Gęsta mgła cały czas spowijała okolicę i dla niczego nieświadomego obserwatora jedynie głośne ryki i warknięcia mogłyby być wskazówką, że doszło do walki.
Trzy pierwsze gnolle ruszyły do natarcia, jednak zanim zdążyły chociażby zrobić krok, pierwszy z nich już padł od mrocznej magii Furii i wściekłego cięcia Kobuza.
Wtedy z mgły wyłoniły się kolejne trzy gnolle, w tym jeden dzierżący nie topór, a długi łuk - był to osobnik nieco wyższy i szerszy niż pozostała piątka. Pierwszy cios z jego właśnie strzały otrzymał Kobuz, co zdawało się rozwścieczyć kowala jeszcze bardziej.
Do walki dołączyły też niespodziewanie nieumarłe szkielety wilków - gęste krzaki nie zdawały się je zniechęcić, by zaszarżować przeciwników w linii prostej.
Kendrick w tym czasie skupił się na swojej wrodzonej mocy i dosłownie zmiażdżył umysł jednego z napastników, który po prostu padł na ziemię martwy. Zapłacił za to jednak wysoką cenę: psychiczne rezonacje w jego głowie kosztowały go znacznie więcej niż chciałby zapłacić za taki atak i przez następne kilka sekund błękitnowłosy jedynie trzymał się za głowę starając się odzyskać panowanie nad sobą. Aldona uzupełniła dzieło zniszczenia rozpłatając swą halabardą kolejnego psowatego. Bozafowi udało się skryć w krzakach i pozostać w doskonałym bezruchu tak, że nawet nieumarli przeciwnicy będący nieopodal go nie dostrzegli. Wreszcie Erdor starał się powstrzymać gnollego dowódcę przed dalszym szyciem z łuku poprzez oszołomienie go: niestety wielki psowaty stwór jedynie potrząsnął głową i kontynuował walkę.
Kobuz w swej wściekłości natarł na niego z wielką siłą i - choć wydawało się do niemożliwe - jednym ciosem wbił miecz głęboko w ciało gnollego przywódcy. Gdy jego ciało osunęło się bezwładnie na ziemię, pozostała dwójka jego podwładnych rzuciła się do ucieczki: momentalnie zniknęli w gęstej mgle z której jeszcze przed chwilą wyszli. W tamtym momencie pozostało jedynie pozbyć się bezmózgich nieumarłych, które walczyły do śmierci. Jedynie Dragomir i Kobuz przypłacili to bolesnymi ugryzieniami martwych szczęk i już wkrótce po szkieletach zostały same pokruszone kości.
Kiedy ferwor walki opadł i członkowie drużyny mogli się chociażby obejrzeć na swoich towarzyszy, każdemu przyszło do głowy fundamentalne pytanie: skąd te gnolle? Czego tu szukały? Kto sprowadził te szkielety?