Tym razem poszło szybciej, niż ostatnio, do czego niewątpliwie przyczynił się ogień, a może też niechęć upiora do wody. Jeśli to drugie, to rzeczywiście można będzie wykorzystać siły natury do odgrodzenia się od ponownie nadciągającego widma. Bo w to, że wróci Santiago wierzył z całym przekonaniem.
W chwili, gdy Herr Wanker podziękował jak i zainteresował się ranami Estalijczyka, tenże z wykrzywioną odrazą miną właśnie łykał zawartość małej buteleczki, co poskutkowało zdecydowanym sprzeciwem organizmu i z trudem opanowanymi torsjami. Łykanie gęstego syropu o paskudnym smaku i jeszcze gorszym zapachu przywodzącym na myśl krowi mocz i jemu podobne specjały było zajęciem cokolwiek hardkorowym. De Ayolas zdołał jedynie podnieść w górę kciuk, co miało oznaczać "jest dobrze", po czym zgiął się w pół usiłując nie zwrócić treści żołądka wraz z cennym, choć koszmarnym w smaku specyfikiem.
Poświęcenie Estalijczyka nie było daremne - nie pierwszy raz z pomocą tej mikstury miał zamiar znacznie przyśpieszyć gojenie ran, jak i uśmierzyć ból i przywrócić ciału wigor. Aby dokończyć dzieła rozebrał się do pasa, klnąc pod nosem na widok rozciętego kaftana i koszuli i wygrzebał z tobołków zwitek czystego materiału na opatrunki. - Herr Wanker, rad byłbym gdybyście pomogli w oczyszczeniu i opatrzeniu na plecach, gdyż samemu sięgnąć nie sposób. - Zwrócił się o pomoc. Mikstura miksturą, ale zaniedbana rana była ostatnim, czego potrzebował.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |