Yetar szybko doszedł do wniosku, że Girlaen miała rację z tą ciężką przeprawą. Zamek był widoczny, więc cel ich podróży mieli niemal jak na dłoni, ale wspinanie się po stromym, pokrytym śniegiem zboczem wymagało dużych pokładów energii. Ciepło szybko uciekało z ciała, kiedy wiatr szarpał ubraniem i przenikał aż do głębi ciała. Nie był to na szczęście lodowaty, mroźny wicher, ale i tak odczucia nie należały do przyjemnych. I to po kilku chwilach, co będzie po całym dniu wędrówki?
Półelfka medytowała zaledwie kilka minut, pantera naprawdę trzymała się blisko i doskonale potrafiła odnaleźć swoją nową panią. Przybiegła, skacząc zwinnie po śniegu i prawie nie pozostawiając za sobą śladów.
Najbliższa okolica nie miała wiele do zaoferowania. Linia drzew kończyła się w tym miejscu, dalej straszyły ostre skały i niewielkie przejścia. Wyglądało na to, że najłatwiej będzie się szło doliną i wspinało na górę dopiero przy samym zamku. Na dole teren nie wyglądał na tak niebezpieczny i zdradziecki, nie było także przepaści, w które można było spać. Tak przynajmniej myślał fetchling spoglądając w dal, lecz później coś innego zwróciło jego uwagę.
Na wąskiej skalnej półce zauważył ślady. Zbliżył się, razem z depczącą mu po piętach Luną i przyjrzał. Odciski przynajmniej trójki osobników pozostawiły płytkie, szerokie ślady. Wyglądały jakby należały do ogromnego humanoida, ale były zbyt płytkie.
- To raki - wytłumaczyła Girlaen dołączając do dwójki towarzyszy razem z Elvinem. Zwiadowczyni odnośnie przeżycia wiedziała z nich najwięcej, ale i ona nie potrafiła zgadnąć, co za istoty używały tu raków. Na pewno przynajmniej częściowo cywilizowane. Ślady nadchodziły z zagajnika, przecinając górą podziemny tunel w pewnej odległości od zawaliska i kierowały się wyżej, po przylegającej do góry skalnej półce. Mogło to być przejście przez ten odcinek gór, umożliwiające ominięcie potrzeby podróżowania doliną i późniejszej wspinaczki. Przy czym groziło spotkaniem z tym, którzy przeszli tędy wcześniej.