Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-01-2017, 12:06   #89
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Wszystko było inne, dziwne, bardzo niepokojące. Tak bardzo, że gdyby tylko Aria zaczęła roztrząsać wszystkie ostatnie wydarzenia to usiadłaby na tyłku i nie ruszyła się z miejsca już prawdopodobnie nigdy. Na szczęście owe frapujące zdarzenia, które mogłyby uczynić ją bezwolną poprzez złapanie jej w ciąg nierozwiązywalnych zagadek i rozważań dały jej także możliwość wyboru pomiędzy myśleniem a działaniem. Dziewczyna wybrała to drugie. Bądź, co bądź tylko od niej zależało czy paskudny, dość specyficznie pachnący obcy stworek przeżyje.

Dlatego Aria nie zakwestionowała własnych instynktów, które podpowiedziały jej gdzie dokładnie miała się udać tylko tam się udała. Nie zastanawiała się, dlaczego potrafiła nieść jednocześnie ciężkiego potworka i własny plecak a do tego jeszcze w ogóle nie odczuwać żadnego zmęczenia.

Nie patrzyła się otępiałym ze zgrozy wzrokiem na rogatą postać, która wyskoczyła gdzieś nagle niczym przysłowiowy diabeł z pudełka. Mogła przyspieszyć własny krok, więc go przyspieszyła. Nie zastanawiała się, dlaczego trzy metrowy stwór gonił akurat ją. Zamiast tego jeszcze bardziej zwiększyła prędkość poruszania żeby w końcu odbić się od ziemi i wykonać skok przekraczający po wielokroć możliwości człowieka, a potem kolejny i kolejny. Niczym wielka ludzka pchła.

Udało jej się. Znalazła osadę Corocz, lecz wielki rogaty potwór podążał jej śladem. Łowca Maski. Takim mianem określił go wielgaśny, półnagi wojownik z absurdalnie wielkim mieczem, który wyszedł na spotkanie Taranis.

Aria zamknęła rozdziawione usta, które jakoś tak same jej się otworzyły, kiedy zobaczyła Tharka Nar Tharka.

- Wow, co za miecz! Wow, co za tatuaże! Wow, co za mięśnie!

Zerknęła trwożnie na szarżującego rogatego potwora.

- Czy to znaczy, że będziesz się z nim bił? Przy pomocy tych mięśni i tego miecza?

Nonszalancko poprawiła wiszącego na jej ramieniu Ruku-faku.

Thark w odpowiedzi spojrzał na nią pozbawionym emocji wzrokiem.

- Uciekaj stąd. Zabieraj się wozem i uciekaj.

Ruszył na spotkanie potwora. Powoli, wymachując mieczem tak, jakby był wykonaną z plastiku zabawką. Świst, który towarzyszył machnięciom był jednak jak najbardziej stalowy. Prawdziwy aż do szpiku kości.

- Jestem Thark Nar Thark! - Wykrzyknął mężczyzna na całe gardło. - Związany Przysięgą! Uciekajcie!

- Wozem? – Szepnęła Aria.

Spojrzała zdezorientowana na wielki wehikuł stojący na środku tej tak zwanej osady.

- Ale to będzie strasznie wolna ucieczka. – Zauważyła.

Nie zamierzała się jednak kłócić z kimś z takim mieczem i takimi mięśniami.

- Powodzenia! - Krzyknęła tylko za oddalającym się wojownikiem i udała się w kierunku wozu. Nawet, jeśli sama miałaby nie skorzystać z tej podwózki to teraz pojawiła się najlepsza szansa na przekazanie Ruku- faku jego pobratymcom.

W osadzie zapanowało zamieszanie. Jej mieszkańcy biegali w panice. Większość, podobnie jak Aria, kierowała się w stronę wozu, przy którym kilku osobliwie ubranych ludzi wymachiwało dziko rękami. Pomiędzy dłońmi jednego zbierała się dziwna kula, niczym wody lub światła, albo jednego i drugiego.

Przy tych “czarodziejach” gromadzili się pobratymcy Ruku-faku uzbrojeni w paskudnie wyglądające noże i nabite kolcami pałki.

Taranis zbliżyła się ostrożnie do grupy przy wozie. Wyglądali dość niebezpiecznie i do tego najwyraźniej szykowali się do niezłej bijatyki.

- Przepraszam, czy ktoś z was zna tego tutaj gentlemana? - Delikatnie zsunęła Ruku-faku z ramienia biorąc go na dwie ręce jak rodzic trzymający w objęciach małe dziecko.

Nikt nie odpowiedział. Pyszczki wpatrywały się w nią zdziwione, wielkie ślepia lśniły wilgocią. Za plecami usłyszała dziki ryk, od którego przeszły ją ciarki.

- Hej, nie rozumiecie mnie? Musicie go wziąć ze sobą, bo jest ciężko ranny i inaczej nie przeżyje. Musicie mu pomóc. - Zrobiła krok w stronę najbliżej stojącego osobnika.

- Chyba go znacie. Mówił, że jest z jakiegoś klanu stąd czy jakoś tak.

- Bieraj te kurwę na woza! - Zaskrzeczał jeden ze stworków. - Bo wychuja na kitola.

- Aha. - Aria zapomniała, że stworki używały dość ciekawej gwary i dlatego pewnie potrzebowały trochę czasu żeby zrozumieć jej mowę.

Nie tracąc czasu dziewczyna zaniosła Ruku do wozu.

Przy wozie trwała równie dzika krzątanina. Stworki podawały sobie z rąk do rąk tobołki. Część z tych tobołków lądowała w wozie, jednak część nie. Niektóre stworki zamiast podawać pakunek dalej wymykały się chyłkiem z kolejki i szybko ukrywały pakunki gdzie popadło - za kołem, w jakimś rowie, za porzuconym namiotem. Niedaleko w gromadkę zbiło się kilku ludzi. Jeden z nich o chytrym wyglądzie ruszył w stronę Arii. Był gruby i ledwie maszerował ubrany w coś, co wyglądało jak rajtuzy.

- Mamy uzdrowiciela, panienko - zakrzyknął. - Proszę podejść do nas. Niech się panienka trzyma z daleka od tych złodziejskich Zbieraczy.

- Ale to właśnie jeden ze Zbieraczy potrzebuje lekarza. - Odkrzyknęła mu Aria.

- Masz czym zapłacić? - Zaciekawił się grubas.

Z terenu przed obozowiskiem doleciał do uszu dziewczyny potworny ryk. Ludzie stłoczeni przy wozie wykrzyknęli coś gniewnie, wyraźnie wystraszeni.

- A przyjmujecie karty kredytowe? - Zapytała z nadzieją Taranis - Chyba nie za bardzo, co?- Dodała szybko.

- Co tam się dzieje? - Trwożnie odwróciła głowę w stronę, z której doleciał ryk.

Ujrzała, że potężny Thark Nar Thark walczył z demonem, który właśnie cofnął się gwałtownie. Jedna z jego łap została odcięta. Z rany spływał ogień zamiast krwi. Półnagi brodacz natarł ponownie, lecz potwór uniknął ataku i wbił szpony w brzuch mężczyzny unosząc go w górę gwałtownym zrywem.

Ludzie wrzasnęli przerażeni.

- To Łowca Maski! - Wykrzyknął inny mężczyzna, równie gruby, co ten, który rozmawiał z Arią. - Chce dziewczyny lub tego Zbieracza. Łap ich, bracie!

Tłuścioch przed nią zamrugał oczkami. Widać było, że coś przelicza i szacuje.

- Skąd wiesz? – Obruszyła się Taranis - Może równie dobrze przybył po któregoś z was. I łapy precz grubasie! Nie waż się dotykać Ruruka.

Aria odwróciła się na pięcie i pobiegła prosto do drzwi wozu żeby przekazać rannego stwora komuś bardziej zaufanemu.

- Zatrzymaj ją! Zatrzymaj ją! - Krzyczał tłuścioch z tłumu, a grubas, który proponował jej leczenie ruszył za nią niezgrabnie, przewalając ciężar z jednej nogi na drugą. Biegł jak spasiona kaczka.

Aria dopadła wozu, podała ciało Zbieracza pobratymcom a te … przerzuciły go dalej, na wóz. Znów usłyszała ryk przerażonych ludzi.

- No... - Zawahała się przy kolejnym słowie - ludzie. To nie jest bagaż. Macie mu pomóc a nie rzucać jak jakiś tłumok do bagażnika.

Nie namyślając się wiele Aria wskoczyła do środka wozu za rzuconym tam Ruku-faku.

W środku było sporo osób. Głównie tych “żółwikopodobnych” Zbieraczy. Ale też ludzi i kilka dziwacznych stworzeń o chudych ciałach, sinej skórze, i gadziej aparycji. Wszyscy byli wyraźnie wystraszeni. Wytrzeszczone oczy wpatrywały się w Arię.

- Ić stond! - Powiedział jeden ze Zbieraczy. - On ciebie szukarucha. Ty zjebawszy nam skryjówkę. Ić stond! Czmych! Czmych!

Stwór zaczął wymachiwać łapkami w geście wypędzania.

- To pomóżcie temu tam Rurukowi, bo inaczej stąd nie wyjdę. - Powiedziała Aria stanowczo, ale zaprzeczając własnemu zdecydowanemu tonowi głosu zaczęła cofać się w stronę wyjścia.

Dziewczyna nie była pewna czy ten cały Łowca rzeczywiście jej szukał, ale nie zamierzała walczyć na pięści z przerażonymi stworkami.

Kilkoro doskoczyło do jej “kamrata”. Coś tam zaczęło do siebie świergoli w swoim języku. Reszta jednak patrzyła na nią z wyczekiwaniem.

- No dobrze, idę już sobie, ale muszę wam powiedzieć, że jesteście wyjątkowo niegościnni.

Znalazła wyjście z wozu i wyskoczyła na zewnątrz. Poprawiła paski plecaka i ruszyła sprintem byle jak najdalej od tego miejsca, tych całych Zbieraczy, grubasów, wielkich facetów z mieczami, którzy okazują się wyjątkowo niekompetentni, a przede wszystkim jak najdalej od wielkich trzymetrowych stworów z rogami.

Kiedy jednak wyszła z wozu zatrzymała się w miejscu, bo zobaczyła, że wielkiego stwora już nie było. A na polu pozostał jedynie brodacz, idący do przodu, chwiejnie, z nawet z daleka widocznymi bebechami, które ciągnął za sobą, niczym prujący się sweter.

Większość kreatur zaczynała pospieszną ucieczkę. Thark nar Thark upadł nagle, twarzą do ziemi. Nikt jednak najwyraźniej nie zamierzał mu pomagać.

Aria postąpiła w stronę leżącego mężczyzny, po czym dopadła najbliższych krzaków i zostawiła tam swój ostatni posiłek, a potem ten jeszcze poprzedni. Dopiero, kiedy jej żołądek stał się całkiem pusty dała radę obrócić Thark nar Tharka na plecy. Kiedy to uczyniła zorientowała się, że mężczyzna właśnie zmarł, na jej rękach. Wozy odjechały. Nikt nie został sprawdzić, co stało się z ich wybawicielem.

Aria patrzyła tępo za oddalającymi się mieszkańcami osady Corocz wciąż trzymając martwe ciało wojownika.
 

Ostatnio edytowane przez Ravanesh : 25-01-2017 o 12:10.
Ravanesh jest offline