Angel przyglądała się z uśmieszkiem dwóm nagusom. Nie wyglądała na zdziwioną, a przynajmniej nie aż tak… nie po tym jak usłyszała kim była i jak naprawdę wyglądał świat. Żaden LARP, ani eRPeG nie był w stanie jej na to przygotować.
-
No heeej - odezwała się lekko zachrypniętym głosem, który nie nawykł do zbyt długich konwersacji.
-
Podejrzewam, że nie jesteście jak „my”… niezorientowani w „temacie”... - Do jej słów dołączyła gestykulyka. Niezbyt wyszukana i energiczna. -
A więc jesteście pewnie jako „ochrona” lub „pomoc domowa”… nie mylę się? - Rozłożyła się na deskach przed kominkiem, podpierając leniwie głowę na dłoni. Za plecami trzaskała szczapka dębu, przyjemnie grzejąc w plecy.
-
Ochrona?
-
Pomoc domowa?
Obaj wyglądali na nieco zaszokowanych taką oceną. Lekko się też nadeli z godnością.
-
Pomagamy Sophie wdrażać nowych. A Ty jesteś…. - Logan zawiesił głos pytająco. Clint śmignął zaś do pokoju, który wcześniej grupka przybyłych widziała jako rozbebeszony. Wrócił z dwoma parami spodni treningowych.
-
Nowa… - Lawrence wyszczerzyła ząbki w ironicznym uśmiechu, a w jej policzkach pojawiły się malutkie dołeczki. -
Ale możecie mówić mi Angel - odpowiedziała nonszalanckim i lekko nacechowanym sarkazmem tonem, co mocno kontrastowało z jej rozleniwioną i przyjazną postawą ciała. Jakby jedno z drugim nie szło w parze.
-
Gdzie zgubiliście ciuchy? - zaciekawiła się, obserwując jak chłopcy się ubierają.
-
W lesie. A co ? Martwisz się o nas? - Logan uśmiechnął się szeroko, błyskając białymi zębami. Clint za to bez pardonu przysiadł się obok, całkiem blisko, wpatrując w profil Angel.
-
Nie mam co robić… - mruknęła pod nosem różowowłosa, przewracając teatralnie oczami. Bliskość chłopaka tylko troszeczkę ją deprymowała, jakby podskórnie czuła wspomnienia z wczorajszego dnia, które niczym mięsożerne larwy trawiły jej ciało, przyprawiając o niemiłe swędzenie.
-
To zastanawiające, że… wszystkich których poznaję, gubią gdzieś ubrania… - Wzruszyła ramionami, skubiąc końcówkę dreda i spoglądając z ukosa na twarz Clinta.
-
Może dlatego, że tak na nich działasz? - chłopak poruszał brwiami w górę i w dół z udawanym namysłem.
Zdecydowanie było w nim coś… tak samo jak w jego bracie. Obaj przyciągali jak małe planetki, niemal tworząc własne pole grawitacyjne. Angel nie wiedziała czy to przez kominek czy przez obecność bliźniaków, wokół zaczęło się robić cieplej. A może to tylko jej temperatura podskoczyła?
-
Gubią, bo taka kolej rzeczy - Logan rzucił przerywając napiętą ciszę -
Na Twoim miejscu zacząłbym się przyzwyczajać do tracenia ciuchów.
Angi nic na to nie odpowiedziała. Czuła, że zaczyna rosnąć jej ciśnienie. Ścisnęła mocniej uda, przygryzając w zażenowaniu dolną wargę. Miała nadzieję, że się za mocno nie rumieniła. Na ratunek w tej krępującej sytuacji przybył nie kto inny a nadmuchany paker, który jak jebnął drzwiami, to aż szyby w całym domu zadźwięczały.
-
WSTAWAĆ! - zaryczał niczym dzikie zwierze i cała trójka machinalnie poderwała się na równe nogi.
***
Na śniadanie znowu jadła grzankę z burakiem i marchewką. Tym razem nie była już tak skrupulatnie pilnowana podczas gotowania jak wczoraj, choć i tak czuła na sobie spojrzenia, gdy zbyt długo stała z nożem w ręku i gapiła się tępo przez okno lub na ludzi przy stole.
Gromada zajęła się zapoznawaniem z nowymi członkami ekipy. Bliźniacy byli intrygujący. Angel nie do końca mogła ich rozszyfrować i być może dlatego postanowiła nie tracić przy nich gardy, choć musiała przyznać, że nawet ich polubiła.
Mieli w sobie coś takiego… coś, co nie do końca umiała ubrać w słowa, gdyż nigdy nimi dobrze nie operowała. Wolała pędzle i farby.
I gdyby je miała, namalowałaby chłopców jako wesołe żywioły, może ognia, może wiatru?Lecz o zupełnie innym spekctrum barw niż naturalne.
Usiadła do stołu gdy prawie wszyscy już skończyli, zjadła w ciszy, słuchając przekomarzań Clinta z Loganem i rozmyślając na temat kolorów reprezentujących ich personalia.
Podczas zmywania talerza, w końcu wpadła na dobre określenie żywiołowej dwójki.
Błędne ogniki!
Kolorowe, lśniące i przyciągające nocą straceńców na głębokie bagna z których już nigdy nie wyjdą.
Lawrence wiele by dała, by mieć bliźniaków po swojej stronie. Czuła, że mając u nich swe poparcie, mogłaby zdziałać wiele… Tylko… co właściwie chciałaby zrobić?
***
Przemiana… choć trudna i z początku bardzo stresująca była niesamowita. Angel stała na dwóch smukłych nogach, zakończonych zwierzęcymi łapami o długich szponach. Była wysoka, najwyższa z nich wszystkich. Dziwne, bo urodziła się konuską, zadzierającą główkę nawet do czternastolatków, a tu… teraz, musiała pochylić się nad Jonasem by zajrzeć mu w oczy. Do każdego musiałaby się nachylać. Więc dlaczego akurat wybrała jego??
Bliźniacy byli zajęci ganianiem siebie nawzajem, Sophie radziła komuś się wyciszyć i skupić, a reszta… z resztą nie łączyło ją nic. Żadna emocja… a Cartera przynajmniej się bała. Choć teraz… już trochę mniej.
Obejrzała się za siebie i zamachała ogonem. Jej złoto-rude futro zdecydowanie należało do rzadkości w „stadzie”. Wszyscy byli szarzy lub czarni i tylko ona odcinała się żywym płomieniem na tle soczystej zieleni lasu. Na trawie dookoła niej leżała rozerwana na strzępy, żółta koszulka. A więc tak traciło się ubrania…
Kucnąwszy, zajęła się zbieraniem materiału na kupkę, co by zabrać go później do wyrzucenia i wtedy poczuła jak dwa wilcze ciała rzucają jej się na plecy.
Wyrżnęła pyskiem w glebę, smakując leśnej ściółki. Warknęła, obnażając kły i jeżąc futro na karku. Skupiła się by ponownie zmienić formę.
Udało jej się dopiero za drugim razem… to i tak postęp, bo do aktualnej formy dochodziła 3 razy, za każdym razem przerywając przemianę, zestresowana tym jak szybko rośnie i oddala się swym wzrokiem od ziemi.
Stała na czterech łapach. Machając ogonem i oblizując wąsy. Dookoła pachniało roślinnością i zwierzyną. Czuła grzyby, kwiaty, jagody, sosny, ziemię, śmierć, jakieś zwierzęta i bliźniaków.
Kłapnęła pyskiem, łapiąc jednego za ogon. Clint odpowiedział jej tym samym. Zaczęli się ganiać w kółeczko, dziabiąc się nawzajem w kity. Logan bardzo chciał dołączyć, więc podszczypywał ich w łapy, próbując wepchnąć się na trzeciego.
Zabawa nie miała końca. Była beztroska i odstresowująca. Angel czuła, że może zapomnieć… zapomnieć to, o czym właśnie sobie przypomniała.
Od dwóch dni, była mordercą i kanibalem.
Zaburczało jej w brzuchu.
Przerażona zaskomlała kuląc ogon i odsuwając się od pary wilcząt. Zaczęła się ślinić. Jej myśli krążyły wokół ciepłego i krwistego mięsa. Mięsa, które biegało dookoła niej.
Czuła, że lada chwila, a się udusi. Unikając ukradkowego ataku jednego z szaraków, władowała się pod nogi Jonasowi, który z głośnym „Kurwaaa” mało nie wyrżnął się na plecy.
Angel oddaliła się truchcikiem od polany i schowała się w kwitnących krzakach, zwijając w kłębek. Nad jej uszami ćwierkały ciekawskie sikorki. Zupełnie nie pasujące do sytuacji, w której aktualnie była…
Dziewczynie chciało się płakać nad samą sobą, nad tym kim się stała.