Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-01-2017, 08:04   #487
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 64 2/2

Cheb; rejon północny; zachodni port; Dzień 8 - noc 4 - 5 h do świtu; ciemność; b.zimno.




San Marino



San Marino uczestniczyła w rozmowie Alice z Bliźniakami. Widziała uniesione brwi i ironiczne spojrzenia jakim Hektor przywitał zmokniętego Bliźniaka. Zwłaszcza, długa wojskowa kurtka od Boomer wywoływała przytłumioną radochę u Hektora. Słyszała jak obydwaj oświecili Alice i przy okazją ją samą. Guido, Taylor i Viper jako jedyni wrócili z robotów. Z pięciu w pełni wyekwipowanych i obsadzonych pojazdó wrócili tylko oni. I zgodnie postanowili tam nie wracać a zająć się interesami w mieście. I tak założyli tą całą wesołą zgraję. Byli nierozłączni i trzymali się razem. Razem byli nie o ruszenia a kilejne sukcesy, przebiegłość i śmiałość Viper, bezwzględność i brutalność Taylora oraz łebskość i fart Guido sprawiały, że zaczęli ściągać o siebie ludzi z innych band. W końcu nawet Hektor kiedyś właściwie był Camino czyli jednym z największych wrogów Runnerów w rodzmym mieście. A kiedy? No dawno. Z parę lat temu ale ile to nie Bliźniaków jakoś specjalnie to nie obchodziło choć jak zwykle skorzystali z okazji o to by się pokłócić. Czas obliczali właściwie wedle sezonów Ligii i właśnie tu pożarli się o to kto kiedy wygrywał jaki sezon, wyścig czy kiedy kogos rozwaliło lub załatwili. Miesiące i lata w takim zestawieniu były jedynie metnym dodatkiem z którego nijak nie szło odtworzyć kalendarza wydarzeń, poza tym, że było to ‘dawno” i “kilka sezonów temu”.


Natomiast prawie zgodnie, wręcz synchronicznie i żywiołowo zareagowali na pomysł by zabrać Pazury ze sobą na Wyspę. Pomysł wydawał im się niedorzeczny. Zwłaszcza Nix im nie pasował na taką wycieczkę bo Boomer ostatecznie mogła być. No ale nie Nix. Pazur budził ledwo wytłumioną przed dziewczynami niechęć i to póki był gdzieś tam w zasięgu wzroku a nie swobodnego głosu.


- Wkurza mnie gnojek. Nogę mi rozwalił. Rozwalmy go od ręki i będzie spokój. - wzruszył ramionami podgolony z Bliźniaków patrząc za odchodzącą w stronę vana Brzytewką. Poskarżył się gestem klepiąc się w udo postrzelonej nogi. Dłoń właściwie uderzyła w bok wojskowej kurtki bo sięgała mu ona prawie do kolan. Ale wyglądała solidnie, z dużymi kieszeniami, obszernym kapturem no i oczywiście w panterkę. To się najbardziej spodobało Paul’owi bo jak twierdził pasuje mu do spodni. Choć spodnie miał jakieś ciemne, właściwie chyba nawet miały być czarne choć w tym półmroku rozpalonego ognia w beczce gdzie się grzali we trójkę ciężko było być pewnym.


- No to nie będzie takie proste złamasie. - odezwał się Hektor a Paul posłał mu pytające spojrzenie. - Obiecałem w chwili słabości Marianie, że nie zlikwiduje go póki nie zacznie pierwszy. - Latynos wskazał na stojącą obok San Marino.


- Ale chujowo obiecałeś. - skrzywił się Paul patrząc krzywo i z wyrzutem na Bliźniaka. - Ale lepiej by on nie zaczynał pierwszy. Tak na serio. Widziałem go. Szybki jest. Za szybki by ryzykować. Trzeba go jakoś załatwić by to ominąć. - Paul swobodnie zaczął snuć rozważania o pozbyciu się nixowego problemu na dobre.


- Może wypadek przy czyszczeniu broni? Tak jakbym mi się ręka opskła i przypadkiem wystrzelił z automatu niestety w jego stronę? Cały magazynek. Prosto w ten jego wkurzajacy łeb. - patrzył na Paul’a a potem sądująco przeniósł sie spojrzeniem na San Marino. Czekał chyba czy taki wypadek też by mu uznała za zaczynanie pierwszemu. Przecież to tylko wypadek a wypadki się zdarzają prawda? Przykra rzecz no ale zdarza się.


- Albo wypadłby z tej łodzi co go mamy zabrać. Przydałoby mu się. Ostudziło by go to trochę. Deszcz widać nie działa to widocznie trzeba zwiększyć dawkę. - Hektor wpadł na kolejny pomysł który nie wymagał definitywnej likwidacji problemu a jednak się go pozbwał. I cos chyba miał nadal w pamięci wyczyny Nix’a na ławce podczas deszczu. Jak przecież oczywistym było, że sam by obadał San Marino i z góry, i z dołu, i z przodu, i z tyłu i jakby tam jeszcze trzeba było i żadnego Nix’a do tego nie potrzebował. - Co innego Marina. - z zamyślenia o deszczach i chłodzeniu gorączki namiętności wyrwał Latynosa trzecia uczestniczka ławkowo - deszczowych przygód. Latynos trzepnął Paula w ramię. - Sam zobacz jaka focza! A wiesz jaka gorąca!? No co miała tam na tym deszczu stygnąć! - zaperzył się od razu ciemnoskóry Bliźniak wskazując gestem na szamankę.


- No gorąca. - zgodził się Paul też bez żenady taksując oczaszkowaną kobietę w czerniach spojrzeniem. - No szkoda by ostygła. - zgodził się zgodnie białas. - Ale dlaczego z tamtym plakatowym?! Nie mogłeś już wziąć kogoś innego?! Na przykład, kurwa mać, mnie?! - prychnął i spojrzał na kumpla dźgając najpierw go palcem w pierś by zaraz wskazać na siebie i swoją pierś.


- Hej! A ty co?! Żeś sam zwyobracał tamtą foczę na dachu i co kurwa?! Wtedy to o kumplu nie pamiętasz?! - Latynos natychmiast zrewanżował się białasowi własnym zarzutem pod względem jego mało koleżeńskiej i egoistycznej postawy. - Masz szczęście, że płyną z nami to jeszcze będziesz mógł naprawić z tą foczą. Zaraz jak goguś wyląduje za burtą. Przypadkiem oczywiście. - dodał uspokajająco Hektor nonszalanckim tonem na koniec gdy wspominał o przypadku spojrzał uspokajająco na San Marino.


- Właśnie. Z nimi będą problemy. Zwłaszcza z nim. Wozi się. Z gęby widać, że szuka dymu. - Paul poparł wniosek i pytanie Hektora odnośnie sensu wspólnego podróżowania z dwójka najemników w mundurach.


- No. Będzie robił problemy. Po drodze i w ogóle. W sumie dobrze jakby zaczął. Wtedy bym go załatwił od razu. - Hektor podrapał się po brodzie i zaczął sięgać do kieszeni kurtki po zmiętolona paczkę fajek. Chwilę luźno i nie całkiem już trzeźwo i z sensem zaczęli rozważać w oparach palonego zioła różne coraz dziwniejsze i najczęściej coraz durniejsze pomysły o załatwieniu Nix’a, o zaliczeniu Boomer i San Marino, wspólnie albo osobno, o Brzytewce co ich bezczelnie wyzwała od starszych braci więc z robienia laski przez nią nici co obydwu bardzo smuciło i rozczarowywało na tyle, że na chwilę aż zawiesili się między machami nad tą rudą podłością co przecież od zimy czekali na tą laskę a tu nic.


Czas, tytoń, zioło, alk i nastroje u Runnerów płynęły szybko i były bardzo elastyczne i zmienne. Potrafili całkiem gładko i płynnie przejść z jednej skrajności w inną. Teraz też zaczęło się niewiadomo jak i kiedy dokładnie ale zaczęło. Z początku nic nie wskazywało na to, że będzie jakaś spina. I to Runnerów z Runnerami. Już prędzej z tym robiącym problemy i wkurzającym “plakatowym”. A jednak.


Przy kolejnym skręcie Hektor jakby przypomniał sobie ten pomysł z łodzią i wysłaniu Hivera na drugi brzeg. Paul zgodził się wciąż nieco przymulonym głosem trzymając skręta i pospołu, wrzaskliwie krzykneli rozbawionymi głosami na Hivera. Ten przyszedł równie chętnie i prędko jak oni go wołali. Wyglądało na początku, że wszyscy mieli wyjebane na całe te gadanie o łodzi czy nie łodzi aż nagle w przeciągu paru machów atmosfera gwałtownie stężała. Znowu z Hiverem gadał głównie Paul. Zaczęło się od milczenia. Hiver zamiast coś powiedzieć czy zrobić milczał. Stał o parę kroków od podpalonej beczki, spojrzał się na Gecko i Chrome a potem z powrotem na Paul’a. Milczał. Paul przestał się szczerzyć i uniósł brwi w podkreśleniu oczekiwania na odpowiedź. San Marino poznała przez Lenina i Tweety podwórkową etykietę na tyle by orientować się, że brak natychmiastowej odpowiedzi w takich wypadkach oznaczał kłopoty. Tylko różnie bywało z tym jakie i dla kogo. Cisza nie zwiastowała niczego dobrego. Paul też musiał to wiedzieć bo zbystrzał od razu słysząc tą ciszę i widząc reakcję całej trójki.


- Nam się tu podoba Paul. Nie będziemy płynąć po żadnych obcych palantów. Pod te lufy. Miałeś nas zabrać do Guido. - Hiver mówił poważnie i ostrożnie. Ale jakoś z delikatnym nalotem oschłości i nieprzychylności w głosie. Wciąż też trzymał ten karabin maszynowy zrabowany miejscowym. Teraz nagle ta ciężka broń stała się jakoś bardziej zauważalna na je. Niby trzymał ją zawieszoną na pasku, w poprzek jego mikołajowego brzucha, z dłońmi opartymi o tą broń a jednak jakoś teraz właśnie przychodził na myśl jego karabin. Gecko wciąż miał miotacz na plecach więc i cały czas chodził z jego dyszą w łapach. Też teraz jakoś ta dysza rzucała się w oczy. Gecko zaś wciąż miał w łapach swój ckm. W sumie to cała trójka miała ciężką broń której nie było łatwo nosić wygodnie więc jakoś zajmowała te plecy, ramiona i dłonie. Ale teraz przy tej ciszy i spojrzeniach jakoś właśnie bardziej rzucała się w oczy. Zwłaszcza, że Paul miał swój pistol za paskiem spodni a karabinek na plecach. Karabinku na pewno nie zdążyłby zdjąć nim ktoś z tamtych zrobiłby użytek ze swojej broni.


- Podoba ci się tu ta rudera do jakiej nas zaprosił tamten plakatowy piękniś? To masz chujowy gust tak samo jak on Hiver. - Paul wyszczerzył się swobodnie do grubego Runnera ale jakoś mało przyjemnie brzmiał i wyglądał ten jego uśmiech. Właśnie bardziej jak szczerzenie zębów. Adresatowi też nie spodobała się ani uwaga ani uśmiech. Palce rozkurczyły się i zacisnęły na ramię broni a nozdrza poruszyły. - O Guido się nie bój. Jak komuś duchy sprzyjają to dotrze do niego. A jak nie no to cóż… Wiesz jak to z tymi duchami bywa nie? - Paul uniósł brwi i cofnął dłonie znad beczki i ognia w niej opierając je na biodrach kurtki. Ta nieco rozchyliła się na boki ukazując front Runnera. I sterczącej za paskiem klamki nie dało się nie zauważyć. Przynajmniej Hiver wyraźnie na nią spojrzał i patrzył przez chwilę. To z tej klamki Paul zabił jednego z nich przy komisariacie. Jednego z którym kiblowali w pierdlu przez parę miesięcy. Zabił w obronie kogoś obcego. Laski bez runnerowej kurtki. To na pewno nie przysparzało szacunku Paul’owi na runnerowej dzielni.


- Duchy to duchy Paul. Różnie może być. Wiesz, jak to może być. - Hiver podniósł wzrok z klamki za paskiem Paul’a na jego bladą twarz. Nie odrywał teraz dłoni od karabinu.


- Właśnie Paul! Obiecałeś, że uporamy się z tamtymi złamasami i kurwa załatwiliśmy to jak chciałeś! A miałeś nas zaprowadzić do Guido. Gdzie on jest? - wtrącił się Chrome nieco głośniej niż Hiver ale też i wydawał się bardziej okazywać niezadowolenie lub zwyczajnie był szczerszy lub mniej cwany od brodacza na przedzie.


- I nie gadaj nam tu o duchach Paul! Załatwiłeś Pike’a! Dla jakiejś obcej szmaty! - wrzasnął rozzłoszczony operator miotacza.


- Zamknij ryj Gecko! Pike’owo się należało! Nie słuchał co mówię! Też tak skończysz jak nie będziesz robił co mówię! - pyskowanie rozsierdziło ponownie Paul’a aż mu żyłka na skroni zapulsowała.


- Nie zamknę! Załatwiłeś jednego z nas! I po chuja?! Dla jakiejś cipy?! Ona nie jest od nas! Zabawilibyśmy się z nią i chuj! Należało nam się za te pół roku w pierdlu! - Gecko też wydawał się być tak samo wkurzony jak i Paul i darł się dalej tak samo jak on na niego.


- I to przez was tam kiblowaliśmy Paul. Przez was. To był wasz pomysł by tu przyjechać. Waszego Guido. Coś nam się za to należy. Jedna głupia cipa to niezbyt dużo. A zabiłeś za nią Pike’a. Naszego Pike’a. Zabiłeś go Paul. - do głosu znów doszedł Chrome. Mówił ciszej od kumpla ale też brzmiała w nim złość i agresja.


- No Paul. Chłopaki mają rację. Zostawiliście nas tam. Guido taki cwaniak a nie brakowało mu nas w rachunkach? Nie spytał czy ktoś może nie wie gdzie jest obsada z gunshipa? Wy wróciliście do nas, chodziliście na Wyścigi, chlaliście browary, rypaliście panienki i kurwa jaraliście zioło. Wiesz kurwa człowieku co to jest pół roku bez zioła? - zapytał Hiver gdy wylał swoje żale, złość i krzywdy Paul’owi. Gandzia i Runnerzy byli tak ze sobą zespoleni, że naprawdę było trudno sobie wyobrazić Runnera przez dłuższy czas nie jarającego zioła. Paul i trójka wyzwoleńców przez chwilę byli zgodni w odbiorze tej strasznej myśli. Tak pozbawić Runnera zielonej esencji życiowej, jego mistycznego połączenia ze światem duchów i uniwersalny lek na wszystko. `


- Właśnie kurwa. A teraz zamiast do Guido mamy gdzieś płynąć chuj wie gdzie i po chuja. Przez tą jebaną rzekę z tymi pływającymi gunshipami. Ja myślę, że chcecie nas wyrolować. Chcecie nas załatwić. - wycedził oskarżycielsko Gecko patrząc na Paul’a bardzo nieprzychylnym wzrokiem. Okolice rzeki dzisiejszej nocy pewnie wielu osobom w okolicy nie kojarzyły się z niczym z bezpieczeństwem w nazwie.


- No. Chcemy was załatwić. Dlatego macie zasuwać do tej jebanej łódki. Masz z czymś kurwa problem? - Paul zrzucił maskę żartobliwości i wyzywająco szczeknął magiczną formułkę znaną z ulic, knajp i dzielnic Detroit. Poprawną odpowiedź zasugerowała jego dłoń która wylądowała na klamce zatkniętej za paskiem.


- No. Mam problem. Nie ruchałem żadnej szmaty od pół roku. - warknął identycznym tonem Gecko. - Tamtej ci szkoda to daj nam tą. - wskazał brodą na San Marino. - Ona nie jest od nas. No kurwa jakąś dupę musisz nam dać. Tak dla zdrowotności. To chyba nie jest dla ciebie problem co? - mówił Gecko ale cała trójka spojrzała łapczywie na szamankę w czerni i bielejącymi się czaszkami.


- A wiesz Gecko nie wiem jak dla tego cieniasa ale dla mnie jest to kurwa problem. - odezwał się nagle Hektor. Stał obok i jakoś zniknął widocznie rozmówcom z uwagi. Teraz dał krok naprzód nieco po lewej stronie Paul’a tak, że jakoś dziwnie stanął jakby chciał zajść trójkę Runnerów z boku zostawiając skupiającego dotąd na sobie uwagę Paul’a w centrum. Trójka twarzy powędrowała w stronę latynoskiej twarzy. Rozległo się ciche, przykuwające uwagę stukanie. Lufa z tłumikiem stukała cichutko o nogawkę Hektora.


- Daj spokój Hektor. Bądź kurwa człowiek. Nic jej nie zrobimy. Zabawimy się z nią a potem możemy iść na tą łódkę. - wtrącił się do rozmowy Chrome. Cofnął się gdzieś o pół kroku. Lufa trzymanej dużo większej niż hektorowej broni przesunęła się co nieco w jego stronę. Gecko znów spojrzał na San Marino bez żenady pożerając ją chciwym wzrokiem.


- Wygląda na ostrą foczkę co lubi się ostro zabawić. Hej mała, lubisz dobrą zabawę nie? - zapytał Gecko błądząc wzrokiem po piersiach szamanki.


- Lubi. I nie tylko wygląda na ostrą foczkę. Mówię wam certyfikat pierwszej jakości. Dopiero co testowałem i kurwa mówię wam ostrość pierwsza klasa. - Hektor wpatrywał się wilczym wzrokiem w trójkę Runnerów wywołując zauważalną wśród nich reakcję. Prawie każdy ponownie chociaż na chwilę prześlizgnął się po sylwetce szamanki.


- No ale wy nie jesteście pierwsza klasa chłopaki. Właściwie to jesteście bandą tępaków i nie staliście nawet obok ostrości. - uśmiechnął się złośliwie Paul biorąc trzech Runnerów w krzyżowy ogień złośliwości.


- Te! Nie fikaj. Bo cię zrobimy na drugą nóżkę bardziej niż tamten fajfus. Byś taki kurwa niesymetryczny nie był. - warknął do białasowatego Bliźniaka Hiver.


- Chcecie zgarnąć wszystkie dupy dla siebie? A nam kurwa nic? - Gecko wciąż łypał na szamankę nie spuszczając z niej wzroku.


- No chyba będziecie musieli zjechać sobie na ręcznym chłopaki. Albo bądźcie kolegami i obsłużcie się nawzajem. - wyszczerzył się radośnie Hektor a Paul prychnął z dowcipu.


- Nie kalkuluje mi się to brachu. Dawaj tu którąś dupę to znów będziemy kumplami. - Hiver zażądał spełnienia swojego warunku ale dwoma jego kumplami szarpnęła złość słysząc hektorową złośliwość. Cierpliwość chyba wszystkim zaczynała już szwankować.

- Nie kalkuluje mi sie to brachu. Kalkuluje mi się zaraz widzieć was w łódce. - wycedził w odpowiedzi Paul. Sytuacja była napięta. Trójka z ciężką bronią miała niewątpliwą przewagę siły ognia w porównaniu do kogokolwiek innego. Przy tym pukawki Bliźniaków wyglądały jak zabawki. Było nerwowo choć jeszcze nikt w siebie nie wymierzył i nie celował. W zasięgu wzroku był Lenin i Tweety choć ci byli w pewnym oddaleniu i pewnie nie słyszeli całości rozmowy. Ale scena nerwów była dość wymowna nawet dla całkowitego głuchego. Sięganie czy dobywanie broni mogło spowodować lawinę ognia wzajemnego. Przy tej sile ognia i odległości oraz braku sensownych kryjówek walka byłaby pewnie intensywna, brutalna i byłoby mnóstwo ofiar.Wciąż jednak przez zęby ale rozmawiali a nie strzelali się ze sobą. Źródło zagrożenia jakie ich tu wszystkich przywiało znikło. Wraz z nim zaczęła się sypać poczucie wspólnoty interesów. Brzytewka, Pazury i reszta wciąż okupowali furgonetkę i wydawali się tam bardzo zajęci.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline