Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-01-2017, 12:56   #100
Gerappa92
 
Gerappa92's Avatar
 
Reputacja: 1 Gerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwu
Kolekcjoner klątw

Trząsł się. Nie był pewien czy z zimna czy może ze strachu. Ruppert liczył raczej na inny rodzaj budowli. Ta przypominała kaplicę a te niekoniecznie dobrze kojarzyły się łotrzykowi. W dodatku ta wszechobecna zmarzlina. O co tu właściwie chodziło? Ciekawość popchnęła go do przodu ale ostrożność kazała mu obejść budynek. Na zmarzniętej trawie może był wstanie dostrzec jakieś ślady czyjejś obecności? Ale nie o to mu do końca chodziło. Chciał sprawdzić co kryje świątynia ale być może istniał na to inny sposób niż wejście frontowymi drzwiami?
Nie mylił się. Obszedłszy ośnieżoną, pozbawioną okien budowlę, Ruppert natrafił w końcu na tylne wejście. Były to spore drzwi, odrobinę tylko mniejsze od tych z przodu. Odkrycie to zadowoliło łotrzyka, jednak z każdą kolejną chwilą, zaczął odczuwać dziwne obawy. Nie mógł być pewny, czy to jego instynkt, czy może jakaś inna siła na to wpłynęła, ale nagle ogarnął go nie dający się opisać słowami niepokój.
Chłód wokół niego wzmógł się. Ciarki przeszły go po całym ciele. Przydałyby się grube buty i jakieś futro. Ruppert był chudy jak szpak i mróz bardzo mu doskwierał. Dlatego nie zamierzał tak stać jak posąg i zamarznąć pod tą świątynią. Nie miał jednak odwagi aby wejść tylnymi drzwiami. Liczył, że znajdzie jakieś okno przez które zobaczy co jest w środku. Zostawił tylne drzwi i ruszył z powrotem do głównego wejścia.
Ogromne posągi, przenikliwy mróz, tajemnicza świątynia. Ruppert poczuł lęk. Był sam. Jednak to tylko budowla a on był dużym chłopcem. Ostrożnie spróbował wejść do środka. Proste to jednak nie było. Okazało się bowiem, że drzwi były tak zmarznięte, że nie chciały się otworzyć.
Odmrażając sobie ręce, Ruppert zebrał w sobie całą siłę i szarpnął za metalową klamkę. Łotrzyk nie należał do najsilniejszych osób na świecie, jednak pragnienie odwiedzenia starożytnych ruin dało mu energię. Zamarznięte drzwi puściły i otworzyły się z głośnym hukiem… Ostrożne to to może nie było, jednak przynajmniej udało mu się dostać do środka.
Promienie słońca z zewnątrz przedarły się do wnętrza komnaty. Rupperta natychmiast dotknął zimny powiew. Pomieszczenie było całe w śniegu. W narożnikach tłoczyły się zaspy, a ściany pokrywał biały puch, który uniemożliwiał odczytanie wyrytych na nich symboli. Zaś samo centrum komnaty zajmowała spora okrągła konstrukcja, która przypominała studnię.
Pomieszczenie przynajmniej było puste. Żadnego goblina, wilka czy innego stworzenia czyhającego na jego życie. Przynajmniej tak się wydawało na pierwszy rzut oka. Chłopak otulił się szczelnie tym co miał na sobie. Prosta skórzana przeszywnica. Mimowolnie zaczął szczękać zębami i cały dygotać.
Studnia była celem. Celem, który ostrożnie ominął szerokim łukiem. Obszedł budowlę ostrożnie przyglądając się szczegółom konstrukcji.
Ruppert co prawda nie znał się na architekturze, jednak mógł być pewien, że wnętrze świątyni zostało zbudowane w sposób, jakiego nigdy wcześniej nie widział na oczy. Jednak po chwili obserwacji, doszedł do wniosku, że do końca nie ma racji. Widział bowiem wcześniej coś podobnego. A mianowicie portal, którym dostali się do tego świata.
W kilku miejscach łotrzyk przetarł śnieg ze ścian, starając się odkryć co kryją wyryte na ścianach kształty. W wielu miejscach okazały się one pokruszone i wyniszczone przez czas, jednak udało mu się dotrzeć do jednego fragmentu, który wydawał się w dosyć dobrym stanie. Na ścianie wyryto scenę, na której przedstawiono dziewięcioro ludzi, pochylonych nad stołem. Ruppertowi przywodziło to na myśl, dowódców planujących ważny krok militarny, jednak ich szaty wcale nie wskazywały na to, że byli oni wojownikami. Być może na innych ścianach w budynku mógł znaleźć więcej odpowiedzi?
W tym pomieszczeniu jednak niczego więcej nie znalazł. Reszta ścian była zbyt zniszczona by cokolwiek odczytać, a pod śniegiem nie kryły się żadne skarby.
Łotrzyk spojrzał na zachodnią ścianę, z której odchodzi korytarz w głąb budynku. Z pewnością gdyby nie biały śnieg zalegający na podłodzę, cały budynek pogrążony byłby w kompletnym mroku. Dzięki niemu jednak mógł dostrzec nieco więcej. Kawałek dalej, zaraz na początku przejścia, znajdowały się drzwi po prawej stronie. Zaś korytarz po kilku metrach zdawał się skręcać na południowy-zachód.
Ominął studnie i ruszył w głąb pomieszczenia. Miejsce było okropnie zlodowaciałe. Ruppert przestał już czuć końcówki swoich palców mimo tego że miał na nich rękawice. Ten lód jednoznacznie kojarzył mu się z zamarzniętą sadzawką i Pech. On nie chciał znaleźć się w lodowatym objęciu a podejrzewał, że studnia może mieć takie właściwości.
Właściwie to miał już wychodzić. Czego tu właściwie mógł się spodziewać? Zlodowaciałe drzwi prawdopodobnie już dawno zdradziły jego obecność. Pytanie tylko komu? Budynek wydawał się pusty.
Idąc sam miał tą przewagę, że mógł się poruszać cicho i niepostrzeżenie. Mrok był na jego korzyść. Ostatnie dni bez wzroku nauczyły go polegać na słuchu. Idąc w głąb korytarza przystanął przy drzwiach. Wahał się przez chwilę nasłuchując ale ostatecznie ruszył dalej zostawiając zamknięte drzwi za sobą.
Po minęciu zakrętu, korytarz ciągnął się jeszcze przez kilka metrów. Po prawej stronie pojawiły się kolejne, zamknięte drzwi, jednak to nie one zwróciły uwagę Rupperta. W oddali dostrzegł bowiem jakąś tajemniczą, niebieską poświatę. Pragnąc poznania jej źródła, łotrzyk postąpił ostrożnie do przodu. Przeszedł kilka kroków, by stanąć w miejscu, gdzie korytarz rozszerzał się i wpadał do sporej wielkości komnaty.
Wtedy toteż dostrzegł źródło owego tajemniczego blasku. Ciarki przeszły go po plecach i to bynajmniej nie z zimna. Na środku komnaty stała bowiem czarna statua, z której jakby ulatywała niebieska energia. Nieruchoma postać przedstawiała wielkiego rycerza w czarnej zbroi. Nie trzymał on w dłoni jednak miecza, a będącą jakby przedłużeniem ręki spiralną maczugę. Widok ten napawał Rupperta niepokojem…
Który w jednej chwili przerodził się w niewysłowiony terror. Bowiem nieruchoma głowa statuy, w momencie odwróciła się w jego stronę. Pod wysokim, otwartym chełmem łotrzyk dostrzegł kościstą, czarną twarz. Z jego oczu i ust ulatywała niebieska energia.
- In… truz… - istota wycharczała z wielkim trudem. Zmysł Rupperta podpowiedział mu, że nadszedł czas na ewakuację.
Jeśli dobrze się orientował powinien teraz znajdować się po drugiej stronie lodowej kopuły. W komnacie w której znalazł się razem z czarnym rycerzem próbował dojrzeć drzwi, które wprowadzałyby go na otwartą przestrzeń. Dostrzegł je ale na drodze do nich czyhał na jego życie mroczny rycerz.

W jednej chwili blask pałający z oczu zjawy rozjarzyły się jeszcze mocniej. Serce Rupperta zadrżało. Nagle przez jego umysł przetoczyła się koszmarna wizja. Przez krótką chwilę dostrzegł w niebieskim blasku zastęp umęczonych dusz. Widział wiele istot, które padły ofiarą mrocznego rycerza, a ich duszę zostały pożarte i na wieki uwięzione w jego wnętrzu. Słyszał ich rozpaczliwe, pełne bólu zawodzenia krzyki. Widział wykrzywione w cierpieniu twarze. Jeszcze nigdy w życiu łotrzyk nie odczuł tak obezwładniającego lęku przed śmiercią.
Wizja jednak urwała się, pozostawiając po sobie spustoszenie w umyśle Rupperta. Chwila ta trwała jedynie sekundę, jednak łotrzyk wiedział, że przez wiele dni będzie odczuwał jej konsekwencje. O ile do tego czasu uda mu się przeżyć.
Odwrócił się błyskawicznie na pięcie i pomknął w stronę wyjścia. Słyszał, że istota ta podąża za nim, jednak nie miał odwagi ponownie na nią spojrzeć. Chciał jedynie stamtąd uciec. Uciec jak najdalej od tych przeklętych okrzyków, które nie chciały przestać rozbrzmiewać w jego głowie.
Nim się obejrzał, był już na zewnątrz. Nie wiedział jak długo biegł. Długo zajęło mu zorientowanie się, że nikt go już nie ściga. Jego serce wciąż łomotało jak oszalałe, a w głowie ciągle wybrzmiewały przeraźliwe głosy ofiar zaklętego rycerza.
Zmęczenie rzuciło go na kolana. Głosy w głowie położyły go na łopatki. Zwinął się w kulkę jakby chciał obronić się przed czymś co tak naprawdę było w nim. Płakał. Ale przecież uszedł z życiem. W końcu ten fakt przedarł się do jego świadomości. Podniósł się i przetarł załzawione oczy. Rozejrzał się próbując ustalić gdzie jest i gdzie pozostawił grupę. Musiał ich ostrzec…
Łotrzyk przez chwilę błądził spojrzeniem po okolicy, próbując wyłapać jakiś charakterystyczny punkt, który pomógłby mu odnaleźć się. Nie mógł dostrzec nigdzie grupy, jednak po chwili namysłu postanowił ruszyć ku morzu, a następnie iść wzdłuż plaży gdzie na pewno znalazłby łódkę. Postępując zgodnie z tym planem udało mu się w końcu dotrzeć do obozowiska. Nieco wcześniej dostrzegł smugę rosnącego na horyzoncie dymu.
 
__________________
"Rzeczą ważniejszą od wiedzy jest wyobraźnia."
Albert Einstein

Ostatnio edytowane przez Gerappa92 : 25-01-2017 o 13:04.
Gerappa92 jest offline