Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2017, 19:23   #76
Hazard
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Pędząc w stronę ciemności

Musisz przetrwać!

Wiedźmiarz otworzył oczy. Po kilku chwilach jego umysł przebudził się również, przypominając mu gdzie się znajduje. Niespiesznie podniósł się do pozycji siedzącej i przetarł zaspane powieki. Nie pamiętał co mu się śniło. Fakt ten wcale nie przeszkadzał mu. Wprawdzie mogły być to jego dawno zatarte wspomnienia, jednak poprzednie życie coraz mniej go interesowało. Od pewnego czasu ogarniała go coraz większa obojętność względem wszystkiego z czym miał do czynienia. Włącznie z samym sobą.

Muszę przetrwać.

Niespiesznie wstał i ruszył wraz z pozostałą, żywą dwójką towarzyszy do komnaty Azmodana. Nie czuł obaw przed ponownym spotkaniem z nim. Wiedźmiarz wiedział, że demon pożądania przepuści ich bez problemu, jeżeli tylko okaże się mu odrobinę pokory i zrobi się to co będzie chciał. Roland zbyt dobrze znał ten charakter. W końcu sam niegdyś był taki jak on.

Jednak tego co zaszło w komnacie demona, wiedźmiarz nie mógł przewidzieć w żaden sposób. Jego spojrzenie przyjęło bez chwili zwątpienia gniewny wzrok Johanny. Jak mogła być tak głupia?, przeszło mu przez myśl, a zaraz później postanowił zaryzykować i spróbować swojej magii przeciwko demonowi. Nic jednak nie wskórał. Magiczna aura buchająca z Azmodana bez najmniejszego kłopotu rozproszyła zaklęcie uśpienia. Nie był w stanie mu nic zrobić.

Jednak tak jak przewidywał, Azmodan nie miał zamiaru ich zabijać. W końcu w piekle na niewiele by się to zdało. Tak czy siak, w ogromnym cierpieniu wróciliby do życia. A cierpienie fizyczne nie zadowalało przecież demona. On chciał szerzyć jedynie upokorzenie. I tak właśnie zrobił. Wiedźmiarz odczuwał złość, kiedy wykonywał obrzydliwe polecenie Azmodana. Jednak źródło tej złości nie wynikało z tego co musiał zrobić, a z tego, że nie był za słaby by się temu sprzeciwić.

Muszę stać się silniejszy.

Po wszystkim Roland zdołał się jakoś uspokoić. Wiedział, że w piekle nie powinien polegać na emocjach. W końcu to one zabiły Rognira i Tazoka. Zabiła ich wściekłość i pycha. Myśl ta zastanowiła go nieco bardziej. Pycha, chciwość, pożądanie, zazdrość, obżarstwo, lenistwo i gniew. Wszystkie te grzechy mogą sprowadzić człowieka do piekła. Ale ludzie ci nie mogą przetrwać tu, jeżeli nadal będą owładnięci nimi. Jedynie wyzbywając się ich, można było chociażby marzyć o wyrwaniu się z tego przeklętego miejsca.

Z rozmyślań wyrwało Rolanda dotarcie do celu i słowa Azmodana. Nim zdążył zaoponować Bazylia już zgodziła się na jego propozycję. Nie wiedział, czy diablica straciła rozum, czy po prostu chciała zatrzymać przy sobie jak najdłużej Johanne, jednak Roland skorzystał z tej okazji i zapytał ją, czy nie chciałaby z nim porozmawiać na osobności. Nie miał na to najmniejszej ochoty, ale postanowił dać jej jeszcze szansę.

Roland i Johanna szli przez pewien czas w milczeniu, aż w końcu stracili z zasięgu wzroku i słuchu resztę nieszczęśliwej gromadki. Przez całą drogę wiedźmiarz ani razu nie spojrzał na dziewczynę, a jego twarzy pozostawała zakryta maską ponurej beznamiętności. Kiedy przystanęli, Roland po raz pierwszy spojrzał dziewczynie w oczy. Spojrzenie to nie wyrażało żadnych emocji - zero złości, irytacji, smutku. Spoglądał na nią tak, jak gdyby chciał w ten sposób przejrzeć ją na wskroś - zrozumieć ją, przejrzeć głębie jej istoty. Zdawać by się mogło, że w tej chwili wiedźmiarz znajduje się w innym świecie, w którym nie istniało nic innego niż ich dwoje.
- Nienawidzisz mnie teraz? - zapytał w końcu. W odbijających echem się od ścian korytarza słowach można było usłyszeć melancholiczny i ponury oddźwięk.
Johanna początkowo wzruszyła ramionami. Naiwnością jednak byłoby traktować to jako odpowiedź i Roland doskonale wiedział, że dziewczyna dopiero nastawia się do odpowiedzi. Słowa przez gardło zazwyczaj przechodziły ciężej, kiedy kłębiło się w niej silne uczucie.
- Jest mi przykro - powiedziała w końcu cicho, nie potrafiąc spojrzeć na mężczyznę. Nienawidziła go wczoraj, gdy go nie było obok, a teraz? Wyglądała na krucha kobietę, która miałaby prędzej się rozpłakać niż rzucić z pięściami w złości i rzucać pogardliwie słowa.
- Ko… kochałam cię. - wydukała słabo słyszalnym głosem, mając spuszczona w dół głowę. Jej twarz zasłaniał wodospad czarnych włosów. W ciszy korytarza słychać było bicie jej serca i nerwowo przełykaną ślinę.
- Więc dlaczego chcesz zostać z tym demonem? - zapytał.
- Po prostu nie chcę zostawać z Tobą - odparła dosyć szybko, jakby bez namysłu. Po chwili jednak zaczęła mówić dalej - Może według ciebie to jest nienawiść, ja jednak czuję smutek, żal i zawód. Nie spodziewałam się, że… no wiesz, że mógłbyś czuć do mnie więcej, ale wystarczała mi zazwyczaj twoja bliskość, patrzenie...na ciebie - dukając niespiesznie nabrała ogromny wdech.
- Azmo pomógł mi dostrzec to, że nawet nie próbujesz o mnie dbać… Że jesteś w pewnym stopniu jak mężczyźni, przez których się zabiłam - Zakończeniu towarzyszyło głośne przełknięcie śliny, a wzrok spuszczony został w dół, aby nie ukazywać Rolandowi, gromadzących się w oczach łez.
Wiedźmiarz milczał przez długi czas, wpatrując się w Johannę. Po chwili jednak sięgnął ku swojej szyi, na której na sznurku zwisał naszyjnik.
- Pamiętasz Sarę? - zapytał. - Tą kobietę, z która nie przetrwała ucieczki z Utrapienia? Zginęła z mojej winy. Krótko po tym, obiecałem sobie, że już nigdy nie doprowadzę do takiej sytuacji. Może ci się wydawać, że o ciebie nie dbam, jednak nie ma innej osoby, o którą martwiłbym się bardziej. Jednak co zrobisz, kiedy mnie zabraknie? Co zrobisz kiedy stracisz oparcie? Ten ktoś, przez kogo trafiłem do piekła, prędzej czy później po mnie przyjdzie. Co zrobisz wtedy? Tym dalej w głąb piekła, tym będzie ciężej. Musisz nauczyć się sama zmagać z trudnościami, bo w przeciwnym wypadku nigdy nie uda ci się stąd wydostać. A nigdy nie staniesz się samodzielna, jeżeli ciągle będziesz kroczyć w mym cieniu. Dlatego mogłem ostatnio wydawać się oschły i bezduszny, jednak tylko w ten sposób będziesz w stanie stać się silniejsza.
- Musisz to zrozumieć - kontynuował po chwili zastanowienia. - Nie możesz ciągle chować się za kimś. Straciłaś oparcie we mnie, więc poszłaś do Azmo. Ale tym samym wpadłaś w kolejną pułapkę. Za życia byłem taki jak on. Mamiłem kobiety wizją szczęścia i bezpieczeństwa, tylko dla swoich uciech. By zaspokoić swoje pożądanie. Jednak kiedy byłem już spełniony, porzucałem je bez mrugnięcia okiem. A więc jak myślisz, co w tej sytuacji zrobi Azmo, sam grzech pożądania?*
Johanna zamknęła się w sobie jeszcze bardziej. Tak jak do tej pory próbowała przynajmniej powiedzieć cokolwiek, wymusić na samej sobie chęć podzielenia się myślami, tak nagle nie potrafiła wydusić z siebie choćby słowa. Roland nie mógł jednak wiedzieć, czy jest to spowodowane samą niechęcią czy być może kobieta nie wie co ma odpowiedzieć. Dało się jedynie słychać wyraźne pociąganie nosem oraz niespokojne wdechy, podczas których jej ramiona drżały nieznacznie.
- Ja nie jestem tu z wami by stąd się wydostać - załkała cicho.
- Nie mam żadnego celu, jestem tutaj, bo ty tutaj jesteś, ale… Ale ja wcale nie potrzebuję tego życia. Jeśli miałabym zginąć, ratując przy tym ciebie, Bazylię lub kogokolwiek innego, to byłoby to spełnieniem celu. Bo to jedyne, do czego mogę się nadać. Azmodan nic mi nie zrobi, bo gdyby chciał, mógłby już dawno. Myślę, że nie jest taki zły.
- W takim razie stań się silniejsza, by wspomóc nas w tej drodze - rzekł Roland. - A kiedy wydostaniemy się z tego przeklętego miejsca, będziemy mogli w końcu pomyśleć o wspólnym życiu. Azmo nic ci nie zrobił, bo ma taki kaprys. Na początku chciał byś cierpiała z tym hobgoblinem, potem zmienił zdanie. Podążając z nami masz szansę w przyszłości zaznać szczęście. A pozostając tutaj możesz liczyć jedynie nie ból i cierpienie.
Wraz z tymi słowami Roland odwrócił się w stronę, gdzie zostawili resztę towarzyszy.
- Gdybym był dawnym sobą, sprzed trafienia do piekła, zapewne rzuciłbym na ciebie urok i nakazał podążać za mną. Ale nie jestem już tą samą osobą. Tak samo jak ty, więc sama musisz podjąć decyzję. Nie wiem co takiego zrobili mężczyźni, przez których się zabiłaś, ale ja nie mam zamiaru tobą manipulować czy cię krzywdzić. Przemyśl to wszystko i podejmij sama zadecyduj, co powinnaś teraz zrobić.
Wraz z tymi słowami, wiedźmiarz ruszył w kierunku Bazyli, Shade’a i Azmo, zaś kobieta widząc, że odchodzi, oparła się plecami o ścianę i osunęła w dół, chowając twarz w podkulonych kolanach i cicho łkając
Po niedługim czasie przybyła do niej Bazylia. Czerwonoskóre diabelstwo przystanęło nad płaczącą kobietą i oceniło beznamiętnie jej stan. Prawdą było, że Bazylia niekoniecznie wiedziała co zrobić w takiej sytuacji. Masując się po karku ostatecznie usiadła obok kobiety i po dłuższej niezręcznej chwili przyciągnęła do siebie aby przytulić. Ciało Johanny było chude i bezwolne, poruszając się tak, jak nakazywała jej siła, czyli w tym przypadku ręka Diabelstwa. Po prostu przechyliła się lekko na bok, ale poza tym nie wykonała żadnych własnych ruchów.
- Nie chcę z wami iść - wymamrotała słabo, drżąc od nieustającego płaczu. - To musi być koszmar, chcę się tylko obudzić…
Bazylia spojrzała na Johannę, a raczej na jej twarz zasłoniętą włosami tak samo czarnymi jak diablicy.
- Mi się też nie chce. Ale nie widzę też sensu zostawać. No i… Nie mogę zostawić Rognira. Przecież on się tu wróci i co? Ma się obudzić i stwierdzić, że jego ukochana go zostawiła? Że wszyscy go zostawili? Może i jest narwany, ale w tym jego urok. Tylko i wyłącznie dla niego idę dalej. No i może bo Raziel dał nam nadzieje na wyswobodzenie. Łatwo nie będzie i na samą myśl mi się odechciewa, ale… chciałabym wrócić do swojej kuźni. Masz coś do czego chciałabyś wracać? Już o ludzi nie pytam, ale o miejsca, może czynności.
Johanna pokiwała przecząco głową i potwierdziła krótką odpowiedzią
- Nie. Nic nie mam
- A chciałabyś mieć?
- Chcę zostać z Azmodanem
- Ale wtedy się nie obudzisz.
Johanna już nic nie odpowiedziała, jakby zabrakło jej słów lub zamknęła się w sobie. Spróbowała za to dźwignąć się na własnych nogach, popierając przy tym rękami. Najwyraźniej planowała wstać, choć widać było, że jest słaba
- Nie zostawaj tutaj. Pomogę ci iść jeśli tego potrzebujesz - dodała Bazylia podnosząc się wraz z kobietą i pomagając jej.

Kiedy wróciły, Roland wciąż stał oparty o ścianę korytarza. Kiedy dostrzegł, że diablica musi prowadzić kobietę, natychmiast posłał Johannie rozczarowane spojrzenie po czym odwrócił się i ruszył dalej. Powodem ogarniającej go ponownie złości nie była jednak Johanna. Sam był na siebie wściekły, że przez podróż przez piekło obdarzył ją głębszym uczuciem, przez co teraz nie była w stanie sobie radzić. Właśnie przez to ją stracił. Wiedział, że w dalszej przeprawie z nimi dziewczyna nie przetrwa. Idąc z nimi, jedynie narażałaby życie swoje i ich. Tazok i Rognir już przez nią zginęli. Roland nie miał zamiaru być kolejnym…

Krocząc przed siebie wpatrywał się w mrok korytarza. Czuł jak pochłania go ciemność. Jednak nie sprzeciwiał się jej. Jeżeli taka miała być cena przetrwania, to zgodzi się ją zapłacić....


 
Hazard jest offline