Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-01-2017, 19:13   #39
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Minęło kilka cykli, w czasie których Aurora oraz przechwyceni przez nią najemnicy Olathkyuvrów czekali na córkę Beanthów. Łowczyni miała pewność, że Sorianna będzie musiała przechodzić przez pobliskie tunele, wystarczyło tylko czekać.
I w końcu się doczekała. Sorianna wraz z trzema mężczyznami wyruszyła w drogę powrotną ku Sel Natha. Kapłanka siedziała na jaszczurze, za nią mężczyźni prowadzili drugie zwierzę oraz parę jeńców z powierzchni, którą Aurora widziała wcześniej z siostrami Beanthki w podmroku.

- Gdzie reszta? - Aurora skierowała pytanie do Gorty. - Sorianna i jej dwa parobki. Dość niewielka obstawa jak na wysoką kapłankę.

- Może nie chce rzucać się w oczy, strój też ma skromny.

Faktycznie, Sorianna była ubrana w strój podróżny i poza insygniami domu nic nie wyróżniało ją sponad innych mrocznych elfów.

Aurora mruknęła pod nosem mściwie wpatrując się w swe przyszłe ofiary. Była łowczynią, więc atak musiał być poprzedzony odpowiednią obserwacją. Odległość od Uh Natha również była niewielka a połowa drogi wydawała się bezpieczną dla możliwych ewentualności. Czas mijał i nic nie wskazywało, by za wysoką kapłanką podróżował ktoś jeszcze. Może Aurora i jej ludzie zwyczajnie mieli szczęście? W końcu łowczyni zdecydowała się na podejście, które planowała od tak dawna. Liczba biorących udział drowów co prawda była znacznie inna niż pierwotnie zakładała, lecz mniej uczestników upraszczało wiele spraw. Wprawdzie marną trójkę mogła zgładzić sukcesywnymi sabotażami, które sprawdziły się na siostrach Sorianny, lecz jej ego potrzebowało czegoś diametralnie innego. Szansa była tylko jedna, więc ówcześniej Aurora sprawdziła wszystkie elementy planu. Zakładał on pozbycie się dwóch drowów pod Niewidzialnością oraz Ciszą, przez trójkę najemników. Zgodnie z oświadczeniem Sorianną miała zająć się sama Aurora. W prawdzie nie miała zamiaru kiwnąć palcem do momentu, w którym wysoka kapłanka nie zabije napastników. Z Rozproszeniem Magii sprawa była prawie gotowa. Na czas właściwego ataku został wybrany odpoczynek podróżnych.

Wszystko potoczyło się zgodnie z planem. Aurora za pomocą stalowej rózgi, nakazała bezimiennej niewolnicy Duaglotha okryć najemników niewidzialnością. Tym sposobem obstawa Sorianny zginęła gwałtowną cichą śmiercią. Sama kapłanka Beanth jednak natychmiast się zreflektowała jej magia zabiła jednego z najemników niemal natychmiast, boska energia popłynęła z jej szczupłych palców i pochłonęła drowa płomieniami. Wtedy jednak wyskoczyła na nią, kryjąca się do tej pory pod czarem niewidzialności Gorta. Kobiety wymieniły kilkanaście ciosów i bloków. Trzeba było przyznać, że najemniczka miała umiejętności i kiedy jej męski wspólnik do niej dołączył, dużo wskazywało na możliwe rozstrzygnięcie potyczki już wtedy. Sorianna nie dała się do tej pory poznać Aurorze jako wytrawna wojowniczka. Szczerze mówiąc, dała się raczej poznać jedynie jako nimfomanka i intrygantka. Jednak drobna kobieta była czymś więcej, była drowią szlachcianką i wysoką kapłanką pajęczej królowej. Jej ciało spowiły seledynowe języki plugawej magii, jej głos stał się metaliczny i zimny kiedy deklamowała swoje klątwy. Ciało mężczyzny poczerniało i upadło na skały niczym pusta skorupa. Gorta kontrczarowała i wciąż walczyła. Sorianna miała jednak więcej w swoim arsenale, kolejne zaklęcie oślepiło najemniczkę, Gorta wpadła w panikę i wtedy to Sorianna nakarmiła nią swój wężowy bicz. Spektakl łowczyni oglądała z lekkiego dystansu, chodząc raz w jedną, raz w drugą stronę, przyglądając się i zaczajając jak drapieżnik. W jednej ręce trzymała ukradziony z deugarów łańcuch, w drugiej wciąż miała rózgę. Jej zastosowanie mogło się przydać po raz ostatni. Aurora wybrała więc runę rozproszenia magii, niewolnica zaplotła zaklęcie. Nie było widać żadnego efektu. Jeśli czar działał, Sorianna o tym chyba nie wiedziała. Łowczyni skróciła dystans przygotowując łańcuchy do zaciśnięcia się na szyi kapłanki. Przed samym ich zarzuceniem za pomocą rózgi posłała w jej kierunku Kulę Ognia.

Trudno było w pierwszej chwili po ognistym rozbłysku stwierdzić, czy Sorianna miała jakąś ochronę przed ogniem. Jej ubranie nie miało. Zajęło się jak wysuszone grzyby. Aurora widziała, jak kapłanka macha rozpaczliwie rękami.

"No, dalej maleńka. Powalcz jeszcze trochę" - mruknęła do siebie Aurora nie mając najmniejszego zamiaru skracać jej życia w tym momencie, ani pozwolić, by zrobił to ogień. Stojąc parę kroków obok obserwowała jeszcze przez krótką chwilę, czy Beanthrytka wyciągnie jeszcze jakiś as z rękawa.

Po pięknych lokach Sorianny pozostał jedynie smród spalenizny, jednak kapłanka ogarnęła się na tyle szybko by zacząć się leczyć. Kobieta nie mogła widzieć swojej nemezis, zbyt zajęta była ratowaniem swojego życia, jednak odpełzła do pobliskiej ściany i przykucnęła. Drapieżny uśmiech pojawił się na twarzy Aurory. Niewidzialność była cholernie interesującym atutem, który przypadł jej do gustu. Chociaż pełne ukrycie nie było w jej stylu, a kiedyś musiał nadejść moment, w którym drapieżnik wyskakiwał z kryjówki, by raz a dobrze dosięgnąć swej ofiary. Rzuciła rózgę pod siebie i spuściła łańcuch, by ciągnąć go po skałach. Niewidzialność rozproszyła się dopiero wtedy, gdy Aurora zarzuciła pętlę łańcucha na szyi kapłanki. Skrzyżowanie ogniw łowczyni zamknęła gadzią stopą, którą poprowadziła głowę Sorianny na parter. Poparzona drowka, w ogóle nie podobna do kuszącej kobiety jaką Aurora ją zapamiętała, szarpała za łańcuchy panicznie starając się złapać oddech. Jednak ku swemu przerażeniu, zwiędła bardzo szybko i zawisła na pętającym ją żelazie. Kambiotka potrząsła jeszcze trochę kapłanką, puściła pętle i łapiąc ją za szyję uniosła jej twarz przed swoją. Nie była zadowolona. Przegrana z Kulą Ognia zmieniła oblicze Sorianny, a tego Aurora nie chciała. Mimo wszystko kontynuowała zaplanowane atrakcje. Szmacianą lalkę ciągnęła ze sobą, wciąż pewnie trzymając ją za szyję.

- Bierz swoją rózgę - zakomunikowała niewolnicy rozpraszając Ciszę.

Łowczyni pomaszerowała spokojnie od trupa do trupa doplatając ich nogi do ciągniętego za sobą łańcucha.

- Bierz linę i chodź za mną - rozkazała niewolnicy udając się w konkretnym kierunku.

Nieco po ponad 50 metrach ciągnięcia za sobą trupów na łańcuchu, i nieprzytomnej, przypalonej Sorianny, wszyscy trafili do skupiska nacieków skalnych. Kambiotka nie chciała niczego robić podczas nieświadomości swojej ofiary. Kapłanka musiała ją odzyskać, choć w stopniu minimalnym i bez dostępu do gardła. Po raczej długim czasie Sorianna zaczęła odzyskiwać przytomność, można było to poznać po jej jęczeniu. Jej policzki były oklepywane szorstką wielką łapą kambiotki, która domagała się uwagi.

- W….w….w…. ...ody…. wody… - jęczała otwierając jedno oko. Głos drowki był ochrypły, ledwo słyszalny.

- Wody - powtórzyła Aurora do niewolnicy wpatrując się w swoją ofiarę. Milczała dłuższą chwilę, po czym w końcu się odezwała. - Wyglądasz obrzydliwie, ledwie można cię rozpoznać.

Zamilkła ponownie, smakując kontrolę nad drowką, którą potrzebowała sobie odbić. Była całkiem spokojna jak na to, co miała jej zrobić. Jej wygląd raził dość znacznie w odczucia estetyczne, co sprawiało, że nie mogła nacieszyć się wszystkim tak jak zakładała.

- Jak będziesz niegrzeczna to tamta znowu cię podpiecze.

Aurora poczekała na bukłak wody przyniesiony przez niewolnicę. Otwierając korek oblała głowę kapłanki i wlała nieco do jej ust.

- Osobiście się nie znamy, ale i tak wiesz kim jestem, a ja wiem kim ty. Odpuśćmy sobie uprzejmości. Za to znasz... znałaś... tamtych... - wskazała ciała Gorty i dwóch samców spętanych łańcuchem za nogi. - Opowiedzieli mi co nieco o tym, co działo się w Uh Natha.

Drowka rozpaczliwie starała się złapać płyn w usta, daleka była od prób prowadzenia dyskusji. Bukłak raz jeszcze przechylił się do ust kapłanki, by ta mogła nadrobić pragnienie.

- Patrz na mnie, gdy do ciebie mówię - rzuciła stanowczo oczekując świadomej reakcji.
Skatowana Sorianna wlepiła pełne wściekłości i strachu opalone oczy w swoją nemezis.

- Sprzątnęłaś nie tę drowkę, którą powinnaś i zaje*ałaś coś, co miało należeć do mnie. - Aurora przyciągnęła nieco bliżej jej twarz do swojej. - Powiesz mi gdzie jest jej naszyjnik.

Sorianna otworzyła szeroko zdziwione usta, samo w sobie musiało być bolesne.

- J.. ni… co..? kt… - jedyne co było pewne to to, że kobieta nie wie o co chodzi, co cieszyło Aurorę i wcale nie przeszkadzało.

- Utopiona pinda miała na sobie cały czas naszyjnik. Ten, którego nigdy nie ściągała. Musiałaś go widzieć pieprząc się z nią godzinami. Gdzie on jest?

Do Sorianny dopiero doszły zmysły.

- Został na niej, kiedy zabierała ją straż. Pewnie leży teraz gdzieś na dnie jeziora.

- Został? Przecież znasz się na towarach. Nie zostawiłabyś go. Bez pier*olenia, twoje siostry go mają?

- …siostry? ... Tak! Siostry go mają, oczywiście - zaczęła nawijać. - Wiem jak je podejść, o tak, mogę ci pomóc, jestem ci potrzebna… żywa!

- Czemu nie są z tobą?

- …polecenie Opiekunki, musiały ruszyć oddzielnie.

- Jakiej, kur*a, Opiekunki, jak ty od dekadni nie ruszyłaś dupy z Uh Natha? Masz też cały wasz towar.

- No... ale to prawda, prawda prawda - zapierała się.

- Pier*olisz - skwitowała Aurora. Obróciła się lekko w bok, ciągnąc za sobą Soriannę, i wskazała trupy swoich najemników. - Oni twierdzą, że ta utopiona pinda poszła na dno za kradzież i zabójstwo dwóch drowek. Ty akurat jesteś bez swoich sióstr. Przypadek? Nie sądzę.

- Kłamią, wszyscy kłamią - zapierała się dalej.

- Też pomyślałam o tym samym - przyznała kiwając lekko głową. - Dlatego chciałam usłyszeć to od tych samych deugarów, którzy ją topili - zapowiedziała, uśmiechając się podle, choć nie precyzując rezultatu domniemanej rozmowy.

Kapłanka zawahała się.

- Oni też kłamią! ... Taki był plan, tak! Siostry upozorowały wszystko by niepostrzeżenie opuścić Uh Natha. Polecenie Opiekunki!

Łowczyni uniosła lekko brwi nie będąc zbytnio przekonana.

- Łysy deugar z siwą brodą i gardłowym głosem wydawał się dość przekonany, co do swoich słów. Gdy dopytywałam o naszyjnik stwierdził, że nie było żadnego naszyjnika a jedynie siniaki na szyi. Więc... Skoro już ustaliłyśmy, że sióstr pozbyłaś się sama... To powiedz mi lepiej, gdzie schowałaś ten naszyjnik?

- Oni wszyscy są łysi! I kłamliwi! Siostra zabrała go ze sobą, naprawdę!
Aurora kręciła powoli głową nie będąc usatysfakcjonowana taką odpowiedzią. Jej szponiasta łapa zaciskała się mocniej na szyi kapłanki. Obolała kapłanka zabulgotała starając się złapać powietrze.

- Lepiej na tym wyjdziesz, jak będziesz ze wszystkim szczera - zakomunikowała po chwili odpuszczając niego uścisk.

Sorianna odkaszlnęła.

- Siostry nie żyją… - wydukała wreszcie - i nie wiem nic o naszyjniku.

Kambiotka uśmiechnęła się jednocześnie mściwie i z satysfakcją.

- Nie możesz nic wiedzieć o naszyjniku, bo nie zwracałaś na niego uwagi... Poza tym już go nie ma. Łysych też nie ma. Pazerność ich zgubiła. A ci... Cóż... Pachołki zawsze idą na straty.

W chwili przerwy Aurora przypatrywała się się swojej ofierze. W końcu spojrzała gdzieś za nią i zdecydowała ruszyć w wybranym przez siebie kierunku niosąc kapłankę za szyję.

- Nie interesuje mnie ani naszyjnik, ani złoto, ani cokolwiek, co przytargały twoje siostry z powierzchni. Jestem tu, by cię zabić i nie możesz zrobisz nic, by to zmienić. Umrzesz, a ja postaram się by byś zdychała w największych męczarniach, jakie mogę tu zorganizować. Wiedz, że nigdy tego nie robię. Wolę szybką i brutalną śmierć. Acz... Ty zasługujesz na specjalne traktowanie.

- Przestań, przestań! Kiedy moja rodzina się o tym dowie zmiażdżą Olathkyuvrów, rozumiesz?! Rozumiesz?! - odgrażała się ale w jej głosie słychać było już tylko panikę.

- Dowie...? Niby jak? Oficjalnie zabójczyni twoich sióstr została złapana i skazana. Bezimienne pionki były pod znakiem Aleanviirów. Mnie nie widziano w Uh Natha. Ty wyruszyłaś w podmrok tylko z dwójką ludzi, bez przewodników. Wypadki chodzą po drowach - skwitowała stając przy wysokim i ostrym stalagmicie. - Zgubiła cię pazerność. Ja przyszłam na gotowe. Nie musiałam się nawet wysilać ani używać rękoczynów. Ciągle jestem spokojna jak baranek. Wysoka kapłanka Baenth została pokonana przez... to - spojrzała na niewolnice. - Zakatowane ciało nieposiadające własnej woli. Na prawdę chcesz, by dowiedzieli się jak jesteś warta mniej niż animowane zwłoki i zmarnowałaś wszystko, co tobie dali? Lepiej zachowaj twarz i zemrzyj w ich niewiedzy.

- Ale, ale, ale… nie musisz mnie zabijać! Mogę dać ci dowód, jakiś, przecież nikt się nie dowie! - błagała Sorianna.

- Bardzo dobrze wiesz, czym to się skończy. Obojętnie, co zaoferujesz, nie zmienisz swojego losu. Co do zachowywania twarzy... Wyglądasz jak gówno... Wybacz, nie spodziewałam się, że pójdziesz z dymem jak suszony mech. Nie wyprowadziłaś mnie jeszcze z dobrego humoru, więc pozwolę tobie odejść z klasą. Doprowadź swój wygląd do stanu używalności. A ty - zwróciła się do niewolnicy - wyciągnij z gratów jej czerwoną suknię. Może nie poszła z dymem.

Pozostawiona na jakiś czas we względnym spokoju Sorianna podniosła modlitwy to Pajęczej Królowej i jej ciało zaczęło się regenerować. Jednak kolejny czar sprawił iż w jej dłoni znalazł się widmowy bicz, którym natychmiast chlusnęła w twarz kambionkę. Ta z zaciśniętymi zębami przyjęła cios wpatrując się tam, gdzie uderzenie zaprowadziło jej wzrok. Zagotowało się w niej a wewnętrzny spokój gwałtownie zniknął.

- Wróć - warknęła do niewolnicy zaciskając przy tym łapę na szyi kapłanki. Spojrzała na swoją ofiarę wściekle wyrywając jej wyczarowaną broń z dłoni. - Nigdy... Mnie... Nie wkur*aj! - wycedziła między zębiskami unosząc na końcówce dwugłos demonicznej krwi. Odrzuciła bicz na bok i złapała kapłankę za dłoń, w której go trzymała. Zrobiła parę kroków i z impetem uderzyła jej ramieniem o chudy naciek.

Sorianna zawyła z bólu, zaś dzięki wcześniejszemu podleczeniu miała masę wigoru by wierzgać się jak oszalała. Pogarszało to tylko jej sytuację, bowiem łowczyni była skora kontynuować. Chwytała za kolejne części kończyn, by łamać je naciekach do momentu, w którym łamały się one, lub jej kości. Mimo agresji, pilnowała, by nie były to złamania otwarte. Kapłanka nie mogła się wykrwawić. Miała zostać pozbawiona użyteczności rąk i nóg.

Kobieta wyła jakby ją ze skóry ktoś obdzierał… już. Po przetrąceniu obu nóg, zemdlała. Nabuzowana kambiotka oddychała głęboko a nieprzytomna zwisała w jej łapsku jak sflaczała lalka. Uniosła ją do góry, by spojrzeć na jej twarz bez opuszczania głowy. Zabawa dopiero się zaczynała, a kapłanka musiała był podczas niej przytomna. Inaczej nie miało to sensu. Inaczej Aurora nie była w stanie odbudować poczucia własnej wyższości. Pozostawiła na chwilę pokruszone nacieki i podeszłą do upuszczonego bukłada i zaczęła ją cucić. Kiedy Sorianna tylko odzyskała przytomność, natychmiast zaczęła biadolić z powodu ran.

- Miałaś swoją szansę - łowczyni rzuciła zabierając się za wybrany na początku wąski i wysoki stalagmit. - Teraz dokończę to, co przerwał twój cynizm. Dwóch nie będzie... Ale jeden powinien wystarczyć

Sorianna wrzeszczała ile sił w płucach. Problemem przy nabijaniu na pal, jak doskonale zdawała sobie z tego sprawę Aurora, było zawsze precyzyjne ułożenie ofiary. nie chciało się przecież, by ostrze wyszło brzuchem czy plecami, to skróciłoby znacznie agonie i zepsuło cały efekt. Kambionka musiała więc najpierw dokładnie i głęboko osadzić czubek skały w ciele drącej się z całych sił drowki. Jednak opłacało się… nawet kiedy Sorianna musiała być wybudzana jeszcze cztery razy… Pijana od dominacji przyglądała się swojemu dziełu smakując wypełniające ją uczucie. Jego źródło musiało cały czas być przytomne. Gdy nie było - należało je ocucić. Gdy było - rozsiadała się na skałach i obserwowała, jak zaklęta.
 
Proxy jest offline