Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2017, 17:00   #83
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
- Dlaczego tak ci zależy, żebym poszła do Arraniz? - burknęła Lidia do Tarro. Była zła, ale przede wszystkim zdezorientowana. Zła za to, że nie miała sił, żeby się przeciwstawić dziwacznym, niezrozumiałym dla niej wydarzeniom. Że nie rozumiała tego, co się wokół niej dzieje.
- Lepiej mi wyjaśnij, o co tu w ogóle chodzi, z tą Maską i całą jej szajką. - dodała do Tarro, pilnując siebie, żeby jej dłoń nie powędrowała na policzek mężczyzny, przy czym zjawisko to nie miało mieć nic wspólnego z delikatnością i przyjemnością; finalnie miało się skończyć głośnym trzaskiem i utworzeniem na jego twarzy czerwonego śladu po dłoni Lidii. Bardziej miała dość tej enigmatyczności wszystkiego.
W przeciwieństwie do wielu ludzi Lidia nie lubiła niespodzianek i niejasności. Dla niej one nie miały nic wspólnego z przyjemnościami. Były one źródłem nerwów, a często też nieprzyjemności; tutaj też kłopotów.
Jesteś jedną z Wędrowców. Wieloświatowcem. Kiedyś, dawno temu walczyłaś przeciwko Dominatorowi i pomogłaś ludom wywalczyć swoją wolność. Maska był przywódcą tego zrywu. Teraz jednak stał się tyranem i stworzył nowe Dominum. Przepowiedziano, że wtedy wrócą jego dawni towarzysze broni. Aby go pokonać i znów przywrócić wolność. Cykl. tyle wiem. Jestem tylko Strażnikiem Osnowy. Arraniz jest Sprawczynią i Siewcą. Wie więcej niż ja.
Lidii nie wyjaśniło to jeszcze sytuacji. Bo jak wyjaśnić to, że jakieś 18 lat spędziła w innym świecie, w którym się urodziła, i ten fakt oraz historię Tarro ciężko było logicznie połączyć? Dotychczas nie wierzyła w reinkarnacje, nie była zbyt religijną osobą. Wciąż brakowało jej wielu elementów tej układanki.
Westchnęła.
- Jak ta cała Maska ma za mną wysłać tych łowców, to wolałabym ruszać w drogę.
Po dłuższej chwili dodała, gdy w myślach skleciła to, co chciała powiedzieć:
- Jeśli miałabym iść do Arraniz, to wyłącznie po to, żeby dowiedzieć się, o co tu chodzi. A tak, to chcę trzymać się swoich… em, planów - wciąż nie rozumiała, czemu Tarro aż tak zależało, żeby dołączyła do ‘popleczników’ Arraniz.
- Mógłbyś mi nie wyjaśniać tego w ten sposób, jakbym tu mieszkała od dawna? Mało co rozumiem z twoich wyjaśnień, bo nie wiem, o co chodzi z tą całą Osnową - co prawda była artystką, ale nie znaczyło to, że figury retoryczne były jej mocną stroną. Zajmowała się wyłącznie tworzeniem obrazów, a to rzadko kiedy miało coś wspólnego z liryką.
- Będziesz musiał mi po drodze znacznie więcej wyjaśnić - dodała, po czym zasugerowała, że lepiej będzie ruszać w drogę. Reszty informacji będzie musiała jakoś wyciągnąć po drodze.
- Skorzystaj z mojego grzbietu - zaproponował centaur. - W ten sposób szybciej dotrzemy do celu. I szybciej odzyskasz siły.
Tarro wydawał się być nieprzekonany do jej pomysłu. Ale posłusznie zaczął zbierać skromny dobytek.
Osnowa to Sieć. Sieć tego co jest, co było i co może się zdarzyć. Arraniz wędruje po niej i sprawdza wątki. A my pilnujemy jej splotów. Tego, co Matka ujrzy i tego co pragnie, by się ziściło. Czy wyrażam się jasno, Niebieski Ptaku? Trudno mi rozmawiać z kimś, kto jest niemal równy bóstwom.
Przyznał niespodziewanie.
Onieśmielasz mnie swą osobistością.
Hę? - Lidia bardzo sprytnie odpowiedziała. A raczej nie sprytnie - po prostu jak osoba, która nie była przyzwyczajona do natłoku dziwnych zdarzeń i która nie wiedziała, co w niej niby jest takiego nadzwyczajnego, poza tym że miała przefarbowane na niebiesko włosy. - Znaczy się, em... to miłe - wygłupiła się. Nie była przyzwyczajona do pochlebstw. Chyba będzie miała wiele do nadrobienia w kontaktach towarzyskich. Chwilowa pewność siebie sprzed chwili teraz gdzieś się zmyła, powalona czy to szczerą pochwałą czy może sprytnie zakamuflowanym pochlebstwem.
Wlazła na grzbiet Hurkha. Nie była jakimś wybitnym jeźdźcem, nie ujeżdżała koni (bez urazy dla przedstawiciela rasy konioludzi), ale nie była też skończonym chucherkiem w kwestii sprawności fizycznej. Pomimo pogorszenia ogólnego stanu zdrowia i kondycji była w stanie wdrapać się i trzymać się w miarę mocno grzbietu centaura. Poza tym miło, że wciąż miała przy sobie torbę ze swoimi rzeczami.
- Em, tego… to chyba możemy jechać dalej - zwróciła się do centaura.
Po drodze trzeba będzie się dowiedzieć, co trzeba, bo wyglądało na to, że tak szybko się nie wydostanie z tego popierdolonego miejsca.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline