzn i znudzonej diablicy… I jedynie Godiva czasem coś.. sugerowała dla żartu.
Tylko czarownik wydawał się coraz bardziej zmartwiony… z każdą przebytą milą rzeczną. W końcu któregoś wieczora wyjaśnił czemu.
- Powinniśmy już minąć z jakimiś parowcami. To mało znany szlak, niemniej płynęły tędy statki. Ich brak oznacza kłopoty…-
Nie potrafił jednak powiedzieć jakie to mogą być kłopoty.
Ślad owych kłopotów znaleźli następnego dnia.
Parowiec.. duży, stary, zdewastowany. Leżący na brzegu wrak, którego losy z pewnością były ponure. Jako że bagna szybko ukrywają szczątki, tych którzy zginęli na nich, parowiec musiał się rozbić niedawno, a że był znacznie większy niż krypa na której płynęli to oczywiście budził zainteresowanie kapitana Pasquala. Statek mógł zawierać wiele cennych skarbów, towary które wiózł, paliwo i kto wie co jeszcze. Za jego przeszukaniem byli i Joeffry i Yasave i Godiva. Choć te dwie ostanie mniej były zainteresowane łupami, a bardziej przygodą.
Dla Jarvisa również statek był ciekawy, ale bardziej dla odpowiedzi jakie mógł w sobie zabierać.
Pozostało jednak określić, kto miał iść, a kto zostać na statku. Tym razem kapitan nie zamierzał pozostać na statku… nie zamierzał też zostawić statku bez osłony jednej z wojowniczek. Tak więc zaczęły się targi w grupie… kto ma iść, kto ma zostać. A bardka przyglądała się wrakowi statku w promieniach zachodzącego słońca. Mieli coraz mniej czasu na jego zbadanie przed zmrokiem, a czarownik odradzał marnowanie całego dnia na grabież.
- W tej okolicy powinniśmy być cały czas w ruchu. Trudno określić, jakie stworzenie obrało tą okolicę za swe królestwo.- stwierdzał stanowczym tonem głosu.