Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-01-2017, 10:56   #39
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Angel przyglądała się z uśmieszkiem dwóm nagusom. Nie wyglądała na zdziwioną, a przynajmniej nie aż tak… nie po tym jak usłyszała kim była i jak naprawdę wyglądał świat. Żaden LARP, ani eRPeG nie był w stanie jej na to przygotować.
- No heeej - odezwała się lekko zachrypniętym głosem, który nie nawykł do zbyt długich konwersacji.
- Podejrzewam, że nie jesteście jak „my”… niezorientowani w „temacie”... - Do jej słów dołączyła gestykulyka. Niezbyt wyszukana i energiczna. - A więc jesteście pewnie jako „ochrona” lub „pomoc domowa”… nie mylę się? - Rozłożyła się na deskach przed kominkiem, podpierając leniwie głowę na dłoni. Za plecami trzaskała szczapka dębu, przyjemnie grzejąc w plecy.
- Ochrona?
- Pomoc domowa?
Obaj wyglądali na nieco zaszokowanych taką oceną. Lekko się też nadeli z godnością.
- Pomagamy Sophie wdrażać nowych. A Ty jesteś…. - Logan zawiesił głos pytająco. Clint śmignął zaś do pokoju, który wcześniej grupka przybyłych widziała jako rozbebeszony. Wrócił z dwoma parami spodni treningowych.
- Nowa… - Lawrence wyszczerzyła ząbki w ironicznym uśmiechu, a w jej policzkach pojawiły się malutkie dołeczki. - Ale możecie mówić mi Angel - odpowiedziała nonszalanckim i lekko nacechowanym sarkazmem tonem, co mocno kontrastowało z jej rozleniwioną i przyjazną postawą ciała. Jakby jedno z drugim nie szło w parze.
- Gdzie zgubiliście ciuchy? - zaciekawiła się, obserwując jak chłopcy się ubierają.
- W lesie. A co ? Martwisz się o nas? - Logan uśmiechnął się szeroko, błyskając białymi zębami. Clint za to bez pardonu przysiadł się obok, całkiem blisko, wpatrując w profil Angel.
- Nie mam co robić… - mruknęła pod nosem różowowłosa, przewracając teatralnie oczami. Bliskość chłopaka tylko troszeczkę ją deprymowała, jakby podskórnie czuła wspomnienia z wczorajszego dnia, które niczym mięsożerne larwy trawiły jej ciało, przyprawiając o niemiłe swędzenie.
- To zastanawiające, że… wszystkich których poznaję, gubią gdzieś ubrania… - Wzruszyła ramionami, skubiąc końcówkę dreda i spoglądając z ukosa na twarz Clinta.
- Może dlatego, że tak na nich działasz? - chłopak poruszał brwiami w górę i w dół z udawanym namysłem.
Zdecydowanie było w nim coś… tak samo jak w jego bracie. Obaj przyciągali jak małe planetki, niemal tworząc własne pole grawitacyjne. Angel nie wiedziała czy to przez kominek czy przez obecność bliźniaków, wokół zaczęło się robić cieplej. A może to tylko jej temperatura podskoczyła?
- Gubią, bo taka kolej rzeczy - Logan rzucił przerywając napiętą ciszę - Na Twoim miejscu zacząłbym się przyzwyczajać do tracenia ciuchów.
Angi nic na to nie odpowiedziała. Czuła, że zaczyna rosnąć jej ciśnienie. Ścisnęła mocniej uda, przygryzając w zażenowaniu dolną wargę. Miała nadzieję, że się za mocno nie rumieniła. Na ratunek w tej krępującej sytuacji przybył nie kto inny a nadmuchany paker, który jak jebnął drzwiami, to aż szyby w całym domu zadźwięczały.
- WSTAWAĆ! - zaryczał niczym dzikie zwierze i cała trójka machinalnie poderwała się na równe nogi.

***

Na śniadanie znowu jadła grzankę z burakiem i marchewką. Tym razem nie była już tak skrupulatnie pilnowana podczas gotowania jak wczoraj, choć i tak czuła na sobie spojrzenia, gdy zbyt długo stała z nożem w ręku i gapiła się tępo przez okno lub na ludzi przy stole.
Gromada zajęła się zapoznawaniem z nowymi członkami ekipy. Bliźniacy byli intrygujący. Angel nie do końca mogła ich rozszyfrować i być może dlatego postanowiła nie tracić przy nich gardy, choć musiała przyznać, że nawet ich polubiła.
Mieli w sobie coś takiego… coś, co nie do końca umiała ubrać w słowa, gdyż nigdy nimi dobrze nie operowała. Wolała pędzle i farby.
I gdyby je miała, namalowałaby chłopców jako wesołe żywioły, może ognia, może wiatru?Lecz o zupełnie innym spekctrum barw niż naturalne.

Usiadła do stołu gdy prawie wszyscy już skończyli, zjadła w ciszy, słuchając przekomarzań Clinta z Loganem i rozmyślając na temat kolorów reprezentujących ich personalia.
Podczas zmywania talerza, w końcu wpadła na dobre określenie żywiołowej dwójki.
Błędne ogniki!
Kolorowe, lśniące i przyciągające nocą straceńców na głębokie bagna z których już nigdy nie wyjdą.
Lawrence wiele by dała, by mieć bliźniaków po swojej stronie. Czuła, że mając u nich swe poparcie, mogłaby zdziałać wiele… Tylko… co właściwie chciałaby zrobić?

***

Przemiana… choć trudna i z początku bardzo stresująca była niesamowita. Angel stała na dwóch smukłych nogach, zakończonych zwierzęcymi łapami o długich szponach. Była wysoka, najwyższa z nich wszystkich. Dziwne, bo urodziła się konuską, zadzierającą główkę nawet do czternastolatków, a tu… teraz, musiała pochylić się nad Jonasem by zajrzeć mu w oczy. Do każdego musiałaby się nachylać. Więc dlaczego akurat wybrała jego??
Bliźniacy byli zajęci ganianiem siebie nawzajem, Sophie radziła komuś się wyciszyć i skupić, a reszta… z resztą nie łączyło ją nic. Żadna emocja… a Cartera przynajmniej się bała. Choć teraz… już trochę mniej.

Obejrzała się za siebie i zamachała ogonem. Jej złoto-rude futro zdecydowanie należało do rzadkości w „stadzie”. Wszyscy byli szarzy lub czarni i tylko ona odcinała się żywym płomieniem na tle soczystej zieleni lasu. Na trawie dookoła niej leżała rozerwana na strzępy, żółta koszulka. A więc tak traciło się ubrania…
Kucnąwszy, zajęła się zbieraniem materiału na kupkę, co by zabrać go później do wyrzucenia i wtedy poczuła jak dwa wilcze ciała rzucają jej się na plecy.
Wyrżnęła pyskiem w glebę, smakując leśnej ściółki. Warknęła, obnażając kły i jeżąc futro na karku. Skupiła się by ponownie zmienić formę.
Udało jej się dopiero za drugim razem… to i tak postęp, bo do aktualnej formy dochodziła 3 razy, za każdym razem przerywając przemianę, zestresowana tym jak szybko rośnie i oddala się swym wzrokiem od ziemi.


Stała na czterech łapach. Machając ogonem i oblizując wąsy. Dookoła pachniało roślinnością i zwierzyną. Czuła grzyby, kwiaty, jagody, sosny, ziemię, śmierć, jakieś zwierzęta i bliźniaków.
Kłapnęła pyskiem, łapiąc jednego za ogon. Clint odpowiedział jej tym samym. Zaczęli się ganiać w kółeczko, dziabiąc się nawzajem w kity. Logan bardzo chciał dołączyć, więc podszczypywał ich w łapy, próbując wepchnąć się na trzeciego.
Zabawa nie miała końca. Była beztroska i odstresowująca. Angel czuła, że może zapomnieć… zapomnieć to, o czym właśnie sobie przypomniała.
Od dwóch dni, była mordercą i kanibalem.

Zaburczało jej w brzuchu.
Przerażona zaskomlała kuląc ogon i odsuwając się od pary wilcząt. Zaczęła się ślinić. Jej myśli krążyły wokół ciepłego i krwistego mięsa. Mięsa, które biegało dookoła niej.
Czuła, że lada chwila, a się udusi. Unikając ukradkowego ataku jednego z szaraków, władowała się pod nogi Jonasowi, który z głośnym „Kurwaaa” mało nie wyrżnął się na plecy.
Angel oddaliła się truchcikiem od polany i schowała się w kwitnących krzakach, zwijając w kłębek. Nad jej uszami ćwierkały ciekawskie sikorki. Zupełnie nie pasujące do sytuacji, w której aktualnie była…
Dziewczynie chciało się płakać nad samą sobą, nad tym kim się stała.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline