Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-05-2007, 17:32   #12
Macavity
 
Reputacja: 1 Macavity nie jest za bardzo znany
*DARK SIDE* Aristea' Ira Cruenta

Był już blisko... Był już tak bardzo blisko... szybszy niż kiedykolwiek wcześniej, pewny, jak nigdy przedtem... W chwili, gdy przewijał się pod czerwonym mieczem przeciwniczki, gdy już był prawie pewien, że się uda, niespodziewanie silna fala mocy uderzyła go, lecz nie w bok, od strony Asajj, a w plecy. Wyrzuciła go w powietrze, po czym chwyciła i odrzuciła do tyłu jak szmacianą lalkę. Cios był tak potężny, że wbił go w piasek i zamroczył na parę sekund. Ogłuszony, ale i wściekły do granic możliwości spojrzał w stronę Asajj i zobaczył, kto go uderzył.
To była ta dziewczyna, mieczniczka. Ty durna suko!!! Wrzeszczała część jego umysłu. Już ją miałem!!! Jednak druga część, spokojniejsza, obserwowała walkę i podała mu powód. Dziewczyna wyraźnie wpadła w szał z dużą dawką histerii. W furii atakowała, kopała, biła... Jeszcze trochę i zacznie gryźć. Gniew w nim ostygł. Jak można wściekać się na kogoś, kto jest niespełna rozumu...? Ta walka pewnie zaraz się skończy, a po tym zakończeniu dziewczyna długo nie będzie mogła wstać...
Oddychając z trudem podniósł się na kolana a potem na nogi. W międzyczasie Władający Mocą zdołał rzucić naprawdę imponującą błyskawicę, lecz efekt robił zupełnie inne wrażenie niż cios. Aristea’ patrzył zupełnie bezradnie jak współcierpiący zwalają się na piasek jęcząc. Jasna cholera… co robić…? Co robić…? Szeptał w duchu omiatając arenę wzrokiem. Jego wzrok zatrzymał się na leżącym mieczu. Źle się do tego zabieramy…
„Źle!” zadźwięczał mu w głowie zgrzytliwy, twardy głos. „Jak masz się ośmieszać, to lepiej się połóż i czekaj aż cię dobiją.” Wspomnienie. Ciemna sala treningowa. Śmiejący się szyderczo starsi najemnicy. I wściekły opiekun. „Nie jesteś tu sam, do cholery! Sam, to możesz zdychać. Misję wykonuje grupa!!!”
Misję wykonuje grupa…
Nienawidził tego prawidła. Ale najwyraźniej nie ma wyboru… Kurde!

- Twój ruch…

Z wysiłkiem spojrzał na swojego przeciwnika. I na sojuszników. Jeszcze żyli… modlił się, żeby byli w stanie wstać.

- Nawet ładniutki jesteś, szkoda tylko że za cienki w nogach dla mnie...

Za cienki…? Nie wiedzieć czemu te słowa otrzeźwiły go. Zachowywał się jak smarkacz. Nic dziwnego, że obrywali… Gonitwa myśli ucichła. Pozostała tylko wola i cel.

- Twój ruch… Misiu…

Misiu…? Krzywy uśmiech wrócił mu na wargi. Podobnie jak pewność siebie. Ona nas nie atakuje… Ona nas sprawdza.

- Misiu…? Postaram się, żebyś wkrótce zaczęła do mnie mówić „Tygrysie”, Pani.

Skierował wzrok i lewą dłoń w kierunku miecza leżącego na piasku. Nie myślał o tym, co robi. Skupił się… Jego umysł powtarzał: Choć tu, ty skur…
Nagle, jakby pękła jakaś zapora, poczuł gwałtowne mrowienie w ręku. W każdej komórce jego ciała wezbrała fala energii. Powietrze na ułamek sekundy zgęstniało, a miecz… drgnął. Przez chwilę ciągnącą się jak nieskończoność Aristea’ patrzył na drżącą rękojeść…
A potem miecz wyprysnął z piasku, jak atakujący wąż i wślizgnął się do dłoni młodzieńca. Zapalił się.

- Wstawaj, Mocowładny, potrzebuję cię!

Krzyknął Ira Cruenta, mając nadzieję, że to cokolwiek da. Zawiesił głos, poczym dodał spokojniej, modląc się, aby go słyszeli i posłuchali. Żeby zrozumieli, że nie chce się rządzić, ale innej opcji nie ma.

- Skup się na częstotliwości. Po co ci siła, jak nie trafiasz? I nie atakuj sam, jest za silna, osłaniaj nas!

Wykręcił młynka oboma mieczami przestawiając się na styl walki oburącz.

- Opanuj się, dziewczyno! Nie trafiłabyś, chyba, że obróciłaby się do ciebie plecami!

Bogowie, jeśli istniejecie, sprawcie, żeby zrozumiała aluzję…
Wziął dwa głębokie wdechy. Czasami nawet jemu trudno było uwierzyć w jego głupotę… przecież nie posłuchają. Na pewno… Ale musiał spróbować.
Strząsnął włosy znad oczu. Skupił się na przeciwniku. Nie myślał. Nie było myśli. Tylko wola. Czuł, jak znowu narasta w nim fala. Jak stopniowo obraz się wyostrza, jak powietrze tym razem rzednie, a cały wszechświat jakby zwalnia… Cały… oprócz jego przeciwnika. Każdy dźwięk dochodził do niego osobno i wyraźnie. Każde ziarnko piasku był oddzielne i widoczne… To było to!
Zakręcił się w błyskawicznym piruecie otaczając się barierą ostrzy. Poczym zatrzymał się w idealnej postawie do walki dwoma mieczami. Lewym bokiem do przodu. Prawa ręka nad głową, lewa ręka na brzuchu. Prawe ostrze przed twarzą, lewe za plecami. Czuł bicie własnego serca, jak nigdy. Ale nie czuł adrenaliny. Czuł Moc. I związaną z nią cudowną potęgę szybkości.

- Zapraszam do tańca, „Mistrzyni”…

Nim przebrzmiało ostatnie słowo, skoczył do boku i naprzód. Walka ciągle trwa…!!!
 
Macavity jest offline