Otto za długo był w zadumie i załamany. Gdy przyszło co do czego i towarzysze uzmysłowili mu, że jednak już późno na wędrówkę usiadł obok nich.
- Z rana trzeba ruszać.- Zgodził się z towarzystwem.
- Mogę się zając pieniędzmi, jeśli Wszyscy chcecie.- Przytaknął na propozycję Norina.
- I tak. Związałem bo ktoś nieopatrznie nastraszył dziewkę i wspomniał jej o czarowniku na pokładzie.- Spojrzał na kislevitę.
- Moja wina, że spłonęli. Ja ostatni z nimi byłem i zawierzyliście, że zajmę się nimi i łajbą. Przepraszam.- Po Widdensteinie było widać, że cierpi wewnętrznie, ale jak przysłowie mówi. "Co nie zabije to wzmocni". Tak i tym razem było.
Droga przy rzece była spokojna. Miło się wędrowało z myślą, że nigdzie im się nie spieszy i nie maja nic do zrobienia.
Sielankę jednak przerwało dotarcie do wioski nad brzegiem rzeki. Z początku Otto ucieszył się, że dotarli do jakieś cywilizacji, ale postrzelony koń i ciało znajomego elfa nie napawało optymizmem.
Gdy już byli na osobności poza zasięgiem słuchu miejscowych Otto zwrócił się do kompanów.
- Martwię się, że ten szlachcic zginął i cały jego oddział. Martwi mnie jeszcze, że ktoś wiedział gdzie i po co jedzie i na nas spadnie odpowiedzialność za jego śmierć. Wiecie co jest za zabicie szlachcica w Imperium?- Mag był zaniepokojony i chciał podzielić się obawami z kompanią.