|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
21-01-2017, 17:31 | #201 |
Administrator Reputacja: 1 | Droga w stronę strumienia to zdecydowanie nie był spacerek miejskim trotuarem. Krzaki, ciernie, urwisko. Na szczęście sam strumień był dosyć przyjazny... w przeciwieństwie do upiornego rycerza, który nijak nie potrafił zrozumieć, że nie jest mile widzianym towarzyszem, i który uparcie dawał do zrozumienia, że nie zamierza dać im spokojnie odejść. Czy da się wykorzystać to, że rycerz nie lubi wody? - Nawet ten upiór nie potrafi rzucać swoją głową zbyt daleko - powiedział Wilhelm. - Jeśli przejdziemy na drugą stronę i będziemy się trzymać kawałek od brzegu, to powinniśmy być bezpieczni. Ruszył w stronę Jagody, by pomóc jej z wierzchowcem. |
21-01-2017, 19:46 | #202 |
Reputacja: 1 | - Dobry pomysł - szlachcic skomentował słowa czarodzieja na temat podjęcia dalszej podróży po drugiej stronie strumienia. - Trzeba tylko liczyć, że nigdzie nie ma tu mostu albo naturalnej przeprawy nad wodą... ani więcej mieszkańców tego przeklętego miejsca na drodze do Eppiswaldu. Wstawszy z kolan, na które został rzucony potknięciem się podczas ucieczki, zabrał się do otrzepywania się z piachu i błota. Ciekawo co jego szlachetni przodkowie by na to powiedzieli. Przez chwilę nawet się nad tym zastanawiał, ale nie mogąc dojść do jasnej konkluzji uznał, że ma to w sumie głęboko w dupie. Choć niewątpliwie wolałby siedzieć w ciepłej karczmie, z piwem w kuflu i kocem na kolanach. - Bodo, nic ci nie jest? - zawołał szczurołapa, uporawszy się z brudnymi nogawkami. |
21-01-2017, 20:40 | #203 |
Reputacja: 1 | - Wynośmy się stąd jak najszybciej. Ten drań nie da nam spokoju - zawyrokował Elmer - Dlatego ci co wleźli do tego lasu nigdy już z niego nie wyszli. Upir ma niewyczerpany zapas sił, a my musimy jeść i spać. Kulasy w ruch i znikajmy z tego przeklętego lasu. |
22-01-2017, 04:59 | #204 |
Northman Reputacja: 1 | - Aye. - wróciwszy do strumienia Wanker kiwając głową skwitował mądrości Lutefiksa. - Jam cały, dzięki za troskę mój paniczu Gerhardtcie - odrzekł szlachcicowi. - ... ale bohatyrski kawaler Santana Dolas oberwał za nas wszytkich w bitwie o strumyk. - zauważył poważnie, a potem pokręcił głową widząc, że jeszcze i konny towarzysz Berwin ucierpiał. Bodo usiadł na brzegu. Odwinął zmoczone onuce i podwinął nogawice. Przeprał szmaty podgwizdując posępnie. W gruncie rzeczy szczurołap psychę miał solidną jak budowa cepa. Nie każdy nadał się do łażenia po ciemnych podziemiach polując na gryzonie. Ten, co delikutaśnym był, szybko zapominał o nauce i przyszłości w tym nieocenionym i jakże pożytecznym fachu. Nie rzadko trza było grząźć po kolana w ściekach. Zaglądać w miejsca, chętnie zamieszkałe przez mutanty, duchy i ghule. Szybko Bodo nauczył się nosić strach niczym tarczę, a odwagi nie nadużywać, lecz trzymać za pazuchą jak przednie wino nie na byle okazję. Kiedy stwierdził, że onuce były już względnie czyste, to wyżymał pieczołowicie. - Dziękuję Herr Santana. Rzyci rześ nam poratował. - westchnął Bodo, pociągnął nosem i splunął w wodę zaległą flegmę. - Niechaj Ci Wasza Marmolydia błogosławi. Łoby siem ta nowa rana rychle zasklepiła, zasuszyła i wykruszyła bez skazy na licu.
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 22-01-2017 o 05:02. |
22-01-2017, 15:33 | #205 |
Reputacja: 1 | Tym razem poszło szybciej, niż ostatnio, do czego niewątpliwie przyczynił się ogień, a może też niechęć upiora do wody. Jeśli to drugie, to rzeczywiście można będzie wykorzystać siły natury do odgrodzenia się od ponownie nadciągającego widma. Bo w to, że wróci Santiago wierzył z całym przekonaniem. W chwili, gdy Herr Wanker podziękował jak i zainteresował się ranami Estalijczyka, tenże z wykrzywioną odrazą miną właśnie łykał zawartość małej buteleczki, co poskutkowało zdecydowanym sprzeciwem organizmu i z trudem opanowanymi torsjami. Łykanie gęstego syropu o paskudnym smaku i jeszcze gorszym zapachu przywodzącym na myśl krowi mocz i jemu podobne specjały było zajęciem cokolwiek hardkorowym. De Ayolas zdołał jedynie podnieść w górę kciuk, co miało oznaczać "jest dobrze", po czym zgiął się w pół usiłując nie zwrócić treści żołądka wraz z cennym, choć koszmarnym w smaku specyfikiem. Poświęcenie Estalijczyka nie było daremne - nie pierwszy raz z pomocą tej mikstury miał zamiar znacznie przyśpieszyć gojenie ran, jak i uśmierzyć ból i przywrócić ciału wigor. Aby dokończyć dzieła rozebrał się do pasa, klnąc pod nosem na widok rozciętego kaftana i koszuli i wygrzebał z tobołków zwitek czystego materiału na opatrunki. - Herr Wanker, rad byłbym gdybyście pomogli w oczyszczeniu i opatrzeniu na plecach, gdyż samemu sięgnąć nie sposób. - Zwrócił się o pomoc. Mikstura miksturą, ale zaniedbana rana była ostatnim, czego potrzebował.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
22-01-2017, 16:33 | #206 |
Reputacja: 1 | Moritz popatrzył w dół, wzruszył ramionami i zszedł z drzewa. Poszedł powoli za wszystkimi jak gdyby nigdy nic. |
22-01-2017, 19:43 | #207 |
Northman Reputacja: 1 | - Jasna sprawa kawalerze. - powiedział Bodo zajmując się obmywaniem poranionych pleców cudzoziemca zimną wodą. - Żaden ze mnie felczer, alem nie raz i dwa widział, to i owo. Coby przeoranie to żelastwem się nie paskudziło odkażać trza. Można wódką, ale lepiej gdybyś pan swym moczem zrosił bandaże. - rzekł poważnie. - Zgoi się bez ropy i robaków. - podał szmaty do oporządzenia uryną. - Siuśnij pan ku zdrowotności.
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill |
22-01-2017, 20:18 | #208 |
Reputacja: 1 | - Eeee... - Santiago spojrzał na rozmówcę niepewnie. Im bardziej twarz Bodo wskazywała, że ten nie żartuje, tym bardziej rzedła mina Estalijczyka. Naraz rozpromienił się i sięgnął do sakwy. - Mam tylko to. - Rzekł wyciągając flaszkę alkoholu. - Szczać mnie się nie chce... - wyjaśnił przepraszającym tonem, aczkolwiek uważny obserwator zauważyłby ulgę na twarzy południowca. - Resztę w gardło wlać możemy, coby przed choróbskiem jakim ochronić.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
22-01-2017, 20:57 | #209 |
Reputacja: 1 | Po dłuższej chwili wszyscy byli gotowi do dalszej drogi. Jagodzie i Berwinowi wspólnymi siłami udało się uspokoić konia i nieco opatrzyć mu oparzenia. Niestety jazda na nim, bez dalszego ranienia przypalonych boków nie była możliwa. Berwin musiał iść pieszo, prowadząc zwierzę za uzdę. Przeprawili się na drugi brzeg strumienia i znów rozpoczęli mozolną wędrówkę z nurtem rzeczki. Ta z każdym przebytym krokiem stawała się coraz szersza i głębsza, gdyż z obu stron zasilały ją niewielkie dopływy, które jak na razie nie sprawiały kłopotów przy przeprawie. Zapadła noc, przez co tempo marszu zdecydowanie spadło, a drogę oświetlały tylko niesione pochodnie. Znaleźli się w części lasu, która wiele lat temu musiała doświadczyć potężnej wichury. Wiele drzew było powalonych i murszały sobie spokojnie, leżąc na ziemi. Problem w tym, że część z nich spoczywała w poprzek strumienia umożliwiając przedostanie się pomiędzy brzegami suchą stopą. Gdzieś daleko z tyłu zarżał koń... Minęło niewiele czasu, a pojawił się kolejny problem. Na drodze spieszących do Eppiswaldu awanturników pojawił się największy jak do tej pory dopływ. Okolica, w której łączył się z rzeczką była podmokła i zabagniona, porośnięta usychającymi brzozami wyrastającymi wprost z oparzeliska. Wolno, noga za nogą, badając teren ruszyli przez moczar, już czując na karku upiorny pościg. W momencie, gdy cali ubłoceni i mokrzy z wysiłku dotarli do głównego nurtu dopływu, a więc połowy drogi, przez las przebiegł przeciągły chichot rycerza. Potem musieli jeszcze wyciągać Elmera z błota, w które wpadł po pas, a chwilę potem konia, który ugrzązł i za nic nie chciał iść dalej. Ale w końcu się udało i podłoże stało się bardziej suche, umożliwiając zwiększenie tempa. Z tyłu słychać było tętent pędzącego przez las upiora. Jak na razie nie wiadomo było, po której stronie strumienia się znajduje. A daleko z przodu, w świetle Morrslieba, który wychynął zza chmur, w obniżeniu terenu drzewa przerzedzały się, ustępując przecinającemu las Drwalskiemu Traktowi. |
22-01-2017, 22:04 | #210 |
Reputacja: 1 | Jeżeli Drwalski Trakt był granicą, której upiór nie przekroczy, to istniały szanse na wyjście z lasu żywym. Jeżeli nie, to i tak wszyscy byli zgubieni. Moritz nie zamierzał grać bohatera. Zbyt dobrze pamiętał wsparcie, jakiego udzieliła mu drużyna przy pierwszej walce z jeźdźcem. Kiedy marynarz ryzykując życie w walce z upiorem znalazł się w potrzebie, nie pomogły nawet okrzyki zachęcające towarzyszy do ataku. Przeklęte szczury lądowe! Kryli się za kamieniami i drzewami, kiedy Moritz ryzykował życie także dla nich. Mimo swoich lat marynarz był niezwykle zwinny i krzepki. Być może w całym tym towarzystwie jest też najszybszy. Recz jasna nie licząc konia i jego jeźdźca. -Do traktu!- Krzyknął. Mimo rozgoryczenia Moritz uważał, że nie warto oddalić się bez oznajmienia innym, co sam zamierzał zrobić. Następnie marynarz rzucił się biegiem w stronę drogi. A gnał jakby krok za nim goniła go sama śmierć. W istocie tak zapewne było. |