Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2017, 22:39   #86
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
"Strzeż się ludzi, którzy dożywają sędziwego wieku... żyjąc z rzemiosła w którym umiera się młodo"


Zlecenie przyjęte. Procedura w toku.

W umyśle Inkwizytora rozległ się głos Matuzalema. Uprzejmy i bezbarwny. Jakby słowa wypowiadał automat.

Zaraz potem kolejny z członków zespołu dostał telepatyczną wiadomość. Morgenstern usłyszał głos starego Przesłuchującego.

Turbodiesel jest ranny. Potrzebna mu pomoc wykwalifikowanego uzdrowiciela. Przekazuję ci częstotliwość moich akolitów, organizują transport. Spotkaj się z nimi. Wykradnę pacjenta ze szpitala. Przykrywka spalona - wróg wie o nas.


Stary Asasyn stanął w tylnej alejce speluny Kazika. Na drogę dostał od znajomka butelkę lokalnego rotguta. Pociągnął z niego kilka łyków po czym podał swoim podwładnym. Wysłał jeszcze telepatyczny komunikat do Mordaxa i Blackhole'a z ostrzeżeniem. Usta wykrzywiły mu się w grymasie. Wyjął spod maskujących szat swoją maskę i nałożył na twarz. Nie przemówił na głos.

Turbodiesel trafił do głównego szpitala w stolicy. Idę go wyciągnąć. Przygotujcie transport. Musimy znaleźć się jak najprędzej w naszej placówce. Skontaktuje się z wami nasz człowiek i dołączy do was.
Tak jest. Czy daje nam lord wolną rękę.
Tak. Bylebyśmy nie mieli ogona.
Da się zrobić, sir.



Na pewno czekali na nich. Idealna okazja do zasadzki, wszak towarzysz żyje, nie rusza się... ma informacje... idealnie. Wątpliwe było, aby wróg pozostawił swojego na pastwę losu...
Takie myśli kotłowały się w głowie Przesłuchującego. Tak on by zrobił na miejscu wroga.

Pechowiec miał zorganizować środek transportu. On wyciągnie w tym czasie Turbodiesla ze szpitala. Załadują rannego do wehikułu, czy co tam zorganizują jego akolici, i jazda z powrotem do siedziby Brutali. Niech Imperator dopomoże.

W ciągu paru minut Matuzalem zorganizował sobie transport. Odrobinę zdezelowana żółta taksówka jechała spokojnie przez pogrążone w mroku ulice Miasta Stołecznego. Kierowca wydawał się w ogóle nie przejmować, że klient wyglądał na płatnego mordercę czy jakiegoś najemnika ze środka dżungli.

- Senior... nie takich ludzi ja już woziłem. - gadał lepiej po uniwersalnym gotyku, ale akcent miał nadal miejscowy - Asasiniores, Desperados, Koniowałów, Rebeliantów. Senior mnie tu wszyscy znają i wiedzą że ja sprawdzona firma. Zapłaci Senior, a ja go zawiozę, za odpowiednią cenę na drugi koniec planety przez dżunglę. I o nic nie będę pytał. Raz nawet...

... raz nawet facet przewoził w bagażniku taki arsenał że Karabinierzy jakby znaleźli ten ładunek to by wpakowali taksówkarzowi na dzień dobry kulę w łeb. Matuzalem korzystając z chwili spokoju pogrzebał taksówkarzowi w umyśle, a że ten był kompletnie wyluzowany pomimo, że jego pasażer wyglądał jak sama Śmierć, to poszło to nadzwyczaj gładko. Jaki był praktyczny cel tego zabiegu? Ano chociażby nie wiadomo jak kadra Rathbone się siliła nie poznają miasta tak jak lokalna społeczność. A w głowie tego człowieka siedziało naprawdę naprawdę dużo przydatnych informacji. Wskazówek, ludzi, miejsc, interesów i wydarzeń. Trzeba było tylko przefiltrować wszystko to i zostawić esencję - pozbawioną emocji i osobistych odczuć ofiary.

- Co Senior, tak milczy? A rozumiem... Senior ma kogoś ważnego do kropnięcia? Nie nie... nie chcę wiedzieć, Senior nie wygląda na kogoś kto by zostawiał świadków.

- Wysadź mnie koło fontanny na Placu Bartolomeo.

- Tak jest Senior. A czym Senior płaci? Gelty to tak sobie, jakby miał Senior może coś ciekawszego...

Ponura maska skierowała swoje puste oczodoły na lusterko kierowcy.



Taksówkarz Hernandes nazywany także przez przyjaciół Speedy rozejrzał się. Musiał nieźle przysnąć. Jego wóz znajdował się na Placu Bartolomeo... a przecież ostatnio był pod barem.. jak się ten bar nazywał? Chyba się nie nachlał? Cholera, gliny to obdarły by go już do goła z ostatniego grosza. Rozejrzał się.
Nie... chyba się nie napił.
Inaczej na bocznym siedzeniu nie leżałaby pełna butelka dobrego rumu. Spróbował sobie przypomnieć skąd się tam wzięła, ale miał pustkę w głowie. Nawet nie mógł sobie przypomnieć kogo ostatnio woził. A pierdoły.
Speedy wziął flachę, fachowo ją odkorkował i pociągnął spory łyk.
Jebać Carabinierich. On przecież był Speedy Hernandes... najlepszy taksówkarz w mieście. Pały mogą mu naskoczyć!


Szpital miejski. Spory kompleks otynkowanych na biało klocków. Wszystko przyozdobione helixami, eskulapami i czerwonymi krzyżami.
Od niedawna Officio Medicae zarządzało tym przybytkiem... inaczej gmachy byłby znacznie bardziej ponure. Większość jego personelu pochodziła z lokalnej społeczności i przeszła po prostu odpowiedni kurs. Było też trochę serwitorów oraz garstka medyków z Officio. To wyczytał z umysłu kręcącego się w okolicy żula. Nowe ciało sprawdzało się świetnie i szybko odzyskiwał "oddech" po kolejnych użyciach błogosławieństw Imperatora. Miał tylko nadzieję, że nie będzie większego problemu z zinfiltrowaniem placówki. Gorzej było z wyciągnięciem cholernego komisarza - od kiedy doładowali im bioniki wszyscy stali się piekielnie ciężcy.

Ale coś wymyśli.

Bo jak nie Przesłuchujący to kto?

Matuzalem rozejrzał się, ocenił fachowym okiem ogrodzenie, patrolujących teren strażników oraz systemy zabezpieczeń. Co ciekawe wyczuł zakopane w ziemi ładunki ogłuszające oraz parę innych wrednych niespodzianek.
Na szczęście był jeden zasadniczy pozytyw - szpital był większy od okolicznych budynków.
Starzec dobył pistoletu na kotwiczkę i wymierzył stojąc na dachu jakiejś okolicznej rudery. Poczekał na odpowiedni moment i wystrzelił.
Hak wbił się głęboko w elewację, ale dźwięk ten został zneutralizowany przez mikrowytłumiacz. Asasyn cofnął się, rozpędził i wyskoczył w przód wciskając przycisk na pistolecie. Rolka zaczęła się zwijać pospiesznie przyciągając cyborga do ściany.

Jeden ze strażników spojrzał w kierunku Matuzalema. Zamrugał oczami, poprawił beret na głowie i ruszył dalej. Wydawało mu się, że widział jakiś ruch w powietrzu, ale chyba mu się przewidziało.
Z resztą... miał za słabe zarobki, aby hodować sobie zawodową paranoję.


Wróg był już na miejscu.

To była jedna z wielu rzeczy, których się dowiedział przemykając po dachach szpitala. Jego nadnaturalne zmysły lustrowały wszystko wokół, a ściany nie były dla nich żadną przeszkodą. Dlatego wiedział już na przykład, że ochrona wewnątrz szpitala była... zróżnicowana. Oprócz regularnej ochrony i Carabinierii byli też ludzie ewidentnie wyglądający na podstawionych. Raczej nie zdarza się, aby personel medyczny lub administracyjny miał karabinki szturmowe skryte pod szatami i płaszczami.
Tak samo nie zdarzało się, aby w sieci kamer wraz z prądem płynęły cząstki duszy. Podobnie nie było normalne, aby w serwerowni urzędowała osoba pokroju podkopcowego zakapiora podczepiona pod sieć szpitalnych cogitatorów.
- Mówię ci Fabio: Trzeba było to pozostawić do rozwiązania naszemu Trybowi. To normalne? Administratum przysłało ludzi zaraz po zgłoszeniu problemów. Tyle że dwójkę jakiś totalnych zwyroli.
- No ale co poradzić że stary to sknera. Wszystko ma być przez urząd, bo nie ma zamiaru dawać podwyżki Cogiemu. Cogi zajmuje się tym sprzętem od lat! Od lat! I pierwszy raz coś się zepsuło.
- Oby tylko nie postanowił mu "podziękować". Facet może i Tryb, ale znajdzie pracę wszędzie... nam będzie za to gorzej.
Dwóch medyków wyszło właśnie na dach, aby zapalić sobie lho. Noc była odrobinę pochmurna, ale w miarę ciepła. Na szczęście nie padało... jeszcze.
- Może to przez to że podłączyli na OIOMie do aparatury tego faceta co wygląda prawie jak serwitor?
- Kto wie. Na Duchach Maszyny się nie znam, ale wydaje mi się, że to nie tak działa.
- A jak?
- W sumie cholera wie. Uczyłem się naprawiać ludzi, nie maszyny.
Matuzalem postanowił wykorzystać sytuację. Mógł spokojnie i dyskretnie spróbować przejrzeć myśli lekarzy, akurat teraz kiedy rozmawiali o Turbodieslu. Dowiedziałby się gdzie jest... a może też trochę innych przydatnych informacji. Nagle odezwał się komunikator jednego z palaczy.
- Słucham? Tak... cholera jasna, znów? - rozmowa trwała parędziesiąt sekund i szybko się zakończyła - Na Izbę trafił jakiś łepek motocyklista. Potrącił go jakiś jadący zygzakiem taksówkarz.
- Pieprzony Speedy - mruknął ten drugi.
- Speedy, nie Speedy, ale gówniarz zaczął w poczekalni rzucać kurwami na pijaków za kółkiem. Dostał w ryło od menela z amnezją, chyba facet myślał że to o niego chodzi.
- Zostań jeszcze na jednego.
- Lepiej pójdę, bo Stary się przypierdoli.
- Dobra. Pamiętaj... flacha po dyżurze.
- Jak mógłbym zapomnieć.
Jeden z uzdrowicieli wszedł do wiatrołapu i po schodach w dół. Ten co został, wysoki, w szatach z odznaczeniami starszego adepta Officio zaciągnął się jeszcze raz do końca skręta patrząc w księżyc. Minę miał zamyśloną.
- A może pierdolnąć to wszystko i dołączyć do tych Pueblos?
Zamknął oczy i otworzył usta aby wypuścić dym.

- A może pierdolnąć to wszystko i dołączyć do tych Pueblos? - wymamrotał medyk i pociągnął kolejnego bucha.
Wydawało mu się, że już skończył tego lho. Hmmm... Dziwne. Wypuścił dym i rozważał coś jeszcze przez moment. Potem wziął ostatni wdech, rzucił resztkę skręta na ziemię i roztarł go obcasem. Wrócił do wnętrza budynku spokojniejszy.
Za wiatrołapem skulony pod ścianą siedział stary człowiek owinięty w camo-materiał. Musiał przetrawić i odfiltrować uzyskane z umysłu medyka informacje.
Jednak z każdą kolejną chwilą na jego skrytej twarzy poszerzał się uśmiech. Bardzo wredny uśmiech.

Wróg był specem od technologii? Pokonał dwóch wojaków?

Ciekawe czy poradzą sobie z ich przełożonym...

... samotnym, starym i wyjątkowo złośliwym człowiekiem.

Akolici to fascynujący ludzie. Matuzalem nie raz się przekonał, że potrafią się wspinać na szczyty kreatywności, kiedy najpierw zostawi się ich z niczym, a potem da aż nadmiar środków. Na przykład nie było nic bardziej morderczego i pouczającego od wykorzystania otoczenia przeciw oponentowi. Przesłuchujący może i nie znał się na medycynie, ale umiał czytać w myślach i pamięci... umiał też improwizować.


Huan cieszył się z nowej roboty. Wszyscy płacili marne grosze, ale to homo-niewiadomo może i dziwnie wyglądało, ale płaciło naprawdę fajne gelty. I stawiało sprawę jasno - mają do rozwalenia paru naprawdę ostrych typów. Ciężka robota to ciężkie gelty. Plus był taki, że zleceniodawca nie był jakimś grubym wieprzem, który dupy nie rusza. Coś wraz ze swoim trybiarskim kumplem mieli plany i sami je realizowali. Huan i chłopacy tylko asystowali. Przy odrobinie szczęścia nie nastrzela się dużo, wystarczy, że będzie trzymał głowę misko, a zleceniodawca sam wszystko odwali.
Tak. To było coś. Ile można pracować dla ludzi El Kanga albo Pueblos?! Gnoje płacili tyle co kot napłakał, a masę piniądza pochłaniało leczenie u wiochowych konowałów - tu w publicznym to zaraz Carabinierii się zlatywali jak ktoś po postrzale. Tego pół-serwitora, który miał robić za przynętę, też miała pilnować budżetówka, ale Coś pomachało im papierem przed twarzą i przekazali warty chłopakom. Reszta miała patrolować szpital.
To cieszyło Huana. Mniejsze prawdopodobieństwo zgarnięcia kulki. Wystarczyło spokojnie się przejść i...
Huan przewrócił się na ziemię, kiedy wpadł na niego jakiś zakutłany w ciężki gumowy fartuch i maskę medyk. Już się zrywał, aby dać łapiduchowi w mordę, kiedy ten wyciągnął rękę do Huana mówiąc spokojnie, starczym głosem.
- Ach... przepraszam. Nic się panu nie stało? Z resztą... nie powinien pan tu wchodzić! To oddział zakaźny-zamknięty! Jeszcze dyżurny pana wypatrzy i będzie awantura, że obcy się tu kręcą! - mówił łapiduch uprzejmie.
Trochę zgłupiały Huan patrzył się na starca.
- No panie ruchy... bo jeszcze jakąś zarazę pan złapie i będzie nieszczęście!
Nie mając za dobrej riposty na to ostrzeżenie Huan wycofał się korytarzem którym przyszedł i przestąpił drzwi. Rzeczywiście było to wejście na oddział zakaźny. Spojrzał jeszcze na oddalającego się łapiducha. Na jego plecach widniał ostrzegawczy symbol. I chociaż Huan nie znał się na tego typu cudach to poczuł igłę niepokoju.


Huan czuł się źle. Może miał po prostu dzisiaj pecha. Obchodził swój rewir omijając szerokim łukiem wejście na oddział zakaźny. Ale miał dziwne wrażenie, że za każdym razem jak przechodził obok niego z jego głębi wiał lekki wiaterek niosący dziwny zapach. W pewnym momencie poczuł, że w nosie zbierają mu się smary. W sumie chciało mu się sikać, więc postanowił skorzystać z okazji i załatwić dwie sprawy.

- Tu 08. Idę do klopa. Na krótko. - zameldował przez komunikator.

Szybko potruchtał do najbliższego WC. Otworzył. W środku śmierdziało straszliwie, jakby przed chwilą ktoś skorzystał. Aż zakaszlał. No ale cholera, był zawodowcem, nie będzie biegał po szpitalu szukając innego kibla, bo śmierdzi. Przeszedł koło umywalek i stanął przy pisuarze. Cholera… no tak… srajtaśma jest przy muszlach. Podszedł do pierwszej kabiny położył dłoń na klamce…

Podszedł do pierwszej kabiny, położył dłoń na klamce i wszedł do środka. Coś zapiekło go na dłoni. Obejrzał. Na palcu miał drobne rozcięcie. Kiedy się niby zaciął? Nie wiedział. Szybko rozpiął rozporek, odlał się i skorzystał z papieru toaletowego. Potem wziął go jeszcze trochę, aby wydmuchać nos. Wylazł. Umysł ręce w umywalce. Osuszył. Chyba suszarki dawno nie czyścili bo powiało jakimś nowym smrodem.
Obrzydlistwo.
Wyszedł wycierając ręce o spodnie. Przynajmniej wentylacja na korytarzu działała jak trzeba i wspomnienie smrodu szybko znikło.

- 08, jestem z powrotem.

Tymczasem w toalecie za lufcikiem przemknął jakiś cień. Huan nie zdawał sobie sprawy, że jego problemy tej nocy dopiero się rozpoczęły.


Pieter odetchnął z ulgą. Tej nocy ruch w szpitalu był dość spory, ale przynajmniej poszli sobie ci przysłani z Administratum. Zniewieściały facet i Tryb, w typowych szatach. Standard. Naprawili co było do naprawienia i przejrzyli co było do przejrzenia. Tryb jeszcze na odchodne przekazał ich dyżurnemu techkapłanowi Cogiemu informacje co się zepsuło i jak w przyszłości sobie z tym poradzić. Cogi wzruszył ramionami - gdyby nie to że musiał ciągle zaglądać do tego augmentysty to pewnie by zdołał naprawić uszkodzoną sieć energetyczną. Pieter wierzył w umiejętności Cogiego - techkapłan od kiedy przybył do szpitala znacząco podniósł standard ich pracy. Ta cała sytuacja była dziwna i pewnie Dyrektor przy najbliższym zebraniu rzuci jakimś mięsem na technicznego. No nic.
Teraz reszta nocnego dyżuru powinna minąć spokojnie…


Paręnaście minut później Matuzalem truchtał po dachu starając się śledzić swoją ofiarę. Najemnik przemierzał korytarz i spotykał się z kumplami, meldując im i wymieniając się informacjami. Nie opowiadali sobie durnych historyjek, ale jak profesjonaliści wymieniali się tylko rzeczowymi faktami - nic podejrzanego, nic podejrzanego i takie tam. Z resztą... wątpliwe, aby jego ofiara chwaliła się, że omal nie wlazła do oddziału zamkniętego.
Jednak na pewno będą wiedzieć to jego zleceniodawcy. Fakt, że wpadł na pracownika z zakaźnego mógł być logicznie powiązany, choć naciągany. Jednak to tylko wprowadzi dodatkowe zamieszanie i kolejne chwile wahania. Starzec wyczytał w umyśle lekarza wszystko co potrzebował, od rozkładu pomieszczeń, tajnych przejść i podziemi, po to jakie zarazy, leki i toksyny są przechowywane w szpitalu. Szybko wykradł co trzeba i sporządził parę ciekawych paskudztw, które rozpylił po korytarzach szpitala. Serwitory medyczne powinny szybko wykryć zakażenie, a kiedy wybuchnie panika...


Przypuszczenia Matuzalema okazały się słuszne. Do Turbodiesla ciągle ktoś zachodził więc wykluczone było zaminowanie pokoju i użycie zapalnika zbliżeniowego. Skupił się na ładunkach i mechanizmie i stwierdził że mają proste zdalne detonowanie. Na to mógł coś poradzić. Wykradziona folia aluminiowa owinięta kilkakrotnie wokół anteny powinna zablokować całkowicie sygnał. Kwestią było tylko wykryć ślepe pola i przeprowadzić przez nie odpowiedni materiał. Akurat w tym nabrał niezłej wprawy w trakcie swojej kariery w Inkwizycji.

Miał tylko nadzieję, że jego akolici zdołają zgarnąć Morgensterna w miarę szybko i przyjadą z nim do szpitala.

Wątpił, aby zwykłe wyniesienie po cichu Turbodiesla przez okno zdało egzamin.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 03-02-2017 o 22:59.
Stalowy jest offline