Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2017, 23:21   #17
Gettor
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
27 Eleint 1273 roku, Popołudnie
Bernetogh


Zapytany o swój towar z alchemicznego srebra gnom najpierw rozejrzał się po swoim przybytku, jakby upewniwszy się, że nikt niepowołany nie usłyszy tego, co chce Kobuzowi rzec.
- Bo wiesz, podróżnicy przynoszą ze sobą nie tylko pieniądze, ale i nowe plotki i modę z południa. - Powiedział poufnie. - I teraz srebrna broń jest ponoć raz ze modna w Amn, to jeszcze “ktoś” rozpuścił plotki wśród przyjezdnych, że w naszych lasach grasują wilkołaki, satyry i inne wróżkowe tałatajstwa.
To ostatnie handlarz powiedział z wyraźnie wrednym uśmieszkiem, wskazującym na to, że tym “kimś” na pewno nie był “on”.

Przy nieco prywatniejszej rozmowie z Dragomirem Eyarmuck nie miał już takiej radosnej miny.
- No ale jak to wyprawa… a zresztą - gnom machnął ręką - jak wielki pan komendant tak nakazał to co mi się tu kłócić. Mus to mus. Jasne, weź srebrne strzały. Potraktuj to jako inwestycję w twoje nie-zginięcie. Przyjezdni ostatnio marudzą o baśniowych stworkach w lesie, ale osobiście sam te plotki rozpuściłem na mieście, żeby sobie sprzedaż srebrnych broni podnieść, więc pewnie niewiele jest w nich prawdy. No ale nigdy nie wiadomo. No a miecze… wiesz, po cenie rynkowej, jak ktoś z twoch bardzo potrzebuje…

~*~

Urathes zamyślił się na chwilę na pytania Dragomira.
- Z druidami nigdy nic nie wiadomo. - Powiedział w końcu w języku leśnym. - Ale gdyby specjalnie antagonizowały zwierzęta w ten sposób… Dragomir, to wbrew naturze. Druidzi są różni, dziwni i w ogóle, ale nie działają wbrew naturze. Rozjuszać zwierzęta, żeby zabijały dla zabawy? Nie słyszalem, żeby nawet Malaryci tak robili.
- Na pewno nie powołuj się na mnie jak spotkasz innych z mojego ludu. - Powiedział poważnie. - Najlepiej omijać ich z daleka. Są próżni i dumni, wiec jest szansa, że jak będziecie próbowali się nieudolnie ukrywać, albo w inny sposób pozwolicie im pokazać ich wyższość to zostawią was w spokoju. Tak myślę.
Na pożegnanie centaur tradycyjnie grzmotnął łowczego w pierś, pozbawiając go tym samym na chwilę tchu. Dragomir starał się (za każdym razem) odpowiedzieć tym samym, ale z jakiegoś powodu jego pięść nie niosła za sobą takiego efektu jak ta Urathesa.

~*~

Artahorn zmarszczył brwi słysząc słowa łowczego.
- Nekromacja? Wynaturzenia? Być może. Malaryci… też są możliwością. - Zmierzył Dragomira wzrokiem, wyraźnie zdziwiony takimi sygestiami. Ostatecznie jednak westchnął bezradnie. - Chciałbym móc powiedzieć coś konkretnego, ale sam mam ostatnio spore problemy z kontaktem z naturą w lesie. Coś się tam wydarzyło zdecydowanie przeciwnego naturze. Mam nadzieję, że to znajdziecie i unicestwicie.
- To nie byłby pierwszy raz, kiedy szarzy jednoczą się z druidami. Ale takie sojusze nigdy nie były trwałe ani długie, bo podczas gdy druidzi zwykle dążą do równowagi w przyrodzie, to elfy chcą kompletnej dominacji na swoim terenie.

28 Eleint 1273 roku, Wczesny ranek
Bernetogh


Noc była deszczowa i pozostawiła swoje piętno na nowo wstającym dniu w postaci gęstej mgły. Nikomu, ale to absolutnie nikomu nie chciało się ani wstawać, ani wyruszać na jakąś głupią wyprawę w taki dzień. Niestety nikt z towarzyszy nie miał już po sześć lat, by móc sobie pozwolić na działanie wedle własnego widzimisię. Na dodatek wciąż padała denerwująca mżawka. Drużyna zebrała się przy południowej bramie i po zdawkowych przywitaniach ruszyła w stronę Wężowego Lasu. Ponury to był start dla ich pierwszej wyprawy, a sytuacja miała przybrać jeszcze mroczniejszy obrót…

Początek wędrówki kierował towarzyszy zgodnie ze szlakiem handlowym. Mgła znacząco ograniczała widoczność do najbliższych kilku metrów, a wilgoć sprowadzona przez nocne opady wdzierała się w najgłębsze zakamarki skóry potęgując już i tak podłe nastroje wśród drużyny. Prawdziwe wyzwanie zaczęło się kiedy po około godzinie Dragomir zarządził, że czas zboczyć ze szlaku i skierować się na południowy wschód: w głąb lasu.



Teraz towarzysze rozumieli co chciał im powiedzieć Artahorn - las stał się mroczny, nieprzyjazny i drażliwy. Z pewnością działała tu potężna magia, a jej właścicielowi zależało na tym, aby nikt nie czuł się tutaj ani bezpiecznie, ani wygodnie. Irytacja, agresywność, bezradność, nieustanne poczucie zagrożenia - taką mieszankę uczuć czuli na każdym kroku towarzysze i zmuszała ich ona do nieustannej czujności, gdyż każdy z nich spodziewał się ataku w każdej chwili. Nawet ze strony towarzysza idącego tuż za nim.
Wszechogarniająca mgła potęgowała poczucie niebezpieczeństwa, gdyż nie było widać niczego na odległość większą niż kilka metrów i nie trwało długo zanim nadmierna czujność przerodziła się w paranoję. Nikt jednak nie chciał się przyznać do wątpliwości, jakie trawiły jego umysł, żeby nie okazywać słabości w takim miejscu i czasie.

Około godziny jedenastej drużyna doszła do czegoś co wydawało się być polaną - drzewa były w tym miejscu trochę rzadsze niż poprzednio. Zmęczeni i nieco zrezygnowani trudnymi warunkami panującymi w lesie, towarzysze szybko doszli do wniosku, że czas na przerwę, a polanka idealnie się do tego celu nadawała.
Niestety.
Kiedy Dragomir i Bozaf zorientowali się, że to co od dłuższej chwili słyszęli nie było zaledwie kolejnym przywidzeniem, było za późno. Ciche powarkiwanie tym razem miało swoje bardzo realne źródło w postaci kilku gnolli. Psowate wyglądały na równie zaskoczone co drużyna, jednak nie dały towarzyszom żadnych złudzeń co do tego czyja ich zdaniem była ta polana. Jeden z nich zawył głośno, co spowodowało więcej psich warknięć w okolicy (w tym Afera i Pieseła), a następnie gnolle rzuciły się do walki ze swoimi koślawymi toporami i powykrzywianymi tarczami w łapach.
 
Gettor jest offline