Splamiony
Poklepał konia po pysku, bardzo delikatnie i wręcz czule- dbał o zwierzęta, szczególnie te które, na jakiś swój, często nieświadomy sposób, pomogły. Nie pamiętał już, czy dawniej było podobnie- ale chyba obchodził się z nimi daleko gorzej. We wspomnieniach majaczyły mu tylko zajechane, umierające z wyczerpania wierzchowce porzucane przez niego podczas kolejnych ucieczek… Tak, chyba i w tej materii miał jakiś dług… - Uważaj pani, stanie na krawędzi przepaści nigdy nie było niczym bezpiecznym…- rzucił elf- Ja stanąłem kiedyś na krawędzi, i spadłem z niej. Dlatego też muszę do dziś wdrapywać się z powrotem na szczyt… - westchnął, zerkając pożądliwie spod maski na sylwetkę kobiety. Zaiste, perfekcja…
Z juków wyjął prawie pusty bukłak z winem, opróżnił go już w zupełności- rzec można, że przez grzeczność nie zaoferował damie tych szczyn kupionych w którejś z podlejszych tawern na szlaku, który przebył z Hrabiną. Resztką alkoholu wypłukał usta, a bukłak znów skrył w workach poprzyczepianych w najwymyślniejszy sposób do siodła. Westchnął, odgarnął swoje długie, wręcz dziewczęce blond włosy. - Zaręczam też, droga Latilien- bez niczego przeszedł na „ty”- iż zbyt częste kontakty z banitami nie są niczym dobrym. Jeszcze lat parę temu w tej chwili dobyłbym miecz, przebił twoje urocze ciało na wylot i zrzuciłbym wprost do jeziora, by ryby też mogły się nim nacieszyć… - na chwilę przerwał- Ale to minęło. Tak czy inaczej, lepiej będzie uważać… - Nie o tym jednak miałem mówić- dodał po chwili- Czy w twojej wyprawie w te okolice mam doszukiwać się jakiegoś drugiego dna, Czy w twojej wyprawie w te okolice mam doszukiwać się jakiegoś drugiego dna, celu? Zadania, próby, ucieczki? I, na Oghmę, odsuń się od tej krawędzi…
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |