Jeżeli Drwalski Trakt był granicą, której upiór nie przekroczy, to istniały szanse na wyjście z lasu żywym. Jeżeli nie, to i tak wszyscy byli zgubieni. Moritz nie zamierzał grać bohatera. Zbyt dobrze pamiętał wsparcie, jakiego udzieliła mu drużyna przy pierwszej walce z jeźdźcem.
Kiedy marynarz ryzykując życie w walce z upiorem znalazł się w potrzebie, nie pomogły nawet okrzyki zachęcające towarzyszy do ataku. Przeklęte szczury lądowe! Kryli się za kamieniami i drzewami, kiedy Moritz ryzykował życie także dla nich.
Mimo swoich lat marynarz był niezwykle zwinny i krzepki. Być może w całym tym towarzystwie jest też najszybszy. Recz jasna nie licząc konia i jego jeźdźca. -Do traktu!- Krzyknął. Mimo rozgoryczenia Moritz uważał, że nie warto oddalić się bez oznajmienia innym, co sam zamierzał zrobić.
Następnie marynarz rzucił się biegiem w stronę drogi. A gnał jakby krok za nim goniła go sama śmierć. W istocie tak zapewne było. |