Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-01-2017, 20:30   #139
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Odwiedziny u Amandy 1/2

- Dziękuję - odparł grzecznie Theseus, podsuwając sobie filiżankę herbaty. Rozmawiając z kobietą czuł się z jakiegoś powodu lekko skrępowany. Co i rusz zerkał na kręcącą się po pokoju Chloe i w duchu dziękował jej, że się z nim tutaj wybrała. Ciężko było mu sobie wyobrazić tą wieczorną wizytę bez jej wsparcia. Glaive wiedział, że elfka była wdową. I z tego, co się orientował, znacznie starszą od niego.
- O ojcu Bernardzie właśnie chciałem z panią porozmawiać, pani Amando - powiedział, zatapiając spojrzenie w filiżance. Potarł dłońmi kolana, jakby nie bardzo wiedząc, co ma mówić.
- Niestety nie miałem okazji poznać wielebnego osobiście, a szkoda. Mogłaby mi… - odchrząknął i zerknął na młodą gosposię - to znaczy nam coś o nim opowiedzieć?
- O ojcu Bernardzie? - Powtórzyła starsza pani mieszając swoją herbatę - No pewnie. Miałam okazję go poznać po śmierci ojca Philippe. Sam trafił zresztą do nas. Do mnie i Barbary.
Gosposia z uroczym uśmiechem rozświetlającym jej buźkę dyskretnie rozglądała się po pomieszczeniu. Jej mina wskazywała, że bardzo podoba jej się wystrój jaki miała tu gospodyni domu. Maniery Chloe były wręcz wzorowe. Tak jak nakazywała grzeczność, poczęstowała się ciastkiem, w które wgryzła się tak, że nawet jeden okruszek nie upadł. Duchowny mógł poczuć przez chwilę na sobie jej spojrzenie lecz zrobiła to tak dyskretnie, że pani Amanda miałaby problem by wychwycić.
- Przepyszne ciasteczka - odezwała się w końcu panna Vergest. - Sama pani piekła? - zapytała z wielkim zainteresowaniem.
- Niestety nie, moja droga. Zakupiłam to ciasto u pana Blackleaf’a dzisiaj po południu. Częstuj się herbatą. -
Chloe pokiwała głową.
- Będę pamiętać o tym - powiedziała dziewczyna w sprawie dostawcy słodyczy. Uniosła z gracją filiżankę, trzymając lewą ręką za spodeczek, a prawą za porcelanowe ucho. Lekko pochuchała i dopiero upiła drobny łyk.
Amanda tylko na chwilę spuściła wzrok z duchownego, by zaraz wrócić do rozmowy.
- Potrzebował kogoś, kto mu pomoże przy porządkach po tym niefortunnym zdarzeniu, jakim był wypadek naszego Philippe. A co dokładnie chciał wiedzieć ojciec?
- Słyszałem, że ojciec nie był zbyt wygadanym człowiekiem. Czy komentował w jakiś sposób to nieszczęście, które przytrafiło się poprzedniemu Cicerone? I czy wspominał, co zamierza zrobić po wyjeździe z Szuwarów?
- Ubolewał, że duchowny nie żyje. Nie wnikał zbytnio w prowadzone dochodzenie. Dwa razy chyba rozmawiali obaj z szeryfem - Amanda próbowała sobie przypomnieć jakieś szczegóły i za chwilę pokiwała głową z uśmiechem - [i]Rzeczywiście, ojciec Bernard nie był zbyt wylewny. Spakował dokumenty, zabrał niewielką szkatułkę z pieniędzmi. Chciał spakować to co cenne, by świątynia nie stała się miejscem szabru, ale nic nie znalazł. Z tego co wiem, udał się do Matrice.
Starsza kobieta upiła znowu łyk herbaty.

- A można wiedzieć, jak się dziś czuje pani Barbara? - zapytała z troską w głosie młoda gosposia, która wyglądała na niezainteresowaną tematem podjętym przez duchownego.
- Pani Barbara czuje się dobrze. Byłam z nią wczoraj u pana Trottier’a i zapisał jej lekarstwa oraz maści. Czasem ma kobieta lepsze dni. Dziękuję, że pytasz - odpowiedziała kobieta.
Chloe popatrzyła ze współczuciem.
- A czy mogłabym ją odwiedzić? Dotrzymać chwilę towarzystwa? - zaproponowała.
- Barbara dostała silne leki od pana Rodolphe i nie wiem czy jest na siłach. Mogę to sprawdzić, oczywiście. W sumie, bardzo by się ucieszyła.
Amanda dźwignęła się energicznie z fotela i poprawiła suknię.
- Przepraszam ojca, ale na chwilę was zostawię. Być może Barbara też chętnie się z ojcem zobaczy.
Theseus również wstał, grzecznie czekając, aż kobieta opuści pomieszczenie.
- To by była moja przyjemność, gdybym mógł porozmawiać przez chwilę ze starszą gosposią - odparł jeszcze kapłan.

Kiedy Amanda wyszła z pokoju, Glaive skinieniem dłoni przyzwał do siebie Chloe.
- Tak jak się umawialiśmy - zaczął mężczyzna ściszonym głosem, nachylając się do gosposi - musimy delikatnie wypytać panią Barbarę o ojca Philippe. Polegam na twojej subtelności, lilium.
Panna Vergest, gdy duchowny chciał ją do siebie przywołać, to okazało się, że stoi już przy nim. Jej oblicze, które do tej pory było radosne i przyjacielskie teraz nabrało powagi. Skinęła głową.
- Dobrze ojcze, postaram się. Jednak dobrze byłoby, gdybym mogła zostać z nią sama - zasugerowała Chloe, spoglądając na Cicerone. Dziewczyna zaraz westchnęła i przywołała znów tą samą minę uroczej dziewczyny co miała wcześniej.
Duchowny zapatrzył się gdzieś przed siebie, rozmyślając przez chwilę w ciszy. Wreszcie pokiwał powoli głową.
- Niech będzie, córko. Odciągnę panią Amandę, żebyś ty mogła swobodnie porozmawiać ze starą gosposią.
- Dziękuję ojcze - Chloe posłała duchownemu lekki uśmiech.

- I patrz kto nas odwiedził. - Drzwi pokoju rozchyliły się i weszła do nich gospodyni domu razem ze ślepą skrzacicą.
- A no tak.. - Amanda zajrzała w ślepe oczy towarzyszki - No więc, są u nas goście. Ojciec Theseus i panna Chloe, jeśli pamiętasz.
- Figlu miglu, pac, pac! - Przywitała się Barbara.
- Niebawem muszę ją położyć spać, ale przez chwilę może z nam posiedzieć - Poinformowała Amanda.
Panna Vergest przyjrzała się ze współczuciem skrzacicy. Wtem lekki błysk w jej oku, mógł zdradzić duchownemu, że dziewczyna miała w głowie jakiś pomysł. Chloe podeszła bliżej.
- Witam Pani Barbaro, jak się pani dziś miewa? - zapytała spoglądając w niewidzące oczy skrzacicy i zrobiła przy tym minę radosną, jaką zwykło się robić do małego dziecka czy niemowlęcia.
Theseus podszedł do Chloe i zatrzymał się za nią, pozwalając, by ta pierwsza się przedstawiła starszej gosposi.
- Ucho, jaja, daj na chleb - odpowiedziała babcia i zaświeciła mokrymi dziąsłami.
- Próbowałam z nią się porozumieć, ale.. - Amanda wzruszyła ramionami podkreślając bezsilność.. - Nawet nasz znachor nie za bardzo jest w stanie pomóc. Myślę, że wizyta ojca z pewnością przyniesie mojej koleżance ulgę. Ona to gdzieś w głębi czuje. Tak mi się zdaje. Tymczasem, może zostawimy ich samych? - skierowała pytanie do Chloe.
Kapłan zmrużył oczy i pokiwał lekko głową. Zerknął na Chloe, spojrzeniem dając jej do zrozumienia, że wszystko jest w porządku.
- Pokażę pokój do wynajęcia. Może na plebanii komuś szepniecie słówko. To nasze jedyne źródło utrzymania - spojrzała znacząco na gosposię.
- Oczywiście - odparła panna Vergest odwracając wzrok od Barbary i spoglądając na panią Amandę. Zaraz też odeszła od starej skrzacicy w kierunku gospodyni domu. Co prawda nie było to tak jak chciałaby Chloe, żeby się zadziało, ale nie mogła przecież się nie zgodzić bo byłoby to źle widziane. Na szczęście nie było po panience widać tego niezadowolenia.

Theseus odczekał cierpliwie, aż młoda kobieta i elfka opuszczą pomieszczenie.
Kiedy został sam na sam ze skrzacicą, przyjrzał się jej uważnie. Nie śpieszył się, najwyraźniej niezrażony trwającą ciszą. Podrapał swoją brodą i splótłszy dłonie za plecami, zaczął się przechadzać z prawej do lewej, stukając ciężkim obcasem po deskach podłogi. Na twarz przybrał poważną minę, najwidoczniej nie czując potrzeby, by umilać starszej gosposi czas swoją obecność.
Zatrzymał się wreszcie i obracając na pięcie, odwrócił się do Barbary. Podszedł do niej na krok i położył prawą dłoń na jej przedramieniu, próbując ją złapać. Dłoń, na której nosił pieczęć kościoła.
- Bądź pozdrowiona, służko Wielkiego Budowniczego - odezwał się wreszcie swoim twardym, rzeczowym tonem. Jednocześnie zapatrywał się w niewidome oczy starej gosposi.

Kobieta przestała machać wesoło nogami, które zwisały z kanapy. Jej niewielka główka się poruszyła. Gałki oczne błądziły za cieniami jakie malowało jej światło.
- Brodzisz, dziewczynko - Odpowiedziała na pozdrowienie.
Dotyk Theseusa pozostał jakby bez rekacji. Duchowny mógł jednak wyczuć, że kobiece ręce trzęsą się lekko. Od skrzacicy zaś czuć było nieco alkoholu i dużo ziołowych maści.

- O, skrzywdzona Nosicielko Duszy - westchnął Theseus i poklepał delikatnie, którą trzymał. - Czy to odejście ojca Philippe tak cię roztrzaskało, czy inna była tego przyczyna? - zagaił, choć nie wyglądał, że oczekuje rzetelnej odpowiedzi.
Drżąca ręka uniosła się lekko i opadła na dłoni duchownego. Babcia wywaliła jęzor, ale nie wydała z siebie żadnego dźwięku.
- Interesujące - mruknął Cicerone. Drugą rękę uniósł do koszuli, rozpinając kilka pierwszych guzików. Po chwili szarpania się z czarnym materiałem, wyciągnął spod niej Znak Boga, zaciskając na nim pięść. Spojrzał jeszcze raz na gosposię, a następnie przymknął oczy i wyciszył się, jakby jego umysł znalazł się gdzieś indziej.
- Potestas data est mihi a Deo - zaczął niskim, przejmującym głosem, poruszając ustami jak w mantrze - Qua mundavero vos ex malum vires.
Skupił się na trzymanej Barbarze oraz amulecie. Pozwolił, by moc kapłańska wypełniła go i przepłynęła przez jego członki. Nie miał pewności, ale też nie miał nic do stracenia.
Niewielka dłoń staruszki powoli skurczyła palce na skórze duchownego. Popękane paznokcie rozpoczęły wżynać się w skórę. Znak Wielkiego Boga Ojca rozbłysł delikatnym światłem, by za chwilę walnąć potężną salwą mocy magicznej. Fala niszczącego, astralnego żywiołu przetoczyła się po okolicy razem z silnym podmuchem.
Starowinka zapiszczała i rzuciło ją na ziemię. Zamrugała powiekami, widząc ojca Theseusa.
- Na rany Najwyższego, czy ja trafiłam do królestwa Leath?! - Wykrzyczała ze strachem, po czym biała błona znów przysłoniła jej gałki oczne, a z ust pociekła ślina.
Dopiero teraz do ojca Theseusa doleciało ujadanie psa gdzieś w dali i wiatr, który wpadł przez otwarte, na oścież okno.
Kapłan skrzywił się lekko i potarł okaleczoną rękę. Schował amulet i zapiął koszulę oraz naciągnął rękawy. Rozejrzał się czujnie, jakby oczekiwał, że ktoś zaraz wpadnie do pokoju i zacznie wrzeszczeć. Póki co, nic takiego się nie stało, toteż Theseus podszedł do staruszki i spróbował pomóc jej wstać.
- Ślepe oczy, które za dużo zobaczyły. Cóż oni ci uczynili, pani Barbaro.
Nim Barbara wybełkotała kolejną niezrozumiałą odpowiedź, drzwi od izby otworzyły się nagle i stanęła w nich panna Vergest.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline