Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-05-2007, 15:53   #11
 
Diakonis's Avatar
 
Reputacja: 1 Diakonis nie jest za bardzo znanyDiakonis nie jest za bardzo znanyDiakonis nie jest za bardzo znanyDiakonis nie jest za bardzo znanyDiakonis nie jest za bardzo znanyDiakonis nie jest za bardzo znanyDiakonis nie jest za bardzo znanyDiakonis nie jest za bardzo znany
Splamiony

Kiedy zrównałeś się z Latilien, ona patrzyła w kierunku jeziora. Zaiste piękny widok się rozciągał przed wami. Zauważyłeś, że dziewczyna ukradkiem spogląda na Ciebie.

- Nic nie musisz mi tłumaczyć. Znałam już takich jak Ty, szlachciców skazanych na banicję albo szlachetnych banitów broniących słabszych. Nie pierwszego jegomościa w masce spotykam. Każdy z was ma na coś na sumieniu, jakąś skazę z przeszłości, która próbuje odkupić. To znaczy zdarzają się też tacy którzy noszą maskę tylko z powodów czysto praktycznych.
-

Latilien uśmiechnęła się do Ciebie, odruchowo odpowiedziałeś jej szczerym uśmiechem, chociaż nie mogła go zobaczyć pod maską. Jechaliście dalej wybrzeżem jeziora które zaczynało się piętrzyć i coraz wyżej było nad wodą. Wjechaliście na klif, pod wami rozciągało się urwisko. Latilien zeszła z konia i podeszła do samej krawędzi trzymając za uzdę wierzchowca. Nie zwróciła nawet uwagi na to, że pod nią jest przepaść i skały, stała na krańcu skarpy patrząc w dal. Ty zatrzymałeś swą klacz kawałek dalej.
 
Diakonis jest offline  
Stary 26-05-2007, 12:42   #12
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Gnom rozejrzał się po karczmie szukając wśród tłumów ludzi jakiejś znajomej twarzy. Oczywiście, nie znalazł żadnej. Zamówił posiłek i siadł z boku. Dzisiaj nie był jego dzień. Owszem zdarzały mu się dwie dzikie fale pod rząd.. Ale bardzo rzadko. Mimo wszystko szanse na to, że czar wymknie się z pod kontroli były mniejsze niż na to by kapłan Cyrica uczynił szlachetny uczynek. Mniejsze niż jeden do dziesięciu. A dwie dzikie fale pod rząd, jeszcze mniejsze. Może tutejsze aura magiczna nie sprzyja?
Niemniej, skoro zarobił ..to wypadało by ów zarobek wydać. Volstagh usiadł tuż przy oknie zastanawiając się, czy w tym mieście uwagi atrakcje. W końcu nie zamierzał oglądać przedstawień podobnych do swoich. Dlatego uważnie i ostrożnie przysłuchiwał się rozmowie szlachciców siedzących obok. Może z ich pogaduszek uda się wyłuskać coś ciekawego? Ich na pewno stać na rozrywkę klasy wyższej niż ta którą Volstagh reprezentował.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 26-05-2007, 22:55   #13
 
Hammen's Avatar
 
Reputacja: 1 Hammen ma wspaniałą reputacjęHammen ma wspaniałą reputacjęHammen ma wspaniałą reputacjęHammen ma wspaniałą reputacjęHammen ma wspaniałą reputacjęHammen ma wspaniałą reputacjęHammen ma wspaniałą reputacjęHammen ma wspaniałą reputacjęHammen ma wspaniałą reputacjęHammen ma wspaniałą reputacjęHammen ma wspaniałą reputację
Everon
Słynna tawerna „Trzy Rundki”. Zdawałoby się jedna z wielu spelun, w których plebs zaspokaja pragnienie tanim, rozcieńczonym piwem. Jednak pod tą nie zachęcającą opinią, którą wystawiłby nowy gość karczmy, kryje się prawdziwa twarz tego miejsca. Otóż „Trzy Rundki” okazują się być kopalnią informacji, prawdziwym źródłem dla wielu szpiegów strudzonych bezskutecznymi poszukiwaniami. Właśnie tutaj postanowił zawitać w pierwszej kolejności Everon Dynaal.

Wysoki mężczyzna, noszący na froncie zbroi wyryty symbol swego bóstwa, Kossutha, Pana Płomieni, wszedł do dużego pomieszczenia, szukając spokojnym wzrokiem pustego stolika. Znajoma woń przypraw i piwa wywołały na zazwyczaj poważnej twarzy kapłana wesoły uśmiech. Tak, wypić w dobrym towarzystwie, a przy okazji dowiedzieć się paru nowych ciekawych rzeczy, to było to co Everon lubił najbardziej. Dostrzegłszy wolne miejsce w odległym prawym rogu karczmy, mężczyzna ruszył zdecydowanym krokiem w jego kierunku, klucząc pomiędzy gęsto ustawionymi stolikami, przy których zasiadali liczni podróżni. Kapłan będąc w połowie drogi od wejścia do celu zauważył, iż dominującym tematem rozmów wśród podekscytowanych bywalców karczmy są obchody urodzin księcia. Całe miasto zdawało się żyć jedynie tym jednym wydarzeniem.

Everon usiadł wygodnie na drewnianym stołku w samym rogu karczmy. Widząc pytające spojrzenie stojącej niedaleko kelnerki, uniósł do góry otwartą lewą dłoń, dziękując w ten sposób za obsługę. Nie chciał pić. Przynajmniej na razie. Kapłan skierował spojrzenie na ludzi zasiadających przy stolikach „Trzech Rundek”.- Hmmm kogo my tu mamy- wyszeptał zaciekawiony mężczyzna. Jego wzrok powoli sunął od stolika do stolika, przedzierając się przez niemal materialne opary piwa.

Uważne oczy Everona mniej więcej w połowie karczmy zatrzymały się na głośno śmiejącym się niziołku. Kapłan zaczął gładzić się po krótkiej, rudziejącej przy końcu bródce, starając się przypomnieć wszystko co wiedział o tym typie. „Tak, niewątpliwie jest to Eddie Garlet, posłaniec i podsłuchiwacz. Tutejszy krętacz, znający wszystkie plotki. Ale mnie plotki nie interesują.” pomyślał Everon przyglądając się niskiemu mężczyźnie. Jego wzrok powędrował dalej. Na chwilę zatrzymał się na jakiejś dość ładnej kobiecie, aby nagle dostrzec grupę krępych postaci siedzących nad kuflami, przy stoliku obok. Kapłan Kossutha znał tych typów bardzo dobrze. To oni pomogli mu ostatnim razem zlokalizować dwulicowego informatora, który uciekł z oryginałem pisma do tutejszej świątyni Istishii. Głupiec szybko skończył, a co najważniejsze cała sprawa została przeprowadzona bez zbędnego rozgłosu. Tak, Grutter i jego kumple niewątpliwie są specjalistami w swoim brudnym fachu. A takich ludzi się ceni. Mimo to Everon uznał, że póki co nie potrzebuje usług krasnoludów, a wraz z tym stwierdzeniem jego wzrok wrócił do prześwietlania kolejnych gości karczmy.

Po chwili w ciemno zielonych oczach człowieka pojawiły się dwie iskierki. Świadczyły one o tym, że kapłan znalazł to czego chciał. Usta Dynaala wygięły się w szczerym uśmiechu na widok starego Deulecka Handa. Ten mężczyzna jest niemalże historią „Trzech Rundek”. Jest tak nieodzownym elementem tej karczmy, jak wschodzące słońce w symbolu Lathandera. Nie zastanawiając się długo Everon wstał i ruszył szybkim krokiem w kierunku Handa, jak gdyby bał się, że ktoś może zająć mu wolne miejsce przy stoliku człowieka wiedzącego więcej niż ktokolwiek inny w spelunie.

- Deuleck, miło cię znowu widzieć- powiedział ciepło sługa Kossutha, siadając na krześle naprzeciwko stałego bywalca karczmy. – Ahh kogóż me zmęczone oczy widzą. Czyż to nie Everon Dynaal- odpowiedział lekko zachrypłym głosem uradowany człowiek- Po ostatniej transakcji kupiłem sobie takie cudo- powiedział Hand, wyjmując zza pasa bogato zdobiony sztylet, którego rękojeść wysadzona była pojedynczym dużym szmaragdem. Chciwe oczy Deulecka przeniosły się z broni na osobę Everona i tam zatopiły się w zielonych licach kapłana.- Ale Ty nie przybywasz tu aby podziwiać mój nowe nabytek- rzekł udając smutek wymieszany z zrezygnowaniem- Zanim przejdziemy do rzeczy wychylmy trzy kolejki, jak to mamy w zwyczaju- powiedział siwiejący Deuleck, nie odrywając oczu od cierpliwie czekającego kapłana.

Dopijając trzeci kufel piwa Everon obdarzył swojego znajomego ciepłym uśmiechem, starając się w ten sposób oświadczyć, że przyszła pora na interesy. Hand najwyraźniej zrozumiał przesłanie Dynaala, gdyż gestem ręki pokazał słudze Kossutha, aby ten udał się za nim na zaplecze karczmy. Po drodze Deuleck wcisnął karczmarzowi kilka monet w tłustą dłoń, szepcząc mu jednocześnie coś do ucha. Po chwili obaj mężczyźni znaleźli się sami za zamkniętymi grubymi drzwiami. Pojedyncza świeca paląca się na prostym drewnianym stoliku, nadawała pomieszczeniu atmosferę odpowiednią do przeprowadzania czarnych interesów. Obaj panowie zajęli miejsca naprzeciwko siebie po czym pełni powagi przeszli do rzeczy.

-Co wiesz o obecności Dagaronda Silka w Suzail?- rzekł zdecydowanym tonem Everon.- Jeszcze nic- odpowiedział szybko Hand, błyskawicznie dodając- Ale, jak dobrze pójdzie jeszcze dziś przyślę ci posłańca ze wszystkimi informacjami jakie zdołam uzyskać- powiedział z pewnością w głosie. Dynaal odpiął od pasa skórzany mieszek wysuwając go na otwartej dłoni w kierunku Deulecka- To powinno wystarczyć- oświadczył upuszczając sakiewkę na stół, tak że po pokoju rozległ się ciężki dźwięk uderzających o siebie monet. Informator szybkim ruchem ręki schował woreczek za lnianą koszulę, chciwo się uśmiechając - Zawsze lubiłem robić z tobą interesy Everonie. Może jeszcze kolejeczke?- rzekł Hand.- Z miłą chęcią- odparł kapłan Kossutha wstając od stołu. Cienie na ścianach pomieszczenia poczęły radośnie tańczyć pod wypływem podmuchu powietrza jaki wywołało zamkniecie drzwi, jak gdyby radowały się z kolejnego wydarzenia, którego były jedynymi świadkami.
 
__________________
"The eagle's eye is hiding something tragic
but in this night the red wine rules in me"

Ostatnio edytowane przez Hammen : 26-05-2007 o 23:07.
Hammen jest offline  
Stary 28-05-2007, 00:10   #14
 
Diakonis's Avatar
 
Reputacja: 1 Diakonis nie jest za bardzo znanyDiakonis nie jest za bardzo znanyDiakonis nie jest za bardzo znanyDiakonis nie jest za bardzo znanyDiakonis nie jest za bardzo znanyDiakonis nie jest za bardzo znanyDiakonis nie jest za bardzo znanyDiakonis nie jest za bardzo znany
Everon

Hand wypił z Tobą jeszcze jeden kufel po czym pożegnał Cię i zapewnił, że jeśli Dagorand Silk jest w mieście to do wieczora będzie o nim wiedział wszystko. Ty natomiast siedziałeś jeszcze dopijając swoje piwo. Już miałeś wychodzić gdy zauważyli Cię Grutter i chłopcy. Krasnoludy obsiadły Cię momentalnie, razem ze swymi nierozłącznymi kuflami.
- Psubraty patrzajta kogo nam tu wiatr przygnał, no Everon Dynaal, jaśnie szanowny Płomyczek. Powiedz no młody kiedy my się ostatnio widzieli?

Pobyt w karczmie przedłużył się do kilku godzin. Wypiłeś z ferajną Gruttera, porozmawiałeś o starych czasach, opowiedziałeś o nowszych. Nie wypadało po prostu tak szybko pożegnać starych znajomych, szczególnie, że mieli oni pewne informacje o tym co się działo po tej ciemniejszej stronie miasta. Rozeznany w aktualnościach światka przestępczego Suzail i najnowszych świńskich kawałach krasnoludzkich kuźni opuściłeś „Trzy Rundki”. Przeszedłeś się jeszcze po mieście, trzeźwiejąc powoli. Przepełnione miasto, hałas i harmider ulicy odstraszał Cię. Udałeś się na zamek, w końcu wypadałoby znaleźć człowieka z którym miałeś się skontaktować w pałacu. Idąc korytarzem miałeś nieodparte wrażenie, że ktoś Cię śledzi, kilka razy nawet odwracałeś się, ale wokół Ciebie nikogo nie było. W końcu wszedłeś do swojej komnaty, zamykając drzwi na zamek, na wypadek gdyby naprawdę ktoś Cię śledził. Na stole znalazłeś list w zielonej kopercie z czerpanego papieru. Pachniała cynamonem, wanilią i jeszcze jednym zapachem którego nie mogłeś zidentyfikować chociaż zdawał Ci się znajomy.

„Bardzo słusznie, że poszedłeś do Deulecka. Jednak on nic nie wie i nic się nie dowie, chociaż to najlepiej poinformowana osoba w mieście. Gdyby on mógł Ci pomóc to jaki cel kontaktowania się ze mną? Prowadzę już pewne poszukiwania i mam kilka informacji, będę dziś wieczorem na królewskim przyjęciu, nie przegap go.”

Tekst był napisany zamaszystym, ozdobnym pismem, za pomocą czarnego atramentu. Nie było podpisu, ani też żadnych wskazówek odnośnie osoby nadawcy. Jedynie w kopercie było zaproszenie na uroczysty bal dzisiejszego wieczora, napisane przez I Adiutanta Kasztelana Knivora Dereuzyna. Do rozpoczęcia uroczystości zostało kilka godzin.


Volstagh

Siadłeś nieopodal kilku przedstawicieli średniej szlachty. Kilku meżczyzn w najlepsze wychwalało wdzięki różnych panien dworskich. O ile z początku opisy wydawały się interesujące, to któraś z kolei „dama o anielskich wdziękach i sukkubiej urodzie” robiła się nudna. Próbowałeś podsłuchiwać jeszcze kilku ludzi, ale albo spełzało to na niczym, albo tematy były tego nie warte. Usłyszałeś, że na rynku zebrały się tuziny artystów i że wraz z rozpoczęciem uroczystości zaczną oni swoje występy na wielkiej scenie. Wyszedłeś z karczmy znudzony. Nie wiedziałeś dokładnie co robić czy iść dalej zarabiać na ulicy, czy może do kolejnej karczmy czegoś się napić. Idąc ulicą kupiłeś kilka słodkich bułek i jabłko w kramie. Gdy przegryzałeś ostatnią bułkę na ramieniu poczułeś ukłucie i zaraz po tym zobaczyłeś jak Purchawek wsadza dziób w twoją słodką bułę.

- Ty rozpieszczona bestio. Won od mojego obiadu.
- Panie jestem twoim chowańcem, co to za odganianie głodnego od jadła? Poza tym jak usłyszysz wiadomości to mi dasz całą bułkę i jeszcze dwa herbatniki.
- Dobra, gadaj Ty opierzona kukiełko.
- Znalazłem tego krzywoprzysięzcę Vanticusa. W tym momencie je obiad w renomowanej karczmie „Złotoryja” i jest ze swoją strażą przyboczną w liczbie ośmiu wyszkolonych najemnych zbirów. Najwidoczniej dorobił się kokosów od naszego ostatniego spotkania. Jednak wiem że dziś na uroczystym balu na zamku będzie bez swojej straży i wtedy mamy okazję go dopaść.
- Bardzo słusznie mój Ty filozofie. Tylko teraz wymyśl jak się dostać na zamek. Vanticus będzie tam bez straży, bo wystarczy że na zamku będzie gwardia Ty skisły kalimshycki bananie!
 

Ostatnio edytowane przez Diakonis : 28-05-2007 o 23:07.
Diakonis jest offline  
Stary 28-05-2007, 00:49   #15
 
Elaraldur's Avatar
 
Reputacja: 1 Elaraldur nie jest za bardzo znanyElaraldur nie jest za bardzo znanyElaraldur nie jest za bardzo znanyElaraldur nie jest za bardzo znanyElaraldur nie jest za bardzo znanyElaraldur nie jest za bardzo znany
Elaraldur

Elaraldur zmierzył wzrokiem krasnoluda
-Jorzum? Jorzum Gvidnersas? Ten sam, który wykonuje instrumenty dla Rvanara z Sembii? Zawsze myślałem, że byliście gnomem.
- Wy wszyscy myśleliście, że byłem gnomem, elfem, człowiekiem, niziołkiem, smokiem czy bóg wie jakim innym draństwem! Tylko nie krasnoludem! Wbijcie sobie to do głowy gołowąsy, że z krasnoluda też może być profesjonalny lutnik! - Barczysty mężczyzna z długą do pasa brodą, splunął soczyście na koniec przemowy. Widać było po nim frustrację. Jednak po chwili odetchnął i przemówił już spokojnym głosem.
- Skoro niespodzianki mamy za sobą, możemy przejść do interesów. Potrzeba Ci czegoś tutaj młodziaszku?
Elaraldur spojrzał jeszcze raz na mandolinę, którą trzymał w rękach. Był to piękny instrument o ciemnym, gładkim drewnie i kształcie tak smukłym, że oczy same wędrowały to w górę, to w dół ku zadziwieniu obserwatora. Zagrał jeszcze jeden akord.
-Zastanawiam się skąd sprowadziliście to drewno? Jest naprawdę wyjątkowe, a dźwięk nie chce z niego uciekać. Czyżby jakiś gatunek mahoniu z południa?
- O synku gdyby to był mahoń z południa to ja bym się nie nazywał Jorzum Gvindersas. Z mahoniu to ja sobie moge taboret co najwyżej zrobić. To co trzymasz w dłoniach to astaviański cydr złocisty. Drzewo cenione za swoją niezwykła korę o złotym połysku i liście służące do wielu naparów leczniczych. Niewielu jednak słyszało o ich wykorzystaniu w lutnictwie, właściwie są to tak małe drzewa że trudno znaleźć odpowiednio stare żeby zrobić z niego jednolitą płytę do mandoliny. To z którego zrobiłem tą mandolinę miało około 250 lat. Jorzum mówił jak głosem artysty opiewającego swe ukochane dzieło, głosem rzemieślnika opisującego instrument będący częścią jego życia.
Elraldur zaczął się zastanawiać, ile z wypowiedzi krasnoluda jest prawdy, ale jedno nie ulegało wątpliwości - mandolina była wyjątkowa. Prawie tak dobra jak jego własna, wykonana wszak w najlepszym warsztacie we Wrotach Baldura. Elaraldur postanowił podjąć kupiecką gierkę Jorzuma i drapiąc się intensywnie po podbródku rozejrzał się po sklepie.
- Instrument zaiste zacny, lecz podobne trzymałem już nieraz. Krasnoludzie, pokaż mi taki, za którego brzmienie, mogłbym oddać duszę!
Jorzum pogładził się po brodzie, rozglądnął po instrumentach na ścianach.
- Szczerze mówiąc to musiałbyś być naprawdę cholernie głupi żeby oddać duszę za instrument, ale rozumiem, że chodziło Ci o instrument natchnionej muzyki. Co prawda nie wydaje mi się żebyś Ty mógł wiedzieć tak wiele na temat instrumentów co ja, ale kto wie, w końcu żyje dopiero 453 lata. Krasnolud uśmiechnął się pokazując swoje złote, srebrne i białe naturalne zęby.
- Zaraz Ci coś tu przyniosę, z najwyższej półki, chociaż wiem, że istnieją na świecie lepsze instrumenty, a na niektórych nawet dane mi było zagrać. Lutnik udał się na zaplecze, skąd wrócił po chwili. W rękach trzymał jakiś przedmiot owinięty szmatami, po rozwinięciu okazało się to być starą lutnią. Lakier troche starty, prożki wyrobione, znaczników niektórych brakowało, klucza jednego brakowało, a jednak widać było, że ta lutnia była robotą najwyższej jakości. Krasnolud otarł ją delikatnie i starannie szmatką po czym podał ją człowiekowi. Elaraldur delikatnie wziął instrument do rąk i go obrócił. Lutnia z pewnością miewała swe lepsze lata, ednak mimo tego sprawiała wrażenie solidnej. Ozdabiana na desce licznymi roślinnymi motywami, na wzór elfiego rzemiosła, nie sprawiłaby na pewno złego wrażenia nawet na dworze. Popukał kilka razy, dostroił odleżałe struny i zaczął grać starą elfią pieśń, której nauczył się ostatnio, w drodze do Suzail. Kilka pierwszych akordów wybrzmiało głębokim, ciepłym, nietpowym jak na mandolinę dźwiękiem. Nie przeszkadzało tak bardzo nawet, że na mostku coś brzęczało. Elaraldur zaczął się tak uważnie wsłuchiwać w swoją muzykę, że odpłynął, myślami gdzie indziej, oszołomiony brzmieniem. Tego dźwięku z pewnością nie dało się skopiować. Przyszła mu na myśl jego najcenniejsza elfia lutnia z Evermeet, której zwykł nigdzie nie zabierać, by omyłkowo jej się nic nie stało. Skończył. Popatrzył w oczy krasnoludowi.
- Ile chcecie za to i doprowadzenie tego do stanu używalności?
- Gdyby to było takie proste już dawno byłbym ją naprawił. Wiesz, to moja pierwsza lutnia, znaczy dla mnie bardzo wiele. Jeszcze z czasów moich podróży. Nie ja ją zrobiłem, to lutnia pewnego elfiego barda, który mi ją sprezentował, on zresztą zaraził mnie swoją miłością do muzyki. Naprawienie tego wymaga nie tylko kunsztu lutnika, ale też zdolności naturalnych elfiej magii i to nie byle jakich. Powiem tak, dam Ci trzy warunki jakie będziesz musiał spełnić żeby zabrać lutnię. Pierwszy jest taki żebyś zagrał taką melodię która wzruszy serce starego krasnoluda.
Jorzum mówiąc robił pauzy najwidoczniej wspominając czasy kiedy jeszcze na niej grywał, a były to zamierzchłe czasy i gdy Elaraldur patrzył w jego oczy, zdawało mu się że było to dużo więcej niż to 400 lat.

Niedowierzając wziął w duchu piekielnie głęboki wdech. Co mogłoby być tak niezwykłe, by poruszyć Jorzuma? Uśmiechnął się tylko lekko do niego ścigając się jednocześnie z myślami. Elfia muzyką raczej nie wchodziła w grę, a może właśnie tylko, skoro przyjaciel krasnoluda był elfem? Może coś w egzotycznej, rzadkiej skali, czego nauczył się w Mulhorandzie? Może coś naprawdę trudnego technicznie, co zaskoczyłoby lutnika? Elaraldur zdecydował się na Mulhorandzką melodię. Nie sądził żeby to był najlepszy wybór. Zwykle jego słuchaczom ta melodia, z powodu swego niestandardowego brzmienia nie przypadała do gustu, była trudna do zinterpretowania. Ale on ją uwielbiał, a teraz mogła to być ostatnia okazja, by usłyszeć ją właśnie na tej lutni. Uderzył w pierwszy akord, który rozpłynął się po pomieszczeniu dziwną dla ucha skalą. Wraz z kolejnymi dźwiękami można było usłyszeć wiatr na pustyniach Mulhorandu, poczuć zapach piasku rozgrzanego w słońcu. Bard pieścił struny najlepiej jak umiał, grał ten utwór według jedynie własnej interpretacji, a z technicznego punktu widzenia, był niemalże wirtuozem, toteż żaden dźwięk mu nie umknął, a nuty były czyste i wyraziste. Gdy skończył, zdając sobie sprawę, że nie popełnił najmniejszego błędu, zdany będzie tylko na gust Jorzuma. Podniósł głowę i popatrzył nań pytająco.

Jorzum siedział na małym taboreciku patrząc gdzieś w dal. Pykał fajeczkę która nie wiadomo kiedy i skąd wyjął. Elaraldur poczuł zapach tytoniu, ale nie takiego zwykłego. To był tytoń z Mulhorandu, jedyny w swoim rodzaju i to w dodatku najlepszego gatunku. Chwila ciszy przeciągała się aż krasnolud odwrócił się do Ciebie lekko uśmiechając.
- A teraz dwa pozostałe warunki. Po pierwsze nigdy nikomu nie oddasz i nie sprzedasz tej lutni i każdemu kto zapyta od kogo ją dostałeś odpowiesz zgodnie z prawdą i opowiesz jej historię. Po drugie odwiedzisz mnie tu jeszcze i zagrasz jeszcze lepiej niż dziś. Te dwa życzenia moje spełnij i lutnia jest twoja młodzieńcze.
Elaraldur ukłonił się lekko w wyrazie szacunku.
-Przysięgam na Tymorę, że ta lutnia będzie służyć jedynie mnie, a każdy ciekawy pozna jej historię usłyszy ją nie inaczej niż ja tutaj. Wrócę tu gdy czas przesypie swe piaski i zagram ponownie pieśń zacniejszą jeszcze niż wszystko co znam dotychczas.
- Historię tej lutni to Ty jeszcze poznasz, a tymczasem żegnam Cię bywaj zdrów Elaraldurze L'chean
z tymi słowami krasnolud zabierał mandolinę którą bard wziął z początku udał się na zaplecze wypuszczając ze swojej fajeczki małe obłoczki mulhorandzkiego dymu.

Wielce oszołomiony Elaraldur, wyszedł ze sklepu, niemal zataczając się z emocji. Trzymał teraz w rękach majstersztyk. Kontynuował podróż do rynku, z nadzieją znalezienia w którymś z kramów mocnego futerału dla nowego instrumentu.

[Rozmowa przeprowadzona z mistrzem i przeredagowana]
 
Elaraldur jest offline  
Stary 28-05-2007, 18:30   #16
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Splamiony

Poklepał konia po pysku, bardzo delikatnie i wręcz czule- dbał o zwierzęta, szczególnie te które, na jakiś swój, często nieświadomy sposób, pomogły. Nie pamiętał już, czy dawniej było podobnie- ale chyba obchodził się z nimi daleko gorzej. We wspomnieniach majaczyły mu tylko zajechane, umierające z wyczerpania wierzchowce porzucane przez niego podczas kolejnych ucieczek… Tak, chyba i w tej materii miał jakiś dług…

- Uważaj pani, stanie na krawędzi przepaści nigdy nie było niczym bezpiecznym…- rzucił elf- Ja stanąłem kiedyś na krawędzi, i spadłem z niej. Dlatego też muszę do dziś wdrapywać się z powrotem na szczyt… - westchnął, zerkając pożądliwie spod maski na sylwetkę kobiety. Zaiste, perfekcja…

Z juków wyjął prawie pusty bukłak z winem, opróżnił go już w zupełności- rzec można, że przez grzeczność nie zaoferował damie tych szczyn kupionych w którejś z podlejszych tawern na szlaku, który przebył z Hrabiną. Resztką alkoholu wypłukał usta, a bukłak znów skrył w workach poprzyczepianych w najwymyślniejszy sposób do siodła. Westchnął, odgarnął swoje długie, wręcz dziewczęce blond włosy.

- Zaręczam też, droga Latilien- bez niczego przeszedł na „ty”- iż zbyt częste kontakty z banitami nie są niczym dobrym. Jeszcze lat parę temu w tej chwili dobyłbym miecz, przebił twoje urocze ciało na wylot i zrzuciłbym wprost do jeziora, by ryby też mogły się nim nacieszyć… - na chwilę przerwał- Ale to minęło. Tak czy inaczej, lepiej będzie uważać…

- Nie o tym jednak miałem mówić- dodał po chwili- Czy w twojej wyprawie w te okolice mam doszukiwać się jakiegoś drugiego dna, Czy w twojej wyprawie w te okolice mam doszukiwać się jakiegoś drugiego dna, celu? Zadania, próby, ucieczki? I, na Oghmę, odsuń się od tej krawędzi…
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.
Kutak jest offline  
Stary 28-05-2007, 18:46   #17
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Volstagh

- Bardzo słusznie mój Ty filozofie. Tylko teraz wymyśl jak się dostać na zamek. Vanticus będzie tam bez straży, bo wystarczy że na zamku będzie gwardia Ty skisły kalimshycki bananie!- powiedział groźnym z pozoru głosem gnom. Ale kruk, dobrze znając swego pana, nic sobie z tych słów nie robił nadal dziobając bułkę.
Tymczasem Volstagh potarł swoja brodę w zamyśleniu. Czy ochrona tu, czy na zamku to i tak nie ma znaczenia. Gnom jakoś nie widział siebie w roli reketiera przemocą odbierającego dług. Choćby z tego powodu, że brzydził się używaniem przemocy i stosował ją tylko w ostateczności. Z tego co zapamiętał z okresu w Teziirze i Wrotach Zachodu Vatnicus był dość przyjaznym i sympatycznym człowiekiem. ~Choć powierzchowność ludzi zmienia się jeśli są tobie coś winni.~ pomyślał. Dlatego gnom wolał uniknąć spotkania za najemnymi zbirami sir Vanticusa. Gwardia może bronić szlachcica przed gnomim dzikim magiem, ale nie zaatakuje Volstagha na jego rozkaz. Pozostała jeszcze sprawa dostania się na zamek.
- Leć na zamek tam się spotkamy. - rzekł gnom, i przyszykował swoją pelerynę. Purchawek posłusznie wykonał rozkaz. Zaś gnom podszedł do zamkowych bram, przy których stały rzędy karoc, w których szlachta podjeżdżała na zamkowe przyjęcie. Wyczekał na odpowiedni i moment i owinąwszy się nią chwycił się tylnej części karocy i modląc do Baravara o pomyślność ( z niewidzialnością , jaką zapewniała peleryna różnie bywało) czekał, aż karoca wjedzie na zamkowy plac.. Tam już pójdzie jak z płatka. Jeden trefniś mniej, jeden więcej , kto by zauważył Volstagha.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 28-05-2007, 23:35   #18
 
Elaraldur's Avatar
 
Reputacja: 1 Elaraldur nie jest za bardzo znanyElaraldur nie jest za bardzo znanyElaraldur nie jest za bardzo znanyElaraldur nie jest za bardzo znanyElaraldur nie jest za bardzo znanyElaraldur nie jest za bardzo znany
Elaraldur

Elaraldur wyszedł idąc przez wąską uliczkę w kierunku rynku wciąż nie mógł uwierzyć zajściu. Trzymał on teraz kurczowo w dwóch rękach wspaniałą, zabytkową lutnię idąc szybko, jakby temu kruchemu instrumentowi bez pokrowca mogłoby się coś stać od samego wystawiania na światło.

Doszedł do rynku. Skwar bił z nieba, a na samym placu było tak tłoczno i głośno, że Elaraldur przeciskał się przez tłum z wielką ostrożnością. Na dużej scenie występowała teraz jakaś grupa taneczna do akompaniamentu kwartetu smyczkowego, i dźwięk tej muzyki razem z gwarem wypełniały okolicę. Bard trzymający drogocenny instrument w górze, przepchał się do kramów. Ku swej uldze prawie natychmiast zauważył stoisko jakiegoś lutnika. Podszedł bliżej. Jakże marnie prezentowały sie te wystawione w dużej ilości instrumenty strunowe, zrobione przez tego zwykłego lutnika w porównaniu z wystawami w drogiej dzielnicy Wrót Baldura, warsztatach w Silverymoon i sklepami lutniczymi Evermeet, a w końcu z samym sklepem Jorzuma. Jaka szkoda, że prawdziwie renomowani lutnicy nie nadążają za ówczesnymi czasami i nie wychodzą ze swymi wyrobami by zaprezentować je szerszej publice, a czekają na wiernych i dobrze poinformowanych klientów w ukrytych pracowniach, dając miejsce krzykaczom i partaczom dla rozpowszechniania swych podróbek po całej cywilizowanej części Faerunu. Spojrzał jeszcze raz na doskonały instrument w swych dłoniach i na lutnie wystawione u sklepikarza, który teraz rozmawiał żywo z młodzieńcem pytającym się o jakąś harfę. Począł szukać oczami jakichś pokrowców. Sklepikarz nagle przestał rozmawiać z poprzednim klientem widząc zapewne elegancki strój barda i jego lutnię i stwierdzając, że będzie on lepszym nabywcą.
-Witam, szanownego pana w sklepie Arvamalona D'garrimsa, najbardziej znanego i poważanego lutnika w całym Suzail! Na mych instrumentach gra połowa uczniów w akademii imienia Morazzona z Dolin! Czy szanownemu panu trzeba jakiegoś zacnego instrumentu? Harfy, cytry, lutnie, mandoliny, bałałajki? A może struny sprowadzane z Calimshanu? Wszystkim służę. - półelfi sklepikarz niemalże podskakiwał wypowiadając swą formułkę najbardziej przekonująco jak umiał.
Elaraldur uśmiechnął się do niego przyjaźnie i skinął głową z poważaniem, doskonale maskując całą pogardę dla jego osoby.
- Tak, zaiste, wspaniałe prezentujecie tu wyroby, acz ja nie instrumentów, ni szukam, lecz pokrowca na tą lutnię. - Człowiek o czarnych włosach pokazał sprzedawcy dar od Jorzuma. Sklepikarz wpatrzył się w nią z ogromnym zaciekawieniem i mozolnie odrywając od niej wzrok, niemal mechanicznie wyjął trzy drewniane, obite skórą pokrowce i położył na ladzie. Elaraldur wybrał brązowy futerał o prostej i solidnej budowie i od razu położył tam lutnię wtulając ją w amarantowy materiał wewnętrznego obicia. Sprzedawca zrobił się dziwnie cichy i uległy. Elaraldur doskonale wyczuł dlaczego.
- Spytałbym się jeszcze o stalowe, posrebrzane struny z Evermeet, gdybym podejrzewał, że można je tu nabyć. Ale nie spytam.
Bard pozostawił osłupiałego sprzedawcę i udał się do pałacu by ograć nową lutnię w oczekiwaniu na przyjęcie.

Elaraldur siedział w pokoju i grał wszystkie melodie które znał po kolei na nowym instrumencie. Dźwięk wydawał się coraz wspanialszy i szlachetniejszy. Bard przypomniał sobie słowa Jorzuma, który wspominał coś o magii zawartej w tym instrumencie. Intrygowało go cóż to może być. Może jakiś magus by pomógł w rozpoznaniu jej cudownych właściwości. Narodził się spory dylemat - czy na bankiecie zagrać na nowej, nieco obitej i startej lutni, która miała tak niepowtarzalny i poruszający dźwięk, lecz w każdej chwili mogła zaskoczyć jakimiś niepożądanymi i nieznanymi magicznymi efektami, czy polegać na swoim niezawodnym i sprawdzonym instrumencie "Światło Firmamentu" prostej, lecz skutecznie umagicznionej lutni od elfiego dziadka. Wiedział, że granie na niej zawsze sprawiało duże widowisko, gdyż magia sprawiała, że przy graniu, obok barda pojawiało się mnóstwo białych światełek, krążących naokoło barda niczym małe świetliki. Ponadto sama pomagała mu się skupić i grać z większą łatwością. Z trudem odrzucił pokusę zagrania na nowym instrumencie na przyjęciu, rozsądek wziął górę i obiecał sobie, że następnego dnia dowie się o nim czegoś więcej. Tymczasem zbliżał się czas uroczystości. Elaraldur wypił szklankę zimnej wody przyniesionej przez służbę i skierował się do sali balowej, szukając osób które chciałyby go przywitać...
 

Ostatnio edytowane przez Elaraldur : 28-05-2007 o 23:39.
Elaraldur jest offline  
Stary 29-05-2007, 19:05   #19
 
Diakonis's Avatar
 
Reputacja: 1 Diakonis nie jest za bardzo znanyDiakonis nie jest za bardzo znanyDiakonis nie jest za bardzo znanyDiakonis nie jest za bardzo znanyDiakonis nie jest za bardzo znanyDiakonis nie jest za bardzo znanyDiakonis nie jest za bardzo znanyDiakonis nie jest za bardzo znany



Słońce właśnie zachodzi, niebo zrobiło się pomarańczowo różowe. Delikatny wiatr niesie ze sobą orzeźwienie. Zapowiada się piękna noc zabawy i ucztowania
Służba na zamku czyni już ostatnie przygotowania. Na korytarzach wszędzie wiszą płótna z herbem księcia Azouna IV. Wszystko jest dopinane na ostatni guzik ażeby za pół godziny rozpocząć bankiet. To samo na rynku gdzie zebrały się ogromne tłumy ludzi czekając na ogłoszenie rozpoczęcia inauguracji urodzin księcia. Na scenie artyści już tylko czekają na herolda, ażeby przedstawić swoje programy przygotowane specjalnie na tą okazję. Słowem wszyscy czekają na rozpoczęcie uroczystości, które ogłosi sam Książę Azoun IV Obarskyr na Królewskim Bankiecie.

Volstagh

Volstagh przysiadł sobie z tyłu karety na wielkich okutych skrzyniach, modląc się ze wszystkich sił żeby peleryna działała jak należy. Kolejka była długa, a wokół niej chodzili strażnicy, więc gnom został zmuszony do usadowienia się na jednej z ostatnich karoc. Minęło pół godziny kiedy wreszcie powóz dotarł do bramy. Strażnicy rozmawiali chwile z woźnicą, następnie z pasażerami. Gnom natomiast trząsł się niespokojnie kiedy strażnicy oglądając karetę stali na wyciągnięcie ręki od niego. W końcu przejechali przez bramę. Volstagh dopiero w stajni odważył się zejść z bagaży. Ostrożnie przeszedł przez stajnię unikając krzątających się tam koniarzy. Wyszedł na dziedziniec i skierował swe kroki w kierunku zamku. Tutaj jeszcze musiał uważać i nie mógł zdjąć peleryny. W pewnym momencie usłyszał jakiś krzyk, gnom odruchowo skulił się i zamarł w bezruchu. Po chwili w jego kierunku przybiegli dwaj strażnicy. Serce Volstagha zabiło mocniej.
- Arriadzie, widziałeś to co ja?
- Na przenajświętsze oko Helma, tak Mitrumie!
- Co to było? Wyglądało jak wielgachny zielono żółty trol ze skrzydłami.
- To była jakaś bestia przypominająca wielkiego owada ze smoczym ogonem.
- A jużci musiało nam się przewidzieć bo tu nic nie ma. –
- Alem się przestraszył. Dobrze że na dziedzińcu nikogo nie było.
- No, zobaczyliby nasze przewidzenia i by się przestraszyli i nici by było z urodzin księcia
- No, ale byłoby głupio gdybyśmy zniszczyli księciuniowi urodziny


Dwaj nie grzeszący rozumem strażnicy odeszli od Volstagha, a on mógł bezpiecznie skierować się do zamku. Gnom upatrzył sobie wejście dla służby jako że było ono nie chronione i z łatwością przedostał się przez ogromną kuchnię na jeden z wielu korytarzy w pałacu. Teraz wystarczyło znaleźć Vanticusa. Tylko jak znaleźć jedną osobę w tak wielkim zamku w dodatku w dniu uroczystości kiedy było tyle gości.

Splamiony


- Wyobraź sobie że wiem że stanie na krawędzi jest niebezpieczne, ale to niestety jedyne ryzykowne zajęcie wyzwalające we mnie adrenalinę na jakie może sobie pozwolić młoda kontessa na wydaniu jak ja. Jeżdżę z ciotką, która obiecała mojemu ojcu wydać mnie za odpowiedniego męża. Z początku byłam ciekawa podróży, ale teraz wiem że równie dobrze mogłabym się nudzić w domu. Wyrwałam Cię, bo po prostu chciałam z kimś pojechać na to urwisko, które widziałam z okna. Jak powiedziałeś samej byłoby niebezpiecznie, więc poprosiłam Ciebie. Najchętniej zmieniłabym to monotonne dworskie życie jeszcze dziś, ale nie może mnie zabraknąć na uroczystości więc mam nadzieję że będziesz nam towarzyszył to może umilisz mi czas rozmową. Zazwyczaj na takich balach zabawiają mnie młodzi szlachetkowie swoimi przechwałkami albo historiami z polowań. Mam już tego dość. -

Latilien mówiła coraz szybciej. Zobaczyłeś błysk w jej oczach kiedy patrzyła w dal, ciekawość świata, chęć przeżycia przygody. Chciałeś coś jej odpowiedzieć, ale Latilien odsunęła się od krawędzi, wskoczyła na konia i pognała w stronę miasta. Po chwili ją dogoniłeś wtedy ona zwolniła. Znów była taka jak rano, uśmiechnięta, radosna... i wyzywająca. Miała twarz skierowaną przed siebie, ale kilka razy zauważyłeś jak spogląda na Ciebie. Gdy wróciliście na zamek było koło południa. Udaliście się najpierw oboje do stajni, a później do zamku.

- Uważajmy teraz. Nie chciałabym żeby ciotka dowiedziała się że byłam konno na skarpie. Jeżeli spyta Cię gdzie byłam to odpowiedz, że w mieście na placu i na straganach. – Latilien uśmiechnęła się do Ciebie po czym powoli ruszyła w stronę jej pokoju.
- Dziękuję za przejażdżkę Leekanie –
rzekła Latilien znikając za drzwiami swojego pokoju. Stałeś jeszcze chwilę patrząc na drzwi. Zachciało się przygód powabnej szlachciance. W najlepszym wypadku po wyjechaniu na trakt złapaliby ją bandyci zbili, zgwałcili a potem zostawili gdzieś w przydrożnym rowie. Takie są prawidła świata. Dziwne. Wyobraziłeś sobie krzywdę tej dziewczyny, a jednak nie wzbudziło to w Tobie żadnych emocji, choć przed chwilą zdawałeś się być co najmniej zainteresowany tą młodą osóbką. Odszedłeś do swego pokoju, gdzie po chwili ktoś przyniósł Ci obiad. Zjadłeś jak zwykle w samotności. Kilka godzin zajęło Ci chodzenie po zamku. Przyglądałeś się tym wszystkim gościom którzy zjechali na uroczystości. Zwiedziłeś cały zamek razem z ogrodami, dziedzińcem i kilkoma innymi budynkami do których udało Ci się dostać. W końcu wróciłeś do swojego pokoju żeby położyć się na chwilę na łóżku. Nie byłeś zmęczony, ale potrzebowałeś po prostu położyć się i przemyśleć kilka kwestii.

Elaraldur

Szedłeś korytarzem szukając jakichś znajomych twarzy wśród krzątających się gości. W tym natłoku ludzi trudno było kogoś znaleźć. Główna sala bankietowa jeszcze była nie otwarta, najwidoczniej czyniona tam jeszcze ostatnie przygotowania. Goście zbierali się powoli w ogrodzie, gdzie dyskutowali i przechadzali się wśród fontann i rośliny przy akompaniamencie kwartetu smyczkowego. Sam postanowiłeś jeszcze chwilę tam nie schodzić, zamiast tego wyszedłeś na jeden balkon przystający do korytarza i siedząc na balustradzie zagrałeś jedną ze swych kompozycji, „Blask Odeironu”. Grałeś spoglądając od czasu do czasu na kręcące się pod Tobą towarzystwo gości. Zobaczyłeś posłów z różnych krajów, byli tam między innymi panowie w barwach Tethyru, jeden Amnijczyk z jakąś kobietą, a nawet trzech Calimshytów trzymających się nieco na uboczu. Wśród szlachty Cormyrskiej rozpoznawałeś herby najważniejszych domów, a także wiele innych pomniejszych, których nie dane Ci było znać. Widziałeś, że wśród towarzystwa kręcili się Purpurowi, ubrani w galowe mundury, z rapierem przy boku, widać wzbudzali zainteresowanie wśród dam.


Everon

Przebrałeś się strój galowy. Trochę dziwnie czułeś się w tych odświętnych czarno czerwonych szatach. Zszedłeś na dół, do ogrodu gdzie większość gości przechadzała się czekając na przyjęcie. Bankiet miał zacząć się za jakiś czas toteż tutaj spędzali czas przy muzyce kilku grajków. Wszedłeś pomiędzy nich. Była to głównie szlachta, posłańcy, posłowie. Widziałeś tam najróżniejszych przybyszy z najdalszych zakątków Faerunu, było kilku Elfów z Thethyru, była grupa trzech krasnoludów stojących na uboczu, były dwóch gnomich posłańców najwyraźniej z różnych państw gdyż różnili się od siebie znacznie i kłócili bez przerwy. Skierowałeś się w dalszą część ogrodu gdzie ciżba nie była tak stłoczona. Widziałeś jak ukradkiem przyglądają Ci się oficerowie Purpurowych Smoków. Najwidoczniej lustrowali każdego, a Ty nie miałeś najprzyjaźniejszej aparycji. Przechadzałeś się wśród drzew i fontanna nawet nie udając że podziwiasz ogród, bardziej twoje myśli zajmowała osoba twojego informatora. Powąchałeś jeszcze raz list od niego, pachniał wanilią, cynamonem i czymś jeszcze jakimś owocem chyba. Najwyraźniej była to kobieta, to chyba u nich całkiem normalne że perfumują swoje listy, ale miłosne na litość boską, a nie służbowe.
 

Ostatnio edytowane przez Diakonis : 29-05-2007 o 19:17.
Diakonis jest offline  
Stary 30-05-2007, 19:15   #20
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Volstagh

Gnom szybkim ruchem schował pelerynę i podszedł do pobliskiego lustra. Widział w nim gnoma, o smagłej cerze i ciemnych przedwcześnie posiwiałych włosach , które są zwykle rozwiane na wszystkie strony. Przy czym ów gnom nosił krótką bródkę o barwie zielonej. Ubrany był w szatę maga o ciemnoniebieskiej barwie, wyszywana w smoki, ptaki, gwiazdy i księżyce, i inne stworki.. oraz w tajemnicze symbole, które nic nie znaczą dla obeznanych ze sztuką magii. I plecak na z tyłu, do którego u dołu doczepiony był porządny bicz ze skóry byka. Volstagh poprawił szpiczasty ciemnoniebieski kapelusz o szerokim rondzie, z doszytymi, tandetnymi gwiazdkami i cekinami, który nosił. Kapelusz wiele przeszedł, bo widać na nim ślady ognia i zaschłego brudu. Gnom przesunął go tak by nadać swej twarzy zawadiacki wygląd.
Zazwyczaj taki wygląd zwracałby uwagę, ale teraz pałac pełen był kuglarzy i błaznów, więc Volstagh nie rzucał się w oczy. Gnom pewnym i energicznym krokiem ruszył poprzez pałac pełen różnych szlachty i ambasadorów z wielu krain. Gnom przezornie trzymał się blisko licznie zgromadzonych artystów , zdając sobie sprawę, że nikt nie zwróci tam na niego uwagi. Jednocześnie przyglądał się zgromadzonej "śmietance towarzyskiej". Co prawda nie liczył na to, że wypatrzy Vanticusa, ale na razie to nie miało znaczenia.
Gdy zjawi się już Książę Azoun IV Obarskyr, to zapewne zgodnie z ceremoniałem zostaną mu przedstawieni najznamienitsi goście, ambasadorzy i wielmoża.. A potem drobna szlachta. A wtedy Volstagh znajdzie Vanticusa i przypomni mu o należnościach. Co prawda gnom nie miał jeszcze pomysłu na ich wyegzekwowanie długu, ale to sprawa na później. Póki co, gnom raczył się przystawkami ze stołu dla artystów i obsługi przyjęcia.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 19-06-2007 o 21:29. Powód: dopasowanie postaci do wizerunku
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172