Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-01-2017, 19:38   #136
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Laura & Chloe - 1 / 2

Leniuchowanie w wydaniu Laury sprowadzało się do siedzenia w jednym miejscu przez cały dzień. Potrafiła wziąć książkę i szkicownik, usiąść na fotelu i przesiedzieć tak do wieczora. Dziewczyna nie miała z tym żadnego problemu, natomiast jej babcia takowy już miała. Cały czas starała się wyciągnąć wnuczkę, by zażyła trochę życia, bo jak to mówiła "siedzieć w pokoju to można wszędzie". Późniejszym popołudniem babcia wybierała się do piekarni i zdołała namówić Laurę na towarzyszenie, choć w prawdzie dziewczyna była skupiona bardziej na rysowaniu. Niemniej, Beronique osiągnęła mały sukces, bowiem wywlekła wnuczkę na powietrze. Tuż przed drzwiami samej piekarni, pomysł srebrnowłosej, by nie wchodzić a zostać na zewnątrz dla ładnej perspektywy, spotkał się z uznaniem.

Młoda Brequet przysiadła więc nieopodal i ze wzrokiem wbitym w raz w świątynię, raz w kartkę papieru szkicownika, przelewała naturę małą końcówką węgielnego ołówka.


- Ładnie rysujesz - odezwał się dziewczęcy głos zza pleców Laury. Gdy się odwróciła, dostrzegła zaglądającą jej przez ramię drobną dziewczynę, o jasnej cerze, ciemnych oczach i długich ciemnobrązowych włosach, które miała związane luźno z tyłu głowy. Była ubrana w białą sukienkę i płaszczyk narzucony na plecy.

- Dzień dobry - odpowiedziała przyjaźnie srebrnowłosa. - Świątynia ładnie wygląda z tej perspektywy - przyznała pokazując rysunek w całości, by dziewczyna nie musiała nachylać się zza ramienia.

- Potrafi panienka uwydatnić piękno miejsca, które z pozoru wydaje się przeciętne - stwierdziła. Wyprostowała się i uśmiechnęła do Laury.
Stanęła obok białowłosej.

- Ma panienka talent w ręku - pochwaliła Chloe.

- Zwykle moje szkice dotyczą projektów niż po prostu "martwej natury", acz staram się jak mogę... Coraz ciężej mi to wychodzi... - westchnęła przyglądając się kartce, jak i świątyni. - Panienka zdążyła się zaklimatyzować? Proboszcz na dłuższą metę jest znośny? - dopytała nieco ściszając głos na koniec.

Chloe westchnęła ale na jej twarzy pozostał lekki uśmiech.

- Tak po prawdzie to dopiero teraz mam czas dla siebie - dziewczyna rozejrzała się pod nogami. Chwyciła się pod boki.

- Szczerze powiem, że świątynia była mocno zapuszczona i porządki były nie lada wyzwaniem - mrugnęła do Laury. - Ojciec Glaive jest dobrym człowiekiem - stwierdziła Chloe. - Problem jest tylko z naszym kościelnym - pokręciła głową. - Alkohol już nie jednemu rozum wypłukał.

- Um... Kościelnym? - zwątpiła Laura niezbyt orientując się w organizacji kościołów. - Znaczy, że jest jeszcze ktoś jeszcze, czy panienka mówi o proboszczu "pijaku"? Proszę wybaczyć, niezbyt znane są mi normy kościelne. Wprawdzie z nich najbardziej interesuje mnie architektura.
Chloe pokręciła głową

- Nie nie - westchnęła i lekko uniosła ręce jakby w geście poddania. Wyprostowała się i splotła dłonie za sobą. - Z resztą mniejsza o to. Ogólnie to bardzo podoba mi się tu. Cieszę się, że zdecydowałam się na tą pracę. A jak panience mija pobyt u rodziny?

Zmarszczone brwii srebrnowłosej wskazywały, że niezbyt rozumiała poruszoną pierwszą kwestię, acz na zmianę tematu zmieniła wyraz twarzy.

- Bardzo miło było odnowić stosunki z dziadkami. A tak to z całych sił staram się nie robić nic konkretnego i "odpoczywać"... ale chyba nie potrafię. Męczę się przy tym bardziej, niż podczas pracy... Sama panienka widzi... - Laura przewertowała poprzednie strony szkicownika, które były wypełnione po brzegi szkicami rzeczy zdecydowanie bardziej technicznych, niżeli ładnych widoków. - Oszukiwanie samej siebie, że coś się potrafi, nie jest chyba najlepszym rozwiązaniem...

- Czemu panienka tak uważa? - zapytała Chloe z nagłą troską wymalowaną na twarzy. Ale uśmiech prędko powrócił na jej usta. - Nie musi być panienka tak skromna. Długo panienka zostaje u rodziny?

- Sama nie wiem jak długo... Pewnie parę tygodni. Długich tygodni, w których jak nie będę robiła nic konkretnego to wyschnę na wiór... Jest już... czwarty dzień? A ja nie mogę już wysiedzieć - przyznała kładąc szkicownik na kolanach, a dłonie na szkicowniku. - Panienka umie odpoczywać? Ja nie potrafię.

- Zdecydowanie nie - odparła bez zawahania panna Vergest. - Po prawdzie mam tak jakby dziś wolne i pomyślałam sobie, że zrobię sobie spacer po miasteczku... Ale już myślę tylko o tym co powinnam jeszcze zrobić w świątyni. A nasz Cicerone jest niesamowicie pracowitym człekiem, więc muszę za niego myśleć o sprawach tak przyziemnych jak posiłek czy nawet odpoczynek. Więc rozumiem panienkę. Sama bym nie była w stanie wysiedzieć w miejscu za długo - dodała. Gosposia duchownego w ogóle nie zwracała uwagi na niedołężność Laury, która westchnęła zastanawiając się przez chwilę.

- Rzecz w tym, że odpoczynek nie jest mi wcale potrzebny... Wszyscy zakładają, że za dużo pracuję, to jestem cały czas przemęczona. A prawda jest taka, że gorzej znosze nie robienie niczego, niż robienie czegoś sensownego.

Myśli wodzące wokoło tematu w końcu wpadły w jego szyny. Laura popatrzyła na pomocnice proboszcza nieco wnikliwie.

- A kieszonkowy zegarek z brzęczykiem nie załatwiłby sprawy Cicerona?

- Gdyby takowy potrafił jeszcze stać nad nim i pilnować, żeby znów nie spędzał całej nocy z nosem w kościelnych księgach, to myślę, że mogłabym spokojnie szukać nowej pracy - odparła z rozbawieniem Chloe. - Nasz cicerone to uparty człowiek, oddany społeczności, ale co za tym idzie, zupełnie nie dbający o siebie. Podejrzewam, że zgodziłby się ze słowami panienki, że odpoczywa pracując - dziewczyna spojrzała z roześmianym spojrzeniem na Laurę. - Rozumiem, że panienkę przysłało tu polecenie lekarza lub bliskich osób, prawda? - uśmiechnęła się tajemniczo.

- Mojego mistrza, dokładniej powiedziawszy. Sam musiał wyjechać a mnie zostawiać w pracowni samej nie chciał, więc wysłał na urlop. A lekarze? Lekarze jedynie zalecają trzymać ciepło. Ot tyle, co sama wiem, że mi pomaga.

Drzwi od piekarni otworzyły się z charakterystycznym brzękiem dzwoneczka i na zewnątrz wyszła Beronique.

- Dziękuję ci Rusty jeszcze raz i do zobaczenia - powiedziała do halfinga, który odprowadził ją do wyjścia. Piekarz ukłonił się damom i tym stojącym i również tym siedzącym pod jego przybytkiem.

- Do widzenia pani, pani Bréguet - odpowiedział. Zamyślił się przez chwilę patrząc badawczo na młode panny i uniósł otwartą dłoń.

- Panie zechcą przez chwilę poczekać - Rusty obrócił się na pięcie i zniknął wewnątrz sklepiku.

- Witaj panno Chloe - przywitała się Baronique. - Mam nadzieję, że w kościele udało nam się posprzątać i uporządkować rzeczy. Długo nam zniknęła gosposia w areszcie. Coś się tam wydarzyło?
 
Proxy jest offline