Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-01-2017, 21:15   #57
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- Dziękuję, sir - rzucił Irakijczyk, podrywając się z miejsca. Dłonią zgarnął wszystkie materiały, które zostały mu przekazane i bez ociągania ruszył w stronę drzwi. Zatrzymał się jednak przed nimi, przepuszczając te panie, które chciały wyjść od razu.

Olander skinęła głową do Koordynatora i wstała ze swojego miejsca. Zgarnęła kopertę do ręki i skierowała się do wyjścia. Immy uśmiechnęła się lekko do Sharifa, gdy ten przepuścił ją w przejściu. Po opuszczeniu sali blondynka na chwilę przystanęła, rozglądając się za zbrojownią.
Natalie gdyby mogła, pewnie byłaby lustrzanym odbiciem Imogen. Douglasówna była tak skupiona na swoich myślach, że podążyła za koleżanką, niczym statek podążający w kierunku latarni. Olander już miała ruszyć w obranym przez siebie kierunku kiedy dostrzegła idącą w jej kierunku Nat. Immy spojrzała na nią ze współczuciem i czekała aż kobieta do niej dojdzie, a gdy już znalazła się przy niej to blondynka po prostu, bez słowa, objęła ją po przyjacielsku.
- Idziemy najpierw do przebieralni? - Immy zapytała ją cicho, dając tym do zrozumienia, że nie chce jej zostawiać samej.
- Nie wiem. Chcę już na misję. - To brzmiało prawie, jakby Natalie powiedziała “chcę do domu”. - I muszę zapytać Koordynatora o mojego brata, nie wiem co z nim i nie wiem gdzie jest i czy jest bezpieczny. A muszę wiedzieć!
- No to łap Egelmana teraz - stwierdziła Immy. - Przy Portalu wątpię, że będzie na to czas - dodała puszczając Natalie. Przyjrzała jej się. - Wezmę dla ciebie broń, to będziesz miała więcej czasu na rozmowę z nim, ok? - zaproponowała.
Natalie kiwnęła głową, jak przystało na grzeczną dziewczynkę wykonującą polecenia, albo coś, co mogła potraktować jak polecenie i poszła z powrotem do sali. Minęła się z Alice. Harper nie miała pytań do Koordynatora. Trzymała kopertę z danymi przy sobie, by jej czasem nie zapomnieć i posłała Natalie odrobinę zamyślone, ale uprzejme spojrzenie. Zerknęła skąd kobieta szła i zorientowała się sama, że to najpewniej właśnie był kierunek, w którym znajdowała się zbrojownia. Zaraz jednak zerknęła na Sharifa, który stał jeszcze i nie ruszył się najwyraźniej.
Posłała mu pytające spojrzenie o treści ‘Idziesz?’. W końcu z całej tej grupki to jego znała chwilę dłużej i choć oczywiście będzie chciała poznać wszystkich lepiej, to niczym standardowa osóbka, na początek chciała się trzymać kogoś, komu ufała.

W tym czasie Lotte wzięła dokumenty, ale została w sali z Koordynatorem. Najwyraźniej musiała mieć do niego jakąś niecierpiącą zwłoki sprawę. Dlatego też wstała z miejsca i podeszła bliżej do mężczyzny.
- Niestety mam ważną sprawę do omówienia. Postaram się zrobić to możliwie jak najszybciej jeśli Pan pozwoli. – Rzuciła do Egelmana.
- Oczywiście - Koordynator skinął głową. - W czym problem?

Natalie weszła do sali, ale zauważywszy, że Koordynator rozmawia z jedną z detektywów, została przy drzwiach, żeby nie przeszkadzać, ale dać wyraźnie do zrozumienia, że czeka na swoją kolej. Conrad Egelman skinął głową kobiecie, jakby chcąc podziękować jej za dyskrecję, po czym zwrócił z powrotem wzrok na Lotte Visser.
- Dwie sprawy, jedna powiązana z tą całą aferą mafijną, a druga bardziej techniczna. – Lotte oparła się tyłkiem o blat stołu. – Moje imię znalazło się na liście, którą miała policja. Założyli, że to są osoby do usunięcia. Ojciec mojej niedoszłej bratowej jest komendantem policji w Portland i chcąc mnie chronić przed zagrożeniem, wbrew mojej woli, wsadził mnie do aresztu, pod pozorem fałszywych oskarżeń. Wyszłam na wolność na dwadzieścia cztery godziny dzięki prawnikowi. Jeśli do tego czasu nie wrócę będę miała poważne problemy. Przy okazji proszę, tu jest cała lista nazwisk, którą udało mi się zdobyć. – Wyjęła z kieszeni spodni dresowych poskładane kartki papieru i przekazała je Koordynatorowi. – Może jeszcze na coś przyda się. Czy jest jakaś możliwość żebym po powrocie z zadania w Helsinkach nie trafiła do więzienia, bo tak będzie jeśli za kilkanaście godzin nie spotkam się z prawnikiem?

Na twarzy Conrada Egelmana malował się kolaż uczuć. Z jednej strony zaskoczenie, z drugiej cień rozbawienia, kiedy Lotte wspomniała o niechęci trafienia do więzienia. W oczach pobłyskiwała również iskierka złości.
- I dopiero teraz pani mówi o tej liście? - zapytał z niedowierzaniem. Odebrał ją od kobiety, po czym prędko przejrzał wszystkie trzy strony i westchnął. - Myślę, że teraz to i tak bez znaczenia - zamyślił się przez chwilę. - Oczywiście Mnemosyne zajmie się pani problemem z policją. Spróbują zatuszować to całe nieszczęście. Przynajmniej nie trafiła pani do telewizji w odróżnieniu od innych z pani grupy - Egelman uśmiechnął się lekko. - Mogę zapewnić, że Mnemosyne dołoży wszelkich starań, jednak trzeba pamiętać, że mają teraz pełne ręce roboty. Jeżeli poradzą sobie ze wszystkim, osobiście złożę podanie o premię dla ich zespołu - dodał. - Trzeba być dobrej myśli. Coś jeszcze panią kłopocze, czy mogę już wezwać pannę Douglas?
- Chciałam oddać to wcześniej – zapewniła z przejęciem Visser. – Niestety areszt pokrzyżował mi plany, ale nawet jak z niego wyszłam i znów chciałam od razu skontaktować się z oddziałem… - zawiesiła na sekundę głos – to zostałam porwana. To druga sprawa, którą chciałam poruszyć. Nicolas Flenn, którego poznałam rok temu, próbował pogrążyć firmę, w której pracuję, co nie udało mi się, okazał się szaleńcem, który ubzdurał sobie, że mnie kocha? Gdy wyszłam z komisariatu, złapałam taksówkę. Kierowcą był on i po pewnym czasie podróży ujawnił się i kazał mi sięgnąć pod siedzenie, gdzie w słoiku była głowa mojego znajomego, o którego zapewne był zazdrosny. – Kobieta mówiła spokojnie, jakby przedstawiała fakty, bez emocjonalnego opisu. Westchnęła tylko po czym kontynuowała dalej. – Wywiózł mnie do leśnej chatki, gdzieś w stronę Scappoose. Groził mi pistoletem żebym wysiadła z auta i wtedy zostałam przeniesiona tutaj.
- Zdaje się, że nie trzeba mafii, aby być w śmiertelnym niebezpieczeństwie - Conrad spojrzał wnikliwie na Lotte. - Oczywiście Mnemosyne również o tym zostanie poinformowane, jednak niestety nie znam na tyle dobrze procedur ich postępowania, by rzec, jak dokładnie rozwiążą problem. Wymazywanie pamięci jest świetne dla cywili, którzy przez kilka dni borykali się ze stworami nie z tej ziemi, natomiast całe lata obsesji? - Egelman westchnął, kręcąc głową. - Pewnie najłatwiej będzie go skazać na szpital psychiatryczny. Zwłaszcza jeśli zaczął rozpowiadać, że widział, jak rozpływa się pani w powietrzu. Ale podkreślam, że sam nie jestem z Mnemosyne i nie mogę zapewnić, co dokładnie uczynią w tym względzie.
Visser uśmiechnęła się, a na jej twarzy zagościła ulga.
- Będę usatysfakcjonowana z każdego skutecznego rozwiązania. Czy zostanie do więzienia czy zakładu psychiatrycznego lub zostanie mu odebrana pamięć. Byle by został złapany i zamknięty z dala od ludzi. Wolałabym wrócić nie martwiąc się, że psychopata jest dalej zagrożeniem dla mnie i dla innych z mojego otoczenia. – Lotte skinęła lekko głową. – Nie zajmuję już więcej czasu, dziękuję za rozmowę.
- Również dziękuję - Koordynator skinął głową.

Otworzył drzwi i niczym dżentelmen pozwolił wyjść z pomieszczenia Lotte.
- Prosze wejść - rzekł, spoglądając na Natalie.
- Dziękuję - odpowiedziała cicho, podchodząc do Koordynatora. - Ja mam tylko dwie sprawy, które mogą rozrosnąć się w parę pytań, ale postaram się być zwięzła. Gdzie jest Peter Morris, a jeśli tego nie wiecie, czy możecie go namierzyć? To bardzo ważne - Natalie wyrzucała z siebie słowa, nie nadając jeszcze szans mężczyźnie na odpowiedź. - No i właśnie. Proszę. - Oznajmiła, wyciągając spod pachy kukłę i wręczając ją zamaszyście Conradowi.
- Tylko nie mów, że ci się nie podoba! Starałam się! - Powiedziała do szklanych oczu, pochylając się w jej stronę.
- To paraspatium, gada, zatrzymuje czas, wydaje mi się, że jest połączona w jakiś sposób z Pittock Mansion, ale nie jestem pewna, czy żyje - jeśli to można nazwać życiem, odkąd się nieco uszkodziła podczas tych wszystkich porwań i ucieczek.


Conrad Egelman powoli pokiwał głową, starając się nie wykonywać gwałtownych ruchów.

- Dobrze - odparł z pewnym zagubieniem w głosie. - Dziękuję - wziął do ręki kukłę, spoglądając na nią niepewnie. Dopiero po chwili jakby się ocknął i kontynuował. - Niestety ja nawet nie wiem, kim jest Peter Morris - rzekł z westchnięciem. - I też nie wiem, czy Mnemosyne zajmuje się obecnie jego osobą, ale jeżeli ten mężczyzna nie był obecny przy pani przejściu przez Portal, to obawiam się, że nie. Szczerze mówiąc nie mamy teraz ani czasu, ani środków… mam tu na myśli zwłaszcza kapitał ludzki… aby lokalizować osoby poboczne - dodał, wciąż z nieufnością przyglądając się wiedźmie na patyku. - Zdaję sobie sprawę, że nie takiej odpowiedzi pani oczekiwała…
- No to nie idę. - Natalie oznajmiła krótko. - Albo będę miała pewność, że Mnemosyne się nim zajmie, albo zostaję. To moja rodzina i został zaatakowany przez tę samą pieprzoną mafię, która nas miała porwać. A jak wiemy Włosi działali na zlecenie KK. Jest w to wszystko zamieszany.

Wpierw Natalie dostrzegła na twarzy Conrada Egelmana grymas złości. Nie lubił - jak większość ludzi - czuć się szantażowany. Z drugiej strony już dawno temu nauczył się, by trzymać emocje na wodzy. Nie pomagały w wykonywaniu pracy.
- Gdzie chce pani zostać? - tylko zapytał. - Tutaj, w tej sali? W kwaterze oddziału? Bo żeby wrócić do Portland, musiałaby pani przejść przez Portal. A biedna badaczka, która go obsługuje, już teraz leży półżywa i to już w jej kwestii, czy wyświadczy pani przysługę. Gdzie dokładnie chce pani zostać? - zapytał ze spokojem, bez cienia uszczypliwości w głosie. Chyba rzeczywiście chciał doprecyzować to zagadnienie.
- W dupie to mam gdzie zostać, tutaj, gdziekolwiek. - Natalie mówiła spokojnie, ale tylko dlatego, że czuła się kompletnie zestresowana i prawie jak w walce. - Chcę mieć pana słowo, że Mnemosyne zajmie się Peterem Morrisem. Ponoć jest pan człowiekiem honoru.
Conrad obruszył się.
- Nie obchodzi mnie, jakie rzeczy pani posiada “w dupie” - odparł, spoglądając na sztyl, na którym zaczepiona była głowa czarownicy. - Rozumiem pani emocje, jednakże ja nie jestem zwierzchnikiem Mnemosyne. Organizacja podlega bezpośrednio Antarktydzie. Moje zapewnienia, że zajmą się owym Peterem Morrisem byłyby równie wartościowe, jak zapewnienia kogokolwiek innego. Ja mogę jedynie polecić im zajęcie się ową kwestią, co też uczynię.
- Na pewno pan rozumie? Straciłam dziś jednego brata, nie jestem pewna, czy nie straciłam dwóch. NAPRAWDĘ pan rozumie te emocje? - dociekała dalej Natalie, zauważając, że znowu trzęsą się jej ręce. - Nie interesuje mnie moje życie, moje sprawy, moje wygody, niewygody, cokolwiek. Interesuje mnie mój, mam nadzieję, że jeszcze żywy brat. I ja mam teraz zajmować się śledztwem? Pan chce mieć takiego pracownika, któremu naprawdę nie zależy na sprawie? I nie panie Egelman, to nie szantaż. To tylko stwierdzenie, że nie potrafię myśleć o niczym innym, tylko o bezpieczeństwie mojego brata. A pan mi mówi, że może polecić, ale nadal jak rozumiem mam się zastanawiać, czy się tym Mnemosyne zainteresuje, tak?
- Czyli co według pani powinienem uczynić? - Koordynator rozłożył ręce.
- Nakrzyczeć na nich? A potem na mnie, że źle się zachowuję? - Zasugerowała dla rozluźnienia atmosfery.

Conrad Egelman westchnął.
- Ach, ta pokrętna, kobieca natura. W trakcie wprowadzenia była pani najposłuszniejszym detektywem pod słońcem, podczas gdy pozostali mieli zastrzeżenia. Teraz wszyscy grzecznie udali się do zbrojowni, a pani grozi, że nie wybierze się na misję - Koordynator pokręcił głową z uśmiechem. - To przypomina mi, dlaczego nigdy się nie ożeniłem - zażartował niezręcznie. - Proszę dołączyć do pozostałych, a ja uczynię co w mojej mocy. Może tak być? - spojrzał głęboko w oczy Douglas.
- Tak. Dziękuję. Ja… po prostu nie chcę stracić drugiego brata, proszę to zrozumieć. I naprawdę, naprawdę przepraszam. - Odwróciła się i podeszła do drzwi. Przystanęła przy nich na moment i spojrzała na Koordynatora. - Teraz będę już grzeczna. - To powiedziawszy opuściła pokój i poszła w stronę zbrojowni, mając nadzieję, że po drodze spotka innych detektywów.
Conrad Egelman skinął głową. Po tym, jak Natalie opuściła salę, zasępił się, usiadł na krześle i zaczął wpatrywać się w jakiś bliżej nieokreślony punkt w oddali. Wcale nie był zły na Douglas. Rozumiał jej ból. Wszyscy znaleźli się w wyjątkowej sytuacji, działali pod stresem, do tego dochodziły emocje... wszechobecne nerwy. Cieszył się, że nie uległ pierwszemu impulsowi i nie wybuchł gniewem - Natalie na to nie zasługiwała, zwłaszcza po śmierci brata. Jednak wciąż był zły - tyle że na siebie. Na to, że chociaż wspiął się tak wysoko w hierarchii oddziału, wciąż był, kiedy przychodziło co do czego... po prostu bezsilny.

Wyjął notatnik i zapisał w nim sprawy przedstawione przez Lotte Visser i Natalie Douglas. Przyrzekł sobie, że dołoży wszelkich starań, by pomóc tym kobietom.
Choć przed laty jemu nikt nie pomógł.


Zbrojownia zgodnie z zapowiedzią Koordynatora okazała się pokojem naprzeciwko sali konferencyjnej. Było to dość zabawne zestawienie. Jeżeli pokojowe pertraktacje miałyby nie przynieść skutków, rozmówcy zawsze mogli wybrać się do pomieszczenia obok, odebrać inkrustowane szable i zacząć honorowy pojedynek na śmierć i życie. Być może… ale w innej epoce. W dzisiejszych czasach zostało im co najwyżej pobrać broń i wpakować na korytarzu pół magazynka w plecy przeciwnika. Również bardzo skuteczne.

Imogen, Alice i Sharif weszli do środka, rozglądając się niepewnie. Próbowali wyłowić wzrokiem osobę odpowiedzialną za wydawanie broni. Pokój wydawał się schludny, jednak wypełniony obiektami, co optycznie zmniejszało jego gabaryty. Każdą ścianę zasłaniały półki długie od podłóg aż do sufitu. W rogu stała złożona drabinka, przy pomocy której można było odebrać sztuki przechowywane w najmniej dostępnych miejscach. Wszyscy byli już wcześniej w tym pomieszczeniu, dlatego od razu zauważyli, że coś zmieniło się. Cała jedna ściana stała wolna i wyniesiono z niej meble wraz z bronią. Podłoga na pierwszy rzut oka zdawała się czysta, jednakże spostrzegawcza osoba dostrzegłaby proch i sadzę - ślady zapewne po… pożarze.

W pokoju panował półmrok. W najciemniejszym miejscu znajdowało się biurko, przy którym stał mężczyzna. Pochylał się nad jakimś zeszytem, którego oświetlało mocne, punktowe światło lampki. Obrócił się i zasalutował, kiedy tylko zobaczył detektywów.


- Witajcie, żołnierze! - krzyknął. - Moje imię August Halsey, jestem Starszym Badaczem! Musicie wiedzieć, że… - nagle zmrużył oczy. - Oczekiwałem pięciu osób w tej turze - rzekł powoli, po czym znowu spojrzał do swojego tradycyjnego zeszytu. - Mam nadzieję, że nic nie przytrafiło się pozostałej dwójce... - milczał przez chwilę, zanim znów podniósł wzrok. - Żyjemy w czasach, kiedy detektywi padają, jak muchy.

Mężczyzna zasępił się i zastygł w oczekiwaniu na odpowiedź.
 
Ombrose jest offline